Historia jak z Orwella: była dziennikarka, dziś posłanka PiS, Joanna Lichocka broni dziennikarzy przed "atakami polityków PO", a publicyści związani z prawicą piszą "list otwarty w obronie wolności słowa". Nie chodzi oczywiście o dziennikarzy zwolnionych z telewizji i radia przez PiS
Sprawą "ataków politycznych na dziennikarzy" zajmie się na najbliższym posiedzeniu 22 czerwca Rada Mediów Narodowych. Chodzi - jak powiedziała PAP posłanka Joanna Lichocka, zasiadająca w Radzie - o ataki "polityków Platformy Obywatelskiej", które "obejmują nie tylko dziennikarzy mediów publicznych, obejmują także dziennikarzy takich tytułów, które się politykom Platformy nie podobają".
Poszło m.in. o tweet polityka PO i eks-ministra sprawiedliwości Borysa Budki, który skrytykował jeden z materiałów dziennikarki "Wiadomości" Ewy Bugały dotyczący grudniowych protestów opozycji pod Sejmem.
"To odbieranie wiarygodności tym dziennikarzom i zastraszanie ludzi mediów: jeśli chcieliby pisać krytycznie o PO, zostaną obrażeni i PO będzie działała po to, żeby obniżyć ich wiarygodność i uniemożliwić w przyszłości pracę" - zaznaczyła posłanka PiS. "RMN powinna bardzo dobitnie zaprotestować przeciwko naruszaniu wolności słowa przez tych postkomunistycznych polityków" - stwierdziła dla PAP Lichocka. I dodała:
Ta walka z wolnością słowa, z niezależnością dziennikarską musi spotkać się z reakcją. [O politykach PO.]
Spróbujmy tę sprawę po kolei rozplątać.
W OKO.press wielokrotnie zdarza nam się stykać z tupetem polityków mówiących jawną nieprawdę – ale ta wypowiedź posłanki Lichockiej stanowi w tej kategorii wybitne osiągnięcie. Oczywiście posłanka Lichocka nie zająknęła się nawet o osobach zwolnionych z mediów publicznych – dziś już "narodowych".
O co może chodzić? Nieco wcześniej, 13 czerwca, związany z PiS portal "wPolityce.pl" opublikował "list otwarty w obronie wolności mediów". Wbrew pozorom nie chodzi o czystki dokonywane w mediach przez PiS, tylko o krytykę mediów publicznych ze strony opozycji. Jego sygnatariusze (głównie publicyści związani z prawicą) piszą:
"Od kilkunastu miesięcy polska opinia publiczna doświadcza czym jest prawdziwa wolność słowa. (...) Nikt nie jest wykluczony z debaty, nikt nie jest stygmatyzowany jako niegodny zabrania głosu, jak bywało przez większość okresu trwania III RP. Duża w tym przywróceniu wolności zasługa dziennikarzy (...) zarówno z mediów prywatnych, jak Telewizji Polskiej i Polskiego Radia, którzy z dużą odwagą wypełniają misję mediów publicznych".
Lista sygnatariuszy jest imponująca. Wśród nich są tacy bezstronni dziennikarze jak bracia Karnowscy czy Marek Pyza, satyrycy wyśmiewający i obrażający przeciwników PiS, Ewa Stankiewicz z Solidarnych 2010, a także członek podkomisji smoleńskiej Wacław Berczyński i oraz żona innego członka podkomisji Maria Szonert-Binienda.
Jest to oczywiście nieprawda. W III RP nikt nie był "wykluczony", "stygmatyzowany" lub "niegodny". Ten argument jest powtarzany przez publicystów związanych z PiS i służy za uzasadnienie do przejmowania mediów publicznych - skok na media staje się wtedy "przywracaniem pluralizmu".
Powiedzmy więc jasno: przez całą III RP media prawicowe nie były cenzurowane czy wykluczane i działały na normalnych, komercyjnych zasadach (inna sprawa, że słabo radziły sobie na rynku). U zarania III RP prawica otrzymała też "w spadku" po komunistycznych wydawcach najpopularniejszą bulwarówkę - "Express Wieczorny". Miała też najważniejszy tygodnik opozycji - "Tygodnik Solidarność". Oba pisma zostały zmarginalizowane przez radykalną politykę i złe zarządzanie.
Podobnie było z innymi pismami prawicowymi - np. dziennikiem "Życie", którego redaktorem naczelnym był Tomasz Wołek. Później ekipa z "Życia" w części znalazła się w wydawanym przez koncern Axel Springer "Dzienniku". To naprawdę nie było tak dawno. Żyją jeszcze ludzie, którzy pamiętają lata 90.!
"Budzą jednak nasz zasadniczy sprzeciw powtarzające się ataki na dziennikarzy niezależnych, w tym zwłaszcza pracujących w TVP" - piszą sygnatariusze listu. Teraz już wiemy: to żart. Ktoś ich (oraz posłankę Lichocką) sprytnie nabrał.
Nikt nie może być tak bardzo oderwany od rzeczywistości, żeby dziennikarzy dzisiejszej TVP uznać za "niezależnych".
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze