Wbrew prognozom, w kwietniu inflacja nie zjadła jeszcze całego przeciętnego wzrostu wynagrodzeń - to dobra wiadomość. Ale podwyżek praktycznie nie ma w sektorze publicznym. Nie wiemy też, co się dzieje w mikrofirmach i wśród samozatrudnionych - bo tych GUS nie bada
Najnowsze dane GUS mówią: płace w kwietniu wzrosły aż o 14,1 proc. rok do roku. To najwyższy wynik od 22 lat. Bogacimy się na potęgę, a przyszłość jest dla domowych budżetów różowa? Niezupełnie.
Po pierwsze, na te dane nie można patrzeć bez uwzględnienia inflacji. A jak wiemy, ta jest bardzo wysoka na tle tego, do czego przyzywczailiśmy się w XXI wieku.
Inflacja jest tutaj istotna, bo wzrost płac może "znikać", jeśli jednocześnie szybko rosną ceny.
Realny wzrost płac to nominalny wzrost płac po odjęciu inflacji. Ten wciąż jest na plusie i po silnym spadku między czerwcem 2021 a grudniem 2021, w tym roku zatrzymał się na mniej więcej stałym poziomie w okolicach 1,5-2 proc.
Gdy od najnowszych danych o wzroście płac (14,1 proc.) odejmiemy inflację (12,4 proc.), otrzymujemy realny wzrost płac w kwietniu na poziomie 1,7 proc.
Dzisiejszy odczyt zaskoczył ekonomistów. Spodziewano się raczej wyniku w okolicach inflacji i spowolnienia realnego wzrostu płac do zera. Mediana szacunków ekonomistów, biorących udział w ankietach prognostycznych dziennika „Parkiet” wynosiła 12,6 proc.
„To jest zaskakujący wynik, spodziewałem się niższego” – mówi w komentarzu dla OKO.press dr Wojciech Paczos, ekonomista z Cardiff University i członek grupy eksperckiej Dobrobyt na Pokolenia, który ten pogląd podziela – „Ale trzeba podkreślić, że to dobra wiadomość. Zazwyczaj przy dwucyfrowej inflacji płace już za nią nie nadążają. Jeśli nadążają, a nawet wyprzedzają to dobra wiadomość dla pracowników. Należy się jednak kilka zastrzeżeń: te dane dotyczą tylko sektora średnich i dużych przedsiębiorstw, to około 40 proc. rynku pracy. Istotnie, w sektorze publicznym podwyżek praktycznie nie ma. Nie wiemy natomiast, co się dzieje w małych firmach i wśród samozatrudnionych”.
To bardzo istotna uwaga. W tytułach i nagłówkach zmieści się tylko kilka słów o „wzroście płac”, a nie można o tych danych rozmawiać bez uściślenia, co dokładnie obejmują. Tymczasem chodzi o pracowników firm, które zatrudniają powyżej dziewięciu pracowników.
W kwietniu 2022 zatrudnienie w tym sektorze wyniosło prawie 6,5 mln etatów (6496,6 tys.). To kosmetyczny wzrost w stosunku do kwietnia, o 0,2 proc. W skali roku zatrudnienie zwiększyło się o 2,8 proc. Według najnowszego Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności liczba pracujących w wieku 15-89 lat wynosiła w trzecim kwartale 2021 roku 16,8 mln osób. Daje nam to pewne wyobrażenie, że dane na temat sektora przedsiębiorstw nie obejmują wszystkich pracowników. Tak jak wspominał dr Paczos, nie jest to nawet połowa rynku pracy.
A pracownicy sfery budżetowej otrzymują znacznie niższe podwyżki, poniżej poziomu inflacji, a więc ich realny dochód spada. Trzy największe centrale związkowe – Solidarność, OPZZ i Federacja Związków Zawodowych – domagają się 20 proc. podwyżki dla pracowników budżetówki. Rząd na razie nie podejmuje tego postulatu, a członek rządu Norbert Maliszewski uważa, że Polacy wcale tych podwyżek nie chcą, bo są odpowiedzialni i boją się spirali płacowo-cenowej. Dlaczego jest to fałszywa i bezczelna opowieść, pisaliśmy dokładnie tutaj:
Ale spirala płacowo-cenowa to poważne zagrożenie. To sytuacja, w której z powodu wysokiej inflacji pracownicy domagają się wysokich podwyżek. A gdy po podwyżkach mają więcej pieniędzy, wydają więcej — a więcej gotówki na rynku pozwala sprzedawcom dalej podnosić ceny. I nakręca się trudna do opanowania spirala.
Dzisiejsze dane sprowokowały wiele komentarzy, że z taką spiralą mamy do czynienia już w tym momencie, część ekonomistów mówi o tym już od miesięcy.
„Niestety nie wróży do dobrze dla perspektyw spadku inflacji. Spirala płacowo-inflacyjna kręci się szybko” – piszą analitycy ekonomiczni banku Pekao.
„Spirala cenowo-płacowo przyspiesza” – pisze dziś na Twitterze główny ekonomista Fundacji Obywatelskiego Rozwoju, dr Sławomir Dudek.
Dr Paczos wciąż jednak jest sceptyczny wobec tej tezy.
„Wzrost płac jest wtedy inflacyjny, gdy - po odjęciu inflacji - jest szybszy niż wzrost produktywności. Nawet gdybyśmy wzięli te dane bez zastrzeżeń, to żeby udowodnić spiralę płacowo-cenową, trzeba by wykazać, że wzrost produktywności w sektorze średnich i dużych przedsiębiorstw był istotnie niższy niż 2 proc rok do roku” – komentuje ekonomista.
Produktywność lub wydajność pracy to w ujęciu makroekonomicznym wartość produkcji wytworzonej w danym okresie przez jednego pracującego. GUS nie prowadzi takich statystyk co miesiąc, ale wszystko wskazuje na to, że produktywność wciąż rośnie, skoro dynamicznie rośnie PKB, a zatrudnienie rośnie jedynie nieznacznie.
Miesiąc temu główny ekonomista Pulsu Biznesu Ignacy Morawski pisał:
„Moim zdaniem nie wszystkie dane wskazują, że mamy do czynienia z rozkręcaniem takiej spirali. Presja płacowa jest niewątpliwie za wysoka, ale ostatnie przyspieszenie płac może być bardziej wynikiem wzrostu realnej wydajności pracowników niż czystych oczekiwań inflacyjnych. W przemyśle i budownictwie doszło w ostatnich miesiącach do bardzo wyraźnego przyspieszenia aktywności gospodarczej, do tego stopnia, że ewidentnie wielu pracowników musi pracować po godzinach i w nadzwyczajnych warunkach. To musi przekładać się na dodatkowe płace. W handlu widać to w mniejszym stopniu, ale obroty tutaj też rosną szybko”.
Jednocześnie Morawski uważa, że zbyt szybki wzrost płac jest dla gospodarki niebezpieczny. Na dłuższą metę taka sytuacja jest dla gospodarki nie do utrzymania, bo wzrost PKB jest ograniczony i nie osiągnie wyższych pułapów niż 5-6 proc. Dlatego najpewniej jeszcze w tym roku wzrost płac musi zwolnić, a przynajmniej przyhamować. Prognozy ekonomistów na kwiecień wskazują, że spodziewali się tego już w tym miesiącu. Warto więc uważnie śledzić odczyty wzrostu płac w kilku kolejnych miesiącach.
Spójrzmy jeszcze na koniec, kto zarabia najwięcej? Najwyższa średnią płacę brutto w sektorze przedsiębiorstw w kwietniu 2022 to sekcja "Informacja i komunikacja", jej pracownicy zarabiają przeciętnie 11 241,36 zł. To wzrost o 11,7 proc. przez rok. Najniższa średnia to "Zakwaterowanie i gastronomia". Pracownicy tego sektora zarabiają przeciętnie 4628,67 zł, ale to i tak znacząco więcej niż rok temu – aż o 18,8 proc.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze