Mike był jednym z 600 tys. weteranów, porzuconych przez armię w stanie stresu pourazowego. Byłby jednym z 20, którzy codziennie popełniają samobójstwo, ale zaryzykował. Uratował go psychodelik. Trwa "psychodeliczny renesans" - przyśpieszają badania nad substancjami, które mogą pomóc uratować 800 tys. osób, które co roku popełniają na świecie samobójstwo
Mike jest weteranem wojennym, zespół stresu pourazowego prawie zabił jego i jego rodzinę. Wszystko zmieniło się, kiedy w ostatniej rozpaczliwej próbie zdecydował się wziąć ayahuascę - potężny psychodelik z DMT. Coraz więcej badań pokazuje, że
psychodeliki mogą zrewolucjonizować świat psychiatrii i uratować nas przed najbardziej morderczą epidemią świata: problemami psychicznymi, które powodują, że co roku 800 tys. osób na świecie popełnia samobójstwo.
Film "Wyzwolenie" Luca Côté (obejrzysz go tutaj) wyświetlany w ramach Festiwalu Watch Docs 2019 opowiada historię dwóch weteranów wojennych cierpiących na zespół stresu pourazowego (PTSD), którym psychodeliki wyprostowały życie. OKO.press porozmawiało z reżyserką Janine Segart, producentką Maxi Cohen i weteranem Michaelem Cooleyem, bohaterem filmu.
To historia o tym, jakie są konsekwencje bycia wychowanym do wojny, do czego doprowadza filozofia "problemy psychiczne są dla mięczaków" i jak zdesperowani ludzie szukają ratunku na własną rękę, nawet wbrew prawu i czasem znajdują go w substancjach, które zamiast rzetelnymi badaniami objęte były do niedawna ścisłym zakazem.
Zaproszenie na film i panel, już dziś 11 grudnia, w U-jazdowski Laboratorium w Warszawie.
O 18.00 "Wyzwolenie" film dokumentalny o weteranie Michaelu Cooleyu;
O 19.45 "PSYCHODELIKI: POLSKA PERSPEKTYWA" - panel z udziałem Agnieszki Sieniawskiej, Macieja Lorenca, Norberta Jamroza i Kamila Sipowicza. Prowadzenie Piotr Pacewicz, OKO.press.
***
Polskie Towarzystwo Psychodeliczne, które powstało w 2019 w ramach działalności Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej, aby przeprowadzić reformę prawa umożliwiającą stosowanie psychodelików do celów medycznych i naukowych organizuje zbiórkę m.in. na stworzenie własnego krótkometrażowego filmu dokumentalnego. Możesz ją wesprzeć tutaj.
Zaczęło się po Afganistanie. Mike Cooley był dotychczas wzorowym żołnierzem z bazy Fort Bragg. "Jeśli chcesz zobaczyć ucieleśnienie ideału amerykańskiej armii, jedź do Fortu Bragg. Tam są najlepsi z najlepszych najlepszych - fizycznie i psychicznie doskonale przygotowani do służby" - opowiada OKO.press.
"Indoktrynacja zaczyna się od pierwszego dnia: masz przestrzegać zasad, wypełniać rozkazy, nie zadawać pytań i być narzędziem do zabijania".
Czy ktoś ostrzegał ich, co służba może zrobić z psychiką? Pewnie tak, mówiąc coś w stylu to nie jest praca dla mięczaków. "Call sick ranger, tak mówiono o tych, którzy mieli problemy, załamywali się. Dla armii byli słabeuszami".
Nikogo nie obchodziło, jak się żołnierz czuje, a żołnierz starał się nie czuć, że czuje.
Ale Mike coś jednak zauważył po pierwszej misji. "Stałem się ostrożniejszy, ludzie mnie męczyli, nie ufałem im. Czułem, że jestem stale obserwowany".
Potem była kolejna misja w Iraku i kolejny powrót. "Na zakupy chodziłem już tylko o 1 w nocy, żeby uniknąć głośnych dźwięków, samochodów, ludzi. Potem zamawiałem zakupy do domu".
Wtedy kupuje też broń. "Kiedy jesteś na wojnie, karabin masz przy sobie 24 godziny na dobę. A potem wracasz do domu i po roku zawierzania tej broni życia, po prostu ją odbierają".
Przestaje zabierać dzieci do kina czy do parku. "W mojej głowie kino oznaczało zamach bombowy, plac zabaw - strzelaninę. Tylko dom był bezpieczny - miałem dobry widok z okna, broń i kontrolę.
Doprowadziłem do tego, że prawie nie wychodziliśmy. Żona i dzieci przejęły moje PTSD (zespół stresu pourazowego)".
W 2009 Mike wraca z drugiej misji w Iraku. "Macie kurwa umyć pierdolone zęby!". Trójka przerażonych dzieci, to w jego głowie niedopilnowani żołnierze. "Najmniejsza przewina i wychodził ze mnie tata sierżant. Co wieczór zostawiałem rodzinę we łzach, schodziłem do piwnicy i waliłem głową w ścianę z nienawiści do samego siebie".
Żona zaczyna się okaleczać, wpada w anoreksję, bulimię, słabnie, chce się zabić. A armia mówi Mike'owi: jedziesz do Niemiec na dwa lata. Kryzys rodzinny nikogo nie obchodzi. "Nie ma tam szpitala dla rodziny - kpili - jedziesz".
Dobry żołnierz jedzie i przestaje być dobrym żołnierzem. "Armia, która była mi jak ojciec i matka, której oddałem wszystko, zakpiła ze mnie i porzuciła. Wszystko straciło sens - moje życie, moja służba, ludzi, których pozabijałem".
U Mike'a stwierdzają kontuzję pleców i głowy oraz zespół stresu pourazowego, odsyłają do USA. Po prawie 12 latach służby zostaje od niej odsunięty ze względu na stan zdrowia (medically retired). Ma 32 lata.
Najpierw jest ulga, potem wstyd. "Czułem, że zawiodłem swój kraj, zdradziłem to, w co wierzyłem. Podstawy, na których budowałem tożsamość się rozsypały". Przez rok przymusowo uczestniczy w terapiach, potem dostaje dokument, który mówi, że nie jest już żołnierzem. Pomoc znika.
Weterani zostają:
Nie wszyscy kwalifikują się do emerytury zdrowotnej, która jest znacznie mniejsza od dotychczasowej pensji i często wypłacana z opóźnieniem. "Zadłużyliśmy się, bank groził, że zabierze nam dom. Dopiero teraz, po 9 latach udaje nam się powoli to wszystko spłacić".
"Masz strzaskane poczucie własnej wartości i żadnego pomysłu na siebie, a twoich umiejętności nikt nie docenia. Policja woli nas nie zatrudniać, bo jesteśmy brutalni. W naszym świecie życia i śmierci kiedy ktoś atakuje cię nożem, to nie sięgasz po gaz pieprzowy, tylko strzelasz".
"Jesteś już z innego świata, a twój oddział, który był jak rodzina, już się tobą nie interesuje".
"Przez następnych 5 lat każdy dzień był potworny. Dzieci żyły w strachu, że jedno z nas w końcu odejdzie albo się zabije. Żona zaczęła pić, uzależniła się od narkotyków. Raz rozpędziłem samochód do 170/ godz. i celowałem w latarnię. Mignęły mi twarze dzieci, nie dałem rady. W łazience przykładałem broń do skroni, powoli naciskałem spust. Zrobię to w końcu, czy nie?"
Samobójstwa weteranów to wstydliwy problem armii USA, prawdziwa epidemia, na którą nikt nie proponuje rozwiązania. Szacuje, że ok. 20 byłych żołnierzy dziennie odbiera sobie życie.
Nic nie wiedząc o Mike'u, ale dobrze znając problemy weteranów, Luc Côté i Janine Sagert postanawiają nakręcić film o tym, o czym trochę już wiedzą - że ludzie ratują się psychodelikami.
"Lucas i ja mieliśmy duży szacunek do leków, sami mieliśmy doświadczenia z LSD - mówi Janine. -
Chcieliśmy spojrzeć na problem oczami weteranów i ich rodzin. Sama pochodzę z wojskowej rodziny".
Reżyserka i artystka Maxim Cohen decyduje się im pomóc i zostaje producentką. "Wiedziałam, że cisza wokół tych nielegalnych praktyk je chroni. Uznałam jednak, że trzeba pokazać prawdę, bo w tym filmie zobaczyłam szansę na przełom. Problemy weteranów to temat szalenie patriotyczny, trudno się z nim nie utożsamiać".
Trafili między innymi na Mike'a, który uznał, że da szanse roślinie o dziwnej nazwie ayahuasca. Jak nie zadziała, to wróci do domu i się zabije. Był 2015, od tamtej pory przestał rozważać samobójstwo. "Mogłem się skupić bez reszty na byciu lepszym ojcem, mężem i człowiekiem, problemy zniknęły".
Mike pamięta, jak podczas pierwszego dnia ceremonii - jaka towarzyszy ayahuasce - wpatruje się w płomienie ogniska i widzi w nim twarze. Nienawidzi ich, chce zamordować, prawie skacze w ogień. Wali pięścią w ziemię, próbuje wsadzić głowę w ziemię. Krzyczy i czuje, jak ten krzyk przesuwa się z trzewi do gardła, a potem wychodzi z niego jako czarny potwór. Teraz to ten stwór krzyczy. Mike zakopuje go w ziemi, a ziemia go pochłania.
Pamięta, że długo nie oddycha. Naokoło są ludzie i pomagają, czuje, jakby miał w sobie wielką dziurę. Następnego dnia podczas kolejnej ceremonii czuje, jak dziurę wypełnia miłość i zrozumienie, wszystko nabiera sensu - nawet to, że musiał przez te wszystkie wojny przejść.
Trzeciego dnia spotyka się z matką, której śmierci nigdy do końca nie przeżył. Był za granicą na służbie, przyleciał na pogrzeb i zaraz wracał. W wojsku nie ma miejsca na żałobę.
Tak to widzi Mike. Nauka nie wie jeszcze, co ma o tym myśleć, ale próbuje zrozumieć i wyjaśnić.
"Ponad 50 lat badań okazało się niewystarczające do właściwego neurobiologicznego opisu roli endogennych halucynogenów" - stwierdza artykuł "Terapeutyczny potencjał ayahuaski" na stronie Narodowego Instytutu Zdrowia USA. "Częściowo dlatego, że takie naturalne substancje były badane przede wszystkim jako »halucynogeny«, fałszujące percepcję.
Tymczasem "efekty terapeutyczne ayahuaski najlepiej zrozumieć w modelu bio-psycho-społeczno-duchowym". Co to znaczy?
Kilka rzeczy wiadomo na pewno
Do takich wniosków dochodzi już wiele instytucji nawet w Stanach, które są kojarzony jest z upartą "wojną z narkotykami" ("war on drugs") i strategią kryminalizacji. W listopadzie 2019 w USA
Agencja Żywności i Leków (FDA) nadało psylocybinie (składnik tzw. grzybów halucynogennych) status "terapii przełomowej" przyśpieszając procedurę opracowywania i testowania leków na depresję. Taki sam status przyznano MDMA jako leku wspomagającego terapię stresu pourazowego PTSD.
Więcej o medycznym zastosowaniu psychodelików przeczytasz na stronie Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej.
„Jeśli nasze badania zakończą się sukcesem, moglibyśmy ubiegać się o pozwolenie na dopuszczenie do obrotu za dwa, trzy lata”- mówi Tracy Cheung z firmy farmaceutycznej Compass Pathways. "Leczenie depresji jest ogromną niezaspokojoną potrzebę 300 milionów pacjentów na całym świecie, z których 100 milionów nie reaguje na dostępne leki".
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Komentarze