0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Wojciech Olkuśnik / Agencja GazetaWojciech Olkuśnik / ...

Do Sądu Rejonowego Warszawa- Śródmieście wpływają od kilku miesięcy pisma krewnych ofiar katastrofy z 10 kwietnia 2010 r. Wzywają Ministerstwo Obrony Narodowej do zawarcia ugód. Domagają się setek tysięcy, a nawet milionów złotych rekompensaty za śmierć bliskich. Uzasadniają, że do dziś odczuwają ból związany z ich stratą, a poza tym po katastrofie pogorszyła się ich sytuacja materialna. I że w związku z tym, że TU-154 nie był ubezpieczony, a należał do pułku, nad którym nadzór sprawował MON – to właśnie ten resort powinien wypłacić im zadośćuczynienia i odszkodowania.

Wrak TU-154

Według części rodzin ofiar, okolicznością uzasadniającą wniosek o wypłatę pieniędzy jest to, że minister obrony narodowej Antoni Macierewicz powołał podkomisję, która ma na nowo zbadać przebieg katastrofy. Zgodnie z rozporządzeniem Macierewicza z lutego br., badanie wypadku lotniczego można wznowić „gdy zostaną ujawnione nowe okoliczności lub dowody”, które mogą mieć „istotny wpływ” na wyjaśnienie jego przyczyn.

W niemal jednobrzmiących fragmentach pism Zuzanna Kurtyka (wdowa po zmarłym szefie IPN Januszu Kurtyce; domaga się od MON miliona zł), jej syn – Krzysztof (ubiega się o 450 tys. zł) i Magdalena Merta (żona zmarłego wiceministra kultury Tomasza Merty; żąda 2 mln zł) piszą, że skoro minister Macierewicz powołał podkomisję – musiały wyjść na jaw nowe „okoliczności sprawy”. A więc ich roszczenia w stosunku do państwa są w pełni uzasadnione.

We wszystkich sprawach, których akta sądowe czytaliśmy, MON odpowiada, że jest skłonny do zawarcia ugody. W ostatnich tygodniach podpisano już kilka porozumień.

Antoni Macierewicz podpisuje rozporządzenie pozwalające na powołanie podkomisji, która na nowo zbada katastrofę TU- 154. Fot. MON

Zadośćuczynienie za ból

W 2011 r. państwo wypłaciło już krewnym ofiar katastrofy pierwsze zadośćuczynienia. 270 osób: mężów, żon, dzieci i rodziców ofiar spod Smoleńska otrzymało wówczas po 250 tys. zł.

Łącznie Skarb Państwa przeznaczył więc na rekompensaty dla nich 67,5 mln zł. Niektóre rodziny smoleńskie dostawały łącznie po kilkaset tys. zł, a liczniejsze – ponad milion zł.

Jak na polskie warunki to ogromne zadośćuczynienia. Bliskim osób, które giną w wypadkach komunikacyjnych sądy przyznają zwykle zaledwie ułamek tych kwot. W ugodach zawieranych pięć lat temu z najbliższymi ofiar katastrofy smoleńskiej zapisano jednak, że nie zamykają one możliwości dochodzenia dalszych roszczeń. Innymi słowy: państwo wypłaciło im pieniądze, godząc się na to, że w przyszłości będą domagać się kolejnych wypłat.

Spotkanie z rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej towarzyszące powołaniu podkomisji powołanej do jej zbadania. Fot. MON

– To była polityczna decyzja: jak najszybciej wesprzeć rodziny ofiar. Zadecydowano, że wszyscy powinni dostać takie same kwoty – zadośćuczynienie za cierpienie po stracie najbliższych. Bo nie da się zmierzyć czy zróżnicować bólu. Założenie było takie, że jeśli ktoś raz dostanie 250 tys. zł zadośćuczynienia, kolejnego sąd mu już nie przyzna. A jeśli będzie chciał dodatkowo dochodzić odszkodowania za pogorszenie warunków życia, to sąd zbada, czy pieniądze mu się należą. Uznano, że nikt poza sądem nie może tego zrobić, bo sytuacja każdej z rodzin jest inna: jedne straciły w katastrofie jedynego żywiciela i mocno ucierpiały finansowo; w innych, po wypłacie zadośćuczynień i rent od państwa, sytuacja finansowa mogła być nawet lepsza niż przed katastrofą – tłumaczy uczestnik negocjacji prowadzonych wówczas z rodzinami przez Prokuratorię Generalną.

Porozumienia podpisano wówczas tylko z najbliższymi osób, które zginęły pod Smoleńskiem. Zadośćuczynień nie dostali ubiegający się o nie bracia, siostry, wnuki i prawnuki ofiar. – Znów zakładano, że jeśli łączyły ich szczególnie bliskie więzi uczuciowe albo finansowe ze zmarłymi, mogą wystąpić do sądu. A ten oceni, czy roszczenie jest uzasadnione – kontynuuje uczestnik negocjacji z 2011 r.

Według informacji, które OKO.press uzyskało w Sądzie Okręgowym w Warszawie, od 2013 r. do tego sądu i podległych mu sądów rejonowych wpłynęło łącznie 120 wniosków bliskich ofiar katastrofy. Żądali od MON od kilkuset tysięcy do dwóch milionów złotych.

Zgodnie z procedurą stosowaną w takich sprawach, pierwszym etapem postępowania było wezwanie resortu obrony do podpisania ugody. Jednak do ubiegłego roku ministerstwo konsekwentnie odmawiało zawierania porozumień, zdając się na decyzje sądów. Te zaś uznały roszczenia tylko w 13 sprawach – i to w znacznie ograniczonym zakresie.

Podejście MON do roszczeń rodzin smoleńskich zmieniło się, gdy jego szefem został Antoni Macierewicz. Dziś resort prowadzi te sprawy tak, by sądy nie miały w nich nic do powiedzenia. Sam rozstrzyga, komu i ile pieniędzy wypłaci.

Macierewicz rządzi i dzieli (kasę)

Od lutego br. w sprawach dotyczących „szkód osobowych” po katastrofie smoleńskiej, Ministerstwo Obrony Narodowej reprezentuje mecenas Andrzej Lew-Mirski. To wieloletni współpracownik Macierewicza.

Mecenas Andrzej Lew- Mirski. Fot. Telewizja Republika

Według "Gazety Wyborczej", umowa między MON a Lwem-Mirskim obowiązywać będzie do końca roku. Za pracę na rzecz resortu adwokat otrzyma 120 tys. zł (plus wynagrodzenie za reprezentowanie ministerstwa w poszczególnych sprawach przed sądami).

Do zadań mecenasa Lwa-Mirskieg0 należy m.in. „analiza roszczeń w zakresie ich zasadności i wysokości; ustalenie kręgu poszkodowanych; negocjacje z nimi; rekomendacja w odniesieniu do poszczególnych poszkodowanych; sporządzenie planu zaspokojenia pozytywnie zweryfikowanych roszczeń”. Ma także „świadczyć usługi zastępstwa skarbu państwa w postępowaniach odszkodowawczych”. Zgodnie z umową z ministerstwem, ma prawo zawierać ugody z bliskimi ofiar (również pozasądowe).

Przeczytaj także:

W sprawach, z których aktami zapoznaliśmy się w Sądzie Rejonowym Warszawa-Śródmieście, rodziny smoleńskie składały wezwania do ugód już po tym, jak Macierewicz udzielił Lwu- Mirskiemu pełnomocnictwa do reprezentowania resortu.

Ministerstwo nie udzieliło nam odpowiedzi na pytanie, ilu krewnych ofiar katastrofy smoleńskiej wystąpiło w tym roku z roszczeniami.

Udało nam się jednak znaleźć 16 spraw spraw, w których jako pełnomocnik MON występuje Andrzej Lew-Mirski. Wszystkie dotyczą roszczeń związanych z katastrofą smoleńską. W pismach kierowanych do sądu w poszczególnych sprawach, mecenas zapowiada, że „minister obrony narodowej ma zamiar zawrzeć ugodę w zakresie roszczenia o zadośćuczynienie, o ile jej warunki – związane z ograniczeniami budżetowymi – zostaną zaakceptowane”. Pisze też zwykle, że trwają rozmowy z bliskimi ofiar „rokujące możliwość znalezienia kompromisu”.

Zuzanna Kurtyka (pierwsza z lewej) domaga się od MON miliona zł zadośćuczynienia. Magdalena Merta - 2 mln zł

W odpowiedzi na wniosek Joanny Cieślikowskiej, która domaga się 500 tys. zadośćuczynienia za śmierć ojca – Andrzeja Przewoźnika, byłego sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Mirski napisał, że „zamiarem ministra jest objąć ugodą całą rodzinę śp. Andrzeja Przewoźnika”.

Chęć ugody zgłosił również w sprawach złożonych przez krewnych ofiar katastrofy, którzy wcześniej nie otrzymali zadośćuczynień od MON – m.in. wnuka Czesława Cywińskiego (wystąpił o 1,25 mln zł zadośćuczynienia).

Pieniądze otrzymali już Jerzy Mamontowicz – brat Bożeny Mamontowicz-Łojek, byłej przewodniczącej Federacji Rodzin Katyńskich (150 tys. zł) i Małgorzata Biernacka-Posadzka – siostra zmarłej Izabeli Tomaszewskiej, szefowej zespołu protokolarnego w kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego (120 tys. zł). W ugodach, które wynegocjował i zawarł z nimi mecenas Lew-Mirski, zapisano, że wypłata zadośćuczynień nie ogranicza ich prawa do dochodzenia dalszych roszczeń.

– Sens zawierania ugody mieści się w tym, że jedna strona otrzymuje pieniądze bez konieczności wytaczania procesu – który mógłby sporo kosztować i długo trwać, ale w zamian godzi się ograniczyć swoje roszczenia. Druga strona – do której skierowane jest roszczenie, godzi się je wypłacić, ale uzyskuje potwierdzenie, że ugoda wyczerpuje wszelkie żądania finansowe. Podpisywanie ugód, które pozwalają na dochodzenie zadośćuczynień i odszkodowań bez końca, nie ma sensu; jest działaniem wbrew interesom państwa – mówi znany prawnik, znający dobrze sprawy odszkodowań smoleńskich.

Sędziowie, do których trafiły sprawy roszczeń rodzin smoleńskich podkreślają, że nie mają w tych sprawach nic do powiedzenia. – Na etapie wezwania do ugody, sąd nie może badać, czy kwota zadośćuczynienia, którego żąda bliski ofiary katastrofy, jest uzasadniona, czy nie. Jeśli krewni ofiar uzgodnili z MON treść ugód – sędzia nie może w nie ingerować – wyjaśniają.

Dlaczego MON nie podpisze po prostu ugód bez udziału sądu? – Naszym zdaniem chodzi o to, by to właśnie sąd przypieczętował porozumienia. Można wtedy powiedzieć, że decyzja o wypłacie komuś publicznych pieniędzy zapadła w sądzie, a nie w ministerstwie – domyślają się sędziowie, z którymi rozmawialiśmy.

Rozwój sytuacji obserwują uważnie pełnomocnicy rodzin ofiar katastrofy CASY. Nie ukrywają, że skoro MON podpisuje nowe ugody z rodzinami smoleńskimi, oni także będą ubiegać się o dodatkowe wypłaty dla swoich klientów (kilka lat temu wypłacono im również po 250 tys. zł).

Macierewicz bada OKO

Półtora miesiąca temu, 26 lipca br. zwróciliśmy się do MON z pytaniami o to, ilu krewnych ofiar katastrofy smoleńskiej domaga się zadośćuczynienia lub odszkodowania, ilu otrzymało pieniądze w 2016 r., kto reprezentuje resort w sprawach sądowych i jakie względy decydują o tym, że ministerstwo podpisuje kolejne ugody.

Powoływaliśmy się na ustawę Prawo prasowe (regulującą prawa i obowiązki mediów) oraz ustawę o dostępie do informacji publicznej (zgodnie z którą, urzędy mają obowiązek w ciągu 14 dni udzielić informacji każdemu obywatelowi).

Po dwóch tygodniach Beata Kozerawska, szefowa Wydziału Informacji Publicznej MON przekazała nam, że odpowiedzi udzieli nam rzecznik prasowy resortu. A biuro prasowe zapewniło, że „pytania znajdują się w realizacji” i prosiło o więcej czasu na przygotowanie odpowiedzi oraz „o zrozumienie”.

Później kilkakrotnie upominaliśmy się o odpowiedź. W końcu, w ubiegłym tygodniu, Oddział Mediów Centrum Operacyjnego MON napisał w mailu do nas: „Jesteśmy w trakcie sprawdzania statusu prawnego Państwa instytucji. Do momentu uzyskania wiążącej opinii prawnej, nie możemy udzielić Państwu odpowiedzi. Niemniej jednak jak tylko uzyskamy wiążącą opinię prawną, niezwłocznie poinformujemy Państwa o zajętym stanowisku”.

Od czerwca, gdy zaczął działać nasz portal, wysyłaliśmy kilkakrotnie pytania do MON. Resort wprawdzie zdawkowo i wymijająco, ale jednak udzielał nam informacji. Odpowiedź, którą przesłał nam w związku ze sprawą odszkodowań smoleńskich, odczytaliśmy jako zawoalowaną groźbę – byśmy nie zajmowali się tym tematem.

;
Jakub Stachowiak

Dziennikarz "Superwizjera" TVN

Na zdjęciu Bianka Mikołajewska
Bianka Mikołajewska

Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.

Komentarze