0:000:00

0:00

„Zapadła decyzja: po drodze na wieczorną demonstrację pod ambasadę odwiedzamy Krwawą Julię* w jej gnieździe" - opowiadają OKO.press mieszkający w Berlinie piosenkarka Mary Komasa i kompozytor Antoni Komasa-Łazarkiewicz, uczestnicy feministycznego kolektywu Dziewuchy Berlin.

„We wtorek [27 października] zaczęliśmy serię – mówią Mary i Antoni – w środę była kolejna demonstracja, tym razem Przyłębscy zorganizowali grupę obrońców, którzy stworzyli krąg wokół willi na trawniku za murem. Stali odwróceni tyłem do demonstrantów".

„To, że mgr Przyłębska, bezpośrednia sprawczyni zamachu na wolność i godność Polek, większość czasu spędza w lewackim, kosmopolitycznym Berlinie, od początku wydawało nam się potworną złośliwością losu.

Krwawa Julia korzystająca z luksusów życia w ambasadorskiej rezydencji, uciekająca do niej przed politycznym tornado, które sama wywołała – nie można było tego tak zostawić! Ale namierzyć rezydencję wcale nie było łatwo" – opowiadają (jak się udało - czytaj dalej).

Przewodnicząca tzw. Trybunału Konstytucyjnego mieszka w Berlinie z mężem Andrzejem, który jest tu od 2016 r. polskim ambasadorem. Znany z politycznej gorliwości Przyłębski 19 października odmówił udziału w uroczystości nagrodzenia Adama Bodnara ogłaszając, że RPO „robił wszystko, by spowolniać konieczne reformy wdrażane przez demokratycznie wybrany parlament i jego emanację – rząd". Ma też w zwyczaju niemieckim dziennikarzom zarzucać „stronniczość i bezczelność" oraz grozić im procesami.

Przeczytaj także:

„Zapamiętaj, Julio krwawa, jesteś sługą Jarosława”/„Wipjerdalatsch"

„We wtorek nasz kolektyw spotkał się jak zwykle w punkcie zbornym. Kilkadziesiąt osób, tuzin samochodów. Zapadła decyzja: po drodze pod Ambasadę odwiedzamy willę Przyłębskich. Policja została zawiadomiona 20 minut przed naszym przyjazdem. Państwo Przyłębscy nie zdołali się ewakuować. Na naszych oczach nerwowo opuszczali rolety w oknach, podczas gdy ich ochroniarz wyskoczył z kamerą i zaczął nas kręcić.

W około trzydziestoosobowym gronie zajechaliśmy pod willę i rozpoczęliśmy koncert okrzyków, haseł, piosenek. Wrzeszczeliśmy co sił w płucach. Rozstawiliśmy transparenty. Jedno nieszczęśliwe zdarzenie: rozlał nam się w tym wszystkim przed samą furtką garnek z krwistoczerwonym barszczem. Ot, pech!" – śmieje się Mary Komasa.

Foto: Maciej Soja | Soja Photography

„Najpierw kobietom w Polsce zrobiła piekło, a teraz w bamboszkach siedzi sobie w luksusowej willi. Niech się poczuje niepewnie, tak jak dziewczyny w Polsce" – mówiła „Wyborczej" Dorota Danielewicz, mieszkająca od 30 lat w Berlinie, współorganizatorka wtorkowego protestu.

Foto: Maciej Soja | Soja Photography

Demonstranci skandowali:

„Zapamiętaj, Julio krwawa, jesteś sługą Jarosława”.

A także – program obowiązkowy – „Jebać PiS" i „Wypierdalać".

Przed willą Przyłębskich rozwiesili też i położyli na chodniku transparenty i plakaty. Po polsku: „Przepraszamy za utrudnienia, mamy rząd do obalenia", „Nie oddam ci mojego sumienia", „To jest wojna". Po angielsku „Choice". W niemieckiej transkrypcji hasło „Wipjerdalatsch".

Foto: Maciej Soja | Soja Photography

Na bramie powiesili kilka wieszaków, symboli podziemia aborcyjnego, na jakie władze PiS skazują Polki.

Antoni: „Sympatyczni panowie policjanci pytali nas z ciekawością, w jakiej to sprawie urządzamy pikietę w samym środku najnudniejszej dzielnicy Berlina? Nasze tłumaczenia przyjęli z pełnym zrozumieniem. Sąsiedzi wyglądali przez okna swoich willi z absolutnym zdumieniem w oczach. Czegoś takiego jeszcze tam nie widziano!

Pani Przyłębska będzie musiała gęsto się tłumaczyć przed sąsiadkami na najbliższym spacerze z pieskiem".
przyłębska berlin
Foto: Maciej Soja | Soja Photography

Jak wytropiliśmy Julię Przyłębską?

Mary i Antoni: „Decyzja o akcji pod domem Przyłębskiej zapadła podczas narady w gronie berlińskich Dziewuch. W naszym nieformalnym kolektywie działamy od wielu lat, organizując demonstracje w obronie wolnych sądów, praw mniejszości czy wreszcie praw kobiet.

Znalezienie willi wydawało się banalne. Rezydencja Ambasadora, według dostępnych informacji, znajduje się na terenie Ambasady RP w pięknej dzielnicy Grunewald. Kompleks Ambasady zajmuje tam stosunkowo niewielką działkę, więc wydawało się, że wystarczy stanąć z megafonem, a nasze słowa dotrą do adresatki.

Gdy jednak zabraliśmy się do przygotowań, okazało się, że nie jesteśmy w stanie zlokalizować willi Przyłębskich na zdjęciach w Google Maps. Imponujący dom z basenem i ogrodem, którego ujęcia znaleźliśmy w wywiadzie udzielonym przez Przyłębskich jednej z lokalnych telewizji, nijak nie chciał nam się zmieścić na skąpej parceli ambasady. Nie pasowały elementy topograficzne: kolory okolicznych dachów, rozmieszczenie drzew, pergola…

Zrozumieliśmy, że Julia przebywa pod innym, niedostępnym dla ludu adresem.

Rozpoczęliśmy poszukiwania. Rozpuściliśmy wici wśród znajomych, którzy jeszcze za poprzedniej władzy bywali u Państwa Prawdów [Marek Prawda był ambasadorem w Berlinie w latach 2006-2012] oraz u Jerzego Margańskiego, poprzednika Przyłębskiego. Dostaliśmy adres: willa w luksusowej dzielnicy Dahlem.

Ruszyliśmy na zwiady. Kilka niedzielnych [25 października] godzin spędziliśmy przechadzając się po cichych uliczkach Dahlem i porównując detale owej willi z kilkoma klatkami z rzeczonego wywiadu. Nie pasowało. Nasi informatorzy upierali się, że dzielnica się zgadza.

Nie pozostało nam nic innego, jak usiąść do map internetowych i mozolnie, ulica za ulicą, przeanalizować kilkaset posesji w okolicy. W końcu wyłoniliśmy kandydata. Nasz zwiad udał się na miejsce i potwierdził: jest willa z polską flagą, wszystkie szczegóły się zgadzają!

Adres rezydencji Krwawej Julii od dzisiaj nie jest już tajemnicą.

W Berlinie nie toleruje się reprezentowanych przez nią postaw. Stoją one w absolutnej sprzeczności ze wszystkim, co to miasto sobą obecnie reprezentuje. Dlatego pani prezes »TK« może w niedalekiej przyszłości spodziewać się kolejnych wizyt".

*„Krwawą Julią" nazywano Julię Brystygierową, wysoką rangą funkcjonariuszkę Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w latach 40. i 50. XX w., która według niepotwierdzonej „czarnej legendy" miała się wykazywać szczególnym sadyzmem wobec aresztantów.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze