Miesiąc po ogłoszeniu przez PiS antygenderowej krucjaty okazuje się, że bohater narodowy jest ucieleśnieniem „ideologii gender”. Jak w ramach patriotycznych uniesień przyznać, że gen. Pułaski był interseksualny, że związany był z towarzyszem broni Kazimierzem S. Kozłowskim, z którym spisali wspólny testament czyniąc się swoimi jedynymi spadkobiercami
Generał Kazimierz Pułaski był kobietą – to najnowsze odkrycie dokonane na podstawie wieloletnich badań szkieletu bohatera Polski i USA przez naukowców z Uniwersytetu Południowej Georgii. Szczegóły badań opowiedzieli w filmie dokumentalnym w serii „Ukryta historia USA” na kanale Smithsonian „Czy generał był kobietą".
To Instytut Smithsonian sfinansował badania DNA szczątków Pułaskiego. Pierwsza emisja 8 kwietnia 2019, na razie jest dostępny trailer. Doniesienie naukowców przyjął do publikacji „Journal of Forensic Anthropology".
Szkielet Pułaskiego odnaleziono w Savannah, podczas badań archeologicznych w 1996 roku. Grób był sygnowany jego nazwiskiem, ale wątpliwości wzbudził fakt, że odkryte szczątki wyglądały na kobiece. To, że był to gen. Pułaski, potwierdzono w 2015 roku porównaniem materiału genetycznego szkieletu z DNA jego rodziny.
O tym, że Pułaski był biologicznie kobietą, poinformowały w czwartek 4 kwietnia 2019 „Fakty” TVN. „Wiadomości” TVP sprawę przemilczały. I trudno się dziwić: miesiąc po ogłoszeniu przez PiS nowej antygenderowej krucjaty okazuje się, że bohater narodowy jest ucieleśnieniem „ideologii gender”. W dodatku dowodem na to, że „gender” to nie ideologia, a fakt.
Jak mają się czuć Polki i Polacy wychowywani w przywiązaniu do „tradycyjnych ról kobiety i mężczyzny” z informacją, że u słynnego generała te role się pomieszały? I co z narodowa dumą, skoro bohater okazał się takim dziwadłem?
Choć z drugiej strony nie wiadomo, co gorsze dla patriotycznej wrażliwości PiS: czy przyznanie, że Pułaski był interseksualny czy że był gejem, co sugeruje fakt, że przez lata związany był ze swoim towarzyszem broni Kazimierzem Stanisławem Kozłowskim, z którym spisali wspólny testament, nazywając siebie „braćmi” i nawzajem czyniąc się swoimi jedynymi spadkobiercami.
Czy Kazimierz Pułaski był transmężczyzna (osoba oznaczona przy urodzeniu jako kobieta, która identyfikuje się jako mężczyzna) czy raczej osoba interseksualna (mająca męskie i żeńskie cechy biologiczne) - dokładnie nie wiadomo.
Jedno jest pewne: sam siebie uważał za mężczyznę i żył jak mężczyzna. Naukowcy po zbadaniu DNA z jego szkieletu potwierdzili, że jest to DNA kobiety. Próbując wyjaśnić zagadkę jego męskości, spekulują, że może miał przerost i nadczynność kory nadnerczy, która produkuje testosteron. Testosteron mógł wpływać na pracę jego mózgu, a także np. na skłonność do łysienia.
To nie wyjaśnia jednak, dlaczego dziecko wyglądające na dziewczynkę rodzice nazwali męskim imieniem i wychowali jak chłopca. Czyżby byli świadomi różnicy pomiędzy płcią biologiczną a społeczną?
Z drugiej strony: dlaczego nie? Na całym świecie rozmaite społeczności „od zawsze” przyznawały prawo do życia po swojemu osobom transgenderycznym, tworząc dla nich czasem osobną kategorię społeczną – np. hidźra w Azji czy muxe w Meksyku (dotyczą biologicznych mężczyzn o kobiecej autoidentyfikacji). Choć najczęściej takie osoby były obiektem prześladowań jako odmieńcy.
Chyba że dobrze się maskowały – jak gen. Pułaski czy żyjący w wiktoriańskiej Anglii żołnierz i chirurg James Barry, który jako pierwszy dokonał udanego cesarskiego cięcia, a urodził się jako Margaret Ann Bulkley.
To, że był kobietą, odkryła po jego śmierci kobieta, która miała umyć i przygotować zwłoki do pogrzebu. Szantażowała potem angielską armię ujawnieniem tej tajemnicy. Istnieje legenda, że udawał mężczyznę, bo inaczej nie zdobyłby wykształcenia. Jednak fakty z jego życia świadczą o tym, że nie udawał, po prostu czuł się mężczyzną. Miał porywczą naturę, często się pojedynkował i popadał w konflikty z przełożonymi w wojsku, za co został zdegradowany.
Sprawa transgenderowego generała Pułaskiego nie będzie pomocna dla powodzenia antygenderowej akcji PiS zapoczątkowanej podpisaniem przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego Deklaracji LGBT+.
Straszenie „genderem” ma scementować elektorat, któremu – rozleniwionemu powodzeniem – może się nie chcieć pójść do majowych wyborów. A tu Opatrzność zsyła „genderowcom” prezent w postaci genderowego narodowego bohatera.
Może Opatrzność ma plan, żeby w Polsce uchwalono wreszcie ustawę o uzgodnieniu płci? Może Koalicja Europejska i Wiosna powinny wziąć Pułaskiego na sztandary i obiecać tę ustawę? I nazwać ją ustawą imienia gen. Kazimierza Pułaskiego?
Bo za poprzednich rządów PO-PSL wniesioną przez Ruch Palikota ustawę o uzgodnieniu płci uchwalano przez cztery lata tak, by nie zdążyć przed wyborami. Uchwaloną zawetował świeżo wybrany prezydent Andrzej Duda, a potem PO z PSL „nie zdążyły” na ostatnim posiedzeniu tamtej kadencji Sejmu zagłosować nad odrzuceniem tego weta.
W tym samym czasie w USA szeregowiec Bradley Manning, odsiadujący karę 35 lat za ujawnienie portalowi WikiLeaks dokumentów armii amerykańskiej (w tym dowodów na zbrodnie), mógł, na koszt amerykańskich podatników, przejść procedurę uzgodnienia płci i z więzienia wyszedł już jako Chelsa Manning, ułaskawiona przez prezydenta Baracka Obamę.
Ewa Siedlecka jest publicystką „Polityki". Tekst ukazał się na jej Blogu Konserwatywnym .
Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.
Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.
Komentarze