Jak przywrócić władzy sądowniczej społeczne zaufanie i poczucie, że sąd działa bezstronnie i sprawiedliwie? Prof. Rakowska-Trela krytycznie ocenia nowe propozycje resortu sprawiedliwości. Rzetelną naprawę należy zacząć od m.in. zmiany właściwości sądów, wzmocnienie aparatu pomocniczego, wprowadzenie pozasądowego rozstrzygania sporów.
Ministerstwo Sprawiedliwości wyszło z propozycją „reformy sądownictwa”. Choć nie znamy szczegółowo jej założeń, to wiemy, że ma doprowadzić do likwidacji sądów apelacyjnych, wprowadzić instytucję sędziów pokoju i ustanowić jednolity status sędziego sądu powszechnego, a w praktyce ma umożliwić władzy z pewnością ukaranie niepokornych sędziów.
Profesor prawa konstytucyjnego Anna Rakowska-Trela zastanawia się, dlaczego znaczna część społeczeństwa przychylnym okiem spogląda na demontaż sądownictwa.
Uważa, że pierwszą przyczyną jest przeciążenie sądów, które powoduje nie tylko wydłużenie oczekiwania na rozpatrzenie nawet najprostszych spraw, ale także wywołuje zrozumiałą w tej sytuacji frustrację sędziów i pracowników sądów, odbijającą się na jakości ich pracy i służby.
Drugą przyczyną jest stopniowe – w ciągu ostatnich trzydziestu lat – odrywanie się władzy sądowniczej od społeczeństwa, a może raczej: od człowieka.
„Dyskusja na temat poprawy wizerunku władzy sądowniczej, przywrócenia społecznego zaufania i poczucia, że sąd działa bezstronnie i sprawiedliwie, powinna toczyć się wokół tego, co jest konieczne do naprawy i co odpowiada aktualnemu stanowi polskiego społeczeństwa, jego potrzebom i dojrzałości.
Proponowani przez aktualną władzę sędziowie pokoju, którzy funkcjonują z powodzeniem w wielu państwach europejskich (Belgia, Włochy, Portugalia, Malta), byliby obcy polskiej tradycji prawnej, nie wiadomo też, jak byliby osadzeni w systemie organów państwa, na ile byliby niezawiśli.
Bezcelowa jest także likwidacja sądów apelacyjnych – trudno wyobrazić sobie jakiekolwiek pozytywne jej konsekwencje. Natomiast na pewno – wraz z wprowadzeniem jednolitej kategorii sędziów sądów powszechnych – służyłaby obecnej władzy jako doskonały pretekst do przenoszenia lub usuwania sędziów mniej pokornych” - ocenia Rakowska-Trela.
Apeluje, żeby rozmawiać o reformie wymiaru sprawiedliwości - w spokoju, sensownie i systemowo. Wskazuje kierunki reformy systemu wymiaru sprawiedliwości. Proponuje, żeby rozważyć następujące zmiany:
Pani profesor zwraca też uwagę na brak jednolitych i jasnych kryteriów rozstrzygnięć sądowych w najprostszych sprawach, niekomunikatywności z punktu widzenia petenta pism sądowych i przebiegu postępowania. Widzi też braku szacunku niektórych sędziów w stosunku do uczestników postępowań sądowych.
Poniżej pełny tekst rzeczowej opinii prawniczki.
Anna Rakowska-Trela - prawniczka, adwokatka, samorządowiec, doktor habilitowana nauk prawnych, wykładowczyni Uniwersytetu Łódzkiego oraz adiunkt w Katedrze Prawa Konstytucyjnego i Porównawczego tej uczelni.
Archiwum Osiatyńskiego, program Fundacji Kontroli Obywatelskiej OKO, dokumentuje i wyjaśnia zmiany w zakresie praworządności w Polsce pod rządami Prawa i Sprawiedliwości. Publikuje też diagnozy i propozycje zmian dotyczące ustroju państwa, kształtu wymiaru sprawiedliwości, efektywniejszych gwarancji dla realizowania praw i wolności obywatelskich. Zachęcamy do komentarzy i polemik: [email protected], [email protected].
Od ponad trzech lat toczy się nierówna walka o wolne, niezależne sądownictwo. Nierówna dlatego, że rządzący, dysponujący mocą decyzyjną, niezachwianą wolą sprawczą i publicznymi mediami raczej nie uginają się pod presją środowisk prodemokratycznych, a korzystając z możliwości oddziaływania na opinię publiczną, skutecznie przekonują znaczną jej część, że władza sądownicza to komunistyczno-okrągłostołowa „kasta”, odpowiedzialna za niepowodzenia i nieszczęścia rzeszy Polaków, że korzystne orzeczenia można uzyskać tylko po znajomości, że sąd zawsze stanie po stronie „większego i silniejszego”, że sędziowie korzystają z przywilejów i są bezkarni.
Trudno nawet ocenić, ile szkody wyrządza państwu taka narracja, podkopuje bowiem jeden z filarów Rzeczypospolitej jako państwa prawa. Ostatnim jej przejawem jest propozycja „reformy sądownictwa”, której założeń dobrze nie znamy, ale która ma doprowadzić do likwidacji sądów apelacyjnych, wprowadzić instytucję sędziów pokoju i ustanowić jednolity status sędziego sądu powszechnego, a w praktyce ma umożliwić władzy z pewnością ukaranie niepokornych sędziów.
Ta propozycja trafia jednak na podatny grunt.
Dlaczego? Dlaczego jedynie około jedna trzecia Polaków i Polek ufa władzy, która stoi na straży ich wolności i praw, ma za zadanie ich ochraniać przed autorytarnymi zapędami piastunów niektórych organów państwowych, przed niezasadnymi oskarżeniami, a jednocześnie stoi na straży ich bezpieczeństwa prawnego?
Pytania te trzeba zadać dlatego, aby w przyszłości zapobiec podobnym kryzysom, aby w przypadku kolejnej próby ataku na sądownictwo ze strony pozostałych władz, społeczeństwo jednoznacznie opowiedziało się po stronie wymiaru sprawiedliwości, aby poczuło, że jest on koniecznym elementem ochrony wolnościom praw i statusu jednostki i temu w praktyce właśnie służy.
Wyróżnić można dwie zasadnicze przyczyny, dla których znaczna część polskiego społeczeństwa przychylnym okiem spogląda na demontaż sądownictwa. Pierwszą z nich jest szeroko pojęte przeciążenie sądów, które powoduje nie tylko wydłużenie oczekiwania na rozpatrzenie nawet najprostszych spraw, ale także wywołuje zrozumiałą w tej sytuacji frustrację sędziów i pracowników sądów, odbijającą się na jakości ich pracy i służby. Drugą przyczyną jest stopniowe odrywanie – w ciągu ostatnich trzydziestu lat – władzy sądowniczej od społeczeństwa, a może raczej: od człowieka.
Pierwsza z wyróżnionych przeze mnie przyczyn, polegająca na wspomnianym przeciążeniu sędziów i sądów, znajduje odzwierciedlenie nie tylko w długości rozpatrywania spraw trudnych, co może niekiedy wydawać się zrozumiałe, ale także w długości rozpatrywania spraw najprostszych: o stwierdzenie dziedziczenia, o wpis do rejestru, czy do księgi wieczystej, o zwolnienie od kosztów, o zabezpieczenie roszczenia, o nadanie klauzuli wykonalności – spraw, które powinny być załatwiane niemalże od ręki. Nie dziwmy się, że traci sympatię i zaufanie do sądu osoba, która na ujawnienie w księdze wieczystej swojego oczywistego prawa, na klauzulę wykonalności, która pozwoli jej egzekwować od dłużnika roszczenie w sprawie, w której na wyrok czekała kilka lata, czeka ponownie niekiedy miesiącami.
Być może więc, zamiast przeprowadzać wątpliwe i zbędne reformy, warto zastanowić się, w jaki sposób odciążyć sędziów? Być może trzeba na nowo określić właściwość sądów? Wprowadzić kategorię sędziów, spełniających w przeciwieństwie do proponowanych sędziów pokoju, wymogi profesjonalizmu i niezawisłości, np. orzekających w sprawie środków tymczasowych i innych kwestii wpadkowych? Być może poprzez wzmocnienie aparatu pomocniczego, ale nie takiego, dla którego jedynym wymogiem będzie „doświadczenie życiowe i ukończone 35 lat”, ale odpowiednio przygotowanego do wypełniania zadań sądowych? Być może niektóre sprawy, np. niesporne rejestrowe, przekazać innym organom? Być może, zamiast wątpliwie działającego systemu losowania, warto wprowadzić system, w którym spory będą rozpatrywane przez sędziów wysoce wyspecjalizowanych w kategoriach spraw i gdzie uwzględniane będzie rzeczywiste obciążenie sędziów, na które składa się przecież nie tylko ilość spraw w referacie, ale także stopień ich skomplikowania, rozległość materiału dowodowego, czy nawet tak przyziemne kwestie, jak sytuacja zdrowotna i rodzinna sędziego, generująca np. częste zwolnienia lekarskie, a przez to mnożąca opóźnienia. Być może wreszcie wzmocnić i rozbudować system pozasądowego rozstrzygania sporów, zachęcając obywateli korzyściami płynącymi z jego zastosowania (np. odpowiednie ukształtowanie opłat sądowych i opłat za mediacje, szybkość rozstrzygania sporów w alternatywnym trybie).
Problemem, którego nie sposób pominąć, szukając przyczyn przewlekłości postępowań, jest także kwestia biegłych. Biegłych jest mało. Sądy na opinie, niezbędne do rozstrzygnięcia sprawy, czekają długo. Długo trwa oczekiwanie na opinie uzupełniające. Sędziowie dostosowują terminy posiedzeń do preferencji biegłych, a niekiedy nawet są zmuszone poszukiwać biegłych danej specjalności poza granicami własnego okręgu sądowego. Państwo więc, chcąc przeprowadzić realną reformę, przyjazną obywatelom, przyspieszającą postępowania sądowe, powinno na nowo przemyśleć funkcjonowanie systemu biegłych sądowych, z jednej strony dyscyplinując biegłych do rzetelnej i terminowej pracy, z drugiej natomiast zapewniając im godziwe wynagrodzenie za realizowane na zlecenie sądów czynności.
Drugą z głównych przyczyn kryzysu zaufania do władzy sądowniczej jest, jak wspomniałam, oderwanie władzy sądowniczej od społeczeństwa, a może raczej: od człowieka. Stawiając taką diagnozę trzeba jednak z całą mocą podkreślić, że sądy to nie urzędy, a sędziowie to nie urzędnicy. Sędziowie to piastuni władzy, w związku z czym, wydając wyroki w majestacie i w imieniu Rzeczypospolitej, muszą cieszyć się odpowiednim statusem, pozycją i autorytetem. Tym niemniej jednak nie należy zapominać, że zgodnie z art. 4 ust. 1 Konstytucji RP, władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu. Ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej, przy czym sądy i trybunały są władzą odrębną i niezależną od innych władz. Nie oznacza to jednak, że są gdzieś obok, że są wyłączone spod władzy zwierzchniej Narodu, o której mowa w art. 4 ustawy zasadniczej.
Oczywiste przy tym jest, że zasada suwerenności Narodu w przypadku władzy sądowniczej, musi być rozumiana specyficznie i inaczej niż w odniesieniu do władzy ustawodawczej i wykonawczej. Oznacza ona w tym przypadku raczej, że sądy i trybunały są obowiązane chronić zarówno zbiorowy podmiot suwerenności, jak i poszczególne jednostki przed autorytarnymi zabiegami aparatu państwowego, są obowiązane stać na straży wolności i praw człowieka i szeroko rozumianego państwa prawa. Nie mogą tego jednak czynić w oderwaniu od obywatela.
Uważam, że przyczyny, dla których Polacy i Polki w pewnym momencie zaczęli podświadomie czuć, że sądy w istocie nie zawsze czerpią mandat do sprawowania wymiaru sprawiedliwości z idei władzy zwierzchniej Narodu, a niekiedy nawet oceniają, że sędziowie to nietykalna „nadzwyczajna kasta” obdarzona wyjątkowymi przywilejami, sprowadzają się do czterech aspektów: po pierwsze: niekorzystnych zmian w postępowaniach, wzmacniających ich formalizm, ale jednocześnie oddalających je od potrzeb stron sporu i poczucia sprawiedliwości, po drugie: braku jednolitych i jasnych kryteriów rozstrzygnięć sądowych w najprostszych sprawach, po trzecie: niekomunikatywności z punktu widzenia petenta pism sądowych i przebiegu postępowania, po czwarte wreszcie, do wad „czynnika ludzkiego”, sprowadzających się niekiedy do braku szacunku niektórych (podkreślam: niektórych) sędziów w stosunku do uczestników postępowań sądowych.
Wracając do pierwszej z wymienionych przyczyn, nie sposób nie dostrzec, że ostatnie lata to ciąg zmian w przepisach regulujących poszczególne postępowania, mających na celu wzmocnienie formalizmu kosztem – tak naprawdę – dążenia do ustalenia prawdy materialnej. Obecnie ważniejsze w sądzie staje się to, czy w odpowiednim momencie (nie za wcześnie i nie za późno) zgłosi się odpowiedni wniosek lub twierdzenie, odpowiednio go sformułuje, aniżeli to, kto w sporze ma rację. Z jednej strony oczywistym jest, że należy przeciwdziałać przewlekaniu procesu przez stronę poprzez możliwość oddalenia spóźnionych wniosków dowodowych. Tym niemniej za daleko posunięty formalizm jest dla zwykłego zjadacza chleba niezrozumiały, często krzywdzący (nieprofesjonalistom, pozostającym często w stresie z powodu samej obecności w sądzie, czasem trudno pojąć istotę i znaczenie prekluzji dowodowej i wszystkich „rygorów”, którym sąd „straszy” w pismach), a jednocześnie wcale nie zawsze prowadzi do przyspieszenia postępowania. Strona, która jest przekonana, ze przegrała nie dlatego, że nie miała racji, a dlatego, że w odpowiednim momencie nie złożyła pisma, które podobno trzeba było złożyć, lub że nie tak je sformułowałą, częściej odwoła się od wyroku niż taka, która po wszechstronnie zebranym i ocenionym przez sąd materiale dowodowym być może zrozumie, że po prostu nie miała racji.
Jako drugi aspekt negatywnej oceny sądów wymieniłam brak jednolitych i jasnych kryteriów rozstrzygnięć sądowych w najprostszych sprawach. Najczęściej na pytanie: czy otrzymam zwolnienie od kosztów sądowych? Czy uzyskam pełnomocnika z urzędu? odpowiada się: to zależy od sędziego. Są bowiem sędziowie, którzy zwalniają od kosztów i ustanawiają pełnomocników z urzędu wszystkim, którzy zadali sobie trud złożenia takiego wniosku; są także tacy, którzy zazwyczaj odmawiają, wskazując jako przyczynę nawet to, że pismo, w którym wniosek taki został zawarty, jest sformułowany zbyt profesjonalnie, co wskazuje na wystarczające przygotowanie petenta. Jest to przesłanka odmowy w sposób oczywisty pozaustawowa i nie może dziwić, że podkopuje zaufanie do sądów i sędziów. Oczywiście też niemożliwe jest stworzenie jednolitego i zawsze działającego schematu podejmowania decyzji w podobnych prostych i wstępnych sprawach. Będą one zawsze uznaniowe, ale nigdy nie mogą być dowolne. Dowolność taka niszczy obywatelskie zaufanie.
Po trzecie, wspomniałam o braku komunikatywności pism sądowych. Nie chodzi tu li tylko o uzasadnienia orzeczeń (choć o nie oczywiście także), ale wszelkich pism sądowych. Uczestnicy sporów sądowych często nie rozumieją, czego sąd od nich chce, dlaczego wydał takie a nie inne rozstrzygnięcie, o co chodzi w nadmiernie rozbudowanym i niezrozumiałym pouczeniu. Ten brak komunikatywności to właśnie aspekt, w którym jak w soczewce koncentruje się oderwanie sądownictwa od zbiorowego podmiotu suwerenności i od człowieka. Petent musi rozumieć, czego sąd chce, jakie ma prawa, co powinien na danym etapie postępowania zrobić. Kiedyś krążyły dowcipy na temat lekarzy zwracających się niezrozumiałym językiem do pacjentów. Wydaje się jednak, że lekarze już w znakomitej większości zrozumieli konieczność używania zrozumiałego języka, przede wszystkim dla dobra pacjenta. Czas, żeby zrozumieli to nie tylko sędziowie, ale i prawodawca, ustalając wzory sądowych pouczeń.
Po czwarte wreszcie wymieniłam wady czysto ludzkie, sprowadzające się do braku u – podkreślam ponownie - niektórych sędziów szacunku do uczestników postępowań. Zaliczyć tu należy opóźnienia w wywoływaniu spraw powodujące konieczność oczekiwania niekiedy godzinami na korytarzu, bez uprzedzenia i bez słowa przepraszam, czy zachowanie sędziego na sali wobec obecnych uczestników, pozbawione szacunku i zrozumienia. Jak wspomniałam na początku: sędzia jest piastunem władzy, ale tę władzę, jak każdą inną (a może nawet: tę przede wszystkim) trzeba wykonywać mądrze i z szacunkiem dla tych, w imieniu i dla których jest wykonywana. Być może więc słuszna byłaby propozycja, by przy ocenie pracy sędziego, czy w dotyczącym go postępowaniu awansowym – na wzór oceny choćby pracowników naukowych dokonywanej okresowo przez studentów - zasięgać opinii miejscowych samorządów zawodów prawniczych, których członkowie, obcując z sędziami na co dzień widzą nie tylko statystyki, ale także człowieka, a jednocześnie mają niezbędne porównanie i wystarczający dystans zawodowy? Zmiany w prawie o ustroju sądów i w przepisach postępowań muszą bowiem iść w parze z uczynieniem sal sądowych bardziej przyjaznymi dla petentów.
Wspomniane przeze mnie wady w działaniu i rysy w społecznym postrzeganiu wymiaru sprawiedliwości to z pewnością nie wszystko. Wydaje się jednak, że dyskusja na temat poprawy wizerunku władzy sądowniczej, przywrócenia społecznego doń zaufania i poczucia, że sąd działa bezstronnie i sprawiedliwie, powinna toczyć się wokół tego, co jest konieczne do naprawy i co odpowiada aktualnemu stanowi polskiego społeczeństwa, jego potrzebom i dojrzałości. Proponowani przez aktualną władzę sędziowie pokoju, którzy – temu nie można zaprzeczyć – funkcjonują z powodzeniem w wielu państwach europejskich (jak choćby Belgia, Włochy, Portugalia, Malta), byliby obcy polskiej tradycji prawnej, nie wiadomo też, jak byliby osadzeni w systemie organów państwa, na ile byliby niezawiśli. Bezcelowa jest także zakładana likwidacja sądów apelacyjnych – trudno wyobrazić sobie jakiekolwiek pozytywne jej konsekwencje. Natomiast na pewno – wraz z wprowadzeniem jednolitej kategorii sędziów sądów powszechnych – służyłaby obecnej władzy jako doskonały pretekst do przenoszenia lub usuwania sędziów mniej pokornych.
Podsumowując: rozmawiajmy o reformie wymiaru sprawiedliwości, jest ona bowiem konieczna. Rozmawiajmy jednak w spokoju, sensownie i systemowo. Nagłe, głębokie, a jednocześnie nieuwzględniające potrzeb całego systemu zmiany jedynie pogorszą sytuację. W sądach będzie jeszcze wolniej i mniej profesjonalnie.
Jesteśmy obywatelskim narzędziem kontroli władzy. Obecnej i każdej następnej. Sięgamy do korzeni dziennikarstwa – do prawdy. Podajemy tylko sprawdzone, wiarygodne informacje. Piszemy rzeczowo, odwołując się do danych liczbowych i opinii ekspertów. Tworzymy miejsce godne zaufania – Redakcja OKO.press
Jesteśmy obywatelskim narzędziem kontroli władzy. Obecnej i każdej następnej. Sięgamy do korzeni dziennikarstwa – do prawdy. Podajemy tylko sprawdzone, wiarygodne informacje. Piszemy rzeczowo, odwołując się do danych liczbowych i opinii ekspertów. Tworzymy miejsce godne zaufania – Redakcja OKO.press
Komentarze