0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Michał Łepecki / Agencja GazetaMichał Łepecki / Age...

Przez całą Polskę przetacza się walec reformy edukacji. Minister Anna Zalewska obiecywała, że "żaden nauczyciel nie straci pracy". Jednak dane spływające z samorządów mówią co innego. Z informacji przedstawionych przez ZNP 16 czerwca 2017 roku wynika, że pracę straciło już w Polsce 9 389 nauczycieli, a etat obcięto kolejnym 22 087.

MEN konsekwentnie zaprzecza. Podczas debaty sejmowej nad obywatelskim wnioskiem o referendum edukacyjne min. Zalewska powiedziała, że to ona jest „jedynym dysponentem wiarygodnych danych”. Aktorami w tej nerwowej grze poza MEN są: samorządy i dyrektorzy szkół próbujący bezkosztowo wdrażać idee fixe Zalewskiej, podporządkowane MEN kuratoria, związkowcy głównie ZNP i słabszej "Solidarności", nauczyciele, rodzice i uczniowie.

OKO.press ruszyło w Polskę, by sprawdzić jak wygląda sytuacja lokalnie. Nasz pierwszy punkt to Opole, specjalne spotkanie Wojewódzkiej Rady Dialogu Społecznego zorganizowane 30 czerwca (2017) na wniosek Czesława Tomalika, przewodniczącego Związku Gmin Śląska Opolskiego.

Tematem miały być zwolnienia i osłony dla zwalnianych nauczycieli. Ale wyszło inaczej.

Kuratoria w służbie PiS

Okazuje się, że także na poziomie lokalnym władze PiS - reprezentowane przez kuratorów i mianowanych przez rząd wojewodów - kwestionują dane z arkuszy organizacyjnych szkół, a nawet świadectwa konkretnych burmistrzów czy dyrektorów. Debata z udziałem kuratorów, w której OKO.press uczestniczyło w Opolu, pokazuje, że lokalni obrońcy reformy stosują cały zestaw argumentów:

  • przerzucają odpowiedzialność za zwolnienia na niegospodarnych dyrektorów i złą politykę kadrową;
  • przedstawiają własne wyliczenia na podstawie np. rozmów telefonicznych ze szkołami;
  • wykazują brak związku między reformą a zwolnieniami, twierdzą, że wszystkiemu winna jest demografia;
  • umniejszają zwolnienia twierdząc, że więcej ich było w poprzednich latach;
  • wskazują, że bulwersujące efekty "deformy" (np. "nauczyciele objazdowi", którzy będą musieli jeździć ze szkoły do szkoły, by uciułać etat) występowały już wcześniej;
  • apelują o cierpliwość - bo rozmiary pierwszej "korekty zatrudnienia" poznamy dopiero po 30 września, kiedy zwolnieni nauczyciele znajdą zatrudnienie.

Takie są wnioski ze specjalnego spotkania opolskiej Rady Dialogu Społecznego, z udziałem związków - ZNP, Solidarności i Forum Związków Zawodowych, reprezentantów gmin i dyrektorów szkół, przedstawicieli wojewody i opolskiego kuratorium oraz reprezentantów związków pracodawców.

Zamiast merytorycznej dyskusji na temat pierwszych - namacalnych a nie szacunkowych - skutków reformy, dyskusja rozbiła się jednak o "inne dane". Michał Siek, opolski kurator oświaty, kilkakrotnie powtarzał, że dane ZNP są niewiarygodne, źle odczytane i przedwczesne.

W rezultacie Rada nie wyszła z żadną propozycją działań osłonowych czy naprawczych. Kuratorzy wspomagani przez "Solidarność" ucinali dyskusję. W kółko powtarzali, że trzeba czekać do 30 września.

Jak mówiono w kuluarach efekt zamieszania z reformą jest taki, że skonsternowani rodzice nie wiedzą, w co wierzyć, szkoły obawiają się protestować, a nawet krytykować władze, a wszyscy razem - trwają w zawieszeniu.

Opolskie ZNP: Etaty, które proponują kuratoria są fikcyjne

Dane z województwa na 27 czerwca przedstawiła szefowa opolskiego ZNP Wanda Sobiborowicz:

  • 101 osób straciło pracę - wszystkim nie przedłużono umowy na czas określony;
  • 515 osobom ograniczono etat - w tym 114 będzie mieć mniej niż 1/2 etatu.

Podczas konferencji prasowej 16 czerwca 2017 roku Sławomir Broniarz, prezes ZNP, mówił o konieczności podjęcia działań osłonowych nie tylko dla nauczycieli, którzy stracili pracę, ale również dla tych, którym ograniczono etaty. Osoby pracujące poniżej połowy etatu będą zarabiać 800-900 zł. Na ten problem zwróciła też uwagę Sobiborowicz. Dodała, że w województwie opolskim taki los czeka głównie młodych nauczycieli.

Jedynym działaniem osłonowym, którym chwalą się kuratoria i MEN są tzw. banki pracy. Na stronie opolskiego kuratorium oświaty można szukać ofert pracy dla nauczycieli. Sobiborowicz mówiła jednak, że uprawiana jest tam zbyt prosta arytmetyka:

"Gdyby literalnie podejść do liczby godzin, które oferuje nam opolskie kuratorium - a na dziś to 1341 - i podzielić je przez 18 godzin (pensum) to okazałoby się, że na nauczycieli czekają aż 74 etaty. Ale to część prawdy i to mała część.

W większych miastach, jak Opole czy Brzeg, pojawiają się oferty całych etatów. Ale nawet tutaj dla nauczycieli fizyki, biologii, chemii, historii, polskiego czy informatyki propozycje obejmują np. dwie godziny w jednej szkole. Najgorsza sytuacja jest w małych miejscowościach, gdzie uzbieranie etatu pomiędzy kilkoma oddalonymi od siebie miejscowościami jest niewykonalne".

Burmistrz: Na reformie tracą nauczyciele i budżety samorządowe

Samorządowcy i dyrektorzy próbowali skutki reformy pokazać na przykładach.

Julian Kruszyński, burmistrz Namysłowa mówił, że zgodnie z rachubami z 4 kwietnia 2017 roku pracę w jego okręgu miało stracić trzech nauczycieli. Ale nowych etatów jest mniej niż miało być i wypowiedzenie wręczono sześciu osobom, z czego dwie znalazły pracę w innej gminie. Ponadto 10 nauczycieli ze względu na ograniczenie etatu, musi go uzupełniać pracując w trzech szkołach. Kruszyński skarżył się na koszty reformy, które dźwiga samorząd:

"Koszty przekształcenia szkół w ciągu trzech lat wyniosą u nas 1,3 mln złotych . Z czego 800 tys. pochłonie dostosowanie pracowni i sal, a prawie 500 tys. to odprawy nauczycieli.

A gmina do edukacji już przed reformą dokładała 18 mln. Jak to się ma do obietnicy, że reforma edukacji będzie bezkosztowa"?

Głos zabrał też dyrektor przekształcanego w szkołę podstawową, gimnazjum w Namysłowie - Jacek Pawłowski:

"Wszystkie dane można przedstawić tak, żeby pasowały do tezy. Nie przypominam sobie, żeby w ostatnich latach zamknięto jakąkolwiek szkołę. Nie słyszałem też, żeby ktoś był ze szkoły zwalniany. Ewidentnie wpływ na dzisiejszą sytuację nauczycieli ma reforma.

W gimnazjum pracują specjaliści, w podstawówkach przedmiotowcy zaczynają pracę od czwartej, a na dobre od piątej czy szóstej klasy i to w mniejszym wymiarze godzin. To naturalne, że pracy dla nich będzie nie więcej lecz mniej".

Pawłowski przedstawił dane ze swojej szkoły:

  • w roku 2017/2018 jest praca dla 29 nauczycieli (żaden nie został zwolniony), ale siedmioro będzie uzupełniać etat;
  • w roku 2018/2019 będzie już tylko 23 nauczycieli, w tym pięcioro będzie uzupełniać etat;
  • w roku 2019/2020 zostanie 17 nauczycieli - z czego pięcioro będzie uzupełniać etat.

"Matematyki nie da się oszukać. Musimy też myśleć o nauczycielach objazdowych. Jaki związek będą mieli ze szkołą? Jak będą organizować wywiadówki i imprezy szkolne? Czy ktoś bierze to w ogóle pod uwagę?" - pytał dyr. Pawłowski.

Kuratorium: jedna jaskółka wiosny nie czyni

Opolski kurator oświaty Michał Sieko użył wielu argumentów, żeby zdyskredytować przedmówców:

  • żeby rozmawiać o zwolnieniach należałoby mieć skalę porównawczą z ostatnich lat;
  • dane kuratorium zebrane w rozmowach telefonicznych są zupełnie inne niż dane ZNP;
  • dane ZNP oparte o arkusze nie uwzględniają informacji o nauczycielach, którzy już mieli niepełne etaty;
  • w arkuszach zakłada się czarny scenariusz, a w sierpniu okazuje się, że miejsca pracy jednak są;
  • "demografia robi swoje";
  • tam, gdzie polityka kadrowa była prowadzona w sposób przemyślany, tam zwolnień nie ma.

W sukurs kuratorowi przyszli związkowcy z NSZZ "Solidarność".

Piotr Pakosz, przewodniczący regionalnej sekcji oświaty "Solidarności" niemal słowo w słowo powtarzał tezy kuratora i co ciekawe - choć związkowiec - bronił interesów państwa a nie nauczycieli czy społeczności szkolnej.

"Jeżeli w szkole jest dobry manager to nie ma problemu. Kluczem do poradzenia sobie z reformą jest dobre zarządzanie. O zwolnieniach możemy mówić dopiero, gdy będziemy mieć dane, które można zweryfikować".

Wtórował mu, Jerzy Naszkiewcz, szef gabinetu wojewody opolskiego. Użył nawet (nieudanej) metafory:

"Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Poza tym, dlaczego nie mówimy o patologiach, które były w szkole do tej pory? O wciskaniu nauczycieli do szkół na siłę - ponad potrzeby. Reforma porządkuje te rzeczy i dostosowuje się do demografii.

Kolejną patologią, która rosła przez lata, i z którą też rozprawia się reforma, to nauczyciele z podwójnymi etatami".

Nie ma miejsca na niepokój

Czesław Tomalik, przewodniczący Związku Gmin Śląska Opolskiego, przygotował wniosek, który wyrażał niepokój o los nauczycieli. Ale debata Rady Dialogu Społecznego w Opolu, zdominowana przez pracowników kuratoriów i ich popleczników z województwa i prorządowej "Solidarności", została ostatecznie "wygaszona", tak jak gimnazja w reformie Zalewskiej.

Wicewojewoda, Violetta Porowska podsumowała: "takie wspólne stanowisko jest nie do przyjęcia. Nikt nie udowodnił, że zwolnienia są związane z reformą".

Reszta członków Rady, jeśli zgłaszała zastrzeżenie to nieśmiało. "Zabrakło realnych konsultacji społecznych". "Trzeba było powiedzieć, że będą zwolnienia po to, żeby za kilka lat było lepiej, a nie zamiatać rzeczy pod dywan". "Samorządy dopłacają miliony do oświaty, o tym nie rozmawiamy". "Nie można mówić o dobrowolnym przechodzeniu nauczycieli na emerytury, to jest ich przymuszanie" - to najodważniejsze głosy, które padły ze strony rodziców, samorządowców i związkowców.

Ale na sali dominowała propaganda sukcesu oświatowego.

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze