Rzezak sprawdza, czy ptak nie zemdlał ze strachu, bo musi być przytomny, przecina „krtań, tętnice, tchawicę i przełyk, bez dotknięcia kręgosłupa”. W konwencjonalnym uboju nie lepiej: kura wjeżdża głową w dół w ciemność, jest podtapiana i rażona prądem. Zdarza się, że przytomna wyjeżdża pod noże, które obcinają jej tylko część głowy i żywa ląduje we wrzątku
PiS wycofuje się z zakazu uboju rytualnego ptaków na eksport. I obiecuje odszkodowania dla hodowców zwierząt futerkowych i rzeźników, którzy stracą na zakazie uboju rytualnego krów na eksport. Do tego zwierzęta futerkowe można będzie jeszcze męczyć na fermach przez dwa lata. Podobnie jak krowy w rzeźniach. Właśnie ogłosił to premier Morawiecki - pisze Ewa Siedlecka*, wybitna publicystka prawna i obrończyni praw zwierząt.
Jedynym uzasadnieniem jest interes branży mięsnej.
Bo ptaki nie czują mniej strachu czy bólu niż krowy. A sposób ich zabijania w trakcie uboju rytualnego nie jest ani trochę mniej okrutny.
Żywe, przytomne ptaki zawiesza się za nogi, głową do dołu. „Rzezak”, czyli osoba upoważniona do tego przez władze wyznaniowe, sprawdza, czy każdy ptak jest przytomny – niektóre zwierzęta mdleją ze stresu, inne umierają. Zwierzę zaś musi być w pełni przytomne. Następnie nad każdym ptakiem wypowiada się formułę i podcina mu gardło nożem. Opisane jest to jako
„sekcja krtani bardzo ostrym nożem tętnic szyjnych, żył szyjnych, tchawicy i przełyku, bez dotknięcia kręgosłupa”.
To znaczy, że zwierzęcia nie można przytrzymać, jeśli się szarpie, bo to grozi dotknięciem kręgosłupa, czyli złamaniem rytuału. A skoro nie można przytrzymać, to jest szansa, że zwierzę trzeba będzie dożynać.
Premier podczas konferencji zapewnił, że ubój rytualny ptaków nie różni się znacząco od uboju zwykłego, czyli z ogłuszeniem. Jak w takim razie wygląda ubój zwykły?
Ptaki też podwiesza się za nogi, głową do dołu. Następnie linia ubojowa wjeżdża do ciemnego pomieszczenia. Ciemność ma uspokoić ptaki, żeby się nie szarpały. W tym pomieszczeniu zanurza się je w wodzie (podtapia) i puszcza przez nią prąd. Prąd nie ma zabić, tylko ogłuszyć. Następnie linia ubojowa wiezie teoretycznie nieprzytomne ptaki pod mechaniczne noże, które ucinają im głowy.
Nie wszystkie zwierzęta tracą przytomność po szoku elektrycznym. Jeśli się szarpią mimo ciemności, mogą nie zostać ogłuszone. Wtedy wisząc, szarpią się dalej, więc trafiając pod noże, mogą stracić tylko część głowy i żyć dalej, kiedy linia ubojowa wiezie je do wrzątku, gdzie są oparzane.
To samo może się stać, jeśli ubijany ptak jest mniejszy, niż przewiduje norma, i nie sięgnie głową wody na etapie ogłuszania.
Który sposób uboju jest bardziej „humanitarny”? Kwestia oceny.
Natomiast nie jest prawdą, że ograniczenie uboju rytualnego tylko na potrzeby polskich wspólnot wyznaniowych spowodowałoby zamknięcie rzeźni – czy to krów, czy ptaków – bo rzeźni rytualnych praktycznie nie ma. Jeżeli – to są pojedyncze rzeźnie rytualne ptaków, różniące się tym, że nie ma w nich etapu „kąpieli”.
Z zasady ubój rytualny, przede wszystkim ten na eksport, odbywa się w normalnych rzeźniach, które są wynajmowane na kilka dni, a wcześniej dokładnie sprzątane.
Tak więc zapowiedź premiera, że rząd podejmie prace nad odszkodowaniami dla przedsiębiorców poszkodowanych ograniczeniem uboju rytualnego, jest o tyle tajemnicza, że nie wiadomo, jak te straty wyliczać. Właściciele rzeźni nie będą przecież musieli zamknąć interesu. Stracą kontrakty na wynajem rzeźni, ale w tym czasie będą mogli zarzynać zwierzęta metodą tradycyjną.
A zastanawiając się nad odszkodowaniami za zakaz hodowli zwierząt na futra i zakaz uboju rytualnego, warto wziąć pod uwagę kwestię moralną. Bo skoro moralność w postaci nakazu dręczenia zwierząt w określony sposób legła u podstaw inicjatywy „piątki dla zwierząt”, to stawiam pytanie: czy odszkodowanie należy się za zaprzestanie niemoralnych praktyk?
Czy ktokolwiek wpadł na pomysł, by płacić odszkodowania właścicielom plantacji bawełny na południu USA po zniesieniu niewolnictwa? A przecież model biznesowy został unicestwiony. Mało tego, cały praktykowany od pokoleń sposób życia legł w gruzach.
Nie przypominam sobie też odszkodowań dla przedsiębiorców, którzy żyli z chowu gęsi na stłuszczone wątroby, eksportu tych wątrób czy produkcji foie gras. W 1997 roku Polska wprowadziła zakaz takiej hodowli, który wszedł w życie w 1999 roku.
Wreszcie nikt też nie płacił odszkodowań właścicielom wydawnictw pornograficznych, gdy wprowadzono do Kodeksu karnego przepis o zakazie wykorzystywania zwierząt w pornografii.
Dlaczego zakładamy, że społeczeństwo jest zobowiązane do solidarności wobec osób, które zarabiają na niemoralnych praktykach?
Czy ktokolwiek wierzy, że rzeźnicy nie wiedzą, że zabijane w ich rzeźniach zwierzęta cierpią?
Czy właściciele ferm futrzarskich nie wiedzą, że „hodowla”, w której jest na niewielkiej przestrzeni kilkadziesiąt–kilkaset tysięcy zwierząt, do obsługi których zatrudnia się zwykle kilka osób, musi powodować skrajny stres i cierpienie zwierząt?
Czy nie wiedzą, że futra, z których obdzierają zwierzęta futerkowe opłaceni przez nich ludzie, służą do ozdoby, bez której ludzkość dziś naprawdę doskonale może się obejść? A omijając przepisy środowiskowe, nie mają pojęcia, że trują ziemię, wodę i powietrze odchodami zwierząt?
To samo dotyczy właścicieli ferm ptasich, gdzie zwierzęta żyją w ścisku i stresie, okaleczane przez inne ptaki, pozbawione słońca, powietrza i możliwości realizacji podstawowych odruchów, jak układanie piór i grzebanie? To samo dotyczy przemysłowych hodowli krów. I świń, które, notabene, zostały w piątce dla zwierząt całkowicie pominięte.
A zdolność do cierpienia świń z pewnością nie jest mniejsza niż krowy czy ptaka. Za to ich inteligencja wyprzedza psią.
Jakie więc jest uzasadnienie dla rezygnacji z zakazu uboju rytualnego ptaków na eksport i dla odsunięcia o dwa lata wejścia w życie przepisów polepszających los zwierząt hodowanych na futro i krów zabijanych bez ogłuszenia?
Jak zwykle: interes polityczny. A konkretnie: partyjny. Politycy boją się utraty poparcia, a więc też swoich funkcji. I władzy. Więc głosują na PiS, więc PiS musi wsi ustąpić.
Tyle – jak się okazuje – znaczy wola Jarosława Kaczyńskiego. Kończy się tam, gdzie zaczyna się interes.
*Ewa Siedlecka jest publicystką „Polityki”. Ten tekst ukazał się na jej Blogu Konserwatywnym.
Prawa zwierząt
Jarosław Kaczyński
Mateusz Morawiecki
Rząd Mateusza Morawieckiego
piątka dla zwierząt
prawa zwierząt
Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.
Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.
Komentarze