„Jako mieszkańcy czujemy się bardzo poszkodowani, bo nasze prawa do odpoczynku, do spokoju, po prostu do mieszkania w miejscu, które jest spokojne, są naruszane agresywną postawą innych osób”
Przychodnia ABOTAK, miejsce, w którym można przeprowadzić własną aborcję, otworzyła się 8 marca 2025. Pisaliśmy o tym tutaj:
Od pierwszego dnia przed przychodnią trwają protesty środowisk antyaborcyjnych. To nikogo nie dziwi i było do przewidzenia. Problem jednak w tym, że protesty są tak głośne, że mieszkańcy Wiejskiej 9, przyzwyczajeni przecież do demonstracji, nie mogą normalnie funkcjonować. Podczas protestu trudno jest nawet przejść ulicą obok przychodni oraz do niej wejść. Osoby pracujące w przychodni muszą przedrzeć się przez szczelny mur z protestujących oraz wytrzymać przystawianie do uszu głośników, z których słychać płacz dziecka i wuwuzele.
Z tego powodu powstała petycja do władz miasta Warszawy. W petycji czytamy: „My mieszkańcy ulicy Wiejskiej zwracamy się z pilnym apelem do Pana Prezydenta Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy o przeprowadzenie natychmiastowych działań, które umożliwią mieszkańcom normalne funkcjonowanie” pracę, odpoczynek i życie rodzinne. W obecnej chwili nie jest to możliwe z uwagi na codzienne protesty odbywające się przed kliniką ABOTAK znajdującą się przy Wiejskiej 9. Protestujący wyposażeni są w trąbki i inne sygnały dźwiękowe oraz makabryczne banery, śpiewy religijne oraz modlitwy. Permanentny hałas trwa od 15 dni codziennie przez 6 godzin i sięga od 80 do 100 dB. (...)
W obliczu tej sytuacji czujemy się bezsilni, a nasze domy zamieniły się w miejsca, w których nie możemy odpocząć ani prowadzić normalnego funkcjonowania. W naszych blokach mieszkają również dzieci, osoby starsze, a także osoby z różnymi dysfunkcjami, dla których permanentny hałas może wywołać nieodwracalne skutki. Na hałas narażający również zwierzęta. (...) Żądamy, aby nasze prawa obywatelskie były przestrzegane i zostały uszanowane. Oczekujemy, że władze staną po stronie mieszkańców oraz natychmiastowej reakcji i działań w przywróceniu praw konstytucyjnych. W obecnej sytuacji policja i władze chronią prawa wyłącznie osób łamiących nasze prawa".
Autorką petycji jest Karolina, mieszkanka Wiejskiej 9. Mówi OKO.press: „Dźwięki tutaj dochodzą nawet do 120 decybeli. Mieszkańcy, którzy mają okna na ulicę, w mieszkaniach mają ok. 120 decybeli, może nawet więcej. My na tyłach mamy po 90 kilka, w mieszkaniu. To jest ogromny hałas. Protesty są praktycznie codziennie lub prawie codziennie. Sami protestujący mają słuchawki, co wskazuje na to, że to jest ich celowe działanie. W petycji zawarłam też hasła, których używają protestujący, np. Aborcja Macht Frei. Dla mnie jest to skandaliczne”.
Jak długo można to wytrzymać: „Daję sobie maksymalnie miesiąc. Bo już czuję, że słyszę dużo gorzej, że mój słuch się pogorszył”.
Inna mieszkanka Wiejskiej 9 mówi OKO.press: "Od blisko miesiąca mamy pod domem demonstracje antyaborcyjne, bardzo głośne, bardzo natarczywe w sferze i wizualnej, i dźwiękowej, które bardzo uprzykrzają życie mieszkańcom i swoim dźwiękiem, i obrazami, ponieważ przed blokiem są bardzo często wystawione ogromne plakaty mniej lub bardziej spreparowane, pokazujące płody ludzkie, które mają być wynikiem aborcji. Na pewno nie są to zdjęcia, które powinny być oglądane przez dzieci, a dzieci tutaj też mieszkają, chodzą do szkoły, bo ulica Wiejska jest ciągiem, który prowadzi dzieciaki do szkoły, która znajduje się zaraz na ulicy Górnośląskiej, bardzo blisko stąd. Więc te dzieci, czy chcą, czy nie chcą, są świadkami tych wszystkich obrazów, dźwięków, treści, a które są bardzo takie agresywne w swoim dźwięku dla wszystkich nas tutaj mieszkańców.
Bez względu na to, jakiego światopoglądu jesteśmy osobami, czy jesteśmy pro, czy antyaborcyjni, to jednak te obrazy są bardzo takie ingerujące w otoczenie tutaj nasze społeczne i lokalne".
Czy jest reakcja miasta lub policji? „Nie jesteśmy w stanie uzyskać pomocy od nikogo, wręcz przeciwnie. Policja nie chce od nas przyjmować zgłoszeń, odsyła nas na komisariat albo na ulicę Wilczą, albo gdzieś indziej. Urząd Miasta również w żaden sposób nie chce nas wesprzeć i pomóc, zasłaniając się oczywiście Konstytucją, że każdy ma prawo do zgromadzeń i do wolnej wypowiedzi, natomiast my się czujemy jako mieszkańcy tutaj bardzo poszkodowani, bo nasze prawa do odpoczynku, do spokoju, do mieszkania po prostu w miejscu, które jest spokojne, są naruszane agresywną postawą innych osób”.
Z pytaniem, czy miasto może zareagować (i czy to zrobi) zwróciliśmy się do rzeczniczki Ratusza. Od Moniki Beuth dostaliśmy taką odpowiedź:
"Protesty i pikiety na Wiejskiej to zgromadzenia publiczne – przepisy są tutaj jednoznaczne, reguluje to Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej oraz Prawo o zgromadzeniach. Mamy na ten moment niemal codziennie zgłoszoną przy ul. Wiejskiej pikietę lub inną formę zgromadzenia. Miasto nie wydaje zgód, przeprowadzenie zgromadzenia wymaga jedynie uprzedniego zawiadomienia. Organ gminy nie wydaje zezwolenia/zgody na przeprowadzenie zgromadzenia, nie jest też uprawniony do ingerowania w jego przebieg, także w zakresie wyboru miejsca i czasu jego przeprowadzania, poruszanego tematu lub ewentualnej trasy przemarszu. Wolność gromadzenia się ograniczona jest jedynie w przypadku, gdy wystąpią określone przesłanki przewidziane przez ustawodawcę, a organizatorowi zawsze przysługuje prawo odwołania się od decyzji zakazującej takiego zgromadzenia do Sądu Okręgowego.
Pracownicy Stołecznego Centrum Bezpieczeństwa dwukrotnie byli obecni w miejscu organizowanych przed przychodnią Abotak zgromadzeń i nie stwierdzili jak dotąd przypadków uzasadniających podjęcie decyzji o rozwiązaniu zgromadzeń. Przepisy dotyczące możliwości przerwania zgromadzenia przez przedstawiciela miasta wynikają wprost z ustawy Prawo o zgromadzeniach (Dz. U. z 2022 r. poz. 1389) i nie ma jak dotąd przesłanek do ich zastosowania (art. 20 i 25 ust. 1). Policja ma prawo wnioskować na podstawie art. 20 i 25 ust. 2 przywołanej wyżej ustawy o taką czynność, lecz wniosek taki ze strony służb nie został skierowany.
Nie istnieją podstawy prawne pozwalające na wprowadzenie jakichkolwiek ograniczeń dotyczących poziomu emitowanego dźwięku na zgromadzeniach. Wielokrotnie to wyjaśnialiśmy, ponieważ jest to problem dla mieszkańców przy wielu okazjach i wydarzeniach organizowanych w stolicy. Przepisy ustawy Prawo ochrony środowiska nie dają legitymacji do określania, w drodze decyzji administracyjnej, dopuszczalnego poziomu hałasu przenikającego do środowiska w trakcie trwania zdefiniowanych poniżej wydarzeń odbywających się w przestrzeni publicznej. Co prawda art. 156 ust. 1 ww. ustawy zabrania używania instalacji lub urządzeń nagłośnieniowych na publicznie dostępnych terenach miast, terenach zabudowanych oraz na terenach przeznaczonych na cele rekreacyjno-wypoczynkowe, jednak już art. 156 ust. 2 mówi o tym, iż przepisów tych nie stosuje się do okazjonalnych uroczystości oraz uroczystości i imprez związanych z kultem religijnym, imprez sportowych, handlowych, rozrywkowych i legalnych zgromadzeń. Przepisy ochrony środowiska nie określają więc akustycznego standardu jakości środowiska w odniesieniu do takich wydarzeń, a jakiekolwiek pomiary poziomu hałasu nie dają podstawy do podejmowania dalszych działań prawnych i administracyjnych.
Miasto zawsze podchodzi z odpowiedzialnością i rozwagą do zgromadzeń publicznych, jeśli mamy podstawy prawne, nie wahamy się z nich korzystać, co niejednokrotnie kończyło się na drodze sądowej. Jednak równie odpowiedzialnie i poważnie podchodzimy do praw i wolności obywatelskich. Podczas zgromadzeń szczególnie istotne są kwestie bezpieczeństwa – a za porządek publiczny oraz zabezpieczenie zgromadzeń odpowiada policja".
Trudną sytuację mają także działaczki Aborcyjnego Dream Teamu, pracujące w przychodni ABOTAK. Są dni, kiedy nie są w stanie wejść do przychodni, przedrzeć się przez „kordon” protestujących. Pierwszego dnia – 8 marca – policja torowała drogę działaczkom, by mogły wejść do przychodni. Tego też dnia działacze antyaborcyjni wylali na chodniku, przed wejściem, czerwoną farbę. W kolejnych dniach był to niebezpieczny kwas. Jak pisze „Gazeta Wyborcza”, miejsce trzeba było ozonować, a jedna z wolontariuszek przez kilka godzin odczuwała działanie substancji.
Policja towarzyszy każdemu protestowi, ale nie reaguje w sposób zdecydowany. Działaczki mówią, że mają trudności z wejściem do przychodni. Raz ktoś zastawił wejście wózkiem dziecięcym. Osobom, które próbują wejść do przychodni, protestujący przystawiają trąbki i głośniki do uszu, filmują.
Inna wolontariusza przychodni mówi OKO.press: „Miasto przysłało obserwatora. Obserwator przyszedł w chwili, gdy nic się nie działo. I oświadczył, że w takim razie problemu nie ma. Nie chodzi o nas tutaj, bo jesteśmy tu z własnej woli, ale w budynku mieszkają osoby starsze, gdy słyszą syreny na cały regulator, zastanawiają się, czy zaczęła się wojna. (...) Miasto i policja przerzucają się odpowiedzialnością. Miasto mówi, że nic nie może zrobić, że to policja może rozwiązać zgromadzenie, a policja mówi, że nic nie może zrobić, że to miasto może rozwiązać zgromadzenie. Efektem jest kompletny brak reakcji”.
Co na co dzień dzieje się w przychodni? Natalia Broniarczyk z ADT, które prowadzi przychodnię, mówi OKO.press: "W sobotę była u nas dziewczyna w dziewiątym tygodniu, studentka z zagranicy, nie powiem z którego kraju, ale na wymianie studenckiej, z chłopakiem. I za oknem był protest, a ona tu robiła aborcję z naszą pomocą, i z tym chłopakiem, który co pięć minut ją pytał, jak się czuje, czy czegoś potrzebuje. (...)
Czujemy się tu trochę zostawione same sobie, razem z sąsiadami, na pastwę Kai Godek i głośników. Policja też nie jest w stanie nic zrobić, twierdząc, że miasto wydało zgodę. No i niestety policja po prostu musi ochraniać tę demonstrację. (...)
Prawa kobiet to nie jest pusty slogan. My je realizujemy tutaj w praktyce. Prawa kobiet to nie jest tylko ustawa. To jest codzienne doświadczenie wsparcia się nawzajem w różnych rzeczach, na które państwo nie pozwala. My tu w praktyce realizujemy prawa kobiet. Więc jeżeli kandydat Trzaskowski i jednocześnie prezydent Warszawy w każdym swoim wystąpieniu mówi, że jest gwarancją przestrzegania praw kobiet, to ja pytam, gdzie on jest, kiedy nasze prawa są łamane. Nie moje, ale kobiet, które potrzebują aborcji, wchodzą tu i chcą po prostu zrealizować ćwiczenie zdrowotne".
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Komentarze