"Chwile przypadkowej życzliwości ze strony obcych ludzi dają mi siłę na całe tygodnie i umacniają mnie w postanowieniu, żeby zostać tu po studiach. Ale czy tak powinno być? Czy uprzejmie odnoszenie się do innych ludzi nie powinno być oczywistością?" - pyta autor "dziennika młodego brązowego mężczyzny". II nagroda w konkursie OKO.press i Fundacji Ocalenie
"Pamiętam człowieka, który zaczął coś do mnie krzyczeć – chyba obraźliwego – kiedy czekałem na tramwaj. Pamiętam, jak głośno odchrząknął i splunął na mnie. Pamiętam to uczucie poniżenia i pamiętam, że nie spałem całą noc, zastanawiając się, jak można tak potraktować kogoś, kto nie zrobił nic złego. Pamiętam, że rozważałem, czy traktowano by mnie inaczej, gdybym był białym blondynem o błękitnych oczach. (...) Ale nauczyłem się też, że nie wolno uogólniać. Czasami dawano mi odczuć, że nie jestem mile widziany. Ale częściej doświadczałem miłości" – pisze autor "Dziennika młodego brązowego mężczyzny".
Poniżej cały jego tekst nadesłany na konkurs „Dziennik Migranta”.
W OKO.press często piszemy o sytuacji uchodźców i migrantów w Polsce. Tym razem chcieliśmy, żeby sami opowiedzieli swoje historie. Chcieliśmy usłyszeć ich głos. Razem z Fundacja Ocalenie i pod patronatem RPO ogłosiliśmy konkurs na dziennik dla migrantów i migrantek mieszkających w Polsce.
Otrzymaliśmy 16 tekstów oraz dwa filmy. Pozytywnie zaskoczyło nas, że większość od osób mieszkających poza Warszawą. Dominowały oczywiście osoby z Białorusi i Ukrainy. Ale wziął też udział Syryjczyk, Meksykanin, Czeczenka i Wenezuelczyk.
Jury w składzie troje przedstawicieli redakcji OKO.press i dwóch przedstawicieli Fundacji Ocalenie podjęło decyzję o nagrodzeniu prac:
I nagroda w wysokości 800 zł: „Dziennik białoruskiego migranta”, Igor Matveev (Białoruś);
II nagroda w wysokości 650 zł: „Diary of a young brown man”// „Pamiętnik młodego brązowego mężczyzny”, nazwisko i kraj pochodzenia autora zastrzeżone do wiadomości redakcji;
III nagroda w wysokości 550 zł: „About Radwan”// „O Radwanie”, Radwan Al Johmani (Syria).
Wyróżnienia po 400 zł – „Ale Polska”, Gerardo Hernandez (Meksyk); Bez tytułu, nazwisko i kraj pochodzenia autora zastrzeżone do wiadomości redakcji; „Legenda miejska”, Irina Szewczenko (Ukraina).
Będziemy publikować po kolei wszystkie nagrodzone prace.
lipiec 2017
Drogi pamiętniku,
ostatnio, kiedy pisałem, moje życie było raczej do dupy. Żaden z uniwersytetów, na których chciałbym studiować, nie zaoferował mi stypendium wystarczającego w mojej sytuacji finansowej, więc wydawało się jasne, że będę kontynuować naukę w X. Byłem załamany. Miałem już dość marzeń o zagranicznych studiach, spotykaniu nowych ludzi i doświadczaniu innych kultur, o podróżach po świecie, który widziałem na Facebooku i Instagramie. To były tylko marzenia, a ja byłem tak zrezygnowany, że posiadanie marzeń wydawało mi się bez sensu. Przeklinałem samego siebie za to, że pozwoliłem, żeby te wszystkie filmy i wpisy na blogach ludzi studiujących za granicą wpłynęły na mnie i zainspirowały do gonienia marzeń skazanych na porażkę. Co za bzdury.
Ale dziś zdarzyło się coś dziwnego. Byłem w pracy, kiedy usłyszałem wyraźnie charakterystyczny dźwięk powiadomienia o nowej wiadomości na moim prywatnym koncie gmail. W nagłówku: Uniwersytet w Y, więc uznałem, że to kolejne niezmiernie uprzejmie zawiadomienie o odrzuceniu mojego podania o stypendium. Otworzyłem wiadomość i przeczytałem pobieżnie, jak wszystkie takie maile, ale potem wróciłem do początku.
Chcieli mnie przyjąć. Zostałem wybrany do programu całkowicie darmowych studiów, musiałem tylko uzyskać polską wizę! To był mail, na który czekałem przez tyle miesięcy, a teraz dostałem go i oszalałem. Powiedziałem kolegom, że źle się czuję i pobiegłem do łazienki, w której ukrywam się, gdy nie daję rady, i przeczytałem wiadomość jeszcze raz. Chyba chwilę to trwało, bo ktoś, kto przyszedł skorzystać z toalety, zaczął niecierpliwie pukać do drzwi.
Nie pamiętam zbyt wyraźnie reszty dnia. Postanowiłem pójść 6 km piechotą zamiast jechać tuk-tukiem, bo chciałem oczyścić umysł, przyswoić nieziemskie informacje z maila i zaplanować dalsze kroki. Nie wiedziałem nawet, jak zacząć rozmowę o wypowiedzeniu z szefem, z którym właśnie podpisałem umowę o pracę. No i kto zajmie się moim tatą? Co z dziewczyną, z którą spotykałem się od dwóch lat? Czy wystarczy mi pieniędzy, żeby utrzymać się w Polsce?
Długi spacer nie pomógł. Na końcu byłem równie zdezorientowany, co na początku drogi. Wróciłem do domu i poczytałem trochę o Polsce w Google'u i na forach dla expatów. Dowiedziałem się, że to kraj w Europie środkowej, którego populacja jest dość homogeniczna: biała, rzymskokatolicka, z niewielką znajomością angielskiego i niechętna imigrantom. Nie było to zachęcające, ale nie przejmowałem się. Już marzyłem, jak będzie wyglądało moje życie w nowym kraju.
Czułem zew przygody i chciałem odpowiedzieć.
wrzesień 2017
Wylądowałem na lotnisku im. Chopina w Warszawie.
Wokół sami biali blondyni, wyglądający na cwaniaków. Osoby, które zapytałem o drogę, słabo mówiły po angielsku i bardzo się gdzieś śpieszyły.
Było zimno, a mróz w powietrzu zdawał się zasysać powietrze z moich płuc. Po raz pierwszy w życiu czułem się tak samotny.
Potrzebowałem oddechu, chciałem wierzyć, że historie o dyskryminacji cudzoziemców były wymysłem zniechęconych imigrantów i że ten kraj będzie dla mnie dobry, bo spotkam tu ludzi, którzy mnie polubią. Znalazłem ławkę, odłożyłem swój wielki bagaż i połączywszy się z lotniskowym wifi, zadzwoniłem do ojca. Odebrał natychmiast, był szczęśliwy, że mnie słyszy. Nie powiedziałem mu, jak się czuję po kilku godzinach od wylądowania: jak outsider. Uznałby, że jestem słaby, a przecież ostrzegał mnie, że nie uda mi się dopasować. Zakończyłem rozmowę, obiecując mu, że zadzwonię znów natychmiast po przyjeździe do Poznania.
Znalazłem drogę na stację kolejową pod lotniskiem i poszedłem tam, mając nadzieję, że zdążę. Zapomniałem jednak, że nie miałem biletu. Nie wiedziałem, gdzie go kupić, więc podszedłem do dwóch dziewcząt na peronie, przeprosiłem i wyjaśniłem moją sytuację, spodziewając się niegrzecznej odpowiedzi. Ale one były bardzo miłe, zapytały, skąd pochodzę, a jedna z nich uspakajała mnie widząc, że drżę (chyba z zimna). Następnie dała mi bilet, za który zapłaciła i nie zgodziła się przyjąć ode mnie zwrotu pieniędzy.
Przyjechał pociąg, wsiadłem. Znalazłem miejsce, usiadłem i rozmyślałem o tym, jak ten przypadkowy akt dobroci dodał mi sił. Dał mi poczucie przynależności. Miałem nadzieję na więcej takich chwil.
Dojechałem do Warszawy Centralnej – o rany, jaki ogromny dworzec! Byłem kompletnie, całkowicie zagubiony i zapytałem o drogę młodego mężczyznę, który był tak miły, że zaprowadził mnie do tablicy z rozkładem pociągów przyjeżdżających i odjeżdżających, a nawet wyjaśnił mi jak ją czytać. Potem kupiłem bilet w kasie u pani, która nie znała w ogóle angielskiego, ale uśmiechała się tak szeroko, że nic nie musiałem mówić.
Znów byłem pełen nadziei, ludzie zachowywali się przyjaźnie i wcale nie wszyscy byli tak wyniośli, jak się spodziewałem.
Wsiadłem do pociągu, który pędził przez zielony, a czasem brązowy krajobraz. Zadzwoniłem do ojca, używając swojej krajowej karty SIM – o dziwo, działała. Powiedziałem mu, że u mnie wszystko ok i jestem bezpieczny. Myślę, że odczuł ulgę.
Nagle zauważyłem mężczyznę popychającego wózek z jedzeniem i uświadomiłem sobie, że od 7 godzin nic nie jadłem. Padałem z głodu. Kupiłem sobie kawę, czekoladę i przekąski z nadzieją, że wystarczy mi to do Poznania. Pamiętam, że się bałem i zastanawiałem się, co mnie czeka w Poznaniu.
wrzesień 2017 - sierpień 2018
Długo nie pisałem. Prawie rok. Ale myślę, że powinienem coś napisać, bo przyszedł czas na refleksję, rozważenie, czego się nauczyłem i jak się zmieniłem z tamtego przerażonego migranta w człowieka, którym jestem dziś.
Pamiętam swój pierwszy dzień na uniwersytecie i niesamowite wrażenia. Pamiętam, że czułem się samotny, ponieważ dołączyłem później i ludzie sformowali już grupki towarzyskie. I pamiętam jak X, Polak, podszedł do mnie, zapytał, czy wszystko ok i zaprosił, żebym dosiadł się do niego i jego znajomych - poczułem taką ulgę! Pamiętam, kiedy X mnie przedstawił i poczułem sympatię i zainteresowanie wszystkich.
Pamiętam życzliwość przypadkowych, obcych ludzi, którzy pomagali mi, widząc, że nie wiem, którym tramwajem albo autobusem powinienem jechać.
Pamiętam kumpla, który zobaczył, że trzęsę się z zimna i zabrał mnie do Decathalonu kupić kurtkę i ciepłe buty. Przy okazji nauczył mnie, że ciuchy służą do ochrony przed zimnem, a nie tylko do ozdoby, jak mi się wydawało.
Pamiętam koleżankę, która nie uwierzyła w moje chojrackie zapewnienia, że jest mi ciepło, zabrała mnie do baru, kazała wypić piwo i ogrzewała moją twarz swoimi dłońmi.
Pamiętam przechodniów, którzy widząc, jak usiłuję zwrócić niedziałający rower, zaproponowali, że zadzwonią na infolinię.
Ale nie zawsze było różowo.
Pamiętam, że ludzie się na mnie gapili. Pamiętam chamskie gesty.
Widzę, jak ludzie na mnie patrzą i odwracają wzrok, kiedy napotkają moje spojrzenie.
Czasem zauważam, że koło mnie jest jedyne wolne miejsce w zatłoczonym tramwaju albo autobusie.
Pamiętam człowieka, który zaczął coś do mnie krzyczeć – chyba obraźliwego – kiedy czekałem na tramwaj. Pamiętam, jak głośno odchrząknął i splunął na mnie. Pamiętam to uczucie poniżenia i pamiętam, że nie spałem całą noc, zastanawiając się, jak można tak potraktować kogoś, kto nie zrobił nic złego. Pamiętam, że rozważałem, czy traktowano by mnie inaczej, gdybym był białym blondynem o błękitnych oczach. A także, czy właśnie z powodu takich wieloletnich upokorzeń Michael Jackson zdecydował się na operacje plastyczne.
Ale nauczyłem się też, że nie wolno uogólniać. Czasami dawano mi odczuć, że nie jestem mile widziany. Ale częściej doświadczałem miłości.
Pamiętam życzliwość ludzi, którzy zatrzymali się przy mnie, dali mi szansę i zaprosili do tego kraju. Piszę te słowa, żeby Wam podziękować. Dziękuję Wam z głębi serca.
Żyję tu już od jakiegoś czasu. I zacząłem myśleć o swojej przyszłości.
Mam tu wspaniałych przyjaciół, najmilszych ludzi, jakich spotkałem w życiu. Kiedy spędzam z nimi dni, myślę, że może jest tu dla mnie przyszłość. Przyszłość, w której miejscowi odrzucą stare sposoby myślenia, staną się bardziej liberalni, otwarci na zmianę i przyjaźni dla cudzoziemców. W której zrozumieją, że nie chcę ich skrzywdzić, że wszyscy jesteśmy tacy sami, mamy wspólne marzenia i pasje, tak samo boimy się, co nas czeka w przyszłości.
Żyję dla tych chwil przypadkowej życzliwości ze strony obcych ludzi, które dają mi siłę na całe tygodnie i umacniają mnie w postanowieniu, żeby zostać tu na dłużej po studiach. Ale czy tak powinno być? Czy uprzejmie odnoszenie się do innych ludzi nie powinno być oczywistością?
Miewam też złe dni. Dni takie jak ten, kiedy zostałem opluty i nie mogłem zasnąć, myśląc, jak można traktować drugiego człowieka z taką podłością i nienawiścią. Dni, kiedy mam ciągle świadomość swojej rasy i koloru skóry, kiedy marzę, żeby wyglądać inaczej i bardziej tu pasować.
Ale odrzucam te smutne myśli.
Jestem wystarczająco dobry. Jestem tym, kim jestem, ale być może mogę swoim zachowaniem dawać przykład, aby ludzie skłonni osądzać innych dobrze postrzegali kolorowych.
Właśnie dlatego będę pomagał miejscowym zawsze, kiedy będę miał okazję. Dzięki temu pewnego dnia pomyślą o życzliwości przypadkowego człowieka o brązowej skórze i odwdzięczą się tym samym.
*Oryginalny tekst został napisany w języku angielskim. Dziękujemy za tłumaczenie Małgorzacie Madej.
Jesteśmy obywatelskim narzędziem kontroli władzy. Obecnej i każdej następnej. Sięgamy do korzeni dziennikarstwa – do prawdy. Podajemy tylko sprawdzone, wiarygodne informacje. Piszemy rzeczowo, odwołując się do danych liczbowych i opinii ekspertów. Tworzymy miejsce godne zaufania – Redakcja OKO.press
Jesteśmy obywatelskim narzędziem kontroli władzy. Obecnej i każdej następnej. Sięgamy do korzeni dziennikarstwa – do prawdy. Podajemy tylko sprawdzone, wiarygodne informacje. Piszemy rzeczowo, odwołując się do danych liczbowych i opinii ekspertów. Tworzymy miejsce godne zaufania – Redakcja OKO.press
Komentarze