0:00
0:00

0:00

Profesor Martin Krygier z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii w Sydney wygłosił wykład podczas wydarzenia "Praworządność - co tracimy?" organizowanego przez Archiwum Osiatyńskiego i OKO.press 19 listopada 2018. Swoją wypowiedź zatytułował "What's the point of the rule of law?", czyli "Po co nam praworządność?".

Krygier wychodzi od odrzucenia klasycznej definicji praworządności jako działania władz zgodnych z prawem. Uważa, że praworządność rozumieć należy mniej formalistycznie: jako zdolność do ograniczania autorytarnych zapędów władzy i nie ograniczać jej do systemów politycznych. Praworządna (lub nie) może być także szkoła czy inna dowolna instytucja, w której mamy do czynienia w z władzą.

Krygier odrzuca dyskutowanie o praworządności tylko w oparciu o instytucje państwa prawa, ponieważ są one z natury zmienne. Mogą być też cynicznie wykorzystywane przez populistów do legalizacji ich działań.

Stwierdza, że różnica między tym co dzieje się w Polsce i na Węgrzech a Stanami Zjednoczonymi polega na gorszym zakorzenieniu instytucji w Europie Środkowo-Wschodniej. Instytucje te nie powstały organicznie, a zostały skopiowane z Zachodu. To dlatego Orbánowi i Kaczyńskiemu łatwiej jest wmówić obywatelom, że sądy, media czy organizacje społeczne są "obce", stanowią część "kasty" i "układów". A jednocześnie odnosić się do tradycyjnych wartości, z którymi ludzie utożsamiają się o wiele mocniej - np. do kościoła.

Profesor Krygier zaapelował o to, by w dyskusji o praworządności wyjść poza prawniczy żargon i zwrócić się do obywateli, którzy niekoniecznie muszą rozumieć pojęcia takie jak "artykuł 7". Za to doskonale rozumieją zagrożenia płynące z arbitralnych posunięć władzy.

Zapraszamy do lektury podsumowania wykładu oraz do obejrzenia relacji z wydarzenia:

[embed]https://youtu.be/q0RD6vEY344[/embed]

Pytanie o cel lepsze niż definicja

Profesor Krygier rozpoczął wykład od odwrócenia klasycznego pytania o definicję praworządności. Jego zdaniem problemem z praworządnością polega w dużej mierze na bezustannych próbach jej definiowania.

Krygier uważa, że problematykę rządów prawa lepiej oddaje pytanie postawione w tytule wykładu: "Po co nam praworządność?".

W wykładzie zawarł trzy części: krytykę klasycznego, normatywnego podejścia do praworządności, opis swojej teorii opartej o praktyczny wymiar rządów prawa oraz odniesienie do sytuacji w Polsce.

Nie tylko dla prawników

Profesor Krygier jest przeciwny definiowaniu praworządności w sposób klasyczny. Zaznaczył, że choć termin ten przeszedł ewolucję od pojęcia prawniczego do wszechobecnego "słowa-klucza", to jego definicje nadal odnoszą się do kwestii formalnych.

Dlaczego? Zdaniem Krygiera ludzie utożsamiają praworządność z instytucjami i konkretnymi przepisami prawa, bo robią tak prawnicy. A skoro prawnicy znają się na prawie, to wiedzą, na czym polega praworządność:

"Jeśli boli cię ząb, idziesz do dentysty. Zapchane rury? To robota hydraulika. Praworządność - do prawnika. Ja uważam, że to błąd" - stwierdził Krygier.

Dyskusja o instytucjach to za mało

Profesor uważa, że dyskusje prawnicze na temat instytucji i przepisów to zły punkt wyjścia do rozmowy o praworządności.

Po pierwsze dlatego, że takie podejście nie działa:

"Od 30 lat promujemy praworządność - robią to m.in. organizacje międzynarodowe - ale brak nam sukcesów. Mnóstwo pieniędzy wydano na promocję praworządności w Mjanmie, Iraku czy Afganistanie. Efekty są niemal niewidoczne".

Po drugie, jak zaznaczył Krygier, instytucje i przepisy prawa są z natury zmienne:

"Arystoteles i Monteskiusz pisali o praworządności, ale mieli na myśli zupełnie inne instytucje. Nawet jeżeli uznamy, że Arystoteles się mylił, to nie można mu odmówić racji w niektórych kwestiach".

Instytucje w służbie populistów

Po trzecie zdarza się, że tradycyjne instytucje zamiast bronić obywateli przed nadużyciami władzy, są przez nią wykorzystywane. I świadomie bądź nie świadomie współpracują z nią, uprawomocniając jej działania.

Krygier wymienił kilka terminów, którymi posługują się badacze, by opisać taki ustrój: "konstytucjonalizm oparty na nadużyciach", "pełzający autorytaryzm", "legalna autokracja".

Przykładem takiego ustroju są np. Węgry Viktora Orbána:

"Na Węgrzech Orbán zdobył większość konstytucyjną, zmieniono więc konstytucję i działania rządu są legalne. W Polsce PiS tej większości nie ma, więc rząd musi oszukiwać. Chociaż z legalistycznego punktu widzenia sytuacja na Węgrzech wygląda lepiej niż w Polsce, to czy jest tam więcej praworządności? Chyba nie".

Kto rozumie art. 7?

Po czwarte, mówienie o praworządności do zwykłych ludzi nie może być oparte o prawniczy żargon:

"Jeżeli mówimy »artykuł 7« czy »naruszenia postanowień«, to co tak naprawdę ludzie z tego rozumieją? Czy wiedzą, dlaczego w ogóle powinni się tym przejmować?" - pytał Krygier.

Profesor zaznaczył, że praworządność ma być odpowiedzią na problemy, jakie ludzie żyjący w społeczeństwach napotykają od wieków. Należy więc zacząć od zdefiniowania tych problemów, czyli postawić tytułowe pytanie: "Po co nam praworządność?".

To właściwy punkt wyjścia do dyskusji o tym, jak sobie z tymi problemami radzić:

"Prawo jest z reguły ważnym elementem rozwiązania, ale jednym z wielu. Innymi elementami są kwestie społeczne - aktywizm, organizacje polityczne i inne".

Kluczowy problem: władza arbitralna

Krygier jest zdania, że takim kluczowym i powszechnym problemem jest władza o charakterze arbitralnym. Większość ludzi uświadamia sobie, że taka władza jest czymś złym, a praworządność miałaby być sposobem na jej poskromienie.

Profesor podał trzy główne cechy władzy arbitralnej:

  1. władza nie jest pod kontrolą, jest nieograniczona;
  2. jest nieprzewidywalna, działa niejasno, podejmuje decyzje potajemnie, przeczy sama sobie;
  3. obywatele nie mają wpływu na decyzje, które oddziałują na ich codzienne życie.

Według Krygiera główny problem z władzą arbitralną polega nie na bezpośrednim tłamszeniu obywateli - do tego może nigdy nie dojść. Ważne jest natomiast poczucie ograniczenia, które rodzi się w ich głowach. Świadomość, że władza ma narzędzia do wywierania nacisku sprawia, że ludzie nie są naprawdę wolni. Nawet jeśli arbitralna władza akurat powstrzymuje się od agresywnych działań ("nie jesteśmy uderzani w twarz"), w każdej chwili może się to zmienić - na tym wszak polega jej arbitralność. W takiej sytuacji obywatele żyją w ciągłym strachu.

Władza nieograniczona to władza szalona

Krygier zaznaczył, że jedną z osób narzekających na ograniczenia władzy, "imposybilizm", jest prezes PiS Jarosław Kaczyński:

"Prezes Kaczyński narzeka na imposybilizm władzy, ale zapomina, że władza nieograniczona, arbitralna, to najczęściej władza głupia lub wręcz szalona. By się o tym przekonać wystarczy przypomnieć sobie Rumunię lub pojechać do Mjanmy".

Zdaniem Krygiera brak poszanowania ograniczeń władzy prowadzi do tego, że rządzący zaczynają, czasem nieświadomie, działać na szkodę obywateli. Jeśli władza nie musi tłumaczyć powodów swoich decyzji ograniczającym ją instytucjom, staje się niemądra.

"W anglosaskiej tradycji liberalnej mówi się często, że władza korumpuje, a władza absolutna korumpuje w sposób absolutny".

Praworządność jak reguły sportowe

Obywatele są świadomi zagrożeń płynących z istnienia arbitralnej władzy, a praworządność widziana jest jako coś wartościowego. Ma tę władzę hamować:

"Większość ludzi postrzega praworządność jako działającą głównie w sposób negatywny: sprawia, że złe rzeczy się nie dzieją. W tym podejściu jest wiele prawdy".

Krygier zgadza się, że poprzez wzmocnienie roli instytucji, zapędy współczesnych autokratów i despotów można skutecznie ograniczyć. Bo, jak podkreślił, władza niepohamowana, jest często nieskuteczna i oderwana od potrzeb obywateli, działa nieefektywnie.

Zdaniem Krygiera rola praworządności nie polega jednak tylko na sprawowaniu władzy i powstrzymywaniu jej autorytarnych zapędów. Może też być pozytywna - uwalniać potencjał rządów, napędzać je do działania w dobrym kierunku.

"Dobrzy pływacy pływają tak szybko i efektywnie, bo trzymają się zasad. Tu jest podobnie. Ograniczenia władzy pozwalają jej działać skuteczniej. To dlatego praworządność jest tak cenna".

Społeczny komponent praworządności

Krygier uważa, praworządność jest niezbędna, ale nie tylko w wąskim, "prawniczym" rozumieniu tego słowa. Konieczne jest szersze jej rozumienie, włączenie komponentu społecznego. Ludzie muszą zrozumieć dlaczego praworządność jest istotna, traktować ją jako wartość.

Profesor podkreślił, że niepohamowana władza jest nie tylko domeną państw i rządów:

"Każda instytucja, która ma dużą władzę, jest podatna na naruszenia. Mogą to być na np. organizacje paramilitarne takie jak Al Kaida, banki, biznesmeni czy kościół. Arbitralność władzy każdej z tych grup stanowi potencjalne zagrożenie".

Krygier zaznaczył, że skoro źródło arbitralności to nie tylko państwo, repertuar odpowiedzi nie powinien ograniczać się do sądów i prawników:

"Prawo oczywiście może pomóc, ale są sprawy, gdzie jest ono bezsilne. Musimy wtedy szukać innych rozwiązań".

Przeczytaj także:

Praworządność a sprawa polska

Profesor odniósł się też bezpośrednio do sytuacji w Polsce. Stwierdził, że choć mamy problem typowo prawny - atak na instytucje - to dyskusja o polskiej praworządności również powinna wyjść poza rozmowy w gronie prawników.

Po pierwsze dlatego, że jeszcze w latach 80. Polacy żyli poniekąd obok prawa, obchodzili je. Po drugie pomiędzy literą prawa a obywatelem jest jeszcze warstwa instytucji, które to prawo wdrażają, a które często uwikłane są w "układy". To "układy" niejednokrotnie determinują wpływ prawa na zwykłych ludzi. Mogą być silnie zsynchronizowane z prawem lub działać poza nim. Po trzecie, jak zaznaczył profesor, dobre prawo nie gwarantuje, że w danym kraju panuje praworządność:

"Rozmawiałem z jedną osobą o afgańskiej konstytucji. Świetnie, że Afganistan ma konstytucję, ale co z tego? Skoro nie ma ona żadnego znaczenia?".

Trump marzy o takim triumfie jak Orbán i Kaczyński

Krygier podkreślił, że poza prawem ważne są kwestie społeczne. To one tłumaczą, dlaczego na Viktorowi Orbánowi na Węgrzech i Kaczyńskiemu w Polsce udało się to, o czym Donald Trump może tylko pomarzyć.

"Trump, podobnie jak Ziobro, nie darzy prawników sympatią. Ale nie jest w stanie ich sobie podporządkować. Nie był w stanie zatrzymać migracji, ciągle ktoś mu przeszkadza".

Zaznaczył, że nie ma to nic wspólnego z jakością prawa, które powstało w USA i Polsce na przestrzeni dziejów. Zdaniem Krygiera problem w postkomunistycznej Europie polega na braku instytucjonalizacji prawa. Ludzie w Europie Środkowej nie przywiązali się do instytucji państwa prawa, bo nie powstały one organicznie, a były kopiowane z państw Zachodu. Nie mają więc korzeni.

"W latach 90. zapomniano, że proces reformowania kraju nie może być procesem kopiowania, a tworzenia. Aby te nowe instytucje były w stanie się zakorzenić".

Słabo zakorzenione instytucje nie są wystarczająco odporne na ataki arbitralnej władzy. Populistyczni politycy zdają sobie z tego sprawę.

To dlatego kładą silny nacisk na tradycyjne wartości, np. na religię. Z drugiej strony wyolbrzymiają lęki: mówią o kastach i układach. A następnie wiążą je z instytucjami (lub osobami) z instytucjami, które chcą oczernić.

"To dlatego Viktor Orbán zawsze mówi »Uniwersytet Sorosa« zamiast »Uniwersytet Środkowoeuropejski«".

Szczególny moment

Zdaniem Krygiera, znajdujemy się obecnie w wyjątkowym momencie historii. To paradoks, że nowa autorytarna władza w Europie próbuje działać legalnie, także ze względu na kontrolę Unii Europejskiej. Ale mimo to robi skok na sądy.

Krygier podkreślił pytanie o legalność działań władzy jest niewystarczające:

"Powinniśmy raczej pytać o to, czy wypaczany jest sam zamysł pojęcia praworządności, czy w sposób systematyczny dochodzi do ataku na instytucje, organizacje, sposoby mówienia i myślenia ograniczające arbitralną władzę. To o to toczy się spór, nie o literę prawa".

Profesor dodał też, że należy docenić zaangażowanie polskich sędziów i prawników w walkę o praworządność. Ale nie mogą być sami - muszą mieć za sobą wsparcie zaangażowanych obywateli.

Martin Krygier - profesor prawa i teorii społecznej na Uniwersytecie Nowej Południowej Walii w Sydney oraz na Australijskim Uniwersytecie Narodowym w Canberze. Wykłada w Szkole Nauk Społecznych Polskiej Akademii Nauk oraz w Międzynarodowym Instytucie Socjologii Prawa w Oñati, w Hiszpanii. Członek Australijskiej Akademii Nauk Społecznych. W 2016 roku uhonorowany nagrodą Dennis Leslie Mahoney za wkład w rozwój nauki o praworządności. Ostatnio wydał książkę "Philip Selznick: Ideals in the World".

;
Na zdjęciu Maria Pankowska
Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.

Komentarze