Na polecenie prokuratury w Białymstoku w czwartek zatrzymano Jacka Kapicę, wiceministra finansów w rządzie PO-PSL. Nie grożą mu żadne poważne zarzuty, a jego zatrzymanie może być przykrywką dla wizerunkowych wpadek rządu PiS
Zatrzymanie Jacka Kapicy to nagłaśniany news czwartku (29 marca 2018). Jako pierwsze poinformowały o tym na twitterze prorządowe „Wiadomości” TVP. A kolejne portale dorzucały, że chodzi o aferę hazardową, na której Skarb Państwa miał stracić ciężkie mld zł.
Newsa podgrzał wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki, który w radiu RMF mówił: „Tutaj chodzi o kwotę ponad 20 mld zł, które miały wypłynąć w wyniku afery hazardowej. Prokuratorzy mają już zebrany bardzo dobry materiał, który pozwolił na przeprowadzenie tej operacji (..) Chodzi również o wątek afery hazardowej, i z moich informacji wynika, że rząd PO, czy ówczesne władze prokuratury próbowały »skręcić« tę sprawę”.
Troje agentów CBA i kilku funkcjonariuszy w kominiarkach przyszło do mieszkania Kapiców przed godz. 7 rano. Obudzili domowników głośnym waleniem w drzwi. Otworzył im syn Kapiców. Agenci pozwolili się Kapicom ubrać. Nie skuli Jacka Kapicy w kajdanki. Przeszukanie mieszkania trwało blisko 3 godziny. Zaglądali do biurek, szafek, kartonów z dokumentami. Zrobili kopię części dokumentów. Cała akcja przebiegała raczej kulturalnie. Kapicę przewieziono potem do Prokuratury Okręgowej w Białymstoku na przesłuchanie.
Przypomnę tylko, że sprawa ewentualnych zarzutów przeciwko Kapicy została już umorzona i to przez prokuraturę podległą Prokuratorowi Generalnemu Zbigniewowi Ziobrze. OKO.press kilka miesięcy temu pisało o tej sprawie. Jeśli prokuratura nie ma nowych, mocnych dowodów, to sprawa może być wznawiana przez obecny rząd tylko w celu uderzenia w opozycję, czyli w PO.
Zatrzymanie Kapicy może więc choć na chwilę odwrócić uwagę od kłopotów rządu i skierować zainteresowanie mediów na „ogromną aferę rządu PO”.
Tyle że Kapicy nie grożą poważne zarzuty kryminalne, ani korupcyjne, jedynie tylko tzw. przestępstwa urzędniczego, czyli niedopełnienia obowiązków. A taki zarzut jest bardzo ocenny i pozostawia spore pole do interpretacji.
Sprawa Kapicy nie jest głównym wątkiem afery hazardowej, która wybuchła w 2009 roku za rządu premiera Donalda Tuska. Przypomnijmy, że ujawniono wtedy podsłuchane przez CBA rozmowy polityków PO, m.in. Grzegorza Schetyny i Zbigniewa Chlebowskiego, z biznesmenami z Dolnego Śląska.
Ówczesna Prokuratura Apelacyjna w Białymstoku (obecnie Regionalna) badała w jaki sposób doszło do wysypu w całej Polsce salonów z automatami do gier hazardowych z tzw. jednorękimi bandytami. Ta sprawa jednak nie obciąża wprost PO, bo jednorękimi bandytami interesowano się jeszcze za czasów rządów SLD, a biznes hazardowy rozwijał się też za czasów pierwszego rządu PiS w latach 2005-07.
A Kapica nie był członkiem PO. Jako wiceminister finansów odpowiadał za obszar związany z cłami. Nie był nominatem partyjnym, to urzędnik. Przez wiele lat był celnikiem. Miał opinię uczciwego fachowca, aferoodpornego.
Jego nazwisko nie przewijało się w negatywnym kontekście w podsłuchanych przez CBA rozmowach polityków PO z biznesmenami. Wręcz przeciwnie, z tych rozmów wynikało, że Kapica jest „pisiorem”, którego nie da się kupić i trzeba go skompromitować. Kapica odszedł z ministerstwa gdy nastał obecny rząd PiS.
Co ustaliła prokuratura w Białymstoku jeszcze za rządu PO-PSL? Sprawdzano tam dlaczego doszło w Polsce do wysypu automatów do gier tzw. jednorękich bandytów. W latach 2003-09 było ich ok. 100 tys. Sprawdzano, jak to się stało, że automaty, które wbrew przepisom pozwalały na grę o wysokie stawki, mogły legalnie działać.
Skarb Państwa mógł na tym stracić kilka miliardów złotych, bo od takich automatów powinny wpływać wyższe podatki. Według białostockiej prokuratury proceder był możliwy, bo celnicy, urzędnicy skarbowi i resortu finansów nie dopilnowali swoich obowiązków. Korupcji nie znaleziono.
Zarzuty stawiano wtedy głównie właścicielom automatów i firm je sprowadzających, choć również celnikom. Postawiono je też kilku urzędnikom z ministerstwa finansów. Szósty miał być Jacek Kapica, ale wtedy interweniowała Prokuratura Generalna, której szefem był Andrzej Seremet.
Na wniosek szefa podlaskiej Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku w 2014 roku śledztwo przeniesiono do ówczesnej Prokuratury Apelacyjnej w Poznaniu (obecnie Prokuratura Regionalna). Dlaczego je przeniesiono?
Z analizy Prokuratury Generalnej wynikało, że nie ma wystarczających dowodów na zaniedbania Kapicy i akt oskarżenia mógłby upaść w sądzie.
Śledczy z Białegostoku chcieli stawiać mu zarzut niedopełnienia obowiązków. Ich zdaniem, jeszcze jako szef Izby Celnej w Szczecinie (został nim w 2004 roku, zanim został wiceministrem finansów w rządzie PO) miał wiedzę, że na automatach wbrew prawu można wygrać wyższe stawki (dzięki kumulacji wygranych).
To z tej Izby wysyłano w tej sprawie monity do ministerstwa. Według śledczych powinien też mieć wiedzę o sygnałach, które w sprawie automatów docierały do ministerstwa finansów, gdy zaczął tam pracę. Chodzi m.in. o pisma firm z branży hazardowej.
Śledczy zakładali, że jako wiceminister powinien w ramach nadzoru służbowego spowodować kontrole na politechnikach, które przeprowadzały wówczas badania techniczne poprzedzające rejestrację automatów (badania potwierdzały, że automaty są zgodne z prawem), oraz wstrzymać ich rejestrację.
Ale Prokuratura Generalna uznała, że nie ma dowodów, że Kapica wiedział o skali procederu. Nie zgodzono się też z obciążającymi go zeznaniami urzędniczki resortu finansów Anny C., która sama miała wtedy zarzuty, i to na nią spadała największa odpowiedzialność za ewentualną bezczynność resortu finansów (pracowała tu dużo wcześniej, zanim przyszedł Kapica).
Nie było też żadnych dokumentów informujących o wysypie jednorękich bandytów, które by podpisał lub dekretował Kapica. A był znany z tego, że ze wszystkiego robił notatki służbowe.
Kapicę przesłuchano w śledztwie jako świadka. Zeznał, że nie wiedział o skali problemu, a w ministerstwie skupił się na zmianach prawnych, które miały zablokować ten biznes.
Od drugiej połowy 2014 roku sprawę badała Prokuratura Apelacyjna w Poznaniu, a potem Prokuratura Regionalna.
Badano tam tylko wątek ewentualnej odpowiedzialności urzędników ministerstwa finansów w zakresie niedopełnienia obowiązków i poświadczenia nieprawdy w dokumentach. Zarzuty miało wówczas siedmioro urzędników resortu.
"Zarzuty dotyczyły niedopełnienia obowiązków służbowych w związku z czynnościami wykonywanymi w strukturze ministerstwa finansów, w kontekście decyzji podejmowanych na przestrzeni lat 2005-2009, skutkujących wydawaniem urzędowych poświadczeń rejestracji dla automatów do gier o niskich wygranych, mimo napływających z poszczególnych organów celnych w kraju informacji mogących nasuwać uzasadnione podejrzenie, że przedmiotowe automaty działały w sposób niezgodny z przepisami ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych, w zakresie dotyczącym nieprzekraczalności wartości maksymalnych stawek za grę i maksymalnej jednorazowej wygranej" – informował OKO.press, rzecznik Prokuratury Regionalnej w Poznaniu Jacek Pawlak.
Ale w marcu 2017 – Prokuratorem Generalnym był już Zbigniew Ziobro - prowadzone przeciwko tym osobom śledztwo umorzono „wobec braku znamion czynu zabronionego, a w odniesieniu do jednego z czynów wobec niepopełnienia przestępstwa przez podejrzaną”.
"Na podstawie całokształtu zebranego materiału dowodowego nie stwierdzono, aby podejrzani, zważywszy na rodzaj stwierdzanych wówczas nieprawidłowości dotyczących działania automatów do gier o niskich wygranych, jak również obowiązujące ówcześnie regulacje prawne wyznaczające zakres ich kompetencji służbowych, dopuścili się jakiegokolwiek niedopełnienia obowiązków, nie prowadząc właściwej, merytorycznej oceny treści dokumentów przedkładanych przez zainteresowanych w związku z rejestracją automatów do gier o niskich wygranych" – podkreśla rzecznik poznańskiej prokuratury.
Ponadto nawet gdyby przyjąć, że popełnili oni przestępstwo, to nie można by postawić im zarzutów, bo sprawa przedawniła się pod koniec 2014 roku.
Jacek Kapica w poznańskim śledztwie miał status świadka. Ewentualny zarzut przestępstwa urzędniczego również wobec niego się przedawnił.
Akta sprawy po umorzeniu z Poznania przekazano do Prokuratury Krajowej i na jej polecenie - kilka miesięcy później - jesienią 2017 roku wznowiono śledztwo w Białymstoku.
Z informacji OKO.press wynika też, że obecna Prokuratura Krajowa zainteresowała się głównym wątkiem afery hazardowej, w której są podsłuchane rozmowy polityków PO, w tym lidera Platformy Grzegorza Schetyny. Ten wątek umorzono w 2011 roku, bo prokuratura w rozmowach nie znalazła przestępstwa. Jesienią 2017 akta tej sprawy zostały przekazane do Prokuratury Krajowej.
Odgrzanie tej sprawy może mieć na celu uderzenie w PO. Potwierdza to zapowiedź PiS, że po świętach będzie uchwała Sejmu ws. powołania komisji śledczej do spraw wyłudzeń VAT.
Ta komisja, podobnie jak komisja ds. Amber Gold, ma pokazać jakie „afery” były za rządu PO-PSL. Im bliżej wyborów samorządowych, tym bardziej można spodziewać więcej odgrzewanych śledztw, zatrzymań urzędników poprzedniego rządu i polityków opozycji pod byle pretekstem.
Ważny jest obrazek w mediach rządowych dla podtrzymania czarnej legendy "złodziejskiego" rządu PO-PSL. A że potem sąd wszystko umorzy, to nie jest istotne.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze