Prokuratura Krajowa wznowiła śledztwo dotyczące jednego z wątków afery hazardowej, która wybuchła za rządów PO - choć już za czasów PiS śledczy stwierdzili, że urzędnicy Ministerstwa Finansów nie popełnili przestępstwa. A gdyby nawet popełnili - sprawa się przedawniła. Czy chodzi o to, by ze starej sprawy zrobić kolejny młot na PO?
Między świętami a Nowym Rokiem Prokuratura Krajowa, za pośrednictwem „Wiadomości” TVP, poinformowała, że jej szef - prokurator Bogdan Święczkowski, zdecydował o ponownym wszczęciu śledztwa ws. jednego z wątków afery hazardowej. Wybuchła ona w 2009 roku, za rządów Donalda Tuska.
Wątek, który mają na nowo zbadać śledczy, dotyczy wysypu salonów z tzw. jednorękimi bandytami, czyli automatami do gier hazardowych, do którego doszło przed laty w całym kraju. Biznes zaczął się kręcić jeszcze za rządów SLD, rozwijał się też w czasie poprzednich rządów PiS w latach 2005-07.
Po ujawnieniu rozmów polityków PO z biznesmenami z branży hazardowej, sprawa jednorękich bandytów była jednak przedstawiana w mediach jako część afery hazardowej i mylnie wiązana wyłącznie z czasami rządów PO.
Eksponowano wówczas sprawę Jacka Kapicy, byłego wiceministra finansów w rządzie PO, który odpowiadał za działania związane z opodatkowaniem gier hazardowych.
Tyle że Kapica nie był ani członkiem PO, ani nominatem partyjnym. Przed objęciem funkcji w ministerstwie przez wiele lat był celnikiem. Miał opinię uczciwego fachowca, jak mówiono w resorcie: „afero-odpornego”. Jego nazwisko nie przewijało się w negatywnym kontekście w podsłuchanych przez CBA rozmowach polityków PO z biznesmenami z branży hazardowej. Wręcz przeciwnie:
z rozmów wynikało, że jest traktowany w PO dość nieufnie, określano go jako „pisiora”, którego nie da się kupić i trzeba go skompromitować.
Kapica odszedł z ministerstwa, gdy nastał obecny rząd PiS.
Zapytaliśmy Prokuraturę Krajową, jakie były przesłanki decyzji o wznowieniu śledztwa. Nie dostaliśmy jednak jeszcze odpowiedzi.
W relacji „Wiadomości” podano tylko, że Bogdan Święczkowski decyzję podjął „po analizie akt”. TVP przypominała w swoim materiale, że „prokurator prowadzący [wcześniejsze – przyp. red.] śledztwo, chciał postawić zarzut niedopełnienia obowiązków ówczesnemu wiceministrowi finansów Jackowi Kapicy, ale odsunięto go od postępowania, a śledztwo umorzono”.
Nazwisko Kapicy pojawiło się w śledztwie, które prowadziła Prokuratura Apelacyjna w Białymstoku - dotyczącym wspomnianego już wysypu automatów hazardowych. Śledczy próbowali ustalić, jak to się stało, że automaty, które wbrew przepisom pozwalały na grę o wysokie stawki, mogły działać w całym kraju. Skarb Państwa mógł na tym stracić kilka miliardów złotych, bo od takich automatów powinny wpływać wyższe podatki.
Według białostockiej prokuratury proceder był możliwy, bo celnicy, urzędnicy skarbowi i resortu finansów nie dopilnowali swoich obowiązków. Korupcji nie znaleziono.
Zarzuty stawiano wtedy głównie właścicielom automatów i firm, które je sprowadzały oraz celnikom. Postawiono je też kilku urzędnikom z Ministerstwa Finansów. Kolejnym miał być Jacek Kapica.
Śledczy z Białegostoku chcieli mu zarzucić niedopełnienie obowiązków - bo, ich zdaniem, jeszcze jako szef Izby Celnej w Szczecinie (był nim zanim objął funkcję wiceministra finansów w rządzie PO) miał wiedzę, że na automatach, wbrew prawu, można wygrać wyższe stawki. To ze szczecińskiej IC wysyłano w tej sprawie monity do ministerstwa. Według śledczych, Kapica powinien też mieć wiedzę o sygnałach, które w sprawie automatów docierały do Ministerstwa Finansów, gdy zaczął tam pracę. Chodzi m.in. o pisma jednej z firm z branży hazardowej.
Śledczy uznali też, że Kapica, jako wiceminister finansów, powinien w ramach nadzoru służbowego spowodować kontrole na politechnikach, które wykonywały wówczas badania techniczne poprzedzające rejestrację automatów (badania potwierdzały, że automaty są zgodne z prawem) oraz wstrzymać ich rejestrację.
Kapicę przesłuchano w śledztwie jako świadka. Zeznał, że nie wiedział o skali problemu, a w ministerstwie skupił się na zmianach prawnych, które miały zablokować ten biznes.
Ostatecznie Kapica nie usłyszał wówczas zarzutów. Interweniowała Prokuratura Generalna, której szefem był Andrzej Seremet. Z jej analizy wynikało, że nie ma wystarczających dowodów na zaniedbania Kapicy i akt oskarżenia mógłby upaść w sądzie. Prokuratura Generalna uznała, że nie ma dowodów, że Kapica wiedział o skali procederu. Nie dała też wiary zeznaniom obciążającej go urzędniczki resortu finansów - Anny C., która sama miała już wtedy zarzuty i to na nią spadała największa odpowiedzialność za ewentualną bezczynność ministerstwa (zaczęła pracować w nim dużo wcześniej niż Kapica). Nie znaleziono też żadnego dokumentu informującego o wysypie jednorękich bandytów, które by podpisał lub dekretował Kapica.
Na wniosek szefa Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku w 2014 roku śledztwo przeniesiono do ówczesnej Prokuratury Apelacyjnej w Poznaniu (obecnie Prokuratura Regionalna). Badano tam tylko wątek ewentualnej odpowiedzialności urzędników Ministerstwa Finansów, w zakresie niedopełnienia obowiązków i poświadczenia nieprawdy w dokumentach. Zarzuty usłyszało wówczas siedmioro urzędników resortu.
„Stawiane tym osobom zarzuty dotyczyły niedopełnienia obowiązków służbowych w związku z czynnościami wykonywanymi w strukturze Ministerstwa Finansów, w kontekście decyzji podejmowanych na przestrzeni lat 2005-09, skutkujących wydawaniem urzędowych poświadczeń rejestracji dla automatów do gier o niskich wygranych, mimo napływających z poszczególnych organów celnych w kraju informacji, mogących nasuwać uzasadnione podejrzenie, że przedmiotowe automaty działały w sposób niezgodny z przepisami ustawy z dnia 29 lipca 1992 r. o grach i zakładach wzajemnych, w zakresie dotyczącym nieprzekraczalności wartości maksymalnych stawek za grę i maksymalnej jednorazowej wygranej” – informuje OKO.press, rzecznik Prokuratury Regionalnej w Poznaniu Jacek Pawlak.
Ale w marcu 2017 roku prowadzone przeciwko tym osobom śledztwo umorzono „wobec braku znamion czynu zabronionego, a w odniesieniu do jednego z czynów – wobec niepopełnienia przestępstwa przez podejrzaną”.
„Na podstawie całokształtu zebranego materiału dowodowego nie stwierdzono, aby podejrzani, zważywszy na rodzaj stwierdzanych wówczas nieprawidłowości dotyczących działania automatów do gier o niskich wygranych, jak również obowiązujące ówcześnie regulacje prawne wyznaczające zakres ich kompetencji służbowych, dopuścili się jakiegokolwiek niedopełnienia obowiązków, nie prowadząc właściwej, merytorycznej oceny treści dokumentów przedkładanych przez zainteresowanych w związku z rejestracją automatów do gier o niskich wygranych” - podkreśla rzecznik poznańskiej prokuratury.
Nawet gdyby uznano, że popełnili oni przestępstwo, to nie można byłoby postawić im zarzutów, bo sprawa przedawniła się pod koniec 2014 roku.
Jacek Kapica w poznańskim śledztwie miał status świadka. Ewentualny zarzut przestępstwa urzędniczego również wobec niego się przedawnił.
Po umorzeniu śledztwa akta sprawy z Poznania przekazano do Prokuratury Krajowej, na jej polecenie.
OKO.press zapytało Prokuraturę Krajową i Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga, czy wznowiono też główne śledztwo związane z aferą hazardową, dotyczące podsłuchanych rozmów polityków PO. Na razie nie dostaliśmy w tej sprawie odpowiedzi.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze