Po godzinie 6 rano prokurator w asyście CBA wszedł do domu sędzi i pod groźbą przeszukania zabrał jej służbowego laptopa z wrażliwymi danymi. Sędzia Morawiec to prezeska stowarzyszenia sędziów Themis, które broni sądów i krytykuje Zbigniewa Ziobrę. Prawnicy, w tym prof. Zoll mówią, że Prokuratura Krajowa złamała chroniący sędzię immunitet
W piątek 18 września 2020 sędzię Beatę Morawiec z Sądu Okręgowego w Krakowie obudził domofon. Było około 06:30 rano. Pod jej domem stał prokurator i dwójka agentów CBA. W rękach trzymali postanowienie Prokuratury Krajowej o „dobrowolnym wydaniu rzeczy”. Postanowienie wydał prokurator Michał Walendzik z wydziału wewnętrznego Prokuratury Krajowej, powołanego do ścigania sędziów i prokuratorów.
Zaspana sędzia wpuściła prokuratora i agentów CBA do domu. Usłyszała, że chcą by wydała im ekspertyzę, którą w 2013 roku pisała na zlecenie Sądu Apelacyjnego w Krakowie oraz nośniki elektroniczne, na których ją sporządziła. Uprzedzono sędzię, że w razie ich nie wydania prokurator przeszuka dom. Morawiec dobrowolnie wydała im pendrive z opinią i służbowy komputer, w którym ma m.in. notatki związane z sądzonymi sprawami, czy projekty wyroków.
Wizyta CBA z prokuratorem trwała około godziny. W jej trakcie prokurator wychodził z pokoju, by przez telefon z kimś się naradzać. O godz. 10:30 ta sama ekipa pojawiła się w sądzie - Morawiec powiedziała, że ma tam kopię ekspertyzy. Zabrali kopię i drukarkę, na której sędzia ją wydrukowała.
Najście na dom sędzi Beaty Morawiec związane jest ze śledztwem, które prowadzi wydział wewnętrzny Prokuratury Krajowej. W tym śledztwie prokuratura chce postawić sędzi zarzuty karne i w tym celu wystąpiła do Izby Dyscyplinarnej przy Sądzie Najwyższym z wnioskiem o uchylenie immunitetu sędziowskiego.
Prokuratura chce Beacie Morawiec postawić zarzuty za rzekomo fikcyjną umowę z 2013 roku zawartą z Sądem Apelacyjnym w Krakowie. Według prokuratury sędzia wzięła 5 tys. zł, ale opinii nie sporządziła. Sędzia temu zaprzecza i zapewnia, że opinia jest. Mówiła o tym w mediach i być może z tego powodu przyszła do niej w piątek prokuratura.
Sędzi grozi też zarzut za rzekome przyjęcie w 2012 roku telefonu od jednego z podsądnych za wydanie korzystnego dla niego wyroku. – Nikt mi telefonu nie wręczał. Ja kupuję telefony tylko w sklepie. Nie kojarzę osoby, która miałaby mi go wręczyć – mówi OKO.press sędzia Beata Morawiec. Pisaliśmy o zarzutach, jakie chce jej postawić prokuratura:
Po piątkowym najściu sędzia ustanowiła pełnomocnika do tej sprawy. Będzie składać zażalenie na decyzję prokuratury o wydaniu rzeczy. "Działania prokuratury odbieram jako szykanę wobec mnie. Chcą mnie zdławić. Nie mam postawionych zarzutów karnych, a przychodzą do domu w poszukiwaniu dowodów na mnie", mówi OKO.press Beata Morawiec.
Prokuratura przyszła do sędzi wcześnie rano. O tej porze z zaskoczenia wywlekani z łóżek są zazwyczaj najgroźniejsi przestępcy. A tu przyszła do ważnego funkcjonariusza publicznego, chronionego prawem, po służbowy laptop.
Prokuratora Krajowa uważa jednak, że immunitet chroni osobę, a nie miejsce, w którym się ona znajduje. Powołuje się na artykuł 217 kodeksu postępowania karnego.
Przepis ten dotyczy wydania rzeczy i brzmi:
„§1. Rzeczy mogące stanowić dowód w sprawie lub podlegające zajęciu w celu zabezpieczenia kar majątkowych, środków karnych o charakterze majątkowym, przepadku, środków kompensacyjnych albo roszczeń o naprawienie szkody należy wydać na żądanie sądu lub prokuratora, a w wypadkach niecierpiących zwłoki także na żądanie Policji lub innego uprawnionego organu. §2. Osobę mającą rzecz podlegającą wydaniu wzywa się do wydania jej dobrowolnie (…) §5. W razie odmowy dobrowolnego wydania rzeczy można przeprowadzić jej odebranie (...)”.
"Prokuratura złamała immunitet sędzi. Gdyby dobrowolnie nie wydała laptopa zrobiliby jej w mieszkaniu kipisz. To niedopuszczalne. Ja bym ich nawet do mieszkania nie wpuścił. Ale sędziowie są zastraszani, tak działa prokuratura Ziobry", mówi OKO.press jeden z sędziów.
Podkreśla, że wbrew temu co mówi prokuratura, immunitet nie chroni tylko cielesności sędziego, ale przede wszystkim chroni jego działalność jako sędziego. Czyli sferę zawodową, w tym laptop służbowy, na którym ma poufne dane związane z pracą w sądzie, dane osobowe stron procesu, czy notatki związane z pracą. Immunitet w ocenie naszego rozmówcy chroni też dom sędziego, a prokuratorzy co najwyżej mogli wysłać do sędzi pismo, by przekazała im żądane rzeczy.
Były Rzecznik Praw Obywatelskich i były prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzej Zoll też uważa, że złamano immunitet sędziowski. "Prokuratura dopiero planuje postawić sędzi zarzuty, ale musi mieć na to zgodę sądu dyscyplinarnego. Czyli formalnie nie ma jeszcze postępowania przeciwko sędzi", mówi OKO.press prof. Andrzej Zoll. I podkreśla, że prokuratura na wejście do domu sędzi powinna mieć co najmniej zgodę prezesa sądu.
Podobnie sądzi prezes stowarzyszenia sędziów Iustitia Krystian Markiewicz. "Nie jest tak, że immunitet chroni sędziego tylko przed odpowiedzialnością karną. Chroni też jego dom i miejsce pracy. I jeśli prokuratura chce coś zrobić to może to zrobić dopiero po uchyleniu immunitetu. A robi najścia tak jakby sędzia była groźnym gangsterem", mówi OKO.press sędzia Krystian Markiewicz.
I jeszcze opinia jednego z doświadczonych prokuratorów. "Argumenty prokuratury są nietrafione. Prokurator wszedł do domu by ścigać osobę chronioną immunitetem, a nie rzeczy. Zrobiono to by zdobyć dowody na winę osoby, którą się ściga. Ale taka czynność przed uchyleniem immunitetu nie powinna mieć miejsca", mówi OKO.press prokurator.
Jego zdaniem sędzia nie mogła jednak odmówić wpuszczenia prokuratora do domu i przeciwstawić się jego czynnościom, nawet jeśli działa on wbrew prawu. "Można to dopiero zakwestionować składając zażalenie na te czynności do sądu. Jeśli sąd uzna zażalenie, to potem można domagać się odszkodowania, a wobec prokuratora, który o tym zdecydował można zażądać postępowania dyscyplinarnego lub śledztwa", podkreśla prokurator.
Prokuratura weszła do domu sędzi, która jest rozpoznawalna w Polsce i jest znana z obrony praworządności oraz wolnych sądów. Beata Morawiec to była prezes Sądu Okręgowego w Krakowie i prezeska stowarzyszenia sędziów Themis, które razem ze stowarzyszeniem sędziów Iustitia od kilku lat broni sędziów przed represjami. Ten kontekst jest ważny, bo pozwala zrozumieć, że wejście do domu Morawiec i grożące jej zarzuty karne nie są przypadkowe. Oskarżenie takiej sędzi o przyjęcie telefonu za łapówkę może być wykorzystane do kompromitowania niezależnych sędziów.
Ale do śledztwa prokuratury trzeba podchodzić ostrożnie. Beata Morawiec zadarła z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą. W 2017 roku w ramach ogólnopolskich czystek na stanowiskach prezesów sądów została odwołana ze stanowiska prezesa Sądu Okręgowego w Krakowie. Minister Ziobro odwołał ją w atmosferze podejrzliwości. W komunikacie zamieszczonym na stronie ministerstwa jej nazwisko powiązano ze śledztwem prokuratury, które jej nie dotyczyły. Zarzucono jej też rzekomo złą pracę.
Morawiec jako jedyna w Polsce za odwołanie pozwała ministra sprawiedliwości o ochronę dobrego imienia i nieprawomocnie wygrała z nim proces w sądzie okręgowym. Ziobro się odwołał i sprawa czeka na rozpoznanie. W środowisku sędziowskim spekuluje się czy obecne zarzuty karne dla sędzi Morawiec mogą być konsekwencją tego, że zadarła z ministrem i upokorzyła go wygraną. Pisaliśmy o tym wyroku w OKO.press:
Z rezerwą trzeba też podchodzić do zarzutów, jakie grożą sędzi. Prokuratura mówi, że dowody na jej winę zostały pozyskane w trakcie dużego, trwającego kilka lat śledztwa w sprawie nieprawidłowości w krakowskim sądzie apelacyjnym. Ale nie wiadomo, kto i co zeznał na sędzię i na co w zamian liczył. A ma to znaczenie. Ponadto w 2019 roku Onet opublikował artykuł, z którego wynikało, że prokuratorzy mieli namawiać byłą księgową krakowskiego sądu apelacyjnego do obciążenia zeznaniami „znanych” sędziów z Krakowa. Prokuratura Krajowa mówiła wtedy, że nic o tym nie wie.
A tak się składa, że „znanym” sędzią z Krakowa jest m.in. sędzia Beata Morawiec.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze