Daniel Flis
Daniel Flis
Centrum Onkologii w Warszawie, na życzenie pacjentki - żony ambasadora, udostępniło jej do wyłącznej dyspozycji dwie dwuosobowe sale - poinformował nas Czytelnik. Rzeczniczka szpitala, pytana o to przez OKO.press, najpierw skłamała, a później zażądała dowodu, że jesteśmy dziennikarzami
"Żonie ambasadora najpierw przydzielono do indywidualnego użytku salę dwuosobową" - opowiedział nam Czytelnik OKO.press. "Ambasadorowa musiała jednak dzielić łazienkę z sąsiednią salą, także dla dwóch osób, która była wtedy zajęta. Kiedy zaprotestowała przeciwko używaniu tej samej toalety, jeszcze tego samego dnia salę opróżniono i od tego czasu sąsiedni pokój stoi pusty".
Czytelnik skontaktował się z nami 5 lutego 2018 roku. Poinformował nas wtedy, że żona ambasadora leczy się na specjalnych warunkach w Centrum Onkologii w Warszawie już prawie dwa tygodnie. Została przyjęta 24 stycznia, a dzień później zapewniono jej dwie. połączone ze sobą dwuosobowe sale.
Według naszego rozmówcy, w czasie pobytu ambasadorowej na oddziale kardiologii onkologicznej, zdarzało się, że chorzy musieli leżeć na korytarzu lub byli przenoszeni do sal na innych oddziałach. Było tak między innymi 31 stycznia, kiedy Czytelnik zrobił zdjęcie łóżek stojących tuż przy drzwiach sali ambasadorowej:
Czytelnik skontaktował się z nami po publikacjach, w których ujawniliśmy, że w szpitalu Ministerstwa Obrony Narodowej bez kolejki leczą się wiceszef MON Tomasz Szatkowski oraz szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch. Wykazaliśmy w nich, że nawet tak wysocy rangą politycy nie mają prawa do specjalnego traktowania w publicznej służbie zdrowia.
Zgodnie z art. 5a ustawy o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe, prawo do specjalnej opieki przysługuje jedynie premierowi, prezydentowi, marszałkom Sejmu i Senatu oraz ich najbliższym “w razie nagłego zachorowania lub urazu, wypadku, zatrucia lub konieczności natychmiastowego leczenia szpitalnego”.
Ustawa nie daje takich przywilejów dyplomatom i ich rodzinom. Nie ma też żadnych podstaw prawnych do zarezerwowania dla jednego pacjenta więcej niż jednego miejsca w publicznym szpitalu.
I to niezależnie od tego, czy leczy się na koszt państwa, czy własny. Gdyby było inaczej, odpowiednio bogaty pacjent mógłby zarezerwować dla siebie nawet cały szpital, żądając przeniesienia pozostałych chorych.
Lekarz, który faworyzuje wybranych pacjentów, łamie ustawę o prawach pacjenta (art. 8), która zobowiązuje go do kierowania się etyką zawodową. A przyrzeczenie zapisane w Kodeksie Etyki Lekarskiej, które zobowiązuje każdego lekarza
"przeciwdziałać cierpieniu i zapobiegać chorobom, a chorym nieść pomoc bez żadnych różnic, takich jak: rasa, religia, narodowość, poglądy polityczne, stan majątkowy i inne, mając na celu wyłącznie ich dobro i okazując im należny szacunek”.
Być może jednak istnieją nieznane nam przepisy, które uzasadniają specjalne traktowanie ambasadorowych. Zapytaliśmy więc rzeczniczkę Centrum Onkologii:
Podobny zestaw pytań wysłaliśmy także do odpowiedniej ambasady. Ambasada milczy do dzisiaj.
Szpital przesłał nam odpowiedź 13 lutego. Nie zgodził się odpowiedzieć wprost, czy rzeczywiście ambasadorowa zajmuje dwie sale i czy została przyjęta bez kolejki. Powołał się na prawo pacjenta do zachowania tajemnicy przez personel szpitala, którego naruszenie mogłoby skutkować odpowiedzialnością finansową (artykuł 4 ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta).
Poinformował jednak, że poprzedniego dnia (12 lutego) żaden pacjent nie leżał na korytarzu, a jeśli to się zdarza, to „epizodycznie”. Z odpowiedzi szpitala nie dowiedzieliśmy się, czy takie epizody zdarzały się w innych dniach od czasu przyjęcia ambasadorowej.
Szpital pośrednio przyznał za to, że wie, o którą pacjentkę pytamy i że sala sąsiadująca z tą, w której leży, jest pusta. Podał jednak inne wyjaśnienie tego faktu. „Nie jest zgodna z prawdą teza o blokowaniu czterech łóżek w Klinice Diagnostyki Onkologicznej i Kardioonkologii przez jedną osobę.
Druga sala w dwusalowym module, nie posiada łóżek stricte szpitalnych (służących hospitalizacji), a fotele do chemioterapii jednodniowej” - zapewniła nas rzeczniczka Centrum Onkologii, Ewelina Kopic-Melillo.
Tego samego dnia zapytaliśmy naszego Czytelnika, czy rzeczywiście w pokoju obok ambasadorowej nie ma łóżek. Odpisał: „Nie. W sali są łóżka”. Na dowód przesłał zdjęcie sąsiadujących ze sobą sal.
Po prawej stronie znajduje się sala ambasadorowej, po lewej - pomieszczenie przeznaczone rzekomo do chemioterapii. W sali po lewej wyraźnie widać szpitalne łóżko. Drugie - jak powiedział nam Czytelnik - zostało zabrane razem z usuniętym z sali pacjentem. Nie widać za to na nim niczego, co przypominałoby fotel do chemioterapii, który rozmiarami przypomina fotel dentystyczny.
Szpital po prostu skłamał.
Czytelnik poinformował nas, że 13 lutego, w dniu, w którym dostaliśmy odpowiedź od szpitala, ambasadorowa została wypisana. Następnego dnia, 14 lutego, zadaliśmy szpitalowi kolejną serię pytań, nie zdradzając wprost, że wiemy, że nas oszukał. Zapytaliśmy m.in.:
19 lutego szpital odpisał, że odmawia odpowiedzi na wszystkie pytania z dwóch powodów. Po pierwsze: bo odpowiedzi „mogłyby w sposób pośredni doprowadzić do ujawnienia informacji o pacjentach Centrum Onkologii i świadczeniach zdrowotnych, które były im udzielane”. Według szpitala odpowiedź naruszałaby prawo pacjenta do tajemnicy, gwarantowane przez ustawę o prawach pacjenta (art. 13 i 14).
Przepisy, na które powołał się szpital, chronią "informacje związane z pacjentem, w szczególności ze stanem zdrowia pacjenta". Tymczasem nasze pytania nie dotyczyły prywatności poszczególnych pacjentów ani tym bardziej ich stanu zdrowia. Dotyczyły organizacji leczenia w publicznym szpitalu, a ich celem było sprawdzenie, czy placówka wykonuje swoje zadania i zarządza publicznym majątkiem zgodnie z prawem. A o to mamy prawo pytać i domagać się odpowiedzi.
Drugi argument był równie nieprzekonujący: szpital nie może odpowiedzieć, bo nie udowodniliśmy, że jesteśmy dziennikarzami.
“Jednocześnie chcemy zauważyć, iż prosząc o tak szczegółowe dane, nie wykazał się Pan stosownym dokumentem, iż wniosek pochodzi od prasy w rozumieniu ustawy z dnia 26 stycznia 1984 r. Prawo prasowe” - zauważyła rzeczniczka Centrum Onkologii.
Chcąc rozwiać wątpliwości rzeczniczki, przesłałem jej zdjęcie mojej legitymacji prasowej i garść informacji o OKO.press. Przy okazji poprosiłem o potwierdzenie, czy wszystko, co napisała wcześniej, jest prawdą, bo w międzyczasie pojawiły się nowe fakty, które przeczą jej wersji wydarzeń.
Czytelnik poinformował nas, że w nocy 14 lutego ambasadorowa została ponownie przyjęta do Centrum Onkologii. Tym razem do sali czteroosobowej. A po dwóch dniach została przeniesiona z powrotem do “dwusalowego modułu”, w którym wcześniej spędziła kilka tygodni. Tym razem jednak trafiła do sali po lewej stronie, w której - według zapewnień Centrum - nie ma łóżek szpitalnych, a jedynie fotele do chemioterapii.
To nie jedyna różnica. Ambasadorowa nadal ma swoją salę na wyłączność, ale pacjenta, który leży w sali obok, nie przeniesiono. „Koniec z blokowaniem drugiego pokoju" - ucieszył się nasz Czytelnik. „Mamy postęp, szpital zaczął zachowywać się przyzwoicie”.
Nie ujawniliśmy kraju pochodzenia ambasadora i jego żony, ponieważ nie chcemy upubliczniać informacji o jej stanie zdrowia i naruszać prywatności chorej. Chcemy jednak zwrócić uwagę na niewłaściwe praktyki w publicznej placówce służby zdrowia.
Drodzy Czytelnicy, jeśli wiecie o przypadkach faworyzowania VIP-ów w służbie zdrowia, piszcie na adres [email protected].
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Komentarze