0:000:00

0:00

We wtorek, gdy wybuchła sprawa działań prokuratury wobec dziennikarza, który ujawnił brutalne traktowanie Igora Stachowiaka przez policję, Prokuratura Okręgowa w Warszawie szybko złożyła wniosek do sądu odwoławczego. Wojciech Bojanowski z TVN24 w reportażu "Śmierć na komisariacie" pokazał, jak policjanci m.in. razili paralizatorem leżącego na podłodze, skutego kajdankami Igora Stachowiaka. Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa zwolnił reportera z tajemnicy dziennikarskiej. Bojanowski złożył zażalenie. Nie chce ujawniać informatorów.

Prokuratura stołeczna przychyliła się do jego zażalenia we wtorek 21 listopada 2017 i chce, by sąd odwoławczy uchylił decyzję o zwolnieniu z tajemnicy.

Prokuratura tłumaczy, że wniosek o zwolnienie z tajemnicy dziennikarskiej był przedwczesny i niepotrzebny.

Sprawa potoczyła się szybko. W poniedziałek Prokuratura Okręgowa przejęła ją z Prokuratury Rejonowej Warszawa – Ursynów, która w październiku złożyła do sądu skuteczny wniosek o uchylenie tajemnicy dziennikarskiej.

Śledczy znali już w poniedziałek pytania dziennikarek „Rzeczpospolitej”, które we wtorek opisały sprawę. Zapewne wiedzieli, że wybuchnie wokół tego burza. I tak było. Takie potraktowanie dziennikarza - przez prokuraturę rejonową - który ujawnił bulwersującą historię skrytykowali politycy i środowisko dziennikarskie. Oburzeni byli nawet dziennikarze na co dzień kojarzeni z prawicą. Sprawa przez cały dzień była komentowana.

Znany stołeczny adwokat mec. Jacek Dubois mówił OKO.press, że występowanie o uchylenie tajemnicy zawodowej ma wywołać "efekt mrożący" i zastraszający u dziennikarza oraz spowoduje, że informatorzy zaczną się bać z dziennikarzami rozmawiać. Co doprowadzi do tego, że niewygodne dla władzy sprawy nie będę wychodzić na jaw.

Przeczytaj także:

Prokuratura zajęła się reporterem z powodu doniesienia policjantów z NSZZ "Solidarność" z Dolnego Śląska. Funkcjonariusze biorący udział w interwencji pokazanej w reportażu Bojanowskiego należą właśnie do tego związku zawodowego. Zawiadomili, że dziennikarz rozpowszechnia materiały ze śledztwa Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, która od ponad roku wyjaśnia przyczyny śmierci Igora Stachowiaka. W wypowiedziach prasowych zarzucali mu, że wywołał falę hejtu, która doprowadziła do linczu na policjantach.

Żeby zbadać, czy był przeciek, śledczy wystąpili do sądu o zwolnienie Bojanowskiego z tajemnicy. Dziś śledczy z Prokuratury Okręgowej w Warszawie tłumaczą, że wniosek kolegów z rejonu był przed wczesny. Że mogli użyć innych sposobów, by zbadać, czy są podstawy do uznania zawiadomienia NSZZ "Solidarność" za zasadne.

"Nie wykonano innych czynności, które by pozwalały sprawdzić, czy została ujawniona tajemnica śledztwa" – mówi OKO.press Arkadiusz Jaraszek z biura prasowego Prokuratury Krajowej.

Bojanowski podkreślał, że nie ujawni informatorów, nawet za cenę trafienia do aresztu.

Zgodnie z kodeksem postępowania karnego nie musiał jednak ujawniać informatorów. Tyle że śledczy mógłby tak zadawać pytania, by zebrać informacje pozwalające pośrednio ich zidentyfikować.

Ponadto za ujawnienie materiałów ze śledztwa – gdyby się potwierdziło – grozi odpowiedzialność karna. Prokurator Jaraszek zapewnia jednak, że dziennikarz jest bezpieczny, bo miał być przesłuchany tylko jako świadek. Oraz że na odpowiedzialność karną narażona jest tylko osoba, która pierwsza przekazuje informacje ze śledztwa, czyli informator.

Zdaniem adwokata Jacka Dubois sprawa dotyczącą materiału Bojanowskiego powinna być umorzona. Bo dziennikarz działał dla dobra publicznego. Zaś ujawnione przez niego nagranie z paralizatora pokazało patologię w policji.

;

Udostępnij:

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze