"Jest dla mnie absolutnym skandalem, że prawo w Polsce zmienia się po to, żeby konkretna osoba, znajoma Ministra Sprawiedliwości, jego były współpracownik w rządzie, a obecnie osoba temu Ministrowi podległa, miała szansę kierować Sądem Najwyższym" - komentuje Marcin Matczak, konstytucjonalista, profesor Uniwersytetu Warszawskiego
W artykule Janusza Schwertnera czytamy o prof. Małgorzacie Manowskiej, dyrektorce Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury prawdopodobnej kandydatce na I Prezes Sądu Najwyższego.
Autor pisze:
„Dyrektor Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury może wrócić do orzekania, a tym samym – ubiegać się o pracę sędziego Sądu Najwyższego (co za tym idzie – również I Prezesa SN) dzięki zmianie w artykule 77 prawa o ustroju sądów powszechnych.”
Zmiana, o której pisze autor wygląda tak:
Jednostką nadzorowaną przez Ministerstwo Sprawiedliwości jest oczywiście Krajowa Szkoła Sądownictwa i Prokuratury. Oznacza to, że przed tą zmianą prof. Manowska, która jest dyrektorem tej Szkoły, nie mogłaby zostać sędzią SN, a więc i Prezesem SN. Przepis, który jej to uniemożliwiał, obowiązywał od 2012 roku i nagle został zmieniony na ostatnim posiedzeniu Sejmu – przez wykreślenie zaznaczonych powyżej słów.
Podkreśla się to zresztą otwarcie w uzasadnieniu do tej zmiany:
Nie wiem, dlaczego tak się nie stało, ale moim zdaniem informacja ta powinna była trafić na pierwsze strony gazet i czołówki serwisów informacyjnych. Sędziego do SN wybiera niby niezależna KRS, kandydatów na Prezesa SN wybiera Zgromadzenie Ogólne niby niezależnego sądu, a my na długie miesiące przed tymi decyzjami mamy:
Nie trzeba być Sherlockiem, żeby rozwikłać tę zagadkę. Jest dla mnie absolutnym skandalem, że prawo w Polsce zmienia się po to, żeby konkretna osoba, znajoma Ministra Sprawiedliwości, jego były współpracownik w rządzie, a obecnie osoba temu Ministrowi podległa, miała szansę kierować Sądem Najwyższym. Sądem, który jest elementem władzy „niezależnej i odrębnej od innych władz”, zgodnie z art. 173 Konstytucji.
Jeżeli prof. Manowska zostanie Prezesem SN, będzie to oznaczać, że obsadzenie kluczowego stanowiska w polskim sądownictwie zaplanowano poza władzą sądowniczą, przez władzę ustawodawczą i wykonawczą. A bajki o istniejącym w Polsce trójpodziale władzy będzie można opowiadać dzieciom.
Tekst ukazał się na blogu UR - marcinmatczak.pl.
Komentarze