0:000:00

0:00

"Nie chodzi tylko o reakcje na nasz protest na Placu Zamkowym i inne brutalne akcje policji, ale ogólnie o to, co się w Polsce dzieje. To, co ujawniają niezależne media, cała prawda na temat COVID-19 i jak to jest wykorzystywane, co się dzieje w rządzie, co się dzieje w Sejmie, jakie oni ustawy przewalają, cała sprawa wyborów majowych, jak Polska jest traktowana i deptana, wszystko to złe, co się dzieje, do tego ludzie zamknięci w domach, ogarnięci strachem, mega strachem, paniką przed pandemią" - mówi OKO.press niewidomy muzyk Damiango Zieliński.

I opowiada o swoim udziale w proteście 16 maja podczas demonstracji na Placu Zamkowym zwołanej pod hasłem Strajk Przedsiębiorców (a potem Strajk Polaków) i o tym, jak potraktowała go policja.

Piotr Pacewicz, OKO.press: Na FB pojawiła się Pana opowieść i krótki film o tym, co Pana spotkało na Placu Zamkowym.

Damiango Zieliński: Wiedziałem o tej manifestacji, śledzę te grupy. Choć jestem niewidomy, widzę, co się w Polsce dzieje. I nie podoba mi się to, co się dzieje. Konstytucja dopuszcza manifestacje pokojowe, a w przypadku zagrożenia epidemicznego trzeba zachować dwumetrowe odstępy, tak też zgromadzenie było zorganizowane.

Tamtego dnia o 17:00 miałem zaplanowane spotkanie w studio z kolegami muzykami, mieliśmy rozpocząć transmisję koncertu na żywo. Chciałem wcześniej iść na manifestację pod Kolumnę Zygmunta, posłuchać tego, co się dzieje i pojechać do studia. Sam się nie poruszam po mieście, więc poprosiłem o pomoc znajomą Ukrainkę, która studiuje reżyserię w szkole filmowej u Wajdy [niepubliczna uczelnia założona przez nieżyjącego już Andrzeja Wajdę w 2002 roku], razem z jej chłopakiem operatorem, który jest Niemcem. Ona kręci film dokumentalny, pracę roczną na temat niewidomego muzyka, czyli mnie.

Na Placu Zamkowym stanęliśmy w grupie demonstrantów.

Przeczytaj także:

Dochodziły różne odgłosy, koleżanka z Ukrainy opowiadała mi, co się dzieje po angielsku, bo polski słabo. Że okrążyli jakiegoś polityka, potem się dowiedziałem, że to był Tanajno [Paweł - nieformalny lider ostatnich protestów, kandydat na prezydenta RP], wyciągali z tłumu kolejnych demonstrantów, jego też wyciągnęli.

W pewnym momencie policja otoczyła nas kordonem.

Bezpieczne odległości skracały się, czułem, że ludzie zbliżają się do siebie. Słyszałem z głośników wezwania do rozejścia się, a jednocześnie policja zaciskała kordon

W pewnym momencie zrobiło mi się słabo, nie wiedziałem, czy to problem z cukrem, bo jestem chory na cukrzycę. Podchodzę więc z laską, chcę przejść, mówię, że słabo się czuję, nie puszczają. Poprosiłem o kontakt z lekarzem.

Kogo pan poprosił?

Tych, co stali w kordonie, policjantów z najniższego szczebla. Przez dłuższy czas nie było reakcji, ale w końcu pojawił się jakiś inny policjant i mnie wyprowadził razem z tą Ukrainką. Znajomemu Niemcowi nie pozwolono wyjść poza kordon.

Jakiś tam ich przełożony, nie wiem zresztą, ale usłyszałem inny głos, mówi, że jak chory na cukrzycę, to na pewno ma glukometr i insulinę. Chyba myśleli, że oszukuję, ale ja na to, że tak, owszem. Posadzili mnie na krawężniku, no to proszę sobie zmierzyć cukier. To mierzę, wynik nie jest dobry.

Czyli?

260. Nie jest to jeszcze tragedia, ale takie stężenie może już powodować zaburzenia, choćby utratę równowagi. Czułem się kiepsko, a jeszcze przecież policjanci nie puścili gazu. Zrobiłem sobie zastrzyk, policjant mnie asekurował, mówił, że zaraz wezwą ambulans. Z 15 minut minęło, po czym mnie podnieśli i zawlekli gdzieś na bok.

W tym czasie policja zaczęła traktować ludzi gazem pieprzowym. Słyszałem przerażone krzyki, ból i lament ludzki. Pokojowa demonstracja zamieniła się w przemoc i chaos. O wszystkim informowała mnie moja znajoma.

W pewnym momencie dotarliśmy do ambulansu, no i tam sanitariusz, bo to nie był chyba lekarz, zmierzył mi cukier jeszcze raz, nakłuwając mi palec tak mocno, że krew pociekła po ręce. Dostałem jakąś szmatę, zaczynam się wycierać. Wynik 240, czyli cukier już zaczyna spadać. Ten sanitariusz mówi, że powinienem odpocząć, pojechać do domu, zjeść posiłek, zrobić kolejny zastrzyk.

Więc pytam pana policjanta, czy słyszał co powiedział pan medyk. A on, że to go nie interesuje, niech ta koleżanka przyniesie mi coś do jedzenia, a pan ma tu być.

Nic nie poradzę. Nie ucieknę, bo nie mam jak, stoję z laską, czekam na rozwój sytuacji.

Nagle gdzieś mnie gdzieś zabierają. Mówią, że teraz mnie wsadzą do samochodu, pytam do jakiego samochodu, do naszego, do policyjnego, a przepraszam: dlaczego, jakim prawem.

Na filmie widać jak pana prowadzą, podnoszą się pojedyncze głosy protestu. Pan woła już z samochodu policyjnego: "Jakim prawem?"

W międzyczasie słyszałem pstrykanie flesza i komentarze jakiegoś chyba dziennikarza, którego policja próbuje przepędzić, potem się okazało, że to był pan Boczek (Krzysztof - aktywista i dziennikarz), który wszystko rejestrował, to on zrobił ten film, który podłączyłem do mojego posta. Był świadkiem, jak mnie ciągną do samochodu policyjnego.

Zapierałem się rękami i nogami. Nie wiem, co się dzieje, nie wiem gdzie jest moja opiekunka i krzyczę: jakim prawem, na jakiej podstawie, o co chodzi. Ale mnie zapakowali do samochodu, już w środku zerwali mi taki piterek, który mam na szyi, gdzie mam dokumenty, telefon. Zaczęli go przeszukiwać, kazali wyjąć wszystko z kieszeni, łącznie z tymi zakrwawionymi chusteczkami, próbowali mi wyrwać laskę, więc się broniłem, to moje oczy, dzięki temu widzę. To ich nie interesuje, prawie mi ją połamali, zabrali, wszystko wrzucili do więźniarki na tył.

Przyprowadzili trzech następnych, już zagazowanych. Czuję, że są mokrzy, mówią, że opłukali się wodą. Domyślam się, jaki to ból. Ich zapięli w kajdanki, mnie nie. Policjanci mówią, że ślepy nie ucieknie, jemu nie zakładamy.

Zamknęli nas, czekamy. Słyszymy jakieś policyjne komunikaty, że mają nas zabrać do Grodziska Mazowieckiego, więc już wiem, że tego koncertu nie zagram. Siedzę załamany. Co mam robić, nie ucieknę, czekam na rozwój sytuacji.

Do Grodziska jest prawie 30 kilometrów.

Tak czy inaczej, jedziemy do Grodziska. Nagle mój telefon zaczyna dzwonić, dzwonią znajomi ze studia, koncert przygotowany, kamery czekają. Dzwoni znowu, policja się gorączkuje. W końcu podali mi go, żebym wyłączył, to jest telefon dla niewidomych, ze specjalną funkcją off- back. I znowu zaczęły się komentarze, czy ja aby nie udaję niewidomego, bo odbieram telefon, mierzę sobie cukier. Wyłączam telefon, jak mi kazali w więźniarce, ale wcześniej wybieram numer do znajomej i mówię, że jestem zatrzymany i na koncercie się nie pojawię, przepraszam.

Dojeżdżamy do Grodziska Mazowieckiego, jakiś korek. Mówią mi, że przed wjazdem na teren komisariatu stoi kilkanaście wozów wypełnionych ludźmi. Czekamy na swoją kolejkę.

Chłopakom chce się sikać, każdy chce zapalić papierosa, nerwy straszne. W końcu nas wypakowali i mówią, że w pierwszej kolejności ten niewidomy, to poszedłem jako pierwszy. Prowadzą mnie gdzieś na górę, idę po schodach, sadzają, przesłuchują. Proszę policjanta, bo to był ten sam głos, który mi towarzyszył od czasu zatrzymania, żeby mi podał jeszcze raz imię i nazwisko. Nagrywam jego dane. Nie mam nic osobiście do policjantów, którzy wykonywali po prostu rozkazy.

Pytają, co robiłem na demonstracji. Mówię, jak było. Proszą o podpisanie zeznania, podpisuję. Mandatu oczywiście nie przyjmuję.

Pytają o adres zameldowania. Nie jestem nigdzie zameldowany, ale nie jestem bezdomny, mieszkam to tu, to tam. Każą podać, to podaję adres meldunku sprzed 10 lat. Jak będzie pozew, to przyjdzie na tamten adres

Ale mam prawnika, który się zajmuje moją sprawą, mam nadzieję, że to sprawdzi.

W relacji na FB dopisał Pan, że policja zatroszczyła się, jak Pan wróci do Warszawy.

Tak, o tyle, że puszczając mnie poprosiła jednego z zatrzymanych, by razem ze mną wrócił. On się zobowiązał, wziął ode mnie numer, ale jeszcze nie był przesłuchany, więc go zabrali. To była wycieczka w jedną stronę, z Grodziska trzeba wrócić samemu.

Policjant mnie wyprowadził na podwórko, zacząłem palić papierosa. Słyszałem, że jakiś samochód podjeżdża i odjeżdża wypełniony ludźmi. Podjeżdża następny i ktoś mówi, że może mnie zabrać do Warszawy. Skoro tamten pan był dopiero wprowadzany na przesłuchanie, nie miałem zamiaru tam czekać w nieskończoność, więc się zgadzam. To był mieszkaniec Grodziska z własnej inicjatywy zawiózł mnie do domu. Jestem mu wdzięczny, nawiązaliśmy kontakt.

Kto to był? Fajny gest.

Człowiek, po prostu człowiek. Może lepiej bez szczegółów? Dowiedział się, że policja zwozi protestujących do Grodziska, to podjechał pod posterunek .

Pan jest muzykiem, dużo pan koncertuje?

Teraz nie, z powodu pandemii wszystkie koncerty są odwołane. Trasa koncertowa odwołana, wszystko leży.

Urodził się Pan niewidomy?

Nie. W wyniku cukrzycy, rok temu ostatecznie straciłem wzrok. Ostatecznie, bo choroba oczu jako powikłanie cukrzycowe trwała osiem lat. Najpierw przestałem widzieć na jedno oko, a rok temu już całkiem na drugie.

To był nieodwracalny proces, nie mogłem go powstrzymać, robiłem co mogłem.

Ile pan ma lat.

45.

Czy udział w protestach i pańskie poglądy mają jakiś związek z pana muzyką?

Jestem perkusjonistą, czyli gram na instrumentach perkusyjnych. Nie jestem liderem, nie komponuję melodii, tylko tworzę rytm, a jak wiemy podstawowym rytmem jest rytm serca. Zresztą całe nasze życie jest uwikłane w różne rytmy.

Muzyka jest wolna i taką być powinna. Uwielbiam muzykę improwizowaną, to jest moja wolność wypowiedzi. Ale nie nie ma żadnych przesłanek politycznych w mojej muzyce, to raczej wolność i swoboda.

Wolność i swoboda to są kategorie bardzo polityczne.

Trochę pan naciąga (śmiech). Tu chodzi o granie, o muzykę w czystej postaci. Gram na peruwiańskim instrumencie perkusyjnym, nazywa się cajon. Upowszechnił go znany gitarzysta flamenco Paco de Lucia, używał takiego akompaniamentu.

Gdyby miał pan skomentować to, co się wydarzyło.

To dla mnie skandal. Nie chodzi tylko o reakcje na nasz protest na Placu Zamkowym i inne brutalne akcje policji, ale ogólnie o to, co się w Polsce dzieje. To, co ujawniają niezależne media, cała prawda na temat COVID-19 i jak to jest wykorzystywane, co się dzieje w rządzie, co się dzieje w Sejmie, jakie oni ustawy przewalają, cała sprawa wyborów majowych, jak Polska jest traktowana i deptana, wszystko to złe, co się dzieje, do tego ludzie zamknięci w domach, ogarnięci strachem, mega strachem, paniką przed pandemią, którą nam serwowały media... Próbowałem nawet reagować, uspokajać ludzi, robiłem lekcje online, jak grać na moim instrumencie.

Chciałem jakoś ludzi wesprzeć w tym, co się dzieje. Byliśmy wszyscy, łącznie ze mną, ogarnięci strachem, nad którym nikt nie miał kontroli.

To mnie przerażało najbardziej. Mówiłem, żeby wyłączyć strach, żeby coś robić, ćwiczyć, takie na przykład ćwiczenia ruchowe albo robienie muzyki bardzo uspokajają. Mam wielki żal do rządu o te obostrzenia, to jest karygodne, na przykład zakaz wstępu do lasu, chyba, że ktoś jest myśliwym. Jako wolny obywatel wyszedłem na ulice najpierw 1 maja, później 7 i potem 16.

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze