0:000:00

0:00

Protesty rolników w Holandii utrudniają życie mieszkańcom niewielkiego kraju. Farmerzy wyjeżdżają na ulice, paraliżują ruch, pikietują w hipermarketach i blokują centra dystrybucyjne żywności. Do eskalacji protestów doszło we wtorek 5 lipca, kiedy policja otworzyła ogień trafiając w jeden z traktorów podczas autostradowej blokady w prowincji Friesland. Według funkcjonariuszy doszło do "zagrażającej sytuacji", w której traktor poruszał się w kierunku zabezpieczających protest jednostek. Policja poinformowała, że nikt nie został poszkodowany. Sprawą zajmuje się holenderska prokuratura.

Kłopotliwy azot, cieplarniany metan

Rolnicy protestują przeciwko nowym prośrodowiskowym i proklimatycznym pomysłom rządu w Hadze. Dlaczego właśnie ta grupa jest dotknięta zmianami w prawie? Przez hodowlę zwierząt do atmosfery dostaje się cieplarniany metan, według Envirormental Defense Fund (EDF) odpowiedzialny za przynajmniej 25 proc. wpływu na wzrost globalnych temperatur. To gaz pochodzący między innymi ze zwierzęcych odchodów, przyczyniający się do przegrzewania się planety o wiele mocniej, niż dwutlenek węgla. Podobnie jak CO2, metan zatrzymuje "ucieczkę ciepła" poza naszą atmosferę. Problem w tym, że w pierwszych 20 latach od emisji robi to z 80-krotnie większą skutecznością niż CO2.

Zarówno hodowla zwierząt, jak i uprawa roślin podnosi stężenie azotu w glebie i wodzie. W pierwszym przypadku winne są znów odchody, w drugim - wykorzystanie opartych na związkach azotowych nawozów. W Niderlandach aż 60 proc. tych zanieczyszczeń pochodzi z rolnictwa.

Z kolei nadmiar azotu w wodzie powoduje jej niedotlenienie. W tej sytuacji rozrastają się algi i glony, a reszta życia w rzekach i zbiornikach zamiera. W końcu azotany zanieczyszczają również morza, a obecne w wodzie pitnej szkodzą także ludzkiemu zdrowiu. Są potencjalnie rakotwórcze, mają niekorzystny wpływ na układ pokarmowy i dotlenienie tkanek.

Hodowle zwierząt do likwidacji

Holenderski rząd stwierdził, że trzeba ograniczyć wpływ rolnictwa na te emisje. Już w zeszłym roku dowodzona przez premiera Marka Ruttego ekipa przedstawiła propozycję planowego wygaszenia 30 proc. z krajowych hodowli żywych zwierząt.

"Jesteśmy stosunkowo małym krajem z wieloma mieszkańcami, rozwiniętym przemysłem, transportem i rolnictwem. Dochodzimy do granic wytrzymałości naszego środowiska naturalnego” – mówił Rudi Buis, rzecznik holenderskiego ministerstwa rolnictwa.

"Nie możemy być malutkim krajem żywiącym świat, jeśli jednocześnie sami na siebie sramy" - argumentował dosadniej polityk koalicyjnej, naciskającej na wprowadzenie nowego prawa Demokracji 66 Tjeerd de Groot.

Jak dodawał, nie ma ucieczki od trudnych rozwiązań. Trudnych przede wszystkim dla nas - odpowiadają rolnicy, którzy według rządowych planów mają być zmuszeni do sprzedaży części terenów przeznaczonych pod swoją działalność państwu. "To oczywista rządowa grabież ziemi" - mówił brytyjskiemu Guardianowi Wytse Sonnema, reprezentujący Stowarzyszenie Rolników i Ogrodników (LTO) - jedną z organizacji odpowiedzialną za protesty rolników w Holandii. Poza tym wykupy zajmą od pięciu do siedmiu lat, a ceny ziemi pójdą w górę. Budżet tego nie wytrzyma - argumentował Sonnema.

Żywiciel świata z azotowym problemem

W grudniu zeszłego roku rząd przekuł polityczne zapowiedzi w konkretny plan. Zakłada on zmniejszenie inwentarza żywych zwierząt o prawie jedną trzecią. Na wykup ziemi, a także relokację niektórych z gospodarstw z obszarów najbardziej zanieczyszczonych azotem, rząd Ruttego zamierza przeznaczyć 25 miliardów euro. "Niechętnych" rządzący planują zwyczajnie wywłaszczyć. Dzięki temu do 2030 roku poziomy tlenku azotu i amoniaku (w którego skład również wchodzi azot) w środowisku naturalnym mają spaść o 50 proc.

"Mówiąc zupełnie szczerze, nie wszyscy rolnicy będą mogli nadal prowadzić swoją działalność" - przyznawał Rutte.

Nic dziwnego, że farmerzy próbują bronić się przed zmianami. W końcu Holandia bywa nazywana "żywicielem świata". W 2021 roku kraj wysłał za granicę produkty swojego rolnictwa za 79 miliardów dolarów. Daje to niewielkiemu państwu drugie miejsce na liście największych eksporterów żywności na świecie.

Rolnicy: Rząd nie współpracuje

Działacze branżowego LTO straszą, że ograniczenie rolniczej produkcji skończy się dla kraju gospodarczą i społeczną katastrofą. Rządowe plany nazwali "niszczycielską polityką azotową bez uprzednich kalkulacji". Rolnicy twierdzą, że nie sprzeciwiają się próbom zmniejszenia poziomów azotu na prowincji. Nie są jednak pewni, jak zostaną rozdzielone rządowe pieniądze. Potrzebujemy twardych liczb - mówił lider LTO, Sjaak van der Tak:

"Jak wiele utracimy dochodów, jak rząd planuje zaradzić temu problemowi? Musimy uzyskać odpowiedzi na te pytania, a potem rozpocząć współpracę z lokalnymi władzami, by opracować plany realistycznej, zdroworozsądkowej polityki opartej na faktach".

Według LTO rząd działa bez porozumienia z samorządami i rolnikami, wyznaczając lokalne poziomy potrzebnej redukcji stężenia azotu odgórnie.

Protesty rolników w Holandii od trzech lat

Holenderscy rolnicy wychodzą na ulice nie po raz pierwszy. Protesty przeciwko polityce rządu trwają od 2019 roku. To wtedy pojawiły się pierwsze przymiarki do projektu ograniczenia emisji azotu i metanu. Traktory zablokowały drogi w październiku 2021, powodując ponad tysiąc kilometrów korków. Zdarzały się też punktowe blokady dróg w pojedynczych miastach, demonstracje przed domami polityków, rolnicy okupowali też stacje kolejowe.

Niektóre z blokad firmowała odrębna od LTO organizacja - Farmer Defence Force (FDF). Używa ona o wiele mocniejszej niż LTO retoryki, na przykład porównując działania rządu Ruttego do polityki reżimu Kim Dzong Una. Działacze FDF na jeden ze swoich wieców zaprosili polityków skrajnie prawicowej partii Forum dla Demokracji. W jego czasie przemawiać miał również przedstawiciel tej samej opcji politycznej, Geert Wilders. Część członków FDF sprzeciwiła się jednak jego wystąpieniu. Protesty wspierali również przedstawiciele Chrześcijańskich Demokratów.

"Wolność słowa i prawo do demonstracji są istotną częścią naszego demokratycznego społeczeństwa i zawsze będę ich bronić. Niedopuszczalne jest jednak tworzenie niebezpiecznych sytuacji, niedopuszczalne jest zastraszanie urzędników, nigdy tego nie zaakceptujemy" - mówił premier Rutte odnosząc się do przypadków łamania prawa (którym jest choćby poruszanie się ciągnikiem po autostradzie) czy demonstracji w pobliżu mieszkań decydentów.

Zielone plany napotykają na opór

To kolejny przypadek zderzenia "zielonej" polityki państwa z niezadowoleniem społeczeństwa i poszczególnych branż. Jeszcze w 2018 roku we Francji gabinet Emmanuela Macrona dbałością o klimat argumentował planowane ograniczenie dopuszczalnej prędkości poza terenem zabudowanym do 80 km na godzinę.

Zapoczątkowało to protesty, które w połączeniu ze sprzeciwem wobec obciążenia paliw dodatkowym podatkiem, dały początek ruchowi Żółtych Kamizelek.

Sprzeciw branży motoryzacyjnej wywołała z kolei propozycja zakazu sprzedaży nowych samochodów spalinowych od 2035 roku na terenie całej Unii Europejskiej. Projekt, o którym pisaliśmy już obszernie w OKO.press, zyskał poparcie Rady Unii Europejskiej i wejdzie w życie.

Przeczytaj także:

Jesteśmy dopiero na początku wprowadzania proklimatycznych i prośrodowiskowych zmian zapowiadanych przez krajowe rządy czy Komisję Europejską. Ta ostatnia skupia się między innymi na promocji diety roślinnej, a nawet wprowadzaniu do jadłospisów białka owadziego.

Wszystko, by obciąć poziom emisji gazów cieplarnianych z hodowli zwierząt. Zapewne w kolejnych latach debata o zmianach w rolnictwie przetoczy się przez kolejne kraje Wspólnoty. Wraz z nią możemy spodziewać się fali niezadowolenia wśród farmerów. Protesty rolników w Holandii mogą być jedynie początkiem.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze