„Wiele osób, które z zapałem krytykują ZUS, wypiera ze świadomości, że dzięki emeryturom z tej instytucji zapewnione są środki do życia ich rodzicom i dziadkom” – mówi OKO.press prof. Leokadia Oręziak. „Z rynku finansowego nie da się uzyskać bezpiecznych i wiarygodnych emerytur. Takie emerytury jest w stanie zapewnić tylko państwo i solidarność pokoleń”
„Rząd Prawa i Sprawiedliwości przedstawia dzisiaj propozycję przekazania całości środków z OFE, w kwocie 162 mld zł, na prywatne, indywidualne konta emerytalne uczestników OFE. Środki te będą w 100 proc. prywatne i dziedziczone” - oznajmił premier Mateusz Morawiecki podczas konferencji prasowej 15 kwietnia 2019.
Według zapowiedzi rządu rachunki uczestników OFE zostaną automatycznie przekształcone w Indywidualne Konta Emerytalne (IKE), a powszechne towarzystwa emerytalne - w towarzystwa funduszy inwestycyjnych.
Od pieniędzy przekazanych do IKE pobrana zostanie opłata przekształceniowa w wysokości 15 proc. Rząd tłumaczy, że gdyby tej opłaty nie było, pieniądze te byłyby uprzywilejowane wobec emerytur wypłacanych z ZUS, które podlegają opodatkowaniu.
Środki zgromadzone w OFE będzie też można przekazać do ZUS bez opłaty przekształceniowej – będzie to wymagać specjalnej deklaracji. Cała operacja ma nastąpić w styczniu 2020 roku.
Jak przyznał premier Morawiecki, przeniesienie środków z OFE do IKE „to de facto sprywatyzowanie tych środków".
Bo – jak często się zapomina – środki zgromadzone w OFE to wciąż środki publiczne. To dzięki temu rząd PO-PSL mógł przenieść do ZUS ok. połowę środków zgromadzonych w OFE (153 mld zł). Odpowiadało to wartości posiadanych przez OFE obligacji skarbu Państwa i innych instrumentów dłużnych gwarantowanych przez skarb Państwa. Obligacje zostały następnie umorzone, a dług publiczny znacząco się obniżył.
W wyniku tej i innych reform – radykalnego zmniejszenia środków przekazywanych do OFE i wprowadzenia tzw. suwaka bezpieczeństwa, czyli stopniowego przenoszenia środków z OFE do ZUS, które rozpoczyna się na 10 lat przed przejściem ubezpieczonego na emeryturę – Otwarte Fundusze Emerytalne straciły na znaczeniu. Jednak zgromadzone w nich środki wciąż są ogromne – to 162 mld zł.
Gdy wejdzie w życie pomysł obecnego rządu, środki zgromadzone w OFE trafią do IKE i przestaną być środkami publicznymi. Co to oznacza dla państwa, społeczeństwa i przyszłych emerytów?
Zapytaliśmy o to prof. Leokadię Oręziak*, kierowniczkę Katedry Finansów Międzynarodowych Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie i wybitną znawczynię systemów emerytalnych.
[baner_akcyjny kampania="remanent2019" typ="typ-2"]
Bartosz Kocejko, OKO.press: Premier Morawiecki zapowiedział ostateczną likwidację Otwartych Funduszy Emerytalnych. Czy pani, jako wieloletnia przeciwniczka OFE, czuje z tego powodu satysfakcję?
Prof. Leokadia Oręziak: Od dawna postulowałam likwidację OFE, ale nie w ten sposób! To, co było uznane i przez Sąd Najwyższy i przez Trybunał Konstytucyjny za środki publiczne, zostanie sprywatyzowane. Skala tej prywatyzacji jest naprawdę ogromna i zupełnie bezprecedensowa. Nie znajduję żadnych podstaw, by coś takiego zrobić.
Dzięki tzw. opłacie przekształceniowej rząd uzyska pieniądze na finansowanie dodatkowych wydatków - w dużej mierze wyborczych. Wygląda na to, że rząd jest w stanie poświęcić sto kilkadziesiąt miliardów z pieniędzy publicznych, żeby mieć dwadzieścia kilka miliardów na swoje cele.
Zapowiedziane nieodwracalne przekazanie pieniędzy z OFE do IKE, czyli na rynek finansowy, jest nieakceptowalne nie tylko z punktu widzenia finansów publicznych, a więc w istocie naszego wspólnego dobra, ale także jest rozwiązaniem szkodliwym z punktu widzenia przyszłego emeryta. Oznacza ono definitywne obciążenie tego emeryta kosztami i ryzykiem związanym z lokowaniem na rynku finansowym środków na emeryturę, bez żadnej gwarancji, że pieniądze te uda się odzyskać w przyszłości.
Zapowiedziane przez rząd zmiany w OFE będą stanowić kontynuację idei neoliberalnej reformy emerytalnej z 1999 roku. Jej głównym celem było zapewnienie nowego źródła wielkich zysków dla instytucji finansowych, w tym banków, firm ubezpieczeniowych, towarzystw zarządzających funduszami inwestycyjnymi i emerytalnymi oraz powiązanych z nimi elit.
Myśli Pani, że dużo ludzi zdecyduje się na tę opłatę i przekazanie środków na IKE?
Tak, dlatego, że ludzie na ogół wybierają rozwiązanie domyślne, czyli takie, przy którym nie muszą podejmować żadnych działań. Można oczekiwać, że także w tym przypadku niewiele osób – może nawet mniej niż 10 proc. – zdecyduje się wykazać aktywnością i złożyć oświadczenie, by wszystkie ich środki z OFE skierować do ZUS.
Pozostałe osoby z braku czasu czy z braku przekonania, że warto coś zrobić, pozostawią sprawę własnemu biegowi i pogodzą się z tym, że ich środki z OFE, po potrąceniu opłaty przekształceniowej, trafią do IKE. Jest to rozwiązanie w interesie instytucji finansowych, bo otrzymają one definitywnie sto kilkadziesiąt miliardów złotych do czerpania pożytków przez dziesiątki lat.
A gdyby domyślne rozwiązanie polegało na przekazaniu pieniędzy do ZUS?
Wtedy środki te mogłyby być wykorzystane na finansowanie publicznego systemu emerytalnego, a pośrednio sprzyjałoby to przeznaczeniu większych środków na finansowanie edukacji czy ochrony zdrowia. Zapowiedziana prywatyzacja środków zgromadzonych w OFE, definitywny ich transfer na rynek finansowy, oznacza, że pieniądze te już nigdy nie będą mogły zostać przeznaczone na finansowanie celów publicznych, czyli wspólnych potrzeb obywateli.
Dzięki funkcjonującemu od 2014 roku tzw. suwakowi bezpieczeństwa, środki z OFE były dotychczas stopniowo przenoszone do ZUS. Istota suwaka sprowadza się do przekazywania w ciągu 10 lat przed osiągnięciem przez daną osobę ustawowego wieku emerytalnego na subkonto w ZUS pieniędzy znajdujących się na koncie w OFE. Np. w 2018 roku przekazano z tego tytułu ponad 8 mld zł i było to o ponad 5 mld więcej niż kwota nowych składek wpłaconych do OFE (3 mld zł) przez ok. 2 mln dokonujących ciągle wpłat do tych funduszy.
Po planowanym przeniesieniu aktywów z OFE do IKE, ZUS nie uzyska już takiego transferu. Nie jest to dowód mający przemawiać za dalszym istnieniem OFE. Nawet bowiem, gdyby wpłaty do ZUS z tytułu suwaka były coraz wyższe, a kwota nowych składek płynących do OFE taka jak dotąd lub mniejsza, to likwidacja OFE mogłaby zająć i tak kilkadziesiąt lat.
W tym czasie zgromadzone w nich aktywa byłyby dalej pomniejszane o opłaty potrącane przez towarzystwa zarządzające, a także rujnowane przez kolejne załamania giełdowe i kryzysy finansowe oraz inflację. OFE trzeba było już dawno zlikwidować, jednorazowym cięciem, tak, jak to zrobiły inne kraje.
Co by Pani postulowała?
Byłabym za rozwiązaniem podobnym do tego, które zastosowano na Węgrzech, choć Węgry nie są dla mnie dzisiaj wzorem czegokolwiek dobrego ze względu na łamanie demokracji w tym kraju. Likwidację tamtejszych OFE przeprowadzono już jednak dość dawno, bo w 2011 roku. Niemal 100 proc. członków tych funduszy zdecydowało się zrezygnować z udziału w nich.
Aktywa funduszy zostały w całości przeniesione do finansów publicznych, a w zamian członkom funduszy zapewniono pełne prawo do emerytury państwowej bez uwzględniania ogromnych strat, jakie fundusze emerytalne poniosły w czasie kryzysu finansowego z 2008 roku.
Warto podkreślić, że żaden międzynarodowy trybunał nie podważył decyzji podjętych przez węgierskie władze. W efekcie Węgry skutecznie pozbyły się przymusowego drugiego filara emerytalnego. Polska mogła zrobić wtedy to samo.
Rząd PO-PSL przeniósł jednak część środków z OFE do ZUS. Był za to ostro krytykowany.
Zmiany w OFE przeprowadzone przez poprzedni rząd były konieczne, choć niewystarczające. Zostały one podjęte, by zapobiec niewypłacalności państwa. Okazało się, że ciężar wynikający z utworzenia w 1999 roku drugiego filara stał się nie do zniesienia dla finansów publicznych.
Połowa przyrostu długu publicznego w okresie od 1999 do końca 2013 roku wynikła z istnienia OFE. Z ich przyczyny powstał nowy dodatkowy dług na kwotę ponad 300 mld zł.
Stąd wynikły znaczące zmiany w OFE w 2014 roku, w tym przeniesienie ponad 50 proc. aktywów OFE do ZUS i zapisanie równowartości tego transferu na prowadzonych przez ZUS subkontach osób ubezpieczonych, a także wprowadzenie wspomnianego wyżej suwaka bezpieczeństwa.
Zmiany te, niezbędne dla ratowania państwa, spotkały się jednak z dużą krytyką ze strony neoliberalnych partii, mediów i ekonomistów, co z kolei było jednym z czynników porażki w wyborach parlamentarnych poniesionej przez poprzednią koalicję.
U podłoża tej krytyki leżał (i dalej leży) brak wiedzy różnych grup społecznych na temat tego, jak szkodliwe i krzywdzące dla Polski stało się stworzenie OFE. Ustanowiono je pod dyktando Banku Światowego i MFW oraz międzynarodowych koncernów finansowych oczekujących dla siebie ogromnych zysków z prywatyzacji emerytur w Polsce.
Wielu Polaków wciąż nie ma świadomości, że aby utrzymać OFE Polska musiała dramatycznie się zadłużyć.
Na czym polegał ten mechanizm zadłużania?
Od 1999 roku zaczęto do OFE przekazywać prawie 40 proc. ze składki emerytalnej (wynoszącej 19,52 proc. wynagrodzenia pracownika). By pokryć ZUS-owi ten gigantyczny ubytek składki emerytalnej i umożliwić mu wypłatę bieżących emerytur, niezbędnych do życia dla niemal 5 mln emerytów w ramach powszechnego systemu emerytalnego, kolejne rządy musiały zaciągać pożyczki. Także od samych OFE.
Oznaczało to absurdalną sytuację, w której najpierw rząd przekazał składki z ZUS do OFE, a następnie od OFE pożyczył te same pieniądze, by pokryć choć częściowo powstały ubytek składki.
Resztę musiał pożyczyć od innych podmiotów w kraju i za granicą. Lawinowy przyrost długu publicznego z powodu OFE pokazał, że jest to system nie do utrzymania. Od lat 80. tylko nieliczne kraje (głównie kraje Ameryki Łacińskiej i Europy Środkowej i Wschodniej, czyli kraje słabe ekonomicznie i politycznie) ustanowiły taki irracjonalny system. W większości z nich został już dawno zlikwidowany, a w innych trwa proces jego likwidacji lub ograniczania.
Tempo i kierunek tego procesu silnie zależy od roli oligarchii finansowej w danym kraju i jej wpływu na media i system polityczny. Jeśli wpływ ten jest duży, to interes finansów publicznych i interes przyszłego emeryta mają znaczenie drugorzędne w porównaniu z interesem koncernów finansowych (w dużej części należących do kapitału zagranicznego) i powiązanej z nimi wąskiej grupy społecznej.
Wróćmy do pomysłu obecnego rządu. Może on myśleć tak: z jednej strony do budżetu państwa wpływają pieniądze z tytułu przekształcenia. Z drugiej – reszta środków trwale trafia na rynek kapitałowy, który dzięki temu nie buntuje się specjalnie, tak jak buntował się, gdy rząd PO-PSL ograniczył OFE. Wilk syty i owca cała.
Ależ rynek się cieszy! Jak posłucha się wypowiedzi przedstawicieli instytucji finansowych, w tym banków czy towarzystw zarządzających funduszami inwestycyjnymi, to zapowiedzianą przez rząd prywatyzację publicznych pieniędzy z OFE postrzegają jako coś wspaniałego – trafi do nich sto kilkadziesiąt miliardów! W przeciwnym razie, gdyby środki te trafiły do ZUS, to podmioty te nie mogłyby sobie pobierać co miesiąc, przez dziesiątki lat, opłat za tzw. zarządzanie aktywami.
Kluczowe jest też to, że instytucje zarządzające nowymi IKE będą mogły inwestować otrzymane pieniądze według swego uznania, w tym także w różne podmioty powiązane z nimi w taki czy inny sposób, w tym także podmioty zagraniczne.
Działalność ta, podobnie jak to się działo do tej pory w OFE i będzie miało miejsce także w PPK, trudna będzie do jakiejkolwiek kontroli ze strony władz publicznych. Władze te co najwyżej mogą badać wyrywkowo zgodność z prawem podejmowanych inwestycji, ale nie jest możliwa ocena ich celowości i słuszności z punktu widzenia interesów przyszłego emeryta.
W efekcie, prywatne instytucje finansowe, nie dość, że będą mogły dysponować pieniędzmi przekazanymi z OFE praktycznie dowolnie i zrobić z nimi co zechcą, to jeszcze będą pobierać od tego opłaty.
Ponieważ instytucje finansowe nie muszą zapewniać jakichkolwiek gwarancji odnośnie wysokości emerytur mających pochodzić w przyszłości z nowych IKE, to pole do wszelkich malwersacji i nadużyć z ich strony jest praktycznie nieograniczone.
Podobnie zresztą nie ma żadnych gwarancji emerytur z OFE (ani nie będzie z PPK). We wszystkich tych przypadkach instytucje finansowe do niczego się nie zobowiązują. Całe ryzyko ponosi więc przyszły emeryt. Instytucje te nie mogłyby sobie wymarzyć lepszego rozwiązania. Będą więc ciągnąć zyski nie tylko z opłat, ale głównie z możliwości dysponowania ogromnym kapitałem, pochodzącym w istocie z finansów publicznych, bez konieczności płacenia od niego odsetek. Nie dziwi zatem ogromny entuzjazm, z jakim instytucje te przyjęły propozycję rządu dotyczącą przekazania środków z OFE do IKE.
Ludzie mogą jednak powiedzieć: „to pieniądze, które szły z moich składek, i ja teraz mam prawo – dzięki decyzji rządu – zrobić z nimi co chcę”.
Tak nie można powiedzieć. Pieniądze rzeczywiście były pobrane bezpośrednio ze składek, ale ponieważ na skutek tego pobrania powstała wspomniana już luka w ZUS, zabrakło na emerytury dla obecnych emerytów, wszyscy musieliśmy ponieść tego konsekwencje.
To znaczy: albo trzeba było zapłacić wyższe podatki, ale tak się nie stało, albo państwo musiało zaciągnąć nowy, wyższy dług. I ten dług, którego istotę wyjaśniłam wyżej, obciąża nas wszystkich, nie tylko członków OFE.
Załóżmy, że z OFE do IKE, czyli na rynek finansowy, trafi jakieś sto trzydzieści miliardów złotych. Tych pieniędzy w finansach publicznych już więc nie będzie. Zostaną sprywatyzowane i staną się własnością prywatną (choć dość dziwną, bo dana osoba będzie mogła nią dysponować dopiero po osiągnięciu wieku emerytalnego, czyli za kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt lat). Trzeba jednak pamiętać, że środki, które są w OFE, te 160 miliardów, zostały w całości sfinansowane długiem publicznym.
Ten dług sam się nie spłaci, będzie ciężkim brzemieniem dla całego polskiego społeczeństwa, natomiast aktywa z OFE, po przeniesieniu do IKE zostaną w istocie zawłaszczone wprawdzie przez dużą, ale tylko część tego społeczeństwa.
Kluczowym beneficjentem zapowiedzianych zmian będą jednak instytucje działające na rynku finansowym. To dla nich prywatyzacja pieniędzy z OFE to nowe możliwości zysków.
Przyzna Pani, że mało kto tak to widzi.
Gdy patrzę na to, jakie są reakcje na propozycję rządu w sprawie OFE, to uderzające jest to, że właściwie ludzie się zupełnie nie przejmują tym, że z finansów publicznych zostanie definitywnie i na zawsze wyrwanych sto kilkadziesiąt miliardów. Martwią się głównie tym, że na konta w IKE nie trafi te 15 proc. stanowiących opłatę przekształceniową.
Tymczasem należałoby postawić zupełnie inny zarzut: że wielką stratą dla nas wszystkich będzie wyjęcie tych stu kilkudziesięciu miliardów z finansów publicznych. To jest kluczowe, patrząc z punktu widzenia naszego dobra wspólnego.
W publicznych dyskusjach praktycznie nikogo to nie obchodzi. Pewnie dlatego, że głównie wypowiadają się ludzie powiązani z rynkiem finansowym, czy to bankami, czy innymi instytucjami. Chcieliby, żeby wszystkie pieniądze z OFE zostały przekazane tym podmiotom, los finansów publicznych ich nie obchodzi.
Jeśli rządowy plan wejdzie w życie, OFE zakończą żywot. Jak po 20 latach ocenia pani ten eksperyment?
Jako totalną klęskę. Zresztą tak też ocenia to Międzynarodowa Organizacja Pracy, w ubiegłym roku ukazała się w jej ramach publikacja, która właśnie tak podsumowuje prywatyzację emerytur.
Najpierw, w 1981 roku, była prywatyzacja systemu emerytalnego w Chile, później w innych krajach. Większość państw, które wprowadziły przymusowy drugi filar taki jak OFE lub podobne rozwiązania wycofały się z nich, lub znacząco zredukowały je. Wprowadzona w niektórych krajach, w tym w Polsce ponad 20 lat temu, prywatyzacja emerytur była efektem silnego lobbingu instytucji finansowych czy raczej banksterów.
Prywatyzacja ta okazała się rujnująca dla finansów publicznych i krzywdząca zarówno dla całych społeczeństw, jak i dla indywidualnych obywateli. Emerytury pochodzące z rynku finansowego okazały się niezwykle kosztowne i ryzykowne.
Np. w Chile koszty potrącone przez prywatne firmy zarządzające funduszami emerytalnymi przekroczyły jedną trzecią przekazanych im składek emerytalnych.
W Polsce Powszechne Towarzystwa Emerytalne (PTE), czyli instytucje zarządzające OFE, przez długi czas pobierały wynoszącą aż 10 proc. tzw. opłatę od otrzymywanych składek emerytalnych. Dopiero od 2004 roku obniżono ją do 7 proc., a potem do 3,5 proc, zaś obecnie wynosi ona 1,75 proc.
W sumie opłaty od składek oraz prowizje za zarządzanie aktywami, pobrane przez PTE w okresie dotychczasowego istnienia OFE, pochłonęły realnie co najmniej 30 mld zł.
Trzeba też podkreślić, że wartość rynkowa aktywów gromadzonych w funduszach emerytalnych może znacząco spaść w rezultacie kryzysów finansowych, i załamań giełdowych. Może być też redukowana przez postępującą inflację, a także w rezultacie różnych nadużyć i defraudacji występujących dość powszechnie na rynku finansowym.
Słyszymy jednak, że ZUS to studnia bez dna. Ostatnio naukowcy zaprezentowali zdjęcie „czarnej dziury”. W polskim internecie natychmiast skojarzono ją z ZUS-em.
To jest efekt propagandy, która ma miejsce w Polsce od ponad 20 lat. Oczernianie ZUS i podważanie wiarygodności publicznego systemu emerytalnego to był, i dalej jest, główny kierunek zwolenników OFE, a teraz także PPK, zainteresowanych przyciągnięciem składek emerytalnych na rynek finansowy.
Nieustannie powtarzają, że Polacy muszą gromadzić dodatkowe oszczędności na emeryturę, bo emerytury z ZUS będą bardzo niskie. A przecież to polscy neoliberałowie tak zreformowali w 1999 roku system emerytalny, że emerytury obniżono o ponad połowę, o czym Polacy zaczęli dowiadywać się dopiero kilka lat temu. Wcześniej zwolennicy OFE przekonywali, że zreformowany system emerytalny zapewni im wysokie emerytury.
Miałem 15 lat i kwestia przyszłej emerytury niespecjalnie mnie ekscytowała, ale pamiętam, jak w reklamach fundusze emerytalne roztaczały wizję „wczasów pod palmami”.
W praktyce chodziło o to, by jak najbardziej zmniejszyć emerytury z ZUS, by ludzie zaczęli więcej inwestować na rynku finansowym i lokować swoje oszczędności w różne „produkty emerytalne”, bo w ten sposób będzie rozwijać się giełda i rynek papierów wartościowych.
Tych, co forsują emerytury oparte na spekulacjach rynkowych, w istocie nie obchodzi los tego zwykłego emeryta. W sprywatyzowanym systemie to on ma ponieść koszty i ryzyko, a korzyści przypadają instytucjom finansowym.
Wiele osób, które z zapałem krytykuje ZUS, wypiera ze świadomości, że dzięki emeryturom z tej instytucji zapewnione są środki do życia ich rodzicom i dziadkom.
Publiczny repartycyjny system emerytalny, zapewniający godne emerytury, to podstawa funkcjonowania systemów emerytalnych w państwach wysoko rozwiniętych.
W żadnym z nich nie dokonano prywatyzacji emerytur na tak wielką skalę, jak w Polsce. Wręcz przeciwnie, poprzez różne drobne zmiany ciągle się tam doskonali publiczny, solidarnościowy system emerytalny, oparty na zasadzie zdefiniowanego świadczenia.
Uznaje się bowiem, że tylko taki system jest najbardziej sprawiedliwy, transparentny i najmniej kosztowny. Sprywatyzowane systemy tego warunku nie spełniają i nie są w stanie zapewnić bezpiecznych i akceptowalnych społecznie emerytur. Polska, tworząc PPK, a teraz planując sprywatyzowanie pieniędzy z OFE, brnie dalej w system rynkowy.
Gdyby miała Pani przekonać ludzi do tego, że mimo tego wszystkiego, co słyszą na temat ZUS, jednak warto pieniądze zgromadzone w OFE skierować do ZUS, co by im pani powiedziała?
Ludzie musieliby myśleć kategoriami dobra wspólnego, zrozumieć, że właściwie żadnego kraju na świecie nie stać na tak wielką utratę pieniędzy publicznych, jaka rysuje się w perspektywie transferu z OFE do IKE.
Mniej pieniędzy na cele publiczne oznacza mniej pieniędzy dla nauczycieli, lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych, mniej pieniędzy na policję czy sieci energetyczne. Jednak dotarcie z tym do ludzi jest bardzo trudne.
W debacie publicznej dominuje raczej pogląd, że wszystkie środki z OFE powinny zostać przekazane do IKE, czyli sprywatyzowane. Tymczasem planowana przez rząd prywatyzacja tych środków z drugiego filara jest czymś, co jest sprzeczne z interesem publicznym. Tak wielka prywatyzacja publicznych pieniędzy nie ma praktycznie precedensu.
Jej zwolennicy forsują pogląd, że gdyby te wszystkie pieniądze z OFE trafiły do ZUS, to okazałoby się, że państwo stało się znaczącym akcjonariuszem wielu spółek giełdowych. Trzeba więc wskazać, że nie jest to nierozwiązywalny problem. Doświadczenia państw, które zlikwidowały takie systemy jak OFE wskazują, że proces ten da się przeprowadzić w sposób stopniowy i uporządkowany, zgodnie z międzynarodowymi standardami.
Co się stanie z tymi pieniędzmi, które trafią z OFE do IKE?
Będą podlegały wszystkim, wskazanym wyżej ryzykom związanym z rynkiem finansowym. Efekt zarządzania tymi środkami przez dziesiątki lat przez instytucje finansowe jest całkowicie nieprzewidywalny. Wszystkie aktywa finansowe są mniej lub bardziej ryzykowne. Wiadomo, że z aktywów będą potrącane opłaty.
W porównaniu z obecnymi OFE, aktywa w IKE będą dłużej narażone na ryzyko. Jak wskazano uprzednio, obecnie na 10 lat przed osiągnięciem wieku emerytalnego aktywa są przenoszone stopniowo z OFE do ZUS. W nowym systemie tego 10-letniego okresu ochronnego nie będzie.
Poza tym po przejściu na emeryturę pieniądze z nowego IKE będą prawdopodobnie mogły być wypłacone jednorazowo. Niektórych to może ucieszyć, ale jest to sprzeczne z główną ideą systemu emerytalnego mówiącą, że emeryt powinien otrzymywać dochód do końca życia.
Z drugiej strony pozostawienie na rynku finansowym na wiele lat po przejściu na emeryturę zgromadzonych oszczędności oznaczać będzie dalsze narażanie ich na ryzyko i pomniejszanie o opłaty pobierane przez instytucje zarządzające. To rozwiązanie także może być sprzeczne z interesami emeryta.
Widać z tego, że z rynku finansowego nie da się uzyskać bezpiecznych i wiarygodnych emerytur. Takie emerytury jest w stanie zapewnić tylko państwo i solidarność pokoleń. Emerytury z rynku finansowego nie są w stanie przezwyciężyć problemów związanych ze starzeniem się społeczeństwa. Są one zupełnie nieodporne na tendencje demograficzne i są pod tym względem znacznie gorszym rozwiązaniem niż tradycyjne emerytury z systemu publicznego.
Wartość rynkowa aktywów gromadzonych w prywatnych funduszach emerytalnych najpierw rośnie, gdy płynie do nich dużo składek od osób pracujących. Gdy osób takich będzie coraz mniej, a coraz więcej osób starszych, przechodzących na emeryturę i sprzedających aktywa finansowe, by zdobyć pieniądze na życie, to trend ten ulegnie odwróceniu.
Ten systemowy czynnik powoduje, że emerytura z rynku finansowego to wielka iluzja stworzona przez neoliberałów i dalej oferowana Polakom w ramach zmian w OFE, a także PPK.
Prof. Leokadia Oręziak jest kierowniczką Katedry Finansów Międzynarodowych Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. W latach 2014-2015 była członkinią Prezydenckiej Komisji Doradczej ds. Systemu Emerytalnego w Chile (Comisión Asesora Presidencial sobre el Sistiema de Pensiones), powołanej przez prezydent Chile Michelle Bachelet. Opracowana przez nią koncepcja przywrócenia w Chile publicznego solidarnościowego systemu emerytalnego jest jedną z trzech głównych koncepcji reformy tego systemu opublikowanych w raporcie Komisji we wrześniu 2015 roku. (http://comision-pensiones.cl/report.html)
Jej książka "OFE. Katastrofa prywatyzacji emerytur w Polsce" uzyskała w 2014 roku pierwsze miejsce w konkursie Economicus na najlepszą książkę szerzącą wiedzę ekonomiczną.
[baner_akcyjny kampania="remanent2019" typ="typ-1"]
Gospodarka
Polityka społeczna
Mateusz Morawiecki
Ministerstwo Rozwoju
emerytura
emerytury
OFE
reforma emerytarna
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Komentarze