Choć każdy telewidz w Rosji oglądał orędzie Putina, to ponad połowa Rosjan orędzia nie widziała, bo najwyraźniej nie używa telewizora. Jak sobie propaganda radzi z tym, że nie może ludzi zmusić do oglądania tego, co nadaje Putin?
Wedle oficjalnej telemetrii noworoczne orędzie Putina oglądało 100 procent telewidzów! Stanowili oni jednak tylko 46,6 proc. populacji. Nawet jeśli dane te są kłamliwe (a pewnie są), to komunikat jest ważny. Telewizja nie dociera do wszystkich. Potwierdza to zresztą oficjalny grudniowy sondaż: tylko dla 40 proc. Rosjan telewizja jest głównym źródłem informacji, 19 proc. czerpie je z internetowych serwisów informacyjnych, a kolejne 14 proc. – z portali społecznościowych i blogów.
Czyli analogowa, tradycyjna propaganda sięga już tylko do połowy poddanych Putina. Owszem, w Rosji nie ma Facebooka i Instagrama, usługi VPN są ograniczane, a zasoby internetowe – cenzurowane. Zaś propaganda Kremla jest w sieci obecna – i to jak. Właśnie ogłosiła np., że zamierza wytworzyć własną, putinowską Wikipedię – Ruwiki.
Nie zmienia to jednak istoty tej protestanckiej rewolucji: wierny nie musi już czekać, by mu władza przeczytała w kościele coś z pism świętych. Sam sobie może poszukać tego, co dla niego ważne.
To własnie zdarzyło się na Zachodzie w XV wieku. Wynalazek druku pozwolił ludziom piśmiennym, a takich na Zachodzie już nie brakowało z powodu rozwoju handlu, samemu czytać i interpretować sobie Biblię. Sieci społecznościowe robią coś podpbnego: pozwalają człowiekowi samodzielnie decydowac, co czytać i oglądać. Rosja nie przeszła rewolucji protestanckiej, ale internetowa jej nie omija.
Dla propagandy Kremla musi to mieć poważne konsekwencje.
Pierwsza jest dosyć oczywista: starsi członkowie aparatu, w tym Putin, nie za bardzo to wszystko rozumieją, co w całym aparacie musi rodzić naturalne napięcie.
Putin jest cyfrowo wykluczony z racji wieku, urzędu i wykształcenia. Jak pochwalił się ostatnio w czasie wizyty na Czukotce – jest z zawodu “wywiadowcą KGB” i “ekonomistą”. Oba fakultety ukończył w latach 70.
"Moja biografia jest dobrze znana – opowiadał zadowolony z siebie Putin. – Szkoła, uniwersytet, prawo, Leningradzki Uniwersytet Państwowy... Potem specjalna szkoła dla KGB ZSRR, specjalne szkolenie z nielegalnego wywiadu, następnie z wywiadu legalnego – to dziś nazywa się akademią wywiadu. Następnie uzyskałem tytuł kandydata nauk ekonomicznych. A wcześniej uzyskałem czwarty stopień (stolarski) w oddziale studenckim, kiedy pracowałem w Autonomicznej Socjalistycznej Republice Radzieckiej Komi”.
Jeszcze ciekawiej mówił o cyfrowych horyzontach Putina jego rzecznik Pieskow (w kwietniu 2023 roku): „W przeciwieństwie do ciebie i mnie, Putin jest osobą, której każdy ruch świat obserwuje. I nawet jeśli mówi szeptem, wszyscy go słuchają. Po co więc mu kanał w Telegramie?”.
Czyli Putin rozumie interakcję z poddanymi w ten sposób, że on mówi, a oni go słuchają.
Myśl, by śledzić wypowiedzi innych i wyciągać wnioski, jest poza zasięgiem tej ekipy. A przynajmniej jej kierownictwa.
Ale to nie wszystko – Putin ma już problemy z koncentracją i uwagą.
W trwającej w Rosji “prezydenckiej kampanii wyborczej” propaganda z wielką mocą przekonuje, że Putin jest zdrowym młodzieniaszkiem:
"Prezydent Rosji Władimir Putin jest w doskonałej kondycji, ma wesoły głos i chód, nadal będzie pracował” – powiedział RIA Novosti Denis Kloss, ordynator oddziału, traumatolog-ortopeda szpitala urazowego Szpitala Okręgowego w Czukotce. Sam Putin oznajmił, że „ćwiczeniom fizycznym poświęca dziennie dwie godziny, zaś ze stresem radzi sobie tak, że się »nie denerwuje«”.
Ale jednocześnie propaganda powiela opowieść Putina – prawdziwego, niepodrobionego seniora, który przekonuje, że świat schodzi na psy, a kiedyś było lepiej (bo kiedyś lepiej słyszał i widział):
“Te współczesne kreskówki nakręcone na Zachodzie, wszystko strzela, skacze, biegnie, za pół godziny odpadnie ci głowa od tego filmu. Jak dzieci mogą to znosić? Nasze radzieckie bajki są oczywiście zupełnie innej jakości: emocjonalnej i estetycznej” – powiedział Putin przy okazji wizyty w studiu animacji w Chabarowsku.
No więc Putin i jego koledzy z KGB wykształceni w latach 70. do tych zmian się nie dostosowali, nie ćwiczyli nowych umiejętności, więc mogą mieć kłopoty ze zrozumieniem, jakie są konsekwencje tego, że w króciutkich przekazach “wszystko strzela, skacze i biegnie”.
I dlatego będą się trzymali starych wzorów komunikowania.
Drugi problem propagandy wynikający z rosnącego znaczenia komunikacji sieciowej jest poważniejszy. Istotą analogowej propagandy jest fakt, że jest w stanie nadawać znaczenie poszczególnym faktom i przekazom:
O tym, co należy do jakiej kategorii, decyduje sama władza.
Tymczasem w mediach społecznościowych znaczenie informacji zależy od odbiorcy. To on decyduje, co go interesuje i czego sobie poszuka w sieci.
Tej istotnej zmiany komunikacyjnej nie pojął ostatnio w Polsce ponad 70-letni Jarosław Kaczyński.
Uważał, jak pamiętamy, że sprawa aborcji i prawa kobiet nie mogą mieć politycznego znaczenia – skoro są to sprawy prywatne i społeczne. Oraz „kobiece”. ("Każdy średnio rozgarnięty człowiek może załatwić aborcję za granicą. W moim przekonaniu nic takiego, co by zagrażało interesom kobiet, się nie stało” – przekonywał w wywiadzie tygodnikowi “Wprost”, 21 maja 2021 roku)
Putin wyraźnie też ma z tym problem.
Z jego punktu widzenia – i z punktu widzenia jego telewizji – najważniejszą informacją dla Rosjan jest dziś to, że “pod względem siły nabywczej” Rosja jest piątą gospodarką świata i „prześcignęła Niemcy”. Tymczasem z punktu widzenia konsumentów mediów społecznościowych być może ważniejsze są ceny jaj, straszliwy mróz i brak wypłat za wojnę dla rodzin poległych. I na takie informacje popyt może być większy niż na statystyki Putina.
A Putin inaczej nie umie.
„Mimo wszystkich ograniczeń i wszystkich trudności, jakie napotykamy, gospodarka rosyjska stała się pierwszą w Europie pod względem parytetu siły nabywczej. Zajęliśmy pierwsze miejsce w Europie i staliśmy się piątą gospodarką na świecie, za Chinami, USA, Indiami i Japonią. Mamy nad czym pracować, ale też mamy się czym pochwalić” – powiedział Putin na Czukotce. A ”PKB (de facto wydatki na wojnę) może przekroczyć 4 proc.". Poza tym “Rosja jest pod każdym względem krajem samowystarczalnym, silnym i posuwającym się do przodu, to najważniejszy wynik ubiegłego roku”.
Ale ta “piąta gospodarka świata” ma problem taki, że w czasie mrozów całe osiedla zamarzają, bo stara, nieremontowana infrastruktura ciepłownicza nie wytrzymała 30-stopniowych mrozów. Brakuje energii elektrycznej. Ze sklepów zniknęło mięso drobiowe i jajka – jedyne w miarę dostępne źródła białka zwierzęcego dla Rosjan. Na wzrost cen wywołany zachodnimi sankcjami i przestawieniem gospodarki na tory wojenne ludzie skarżą się nawet na oficjalnych spotkaniach z Putinem. A częstotliwość reakcji władzy na problem jaj pokazuje, że w sieci to temat ważny.
Jednak propaganda Putina reaguje na problemy wskazywane przez ludzi klasycznie, analogowo.
Telewizyjny program publicystyczny „60 minut” ogłosił 15 stycznia, że jajek to naprawdę brakuje w USA, a poza tym “jeśli chodzi o ceny światowe, to jajka najtańsze są w Rosji”. Zaś sam Putin mówi ludziom: ”W związku z realnym dochodem rozporządzalnym ludności – trochę, ale jednak dochody ludzi wzrosły – [ludzie] zaczęli kupować więcej: jajka, mięso z kurczaka. Bum! I ceny poszybowały. Po prostu nie zorientowaliśmy się na czas”.
W zasadzie więc Putin mówi poddanym: „niech jedzą ciastka”, przecież ich stać.
I mówi to władca, który – jak przed kilkoma dniami pokazała propaganda – ma prywatny pałac z cerkwią i stajniami. Tymczasem przeciętny pracujący Rosjanin marzy – to są oficjalne dane z tego tygodnia! – o emeryturze równowartości 2150 zł (47 tys. rubli). I raczej jego marzenie się nie ziści, gdyż średnia emerytura w Rosji, z uwzględnieniem kominów w metropoliach, ma dziś równowartość 912 zł.
Ile sobie można za to nakupić tych drożejących jajek?
Nie podejrzewam Putina i jego ekipy aż o taki kretynizm i świadome podkopywanie systemu. Problem w tym, że analogową propagandę nie tak łatwo zatrzymać. Kto mianowicie ma powiedzieć, że wypowiedź wodza, iż jajek nie ma, gdyż ludzie za dużo zarabiają, nie najlepiej nadaje się do rozpowszechniania w środku wojny pochłaniającej 1/3 całego budżetu państwa?
Sytuację ratować zaczął ostatnio rzecznik Putina, nieco młodszy, bo 56-letni Pieskow. Ten sam, który zeszłej wiosny przekonywał, że Putin internetu nie potrzebuje. Teraz Pieskow usilnie próbuje nadać wypowiedziom władcy jakiś ludzki, niestatystyczny wymiar. I zderza perspektywę władzy (analogową) z perspektywą ludzką (sieciową):
Ale sam Pieskow niewiele może. W tym samym czasie 70-letni propagandysta Dmitrij Kisielow tak układa najważniejsze tematy tygodnia w trzygodzinnym telewizyjnym programie “Wiesti Niedieli” (14 stycznia):
O jajkach, mrozach, pękających rurach, nieodśnieżonych drogach – łącznie z autostradami – nie było u Kisielowa słowa. A także o gigantycznym, zaciągającym dymem cały Petersburg pożarze magazynu sieci Wildberries. Choć oficjalne agencje podały, że był to największy pożar w dziejach rosyjskiego handlu detalicznego. Ale wedle propagandy analogowej to informacja lokalna.
Dlatego jest o tym – a i owszem – w sekcji “wiadomości lokalne” zwykłych, codziennych „Wiesti”, a nie w uroczystych „Wiestiach Niedieli” zbierających to, co naprawdę po analogowemu wydaje się seniorom propagandy najważniejsze. A wiadomości lokalne dodają, że winni wszystkiemu są źli urzędnicy (prokuratura podległa Putinowi już wszczęła śledztwo w sprawie pękniętych rur centralnego ogrzewania), a poza tym “jest zima, to musi być zimno” (rzecznik Putina Pieskow: “Problemy z ogrzewaniem w regionach Rosji są związane z nadmiernymi mrozami oraz zużyciem budynków mieszkalnych i systemów usług komunalnych”).
Media analogowe po staremu robią też z Putina supermena (“Jak pan to robi, że pan sobie radzi z taką ilością pracy?”), media społecznościowe rozpowszechniają jednak wiernopoddańcze apele do Putina, by włączył ogrzewanie. A ogrzewanie dalej nie działa.
Gdyby ci sami ludzie modlili się do Putina przed swoimi telewizorami, problemu by nie było. Ale oni się nagrywają i puszczają nagrania na Telegramie.
Najlepiej tę wojnę karnawału z postem widać w sprawie świadczeń dla żołnierzy na froncie w Ukrainie i ich rodzin (po tym, jak polegną).
W wersji analogowej, centralnej – wszystko jest super, a każdy dostaje to, co mu się należy. Im starszy aparatczyk, tym bardziej o tym przekonany.
Perspektywa sieci społecznościowych jest odwrotna: krążą po sieci informacje o tym, kto i dlaczego nic nie dostał, choć mu się należało. Na co władza w analogu odpowiada, że “nie wiedziała”, ale sprawdzi i poprawi. Oraz żeby tych problemów więcej nie mieć, próbuje wysyłać na front tych, którzy nie mają sieci wsparcia, więc nie wygenerują skarg. Czyli po więźniów, a zwłaszcza, ostatnio, karanych w Rosji cudzoziemców.
“Wszyscy ludzie, którzy bronią Rosji z bronią w ręku, muszą mieć równe gwarancje i wsparcie ze strony państwa, dotyczy to także pierwszych dwóch korpusów LPR i DPR” – powiedział w telewizji Putin.
Dlaczego? Bo do świata analogu przedarła się kolejna informacja o dziurze w systemie: jeśli ktoś został np. ranny w czasie przygotowań do specoperacji, a do samego najazdu na Ukrainę zgłosił się na ochotnika (swoją drogą – to ciekawa informacja o przygotowaniach Putina do najazdu), to nic nie dostanie, mimo że Putin obiecał pieniądze „każdemu”.
Wiadomość ta pojawia się w formacie charakterystycznym dla sieci społecznościowych: “znajomy mówił, że...”
Pieskow znowu próbuje połączyć konkret z ogólnym oglądem sprawy właściwym samodzierżcy: "Ogólnie rzecz biorąc Ministerstwo Obrony Narodowej i wszystkie nasze ministerstwa wykonały ogromną pracę. System został w dużej mierze ustalony. Indywidualne przykłady są niestety nieuniknione, gdy występują opóźnienia w niektórych płatnościach”. Ale – dodaje Pieskow – “prezydent na konkretnych przykładach próbuje rozwiązać problemy systemowe związane ze wsparciem uczestników operacji specjalnej”.
Dosyć to rozpaczliwe, bo pokazuje, że systemowych problemów nie da się załatwić np. kiedy Putin idzie poćwiczyć.
Czy propaganda radzi sobie z rzeczywistością sieciową? Czy zimno i brak jajek da się przeczekać? Tego nie wiemy. 16 stycznia propaganda doniosła z ulgą, że jaja staniały o 30-50 rubli do poziomu 100 rubli za tuzin. Jednak wcześniej tuzin jaj kosztował 70 rubli.
Emeryt „piątej gospodarki świata” może sobie za średnie śwaidczenie kupić w rosyjskim sklepie miesięcznie 2400 jajek. Polski emeryt, bez mocarstwowych pocieszeń w telewizji – średnio 3600. Te dane Rosjanin może sobie w sieci wyszukać. Co z nimi zrobi, to inna sprawa.
Ciekawe jest w tym wszystkim jednak to, że propaganda najwyraźniej widzi problem analogu.
Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre z wklejanych do tekstu linków mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN.
Cały nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziecie pod tym linkiem.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze