0:00
0:00

0:00

Na wniosek prokuratury stołeczny sąd zwolnił Wojciecha Bojanowskiego z TVN z tajemnicy dziennikarskiej. Jest on autorem głośnego reportażu w TVN o śmierci Igora Stachowiaka na Komisariacie Wrocław Stare Miasto w maju 2016 roku. Pokazał m.in. nagranie z paralizatora, którego użyli kilka razy policjanci w toalecie wobec Stachowiaka. Za ten materiał kilka dni temu dziennikarz otrzymał nagrodę Radia Zet im. Andrzeja Woyciechowskiego.

Mec. Jacek Dubois uważa, że dobrze by było, żeby sprawie zwolnienia z tajemnicy dziennikarskiej Bojanowskiego przyglądały się stowarzyszenia i fundacje zajmujące się wolnością słowa i prawami obywatelskimi.

"Mogą złożyć w sądzie i w prokuraturze opinię tzw. przyjaciela sądu, w której pokażą zagrożenia jakie rodzi decyzja prokuratury i sądu" – mówi prawnik.

Bojanowski zapewnia, że nie wyjawi informatorów, nawet gdyby miał zapłacić grzywnę lub pójść do aresztu. "Dziennikarza można zwolnić z tajemnicy tylko do najważniejszych spraw np. szpiegostwa, czy zamachu terrorystycznego. Ta sprawa jest ważna dla wolności słowa i demokracji w Polsce" – mówi OKO.press. Dodaje:

"Trudno być dziennikarzem nie naruszając jakiś tajemnic. Dzięki temu jednak możemy wyciągać na światło dzienne różne niewygodne sprawy".

Policyjna Solidarność

„Rzeczpospolita” napisała we wtorek, że na reportaż Bojanowskiego o torturowaniu Igora Stachowiaka we wrocławskim komisariacie i o jego śmierci wpłynęło zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej Warszawa Ursynów. Złożył je dolnośląski związek zawodowy policjantów NSZZ "Solidarność", do którego należą policjanci biorący udział w interwencji pokazanej przez Bojanowskiego. "Publikując nagrania, dokonano linczu na policjantach. To wywołało falę hejtu. Ferowanie wyroków na tym etapie było nieuczciwe" – mówił Piotr Malon, szef policyjnego Związku na Dolnym Śląsku, w rozmowie z "Rz".

Zawiadomienie policyjnego związku dotyczy ujawnienia przez Bojanowskiego materiałów ze śledztwa. Chodzi o nagranie z paralizatora, które jest dowodem w dochodzeniu prowadzonym przez Prokuraturę Okręgową w Poznaniu. Od ponad roku wyjaśnia ona przyczyny śmierci Igora Stachowiaka.

Postępowanie w stolicy z zawiadomienia policyjnych związkowców wszczęto na początku września. Prokurator potem wystąpił do Sądu Rejonowego Warszawa-Mokotów o zwolnienie dziennikarza z tajemnicy dziennikarskiej, wskazując, że chce go przesłuchać jako świadka. Sędzia Rafał Stępak 31 października 2017 wydał postanowienie, w którym zezwolił prokuraturze na przesłuchanie go na „okoliczność rozpowszechniania wiadomości z postępowania” prokuratury w Poznaniu.

Rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Warszawie Piotr Bojarczuk w odpowiedzi na pytania OKO.press informuje, że sąd w decyzji uznał, że zostały spełnione przesłanki z art. 180 § 2 kodeksu postępowania karnego. "Sąd uznał, iż jest to [przesłuchanie jako świadka dziennikarza - red.] niezbędne dla dobra wymiaru sprawiedliwości, a okoliczności dowodowe nie mogą być ustalone na podstawie innych dowodów" – podkreśla Bojarczuk.

Decyzja sądu nie jest prawomocna. Dziennikarz złożył na nią zażalenie, termin jego rozpoznania przez sąd odwoławczy nie jest jeszcze wyznaczony.

I tak nie może żądać ujawnienia informatora

Na razie więc prokuratura nie może przesłuchać Bojanowskiego. Ponadto, gdyby nawet sąd ostatecznie zezwolił na zwolnienie go z tajemnicy dziennikarskiej, to zgodnie art. 180 par. 3 kodeksu postępowania karnego nie będzie mogła żądać od niego ujawnienia danych informatorów.

Tyle, że zadając różne pytania śledczy może próbować podejść dziennikarza, by uzyskać inne informacje pozwalające na zlokalizowanie informatora.

Ponadto samo postępowanie może zakończyć się tym, że zostaną mu postawione zarzuty ujawnienia materiałów ze śledztwa.

Dlaczego prokuratura zażądała zwolnienia dziennikarza z tajemnicy? Kto o tym zdecydował? We wtorek zapytaliśmy o to prokuraturę, ale nie dostaliśmy jeszcze odpowiedzi.

Chcą zastraszyć, wywołać efekt mrożący

Znany stołeczny adwokat Jacek Dubois mówi OKO.press, że takimi wnioskami prokuratura wywołuje efekt mrożący u dziennikarzy. Podobne wnioski o zwolnienie z tajemnicy są kierowane też wobec obrońców. "Owszem, jeśli jest zawiadomienie, to prokuratura ma prawo prowadzić postępowanie, bo jest zakaz rozpowszechniania materiałów ze śledztwa" – przyznaje mec. Dubois. Ten przepis ma chronić dobro śledztwa oraz przeciwdziałać przedstawianiu dowodów na forum publicznym.

"Ale dziennikarze i adwokaci to dwa święte zawody, które obowiązuje tajemnica. I nie można jej łamać żeby np. ustalić źródło przecieku. Tu prokuratura przyjęła metodę, że pod pozorem śledztwa wszczyna postępowanie, w którym chce uzyskać informacje niekoniecznie związane z tym postępowaniem. To ma wywołać efekt mrożący i zastraszający" – uważa Dubois.

Wojciech Bojanowski miał prawo ujawnić brutalne i szokujące zachowanie policjantów. Działał dla dobra publicznego. Nawet jeśli złamał prawo, to działał w imię ważnych wartości i ochrony innych praw.

Prokuratura powinna umorzyć sprawę

Zdaniem mec. Dubois, prokuratura powinna umorzyć sprawę z zawiadomienia policyjnych związkowców. Bo nawet jeśliby uznała, że Bojanowski ujawnił materiały ze śledztwa, to jego zachowanie nie jest szkodliwe społecznie. Działał w słusznym społecznie celu.

"Pokazał patologię, którą sama policja chciała ukryć naruszając prawo. Prokuratura może zbadać okoliczności ujawnienia nagrania z paralizatora, ale nie musi do tego zwalniać dziennikarza z tajemnicy. Wystarczy, że oceni jego motywy i nagranie, które ujawnił" – mówi mec. Dubois.

Zauważa, że postępowanie ursynowskiej prokuratury może wywołać jeszcze dwa efekty. "Władza chce doprowadzić do tego, żeby odebrać gwarancje zawodowe dziennikarzom i adwokatom. Ale jest jeszcze jeden bardzo ważny aspekt tej sprawy. Informatorzy dziennikarzy zaczną się bać" – podkreśla mec. Dubois.

Konsekwencje wobec policjantów z Wrocławia i ich przełożonych wyciągnięto dopiero po publikacji materiału Bojanowskiego w TVN. We wrześniu 2017 roku czterej policjanci z Wrocławia dostali zarzuty przekroczenia uprawnień i znęcania się nad Stachowiakiem. Poznańska prokuratura zarzuca im złamanie zasad użycia środków przymusu bezpośredniego - użyli paralizatora elektrycznego - tasera, choć 23-latek miał już kajdanki. Biegli uznali, że Stachowiak zmarł z powodu niewydolności krążeniowo-oddechowej po zażyciu środków psychoaktywnych.

;

Udostępnij:

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze