0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Orzechowski / Agencja GazetaJakub Orzechowski / ...

„Być może mój dzisiejszy post wywoła poruszenie, które skutkować będzie konsekwencjami dotyczącymi mojego zatrudnienia, szpitalnego kontraktu i kariery zawodowej, ale mam dość” – napisał kilkanaście miesięcy temu na FB dr Bartosz Nowakowski, ortopeda z Włocławka.

Nowakowski w ostrych słowach opisał, jak wielkim problemem na SOR-ach są pacjenci nadużywający alkoholu.

„Sytuacja, kiedy lekarz, ratownik medyczny albo pani pielęgniarka pławią się w ekskrementach, kiedy nasze ciuchy, buty i dłonie mają bezpośredni kontakt z kałem, moczem, wymiocinami, a czasem białymi robakami pasożytującymi w pachwinach przebywających na oddziale SOR alkoholików, żeby po chwili badać albo pobierać krew kilkuletniego dziecka, w XXI wieku jest sytuacją niedopuszczalną”.

I dalej.

„Pijackie awantury, przekleństwa, wyrwane z futryną drzwi nie mogą być codziennością w pracy szpitala.

Złota godzina diagnostyki i ukierunkowanej terapii przeplatana burdami z niesubordynowanymi, pijanymi osobnikami wydłuża się w czasie, stanowiąc ryzyko dla zdrowia pozostałych pacjentów.

Odpowiedzialność lekarza za sprawne koordynowanie pracy zespołu niebezpiecznie przesuwa się w stronę obszarów, w których odpowiedzialność karna za opieszałość i spóźnione decyzje za chwilę stanie się faktem dla któregoś z nas”.

Co siódmy pacjent pod wpływem

Grzegorz Schetyna 13 lipca 2019 zapowiedział, że jednym z punktów programu opozycji jest skrócenie czasu oczekiwania na SOR-ze do 60 minut. "Po godzinie każdy pacjent musi być już po badaniach, diagnozie i decyzji lekarskiej".

Przeczytaj także:

Od dawna słyszymy, że sytuacja na SOR-ach jest dramatycznie zła. Pacjenci czekają na pomoc godzinami, zdarzają się zgony.

SOR-y pokazują jak w soczewce niedoskonałości naszego systemu ochrony zdrowia. Są swego rodzaju wąskim gardłem tego systemu. OKO.press pisało kilkakrotnie na ten temat. Wskazywaliśmy na różne przyczyny kłopotów, m.in. na brak pieniędzy, brak i przeciążenie lekarzy i pielęgniarek, kłopoty z dostaniem się do specjalisty, a także z przeprowadzeniem badań diagnostycznych.

Kolejnym problemem SOR-ów, na który wskazuje się stosunkowo rzadko, to pacjenci pod wpływem alkoholu. Są to często osoby pijące chronicznie, cierpiące od lat z powodu choroby alkoholowej i potrzebujące opieki, z tym, że miejscem, do którego powinni trafiać, w przeważającej większości nie powinien być SOR.

Takich osób jest wiele.

„Z 35-40 pacjentów przyjętych przeze mnie na dyżurze zwykle pięciu było wyraźnie »pod wpływem«”

– mówi dr Bartosz Fiałek, który przepracował cztery lata na SOR-ze w bydgoskim Szpitalu Uniwersyteckim nr 2 im. dr. Jana Biziela.

„Na SOR Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Lublinie codziennie trafia 10 takich osób, w weekendy jest ich więcej” – informował „Rynek Zdrowia”.

Znikające izby wytrzeźwień

Liczba pacjentów "pod wpływem" wzrosła wyraźnie w ostatnich latach na skutek zamykania w kraju kolejnych izb wytrzeźwień. W roku 2013 istniały one tylko w 34 miastach, podczas gdy 10 lat wcześniej było ich niemal dwa razy więcej.

Zlikwidowano je m.in. we wspomnianym Włocławku, a także w Bydgoszczy. W Kielcach izbę zamknięto w roku 2010, w Radomiu w 2016.

Powodem były naturalnie pieniądze. W skład personelu izby musi wchodzić m.in. lekarz i psycholog, a ich praca kosztuje. Ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi z 2002 roku stanowi, że „organy samorządu terytorialnego w miastach liczących ponad 50 tys. mieszkańców i organy powiatu mogą organizować i prowadzić izby wytrzeźwień”.

A zatem ciężar utrzymania izb spada na samorząd terytorialny, poza tym ustawa wyraźnie zaznacza, że samorządy mogą, ale nie muszą.

W Polsce są 84 miasta powyżej 50 tys. mieszkańców, a zatem w 60 proc. z nich nie ma dziś izby wytrzeźwień. Dodajmy, że zgodnie z Obwieszczeniem Ministra Zdrowia z 4 lutego 2019 maksymalna opłata za pobyt w izbie lub jednostce policji to 309,01 zł.

Jeśli policja lub straż miejska znajdzie osobę w stanie upojenia alkoholowego, może ją odwieźć na policję, na izbę wytrzeźwień (o ile takowa istnieje), albo wezwać karetkę, która zawiezie pacjenta na SOR.

Policjanci boją się wieźć tych, którzy nadużyli alkoholu na komisariaty, ponieważ nie ma tam żadnej pomocy medycznej. A bez podania w porę leków, może dojść do zgonu. I tak np. w roku 2012 na posterunkach policji zmarło 14 osób, z czego 13 było nietrzeźwych. Przyczyną zgonów były choroby, których objawy zaostrzyło spożycie alkoholu – astma, padaczka, udar.

W efekcie, jeśli na miejscu nie ma izby wytrzeźwień, najbezpieczniejszym kierunkiem jest SOR.

Pijackie awantury, przekleństwa, wyrwane drzwi

Jeśli pacjent został przywieziony na oddział ratunkowy karetką, trzeba zająć się nim w pierwszej kolejności. „Część osób w stanie upojenia alkoholowego ma rozbite głowy i te rany trzeba zeszyć, a także wykonać badania (tomografię komputerową głowy), by wykluczyć urazy czaszkowo-mózgowe będące stanem bezpośredniego zagrożenia życia” – mówi dr Bartosz Fiałek. „Na ogół tych uszkodzeń nie ma, ale i tak tych osób nie wypuszczamy do domu. Podobnie nie wypuszczamy też tych, którzy nie mają obrażeń, tylko po prostu porządnie się napili. Nie możemy ryzykować, że wyjdą ze szpitala i np. zaraz wpadną pod samochód. Będzie na nas, że przyczyniliśmy się do ich śmierci lub kalectwa”.

Lekarze ze wspomnianego Radomskiego Szpitala Specjalistycznego szacują, że ok. 70 proc. nietrzeźwych pacjentów powinno trafić nie do nich, lecz na izbę wytrzeźwień, tylko że tę zlikwidowano.

Gdyby jeszcze alkoholicy grzecznie odespali swoje i poszli domu. Niestety, wielu z nich wszczyna awantury, zaczepia pielęgniarki, rwie się do bójki.

„Pijackie awantury, przekleństwa, wyrwane z futryną drzwi nie mogą być codziennością w pracy szpitala” – alarmował dr Bartosz Nowakowski.

„Atmosfera Izby Przyjęć przesycona zapachem uryny i przypominająca squat kloszardów nie sprzyja budowaniu dobrego wizerunku niezależnie od kompetencji zespołu.

(...) Wyszedłem dziś po 24 godzinnym dyżurze kompletnie rozbity i przygnębiony perypetiami obyczajowymi nie mającymi z leczeniem nic wspólnego :(”.

„To z powodu m.in. takich awanturników lekarze i pielęgniarki nie chcą pracować na SOR-ach – dodaje w rozmowie z OKO.press dr Bartosz Fiałek.

Lekarze zwracają też uwagę, że to nie tylko kwestia ich komfortu. Chodzi w pierwszym rzędzie o bezpieczeństwo – ich samych, ale przede wszystkim chorych. Jeśli lekarz musi się awanturować z nietrzeźwym, ale z pewnością nieumierającym pacjentem, nie ma czasu zająć się tymi, którzy w tym czasie naprawdę potrzebują pomocy.

Mam dość

Paweł Reszka „Mali bogowie. O znieczulicy polskich lekarzy”, 2017, wyd. „Czerwone i czarne”.

„Chirurg, lat 42, Warszawa

Zaczynałem pracę na oddziale chirurgicznym. Wtedy nie mieliśmy jeszcze tomografu. Dlatego wszyscy pijacy z urazami głowy musieli zostawać na obserwacji. Robiliśmy im zwyczajne prześwietlenie i nie wolno było ich wypuścić domu.

Przywozili ich do nas obsranych, obszczanych, robiących pod siebie, bełkoczących. No ale przecież jesteśmy lekarzami, składaliśmy przysięgę, musimy im pomóc. Obrażali nas, startowali z łapami. Na jednym z pierwszych dyżurów doszło do przykrej sytuacji. Oto młoda pielęgniarka, młody lekarz (czyli ja) i pijak. Pijak ciągle obłapia pielęgniarkę, jest nachalny, a ona nie daje sobie z nim rady. Nagle dziewczyna wybucha:

- Odpier... się nareszcie ode mnie! – krzyczy.

Widzę to wszystko i jestem bardzo oburzony takim zachowaniem. Mówię:

- Jak pani może się w ten sposób zwracać do pacjenta? Nie ma pani prawa!

Dziewczyna patrzy na mnie, wychodzi ze łzami w oczach. Mija kilkanaście lat. Na oddziale chirurgicznym jest dokładnie tak samo. Kupili nam tylko tomograf, ale ciągle przywożą nam pijaków. Wszystkich trzeba zbadać, niektórych zostawić na obserwację. Są tak samo brudni, agresywni, śmierdzą. Niedawno znów nam przywieźli takiego ochlapusa. Była awantura, chciał nas bić, robił pod siebie. Los chciał, że dyżur mieliśmy akurat w tym samym składzie, co przed laty. Tamta dziewczyna i ja, lekarz po czterdziestce. Przypomniało mi się tamto zdarzenie z początku naszej pracy. Opowiedziałem to pielęgniarce:

- Słuchaj, pamiętasz, jak nakrzyczałaś na tamtego pijaka? Co mu powiedziałaś? I moją reakcję?

- Pamiętam, pewnie, że pamiętam.

- Wiesz co, Danusiu, to chciałem cię dzisiaj za tamto przeprosić. Ty miałaś rację.

Tak jej powiedziałem.

Bo mam już dość tych zasyfiałych gnoi, którzy zapijają się na śmierć i których od kilkunastu lat ratuję. Traktują mnie jak gówno, nie szanują mojej pracy, muszę ich dotykać, bronić się przed nimi. Brzydzę się ich, mam ich dosyć”.

996 interwencji

Fragment przytoczony przed chwilą nie dotyczy wprawdzie SOR-ów, ale myślę, że dobrze koresponduje z ostatnim wątkiem tego tekstu.

Jeśli pacjent mocno awanturuje się na SOR-ze, a jego życiu ani zdrowiu nie zagraża niebezpieczeństwo, obsługa może wezwać policję. Ta zabiera ich do aresztu, w którym wytrzeźwieją.

Takich interwencji policji zdarza się naprawdę dużo. I tak np. w 2014 roku w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Kielcach miało to miejsce aż 996 razy. Większość zgłoszeń dotyczyła incydentów z udziałem osób upojonych alkoholem.

SOR w roli izby wytrzeźwień absolutnie się nie sprawdza – przekonują lekarze, pielęgniarki, dyrektorzy szpitali. Ministerstwo Zdrowia, politycy, nie wydają się jednak zbytnio zainteresowani tym tematem.

Dr Nowakowski: „Problemy są po to, żeby je rozwiązywać. Brak pomysłu bądź woli w uporządkowaniu spraw pacjentów w stanach ostrych jest zaniechaniem, którego konsekwencje mogą i będą dotyczyć nas wszystkich”.

Więcej niż za PRL

Według danych Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (PARPA)

w Polsce uzależnionych od alkoholu jest ok. 2 proc. populacji, czyli ok. 800 tys. 5-7 proc. Polaków (2-2,5 mln) pije szkodliwie.

„Znaczna część pacjentów leczących się w placówkach podstawowej i specjalistycznej opieki zdrowotnej, z powodu zaburzeń układu trawiennego, krążenia, neurologicznego, chorób płuc, nowotworów, urazów, itd. nadużywa alkoholu – szacuje się, że dotyczy to ok. 2,5-3 mln osób. Stanowi to bardzo poważne obciążenie ekonomiczne dla polskiego systemu ochrony zdrowia, ponieważ leczenie tych pacjentów trwa dłużej i jest mniej efektywne” – czytamy na stronie PARPA.

16 marca 2019 Krzysztof Brzózka, ówczesny prezes PARPY udzielił głośnego wywiadu Grzegorzowi Sroczyńskiemu dla Gazeta.pl

Oto główne tezy tego wywiadu:

  • Polacy piją więcej niż za czasów PRL. Spożycie czystego alkoholu na głowę w grupie powyżej 15 r.ż. przekroczyło 11 litrów rocznie. Powyżej 12 litrów zaczyna się proces degradacji społecznej.
  • Gdzie indziej udało się ograniczyć spożycie. Francja z 19 litrów w roku 1980 zeszła poniżej 12 litrów, Włochy z 16 do 7 litrów. Nawet Rosja w ostatnich latach zanotowała spadek.
  • Jesteśmy jedynym krajem w Europie, który przy takim sposobie picia, ma tak liberalne przepisy dotyczące reklamy alkoholu i dostępu do niego.
  • Wierzymy, że w walce z nadmiernym piciem najskuteczniejsza jest profilaktyka, a nie zakazy. Tymczasem sama profilaktyka kompletnie nie działa.
  • W Polsce alkohol jest wszędzie. Stacje benzynowe, budy 24 h, sklepy spożywcze, reklamy telewizyjne. Punkt sprzedaży przypada na 275 mieszkańców.
  • System lecznictwa alkoholików w Polsce jest na światowym poziomie. Jak ktoś już wpadnie w alkoholizm, ma się gdzie zgłosić. Tylko że system lecznictwa jest na końcu drogi, a wszystko, co wcześniej, działa fatalnie.
  • W Polsce sprzedaje się 1,5 mld (!) „małpek” rocznie.
  • W resorcie zdrowia od lat leży projekt zakazu sprzedaży wódki w opakowaniach 100 ml. I nic.
  • Alkohol jest u nas tani. W porównaniu z 2001 r. za średnią pensję możemy kupić dwa razy więcej wódki. Są dwa segmenty wrażliwe na cenę: młodzież i chronicy. Butelka wódki potrafi kosztować 17 zł, powinna minimum 32 zł.
  • Ograniczenia godzin sprzedaży alkoholu wprowadziły zaledwie 42 gminy na 600.
  • W Polsce powinno się zamknąć 80 proc. punktów sprzedaży alkoholu. W samej Bydgoszczy jest więcej takich punktów niż w całej Norwegii.
  • Z podatku akcyzowego do budżetu wpływa 12-14 mld zł. rocznie. NFZ na leczenie osób nadużywających alkohol wydaje ok. 10 proc. swojego budżetu, czyli ok. 8 mld [w tym roku budżet NFZ sięgnie 100 mld zł]. Do tego trzeba dodać straty wynikające z przedwczesnych śmierci – rocznie z powodu chorób spowodowanych alkoholem umiera małe miasteczko, ok. 10 tys. osób.

Prezes przegrywa z lobby

O kłopotach SOR-ów i trafiających tam nietrzeźwych osobach prezes Brzózka w wywiadzie nie wspomniał. Natomiast podkreślił, że kierując od 12 lat PARPĄ, poniósł sromotną klęskę w walce z lobby alkoholowym. Mimo kilku zmian ekip rządzących [Brzózkę powołał jeszcze minister Zbigniew Religa] na żadnej z nich nie udało mu się wymusić stosownych zmian w legislacji.

Do dziś o tych zmianach jest cicho. Ale wywiad - oprócz tego, że odbił się szerokim echem w mediach - odniósł jednak efekt. Pod koniec maja 2019 prezes Krzysztof Brzózka stracił stanowisko.

;

Udostępnij:

Sławomir Zagórski

Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.

Komentarze