0:000:00

0:00

Pod pretekstem zabezpieczenia państwa przed puczem, Łukaszenka uzależnił przyszłość Białorusi od własnego życia. Jego ewentualna śmierć lub zniknięcie ma od teraz prowadzić do przekazania władzy w ręce wojskowej junty, której pierwszą decyzją może stać się prośba o bratnią pomoc rosyjskiej armii.

Wprowadzenie nowego prawa jest bezpośrednią konsekwencją zatrzymania w Moskwie Jurasia Ziankowicza i Aleksandra Fiaduty, podejrzewanych przez białoruskie KGB o organizację spisku mającego pozbawić Łukaszenkę władzy.

Wszystko wskazuje jednak na to, że „udaremniony przez białoruskie i rosyjskie służby spisek CIA i FBI” był prymitywną prowokacją białoruskiego KGB pilotowanego przez rosyjskich kolegów.

Nagłaśniane przez propagandowe media w Rosji i w Białorusi zatrzymanie odbyło się w cieniu kryzysu wojskowego przy ukraińskich granicach. Korzystając z zamieszania spowodowanego agresywnym prężeniem muskułów rosyjskiej armii Putin i Łukaszenka przybliżyli perspektywę przymusowej integracji Białorusi z Rosją, która jeszcze kilka miesięcy temu wydawała się wszystkim odległym koszmarem.

Udaremniony zamach na Łukaszenkę

Do zatrzymania niedoszłych „zamachowców” doszło niedługo po przylocie Ziankowicza do Moskwy. Udostępniane w propagandowych mediach nagranie mające dowodzić winy mężczyzn, wyraźnie pokazuje jak łatwo mężczyźni dają się sprowokować oficerowi prowadzącemu akcję do potakiwania i snucia razem z nim odrealnionej wizji puczu.

Naiwność „zamachowców” byłaby wręcz rozczulająca, gdyby nie to, że zostali wciągnięci do prowokacji, która poważnie zaszkodziła Białorusi, a ich samych będzie kosztowała wolność i wiele cierpień.

Zrzeszająca białoruskich siłowików opowiadających się po stronie społeczeństwa organizacja BYPOL, ustaliła, że mężczyźni spotykali się w Moskwie z dwoma wysoko postawionymi białoruskimi wojskowymi – generałem-majorem Jurijem Szapławskim oraz pułkownikiem Andrejem Matiewiczem.

Juraś Ziankowicz, Białorusin z amerykańskim obywatelstwem, mieszkający na stałe w USA adwokat, był przez lata związany z Białoruskim Narodowym Frontem, opozycyjną partią z długimi tradycjami i marginalnym obecnie znaczeniu.

W ostatnim czasie Ziankiewicz nie odgrywał znaczącej roli, tym bardziej nie liczył się w strukturach opozycji powstałej w następstwie ruchu społecznego z 2020 roku. Podobnie zresztą jak Aleksandr Fiaduta, politolog luźno związany z białoruskim środowiskiem dziennikarskim.

Zdaniem Łukaszenki, plan spiskowców zakładał siłowe zmuszenie go do rezygnacji; „150 samochodów terenowych, wjechałoby do Białorusi przez litewską granicę. Miały dojechać do Mińska, a ich celem było zniszczenie rezydencji prezydenta”.

Oprócz tego zamachowcy „planowali porwania synów dyktatora i umieszczenie ich w piwnicy niedaleko Homla”.

W urojonej opowieści Łukaszenki o zamachu najważniejsze są pełne wdzięczności wtrącenia o tym, co zasugerował mu Putin: „Zamachowi stanu miał towarzyszyć szeroko zakrojony atak cybernetyczny na białoruską sieć energetyczną. Takiego nie mogliby przeprowadzić zamachowcy, więc w plan musiały być aktywnie zaangażowane służby wrażych mocarstw”.

Według dyktatora zamach planowały amerykańskie służby i „wyłożyły na niego 10 milionów dolarów”.

Białoruscy politolodzy podkreślają, że to właśnie ta część opowieści nadaje jej sznytu właściwego narracji kreowanej współcześnie przez rosyjskie służby. To jej obecność w słowach Łukaszenki dowodzi, jak bardzo białoruski dyktator podporządkował się dzisiaj narracji płynącej z Kremla, jak głęboko wszedł w rolę pionka w polityce zagranicznej Putina.

Jak za dawnych lat, nawet żarty

Groteskowemu nawrotowi sowieckiej retoryki władz towarzyszy właściwy jej marazm i absurd. Resorty siłowe wydały wojnę tradycyjnej białoruskiej symbolice. Dzisiaj już nie tylko przeciwdziałają użyciu biało-czerwono-białych flag albo godła Pogoni, ale aktywnie walczą z biało-czerwono-białą kolorystyką.

Władze zmieniają kolory ulicznych tablic z biało-czerwonych na biało-niebieskie, malują czerwono-zielone flagi na pasiastych, biało-czerwonych kominach ciepłowniczych. W odpowiedzi na pytanie trolla lokalne władze na poważnie sugerują, że noszenie biało-czerwonych skarpetek może być szkodliwe społecznie.

Kilka osób zatrzymano za postawienie w oknach pudeł po telewizorach popularnej marki, bo mają biało-czerwono-białą kolorystykę. Na przesłuchanie są wzywani wszyscy mieszkający w miejscach zameldowania oskarżonych – do komitetu śledczego w Grodnie musiała się stawić 8-letnia córka jednego z podejrzanych.

Rzeczywistość też wyjęta z przeszłości

Białorusini próbują podchodzić do absurdu z humorem, ale kraj pogrąża się jednocześnie w gospodarczym i społecznym kryzysie potęgowanym przez działania władz.

Gdy na sklepowych półkach zaczyna brakować towarów, władze zakazują importu kolejnych marek, takich jak samochody Škoda czy kosmetyki Nivea. Sankcje nałożono na nie za otwarte wspieranie białoruskiego społeczeństwa.

Władze wypychają z kraju przedsiębiorców. Po sławnej białoruskiej branży IT już właściwie nie ma śladu. W kwietniu władze doprowadziły do zamknięcia największego inkubatora start-upów Imaguru od 2013 roku zrzeszającego najprężniej rozwijające się firmy programistyczne.

Jednym z efektów pogrążającego się upadku i nieustającej atmosfery terroru jest przetaczająca się przez Białoruś fala samobójstw. Dopełnia ona obrazu opustoszałego i sparaliżowanego po niemal roku totalitarnych represji „kraju dla życia”, jak nazywana była Białoruś w państwowej propagandzie przed wyborami.

Są też „polityczni”

W dramatycznych warunkach przetrzymywani są więźniowie. Wychodzący z aresztów i więzień alarmują, że cele są po kilkakroć przepełnione, a więźniowie polityczni są traktowani ze szczególnym okrucieństwem, w tym są między innymi oznaczani kolorami. To właśnie do nich zaliczani są między innymi zatrzymani pod koniec marca działacze Związku Polaków w Białorusi.

Mimo że części osób udaje się wyjść na wolność, to wyroków skazujących za byle co przybywa. Najczęstsze wyroki to już nie 3, 10 czy nawet 15 dni aresztu a całe 30 dni. Centrum Praw Człowieka Viasna uznało już 358 osób za więźniów politycznych, a to tylko część z tych, którzy odbywają wyroki za "politykę".

Najbardziej narażone są osoby, których sprawa została w jakikolwiek sposób nagłośniona. Jedna z oskarżonych kobiet może trafić do więzienia na 6 lat za to, że próbowała w połowie sierpnia zdjąć milicjantowi maseczkę. Jej sprawa stała się medialna, bo w odpowiedzi milicjant uderzył ją z pełną siłą w twarz, pozbawiając przytomności.

Reżim robi więc wszystko, co w jego mocy, by paraliżować społeczeństwo strachem.

Liderom opozycji już oficjalnie grożą wyroki do 15 lat więzienia. Przez reżim są uznawani za głównych organizatorów sierpniowej rewolucji, choć większość z nich trafiła za kraty jeszcze w maju 2020 roku.

Terror jak za dawnych lat bywało

Restrykcji sankcjonowanych karnie przybywa podobnie szybko jak osadzonych skazywanych na ich podstawie. Władze wprowadziły całkowity zakaz niesankcjonowanych przez władze zgromadzeń, który obejmuje także zakaz nagrywania zgromadzeń, używania smartfonów podczas tych zgromadzeń oraz informowania o nich w mediach społecznościowych.

Niezależne media stały się głównym wrogiem władzy wewnątrz kraju. Po głośnych procesach dziennikarek Biełsatu i tut.by sądy kontynuują szykanowanie dziennikarzy. Jeden z lokalnych dzienników dostał wysoką grzywnę za publikację wywiadu ze Swiatłaną Cichanouską, liderką opozycji.

Wprowadzono też nowelizację ustawy o mediach, która daje możliwość ograniczania dostępu do witryn internetowych niezależnych mediów oraz zakazuje przeprowadzania jakichkolwiek ankiet.

Wzmocniono ochronę i uprawnienia pracowników MSW, przyznając jednocześnie urzędnikom i pracownikom mediów państwowych prawo do ochrony przez służby. Poszerza się lista kanałów na telegramie uznanych za ekstremistyczne, a subskrybowanie do któregokolwiek z nich grozi pozbawieniem wolności.

Ochrona obejmuje tylko „swoich”. Przez białoruskie niezależne media regularnie przewijają się doniesienia o tajemniczych śmierciach byłych lub obecnych funkcjonariuszy MSW.

Niedawny i głośny przypadek zastrzelenia się podpułkownika milicji poprzedziły w ciągu ostatnich miesięcy inne niewyjaśnione i niespodziewane samobójstwa lub nieszczęśliwe wypadki z udziałem milicjantów.

Cała władza w ręce... bezpieki

Szykowany przez Łukaszenkę dekret w przypadku nagłej śmierci prezydenta albo jego absencji oddaje w ręce Rady Bezpieczeństwa [ros. Sovbez, od Soviet Bezapasnosti] wszystkie pełnomocnictwa prezydenta, czyli w obecnej Białorusi pełnię władzy.

W skład Rady Bezpieczeństwa wchodzi obecnie kilkunastu teoretycznie najważniejszych decydentów w państwie: kilku polityków, od premiera po ministra obrony, oraz kilku urzędników takich jak szef białoruskiego odpowiednika NIK-u albo prezes banku narodowego. Wszyscy należą do kliki dyktatora wywodzącej niemal wyłączenie z resortów siłowych.

Łukaszenka tłumaczy, że wydaje dekret, bo „nie wystarcza mu zapewnienie, że opozycja do władzy może dojść tylko po jego trupie”. Dyktator chce „zza grobu uniemożliwić opozycji przejęcie władzy w kraju”.

Jedną z konsekwencji oddania władzy w ręce Sovbezu jest ewentualne zaproszenie rosyjskich wojsk w celu ustabilizowania sytuacji, bo całe środowisko prezydenta jest mocno związane z rosyjskimi elitami.

W praktyce oznacza to tyle, że po ewentualnym przejęciu realnej władzy w Białorusi, opozycja przez lata będzie w dyplomatycznym i formalnym klinczu. Ustawa o przekazaniu władzy w ręce Sovbezu pośrednio skazuje Białoruś na piekło podobne do tego, którego od 2014 roku doświadczają Ukraińcy za sprawą wojny w Donbasie i aneksji Krymu.

W przypadku odejścia Łukaszenki władza w rękach Rady Bezpieczeństwa gwarantuje Kremlowi kontrolę sytuacji wewnętrznej w Białorusi.

Kiedy przyjdzie ZBiR?

Zapoczątkowana przez Łukaszenkę idea Związku Białorusi i Rosji, w skrócie ZBiR-u, od 20 lat wydawała się już tylko niezrealizowanym marzeniem Łukaszenki o przejęciu władzy na Kremlu. Po ostatnim dekrecie białoruskiego dyktatora stała się jednak ponownie realnym zagrożeniem dla białoruskiej suwerenności.

Łukaszenka uzależnia przyszłość kraju od swojego przeżycia. Być może wydaje mu się, że w ten sposób wydłuża czas swojego panowania, ale równie dobrze dekretem o Sovbezie może przypieczętować swój koniec. Propaganda, również ta rosyjska, zaproponowała przecież interpretację, w której to CIA chce doprowadzić do śmierci dyktatora.

Łukaszenka udowodnił już jednak w wielokrotnie, że posunie się do wszystkiego, by zachować władzę choć jeden dzień dłużej. Dyktator wierzy, że władzę opuści tylko w trumnie. To mentalność wora v zakonie, mafijnego bossa wywodzącego się z tradycji gangów kryminalnych w ZSRR i nadal świetnie funkcjonujących w Rosji.

Michel McFaul, były amerykański ambasador w Rosji za kadencji Obamy, uważa, że Putin jest pod tym względem bardzo podobny. Zdaniem dyplomaty desperackie pragnienie władzy jest u rosyjskiego dyktatora pozbawione głębszej ideologii, co odróżnia obecną politykę zagraniczną Rosji od wojny ideologicznej z okresu zimnej wojny.

Kreml cynicznie gra dzisiaj mechanizmami polityki międzynarodowej, by uzasadnić istnienie we wschodniej Europie rządów silnej ręki. To o tyle istotne dla Białorusi, że Łukaszenka od lat kultywuje taki ustrój. Co więcej, dyktator ukorzył się przed „starszym bratem” z Rosji i właściwie bezwarunkowo realizuje wszystkie jego założenia. W istocie ZBiR już teraz funkcjonuje pod dyktando Kremla.

Mimo że koleje spotkanie Putina i Łukaszenki, do którego doszło bezpośrednio po „udaremnionym zamachu”, nie przyniosło żadnych namacalnych zmian ani umów, to wyraźna zmiana tonu Łukaszenki i całkowite podporządkowanie Kremlowi oznacza klęskę samodzielnej polityki zagranicznej Białorusi.

Z drugiej strony, wydaje się, że Putin jest gotów wiele zaryzykować, by utrzymać Białoruś w rosyjskiej strefie wpływów. Choć zdaje sobie sprawę, że poparcie dla odrzucanego przez społeczeństwo tyrana przekreśla możliwość prorosyjskiego rządu w Białorusi, ale i tak decyduje się na to rozwiązanie.

Białoruskie społeczeństwo było przytłaczająco niechętne wizji połączenia dwóch państw nawet przed sierpniowymi wyborami prezydenckimi i rewolucją, która wybuchła po ich sfałszowaniu. Co dopiero teraz.

Tak więc do formalnego połączenia nie dojdzie. Jeszcze trudniej wyobrazić sobie sytuację, w której rosyjskie wojsko okupuje Białoruś. Utrzymanie Łukaszenki i tak gwarantuje Kremlowi pełną kontrolę wojskową, polityczną i gospodarczą.

;

Udostępnij:

Nikita Grekowicz

Niezależny dziennikarz specjalizujący się w tematach Białorusi i Europy Wschodniej. Od 2022 pracuje w Dziale Edukacji Międzynarodowej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Od 2009 roku związany ze Stowarzyszeniem Inicjatywa Wolna Białoruś, członek Zarządu Stowarzyszenia w latach 2019-2021. Absolwent Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych UW z dyplomem zrealizowanym na kierunku Artes Liberales. Grafik i ilustrator. Z pochodzenia Białorusin.

Komentarze