Ponad 785 alarmów bombowych podczas matur. Kto za nimi stoi - "przeciwnik rządu" czy jednak przyjaciel?
Co łączy alarmy bombowe w czasie matur ze sprawą gej-bombera, który tuż przed starciem Lecha Kaczyńskiego z Tuskiem w II turze wyborów prezydenckich 2005, rozlokował w stolicy atrapy bomb? Według niektórych ekspertów ds. bezpieczeństwa, i teraz i wtedy komuś mogło chodzić o to, byśmy działania policji uznali za dowód sprawności państwa i rządzących
W ciągu dwóch pierwszych dni matur (6 i 7 maja 2019) do szkół średnich w całej Polsce przyszło w sumie 785 maili o podłożonych w nich ładunkach wybuchowych. Na prośbę policji, Centralna Komisja Egzaminacyjna nie podaje, ile było ich dzisiaj (trzeciego dnia matur) - ale pewne jest, że były.
Przed poniedziałkowym egzaminem z języka polskiego takie wiadomości dostały 122 szkoły.
„Przeciwnik rządu zbudował bombę odłamkową. O godzinie 11 nastąpi detonacja. Bomba jest ukryta w sali, w której zdający piszą egzamin. Ratujcie się, wszyscy zginą" - ostrzegał nadawca listów skierowanych do szkół w Krakowie.
„Przeciwnik rządu zbudował bombę rozrywającą. O godz. 12 nastąpi detonacja. Bomba jest ukryta w sali, w której zdający piszą egzamin. Uciekajcie, będą ofiary!” - uprzedzano warszawskie placówki.
„Zdesperowany uczen skonstruowal bombe rozrywajaca. O godzinie 10 nastapi eksplozja. Uciekajcie wszyscy zgina [pisownia oryginalna - przyp.red.]" - pisał ktoś, w mailu zatytułowanym „ostrzegam”, do szkoły w Tarnobrzegu.
„Zdesperowany uczen zbudowal zasobnik z gazem bojowym fosgen. O godzinie 11 nastapi detonacja. Bomba jest ukryta w sali, w ktorej zdajacy pisza egzamin. Ratujcie sie beda ofiary [pisownia oryginalna - przyp. red.]" - przeczytali z kolei w mailach dyrektorzy kilku mazowieckich szkół.
A według listu do dyrekcji szkoły w Miętnem (także w woj. mazowieckim), zasobnik z takim gazem miał przygotować i zdetonować „islamski terrorysta”.
Wiadomości skierowane do innych szkół brzmiały i były skonstruowane podobnie. Część szkół dostała je i zgłosiła policji na tyle wcześnie, że funkcjonariusze zdążyli sprawdzić budynki przed rozpoczęciem egzaminów, w części pomieszczenia sprawdzano już w trakcie matur.
W rezultacie, w 60 szkołach egzaminy z polskiego rozpoczęły się z opóźnieniem albo zostały przerwane na jakiś czas. W jednym z wrocławskich liceów przeprowadzono ewakuację - tam język polski uczniowie będą zdawać dopiero w czerwcu.
Wszystkie alarmy okazały się fałszywe.
Przeczytaj komunikat Centralnej Komisji Egzaminacyjnej dotyczący 1. dnia matur
Centralna Komisja Egzaminacyjna została poinformowana przez Centralne Biuro Śledcze Policji o działaniach podejmowanych przez osobę lub osoby, których celem jest sparaliżowanie przebiegu egzaminu maturalnego w sesji majowej w 2019 roku. Działania te mają polegać na przesłaniu pocztą elektroniczną do szkół, w których będzie przeprowadzany egzamin maturalny, wiadomości informującej o podłożeniu na terenach tych placówek ładunków wybuchowych.
W ścisłej współpracy z Komendą Główną Policji, Centralnym Biurem Śledczym Policji, Ministerstwem Edukacji Narodowej oraz okręgowymi komisjami egzaminacyjnymi ustalony został sposób i harmonogram działań.
Informacja o działaniach opisanych w pierwszym akapicie została przekazana do wszystkich miejskich, powiatowych oraz wojewódzkich komend policji. O działaniach tych zostali również poinformowani wszyscy kuratorzy oświaty oraz dyrektorzy szkół, w których przeprowadzany jest egzamin maturalny.
Dyrektorzy szkół otrzymali informację o sposobie postępowania w przypadku otrzymania mailowej informacji o podłożeniu ładunku wybuchowego.
Z informacji uzyskanych od dyrektorów okręgowych komisji egzaminacyjnych wynika, że:
122 szkoły zgłosiły do OKE informację o otrzymaniu drogą mailową informacji o podłożeniu ładunku wybuchowego. Szkoły przekazały informację do odpowiednich służb, które dokonały sprawdzenia budynków. Wszystkie alarmy były fałszywe.
W 61 szkołach - po sprawdzeniu - egzamin rozpoczął się o godz. 09:00 (zgodnie z harmonogramem),
w 57 szkołach - po sprawdzeniu - egzamin rozpoczął się z opóźnieniem; wszyscy zdający rozwiązywali zadania przez 170 minut,
w trzech szkołach sprawdzenie zostało przeprowadzone w trakcie egzaminu; na czas trwania sprawdzenia egzamin został zawieszony, zdający powrócili do rozwiązywania zadań po zakończeniu prowadzenia czynności sprawdzających przez służby,
w jednej szkole ewakuowano zdających - egzamin został przerwany, zdający przystąpią do egzaminu w czerwcu. Centralna Komisja Egzaminacyjna pozostaje w stałym kontakcie z KG Policji oraz CBŚP.
dr Marcin Smolik, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej.
Część prawicy już pierwszego dnia orzekła, że alarmy mają charakter polityczny. Odpowiedzialnością za nie obciążano opozycję (do której zaliczony został szef ZNP Sławomir Broniarz) i strajkujących nauczycieli. Kilka prawicowych portali skupiło się na "przeciwniku rządu", który miał rzekomo podłożyć ładunki.
Przeczytaj komentarze dotyczące alarmów
Barbara Nowak, małopolska kurator oświaty (funkcję pełni z nadania PiS, była radną tego ugrupowania, od jakiegoś czasu wymieniana jest jako potencjalna kandydatka na ministra edukacji po dymisji Anny Zalewskiej), w wywiadzie dla portalu wpolityce.pl sugerowała, że za alarmami stoi opozycja - do której zaliczyła szefa ZNP, Sławomira Broniarza.
"To kolejne potwierdzenie, że trwające od 8 kwietnia akcje strajkowe w szkołach były elementem (nie pierwszym) konsekwentnie realizowanego planu destabilizacji państwa polskiego. Atak na bezpieczeństwo dzieci i młodzieży. Czy jest jeszcze jakaś granica w walce o władzę?" - mówiła.
Przekonywała, że wcześniejszymi punktami "planu destabilizacji" Polski były - związane ze strajkiem - działania "reprezentanta totalnej opozycji, szefa ZNP Sławomira Broniarza" i nauczycieli.
"Dzień 6 maja i początek egzaminów maturalnych przyniósł kolejną odsłonę determinacji środowisk niszczących państwo polskie. Warto jeszcze raz podkreślić, że alarmy bombowe w szkołach, gdzie maturzyści mieli przystąpić do egzaminu dojrzałości to metody terrorystyczne. Uderzenie w najsłabszych w imię żądzy władzyi nienawiści. Mam nadzieję, że tej lekcji absolwenci szkół ponadgimnazjalnych nie zapomną" - podsumowała w końcu.
Podobne wyjaśniał alarmy prawicowy publicysta Rafał Ziemkiewicz. "Fala fałszywych alarmów o podłożeniu w szkole bomby, uniemożliwiających przeprowadzenie egzaminów maturalnych. Wygląda to na »nową formę protestu« jakiegoś radykalnego odłamu strajkujących" - pisał na Twitterze.
Prawicowe media podjęły pojawiający się w mailach do szkół wątek „przeciwnika rządu”.
"Pojawiły się też szokujące informacje na temat tego, kto rozsyłał wspomniane maile [z ostrzeżeniami o bombach - przyp. red.]", "Informację o bombie w szkole wysłał "przeciwnik rządu" - donosił portal Fronda.
Choć w rzeczywistości z maili wynikało, że ich nadawca sam nie jest "przeciwnikiem rządu", lecz chce właśnie uprzedzić szkoły o jego planach. A skoro okazało się, że bomb nie było - nie było też „przeciwnika rządu” (ani "zdesperowanego ucznia" czy "islamskiego terrorysty"), który je podłożył.
Drugiego dnia matur - przed egzaminem z matematyki - sytuacja powtórzyła się. Tym razem ostrzeżenia o możliwych wybuchach ładunków dostały aż 663 szkoły w różnych miejscowościach. Ich treść była podobna do wcześniejszych. Ale - jak na zamówienie prawicy - pojawił się nowy rzekomy zamachowiec: "strajkujący nauczyciel".
Zespół Szkół Rolniczych w Grabonogu ostrzegano: "Strajkujący nauczyciel wniósł na teren szkoły bombę rozrywającą. Ładunek wybuchowy eksploduje o godz. 12. - 7 maja 2019 roku. To ważne. To nie żart, wszyscy zginiecie."
"Strajkujący nauczyciel przygotował materiał wybuchowy. O godzinie 10.00 w dniu 7 maja 2019 roku odbędzie się roz......l. Bomba jest ukryta w sali, w której uczniowie piszą egzamin. Uciekajcie. Wszyscy zginą. To poważna sprawa. Przekonacie się, ale wtedy będzie wasz koniec" - pisał ktoś do szkół w woj. kujawsko - pomorskim.
"Strajkujacy nauczyciel zbudowal material latwopalny O godzinie 12 w dniu 7 maja 2019 będzie masakra Uciejajcie zgina ludzie. To nie zart, przekonacie sie ale wtedy bedzie wasz koniec [pisownia oryginalna - przyp. aut.]" - przeczytali w mailach dyrektorzy szkół z Łowicza i Białegostoku.
W 181 szkołach egzamin zaczął się przez to z opóźnieniem. Tak jak w poniedziałek, w jednej szkole uczniów ewakuowano, a egzamin z matematyki został tam przesunięty na czerwiec.
Przeczytaj komunikat Centralnej Komisji Egzaminacyjnej dotyczący 2. dnia matur
7 maja br. przeprowadzany był egzamin maturalny z matematyki na poziomie podstawowym. Maturzyści mieli 170 minut na rozwiązanie 34 zadań w arkuszu egzaminacyjnym. Zgodnie z harmonogramem egzamin powinien rozpocząć się o godz. 09:00.
Podobnie jak podczas egzaminu maturalnego z języka polskiego na poziomie podstawowym, który był przeprowadzony 6 maja br., część szkół zgłosiła okręgowym komisjom egzaminacyjnym otrzymanie wiadomości e-mail informującej o podłożeniu na terenach tych szkół ładunków wybuchowych.
W każdym takim przypadku dyrektorzy szkół informowali również odpowiednie służby, które dokonały sprawdzenia bezpieczeństwa ludzi i mienia. Wszystkie alarmy okazały się fałszywe. Nie wystąpiło żadne zagrożenie dla bezpieczeństwa i zdrowia maturzystów oraz pracowników szkół.
Z informacji uzyskanych od dyrektorów okręgowych komisji egzaminacyjnych wynika, że w dniu dzisiejszym:
663 szkoły zgłosiły do OKE fakt otrzymania drogą mailową informacji o podłożeniu ładunku wybuchowego na terenie szkoły,
w 481 szkołach - po sprawdzeniu przez służby - egzamin rozpoczął się o godz. 9:00 (zgodnie z harmonogramem),
w 181 szkołach - po sprawdzeniu przez służby - egzamin rozpoczął się z opóźnieniem; wszyscy zdający rozwiązywali zadania przez 170 minut,
w jednej szkole (w liceum zaocznym) ewakuowano zdających - egzamin został przerwany, zdający przystąpią do egzaminu w czerwcu.
Centralna Komisja Egzaminacyjna pozostaje w stałym kontakcie z KG Policji oraz CBŚP. Należy podkreślić, że Centralne Biuro Śledcze Policji oceniło wiarygodność informacji przekazywanej przez sprawcę/sprawców do szkół jako „niska”. Wszystkie alarmy, zarówno dzisiejsze, jak i wczorajsze, okazały się fałszywe. Egzamin maturalny – pomimo zakrojonej na szeroką skalę próby zaburzenia jego przeprowadzania – odbywa się (z jednym wyjątkiem) we wszystkich szkołach.
dr Marcin Smolik dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej
Jak wynika z komunikatu Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, również trzeciego dnia, gdy maturzyści pisali egzaminy z języka obcego, "część szkół" dostała informacje o ładunkach. Na prośbę policji, CKE nie ujawnia jednak, o ile szkół chodzi.
Tym razem w wielu szkołach przed egzaminami zaplombowano sale egzaminacyjne, a czasami całe budynki. Egzamin zaczął się więc z opóźnieniem tylko w 17 placówkach; nigdzie nie został przerwany ani odwołany.
Do niektórych szkół maile z ostrzeżeniami o bombach przychodziły kilkakrotnie (w kolejnych dniach matur).
Przeczytaj komunikat Centralnej Komisji Egzaminacyjnej dot. 3 dnia matur
Informacja dyrektora Centralnej Komisji Egzaminacyjnej z 8 maja 2019 roku dotycząca przebiegu egzaminu maturalnego z języka angielskiego na poziomie podstawowym
8 maja br. przeprowadzany był egzamin maturalny z języka angielskiego na poziomie podstawowym. Maturzyści mieli 120 minut na rozwiązanie 10 zadań w arkuszu egzaminacyjnym. Zgodnie z harmonogramem egzamin na poziomie podstawowym powinien rozpocząć się o godz. 9:00, natomiast egzamin na poziomie rozszerzonym - o godz. 14:00.
Podobnie jak podczas egzaminu maturalnego z języka polskiego na poziomie podstawowym i matematyki na poziomie podstawowym, które były przeprowadzone 6 i 7 maja br., część szkół zgłosiła okręgowym komisjom egzaminacyjnym otrzymanie wiadomości e-mail informującej o podłożeniu na terenach tych szkół ładunków wybuchowych. O otrzymaniu tych e-maili dyrektorzy szkół informowali również odpowiednie służby. Wszystkie alarmy okazały się fałszywe.
Nie wystąpiło żadne zagrożenie dla bezpieczeństwa i zdrowia maturzystów oraz pracowników szkół. Należy podkreślić, że w wielu szkołach sale egzaminacyjne, a nawet całe budynki, zostały w dniu poprzedzającym egzamin zabezpieczone plombami, a w nocy z 7 na 8 maja dyżur przy każdej szkole pełnili policjanci.
Egzamin z języka angielskiego na poziomie podstawowym przeprowadzany był w ponad 5 600 szkołach. W praktycznie wszystkich szkołach rozpoczął się zgodnie z harmonogramem i przebiegał bez żadnych zakłóceń. Jedynie w 17 szkołach egzamin rozpoczął się z opóźnieniem (wówczas wszyscy zdający mają pełne 120 minut na pracę z arkuszem egzaminacyjnym). W żadnej szkole egzamin nie został przerwany.
Centralna Komisja Egzaminacyjna pozostaje w stałym kontakcie z KG Policji oraz CBŚP. Należy podkreślić, że Centralne Biuro Śledcze Policji oceniło wiarygodność informacji przekazywanej przez sprawcę/sprawców do szkół jako „niska”. Wszystkie alarmy, zarówno dzisiejsze, jak i z poniedziałku i wtorku, okazały się fałszywe. Egzamin maturalny – pomimo próby zaburzenia jego przeprowadzania - odbywa się we wszystkich szkołach.
dr Marcin Smolik
dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej
Przeczytaj także:
Do 8 lat więzienia i ogromne kary pieniężne dla sprawcy. Ale trzeba go złapać
Temu lub tym, którzy wysłali do szkół maile z ostrzeżeniem o możliwym wybuchu, grożą dotkliwe kary.
Po pierwsze: zgodnie z artykułem 224a Kodeksu karnego, za powiadomienie o nieistniejącym zagrożeniu i zmuszenie w ten sposób szkół i policji do podjęcia działań, które chroniły maturzystów i nauczycieli przed ewentualnymi eksplozjami, sprawca może trafić nawet na 8 lat do więzienia.
Przeczytaj art. 224a Kodeksu karnego
Art. 224a Kto wiedząc, że zagrożenie nie istnieje, zawiadamia o zdarzeniu, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób lub mieniu w znacznych rozmiarach lub stwarza sytuację, mającą wywołać przekonanie o istnieniu takiego zagrożenia, czym wywołuje czynność instytucji użyteczności publicznej lub organu ochrony bezpieczeństwa, porządku publicznego lub zdrowia mającą na celu uchylenie zagrożenia, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
Po drugie - jeśli sprawca zostanie skazany za powiadomienie o nieistniejącym zagrożeniu, zgodnie z art. 224b Kodeksu karnego, sąd powinien nałożyć na niego również obowiązek zapłaty nawiązki na rzecz Skarbu Państwa (co najmniej10 tys. zł) oraz karnego świadczenia pieniężnego (również co najmniej 10 tys. zł).
Przeczytaj art. 224b Kodeksu karnego
Art. 224b. W razie skazania za przestępstwo określone w art. 224a sąd orzeka:
1) nawiązkę na rzecz Skarbu Państwa w wysokości co najmniej 10 000 zł oraz
2) świadczenie pieniężne wymienione w art. 39 pkt 7, w wysokości co najmniej 10 000 zł.
I w końcu po trzecie - policja, straż pożarna i inne służby, które uczestniczyły w zabezpieczaniu i sprawdzaniu pirotechnicznym szkół, mogą w procesie cywilnym zażądać od sprawcy zwrotu kosztów akcji. Jak podaje policja, to nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych za interwencję w jednej placówce.
Gdyby okazało się, że za wszystkimi 785 alarmami, o których wiemy (z 2 pierwszych dni matur), stoi jedna osoba lub grupa - roszczenia policji, straży itd. mogą sięgnąć milionów złotych (licząc tylko 10 tys. zł za akcję w jednej placówce - łącznie 7 mln 850 tys. zł).
Dlatego też - zdaniem specjalistów ds. bezpieczeństwa, z którymi rozmawialiśmy - maile mógł wysyłać tylko ktoś niespełna rozumu (co wątpliwe) lub pewny, że nie zostanie złapany. Nasi rozmówcy nie godzą się na cytowanie ich i podawanie nazwisk, bo współpracują z policją i innymi służbami i niewykluczone, że będą zaangażowani również w wyjaśnienie maturalnych alarmów.
Znalezienie sprawcy rzeczywiście może być trudne.
Wiadomości pochodzą z różnych adresów mailowych. Wysłane zostały z Darknetu - sieci umożliwiającej anonimowe korzystanie z internetu, niewidocznej dla popularnych wyszukiwarek (jak Google). Ustalenie nadawcy takich wiadomości jest często niemożliwe, nawet dla służb.
Kaskadowe alarmy - sprawdzian sprawności państwa?
Wiadomości o bombach docierały do szkół od 2 maja. Po zbadaniu pierwszych maili, jeszcze 2 maja, Centralne Biuro Śledcze Policji powiadomiło Centralną Komisję Egzaminacyjną, że:
może dojść do serii fałszywych alarmów w szkołach, "których celem jest sparaliżowanie przebiegu egzaminu maturalnego",
szkoły średnie mogą otrzymać maile z informacją o podłożeniu w nich ładunków wybuchowych,
nadawcy wiadomości mogą posłużyć się m.in. sformułowaniami: za chwilę detonacja, eksplozja, zasobnik z gazem bojowym fosgen, bomba, ratujcie się zginą ludzie,
wiarygodność tych informacji i zagrożenie wybuchem są "niskie"
i raczej nie będzie potrzeby ewakuacji szkół.
Od pierwszego dnia matur CKE zapewnia, że jest w stałym kontakcie z Komendą Główną Policji, a ta - że "na bieżąco informuje" o swoich działaniach Joachima Brudzińskiego, szefa MSWiA. Jak poinformowała policja - powołano już w niej specjalną grupę, której zadaniem jest ujęcie sprawcy alarmów.
Rzecznik KGP insp. Mariusz Ciarka przekonuje w mediach, że sprawcy nie mogą się czuć bezpiecznie. W poniedziałkowych "Faktach" TVN mówił: „Czasami to trwa krócej, czasami dłużej, ale w każdym przypadku niemal policja ustala takie osoby, które później odpowiadają zarówno karnie jak i cywilnie za swoje postępowanie”.
Według jednego z naszych rozmówców - ekspertów ds. bezpieczeństwa, kaskadowe alarmy (wszczynane równocześnie w wielu miejscach) to prawdziwy sprawdzian sprawności policji, a tym samym państwa i rządzącego państwem PiS-u.
Według innych - komuś może właśnie chodzić o to, byśmy działania policji uznali za wyznacznik i prawdziwy dowód sprawności państwa i rządzących.
Przypominają oni, że już raz w okresie przedwyborczym, policja i inne służby zostały postawione na nogi w związku z alarmami bombowymi. Dzięki temu wyborcy mogli zobaczyć, jak Lech Kaczyński - kandydujący wówczas na prezydenta Polski, dba o ich bezpieczeństwo. Sprawcy alarmów - nazwanego przez media "gejbomberem" - nie udało się jednak ustalić.
Jak pisaliśmy w maju 2018 roku, nie znaleziono również sprawców dwóch alarmów, które miały miejsce za obecnych rządów PiS i - traf chciał - były na rękę tej partii.
Alarm, który przed wyborami prezydenckimi w 2005 roku postawił na nogi wszystkie służby. Sprawa umorzona
21 października 2005 roku, na dwa dni przed II turą wyborów prezydenckich, w których mieli zmierzyć się Lech Kaczyński i Donald Tusk (w ostatnim dniu kampanii), policja otrzymała informacje o tajemniczych pakunkach znajdowanych w różnych punktach Warszawy, m.in. na przystankach tramwajowych i w metrze.
Lech Kaczyński, który był wówczas prezydentem Warszawy, przerwał kampanię. Na nogi postawiono miejski sztab kryzysowy i wszystkie miejskie służby.
Policja znalazła w sumie 14 pakunków. Były w nich atrapy bomb, skonstruowane według tego samego schematu.
Wkrótce potem do kilku redakcji dotarły e-maile, których nadawca przyznawał się do podłożenia atrap i deklarował, że chce walczyć z dyskryminacją i homofobią. Ale też z polityką Lecha Kaczyńskiego. "Kaczyński = wojna (...) Wybór Kaczyńskiego to budowa Polski ksenofobicznej" - pisał.
Wiadomość była podpisana "Brygady PowerGay i Silny Pedał”. Media nazwały więc sprawcę alarmu "gejbomberem”.
Jak ustaliła policja, listy do redakcji wysłane zostały z kafejki w centrum handlowym. Dzięki monitoringowi udało się też zdobyć zdjęcie nadawcy - młodego mężczyzny w bejsbolówce i kapturze na głowie.
Mimo intensywnego śledztwa i gigantycznych środków przeznaczonych na nie, sprawcy nie udało się jednak zidentyfikować i złapać. W 2008 roku prokuratura umorzyła śledztwo.
Do dziś wielu polityków i ekspertów ds. bezpieczeństwa przekonuje, że atrapy bomb podłożyli ludzie związani z służbami specjalnymi, by tuż przed wyborami Lech Kaczyński mógł się pokazać w roli "szeryfa". W ten sposób mieli pomóc mu wygrać wybory. Przeciwnicy tej teorii wskazują jednak, że miasto mogło nie udźwignąć tej akcji i równie dobrze mogła ona zaszkodzić Kaczyńskiemu w wyborach.
Alarm, który przerwał uroczystość na cześć prof. Łętowskiej. Sprawa umorzona
5 czerwca 2016 w warszawskim Domu Literatury na Krakowskim Przedmieściu odbywała się uroczystość wręczenia prof. Ewie Łętowskiej nagrody Polskiego PEN Clubu im. Ksawerego i Mieczysława Pruszyńskich. Przybyli na nią znani polscy prawnicy, byli sędziowie Trybunału Konstytucyjnego, akademicy, pisarze. Zdążyli jednak wysłuchać tylko laudacji na cześć laureatki. Po nich - a przed wystąpieniem samej Łętowskiej - prezes PEN Clubu Adam Pomorski zakończył bowiem uroczystość i poprosił gości o opuszczenie budynku z powodu alarmu bombowego.
Później opowiadał OKO.press: „Mail z pogróżkami przyszedł po 18:00, już w trakcie trwania uroczystości wręczania nagrody prof. Ewie Łętowskiej. Jako nadawca figurował pewien znany wykładowca uniwersytecki, z pewnością ktoś się podszył pod jego adres. Mail zapowiadał wybuch bomby o 19:00, odebrała go pracowniczka PEN Clubu, ja byłem przecież na sali”.
Dom Literatury został sprawdzony przez policyjnych pirotechników. Okazało się jednak, że alarm był fałszywy. Śledztwo w tej sprawie prowadziła śródmiejska policja, pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście Północ.
Zapytaliśmy śródmiejską policję:
Czy ustalono sprawcę alarmu bombowego w Domu Literatury?
Czy przestawiono mu zarzuty?
A jeśli sprawca nie został wykryty - z jakich przyczyn nie udaje się go namierzyć?
„Mimo szeregu podjętych w tej sprawie czynności nie ustalono osoby podejrzanej o to przestępstwo” - poinformował nas asp. sztab. Robert Koniuszy, oficer prasowy śródmiejskiej komendy policji.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie wyjaśniła zaś, że
„Przeprowadzone w toku postępowania czynności operacyjne i procesowe nie doprowadziły do ustalenia sprawcy/sprawców wywołania fałszywego alarmu. Postanowieniem z dnia 18.08.2017 roku śledztwo zostało umorzone wobec nie wykrycia sprawców przestępstwa”.
Alarm, który rozwiązał manifestację KOD w obronie Trybunału. Sprawa umorzona
19 grudnia 2015 roku Komitet Obrony Demokracji zorganizował pod Sejmem manifestację w obronie Trybunału Konstytucyjnego i demokracji. Było to jedno z pierwszych dużych zgromadzeń KOD. Według władz Warszawy wzięło w nim udział około 20 tys. osób.
W trakcie przemówień kolejnych uczestników, organizatorzy manifestacji dostali od policji informację, że otrzymała ona zgłoszenie o podłożeniu bomby w rejonie Sejmu. Mimo, że zgromadzenie miało potrwać do 16:00, ze względów bezpieczeństwa, organizatorzy ogłosili jej rozwiązanie o godz. 13:17.
o ładunku poinformował anonimowy mężczyzna, dzwoniąc na numer alarmowy 112. Funkcjonariusze Komendy Stołecznej Policji podjęli więc „działania zmierzające do ustalenia numeru telefonu osoby, która zgłosiła zagrożenie bombowe”.
21 grudnia 2015 roku zgromadzone materiały przesłali do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów. A ta wszczęła śledztwo w sprawie popełnienia przestępstwa opisanego w art. 224a kk. Postępowanie prowadzili funkcjonariusze Wydziału do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw KSP.
Jak pisał wiceminister Zieliński, „w toku czynności przeprowadzonych w omawianej sprawie ustalono numer telefonu, z którego zrealizowano ww. zawiadomienie, przesłuchano w charakterze świadka operatora numeru alarmowego 112 oraz zabezpieczono nagrania z przeprowadzonej rozmowy. Ponadto, policjanci zapoznali się z nagraniami z monitoringu miejskiego.
Czynności te jednakże nie doprowadziły do wykrycia sprawcy opisanego czynu. W związku z powyższym, postanowieniem z dnia 1 marca 2016 roku przedmiotowe śledztwo zostało umorzone wobec niewykrycia sprawcy czynu zabronionego”.
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Komentarze