0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: il. Iga Kucharska / OKO.pressil. Iga Kucharska / ...

Prof. Paweł Chmieliński – ekonomista, doktor habilitowany nauk społecznych w dyscyplinie ekonomia i finanse, profesor Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN. Specjalizuje się w ekonomii politycznej, problematyce rozwoju wsi i systemów żywnościowych, polityce naukowej oraz w procesach integracji europejskiej. W 2024 pod redakcją jego oraz prof. Grzegorza Gorzelaka ukazała się praca zbiorowa pt. Polska wieś i polskie rolnictwo 20 lat w Unii Europejskiej.

Poparcie dla UE wśród rolników sięga dziś 80 procent

Patrycja Wanat: Jak wyglądałoby nasze rolnictwo, gdybyśmy 20 lat temu nie weszli do Unii Europejskiej?

Paweł Chmieliński: Wystarczy obserwować kraje, które do Unii nie należą, choćby kraje Bałkanów i z tej obserwacji możemy wysnuć wniosek, że bylibyśmy krajem o bardzo tradycyjnym podejściu do rolnictwa.

Co to znaczy?

Rolnictwo jest osadzone w gospodarce, to znaczy, że musimy porównywać jego potencjalny rozwój z tym, jak zmienia się cała gospodarka. U nas zmiany w rolnictwie zachodziły dwutorowo. Z jednej strony były spowodowane dopłatami, czyli całym systemem wsparcia, który był polityką unijną zaadoptowaną do polskich warunków.

Kierunki wyznaczone w tej polityce mogły dojść do skutku, ponieważ rolnicy zostali mocno dofinansowani funduszami z UE. A mowa przede wszystkim o modernizacji, wprowadzeniu technologii również w przypadku małych i średnich gospodarstw.

Gdyby tego nie było, mielibyśmy tylko krajową politykę wsparcia rolnictwa i to jest ten drugi tor rozwoju. Ma on związek z całą gospodarką. Stąd ważne w jakim stopniu sektory, które nie są rolnicze, wpływają na rolnictwo. Na zatrudnienie w nim, na odpływ ludzi i zatrudnienie w innych działach gospodarki.

Polska wiele zawdzięcza Unii

Polska była i jest dużym beneficjentem środków unijnych i w związku z tym zmieniła się też wieś. Jej mieszkańcy otworzyli się na inne rynki pracy i dla wielu rolnictwo pozostało tylko dodatkowym zajęciem.

Gdybyśmy nie weszli do Unii, to podejrzewam, że zostałoby dużo mniej gospodarstw, które działałyby na warunkach rynkowych. Nastąpiłaby szybsza koncentracja, bo bez dopłat opłacałoby się pozostać w rolnictwie tylko tym, którzy zgromadziliby bardzo duże areały.

Z drugiej strony, pewnie pozostałaby dużo większa grupa osób skazanych na rolnictwo, które nie znalazły zajęcia w innych branżach, ponieważ nasza gospodarka funkcjonująca poza jednolitym rynkiem europejskim nie rozwijałaby się tak spektakularnie.

Można powiedzieć, że kierunki rozwoju rolnictwa byłyby podobne jak teraz. Tylko skala tych zmian oraz sposób dochodzenia do nich byłby odmienne.

Natomiast, co jest bardzo ważne, nie zmieniałaby się nasza wieś, która kiedyś była bardzo mocno związana z rolnictwem. Niedoinwestowana i tym samym infrastrukturalnie zapóźniona. Wieś zyskała bardzo dużo wsparcia ze środków unijnych.

W Polsce dominuje model gospodarstwa rodzinnego, a w takim gospodarstwie nie rozdziela się budżetu domowego od budżetu gospodarstwa. Więc środki, które gospodarstwo otrzymuje, rolnik przeznacza na różne rzeczy. Modernizuje gospodarstwo, ale również modernizuje swój dom, inwestuje np. w wykształcenie dzieci.

Z drugiej strony dużo pieniędzy popłynęło na wieś ze środków regionalnych, w infrastrukturę, chociażby drogi. Przykładowo Czesi, którzy mieli trochę inny pomysł, bardziej inwestowali w rzeczy miękkie niż w twardą infrastrukturę. Teraz tej infrastruktury bardzo nam zazdroszczą.

Nawet jeśli współcześnie nasza wieś boryka się z wieloma problemami, które również dotyczą całej Unii Europejskiej, takimi jak wyludnianie, problemy demograficzne, problemy osób starszych, to jest ona relatywnie bardziej żywotna i atrakcyjna dla mieszkańców. Zarówno domostwa, jak i otoczenie zostały wyremontowane, rozbudowane. Są nowoczesne. To przekłada się na jakość życia mieszkańców, ale i ich przywiązanie do miejsca zamieszkania.

Wszyscy oczywiście widzą nowe drogi i wyremontowane budynki, Unia daje, ale też nakazuje, tzn. wyznacza kierunki rozwoju rolnictwa. Rolnicy z tych kierunków nie do końca są zadowoleni, co widać po protestach. Jakie nastroje w stosunku do Brukseli panowały wśród rolników 20 lat temu i jakie są teraz?

To była grupa społeczna, która najbardziej obawiała się integracji z Unią Europejską, poparcie dla akcesji w tej grupie nie przekraczało 40 proc., gdy tymczasem w referendum za przystąpieniem opowiedziało się 77 proc. ogółu głosujących. Pojawiało się wiele głosów, że Unia jest wielkim zagrożeniem dla polskiego rolnictwa. Że stracimy suwerenność i nie będziemy o niczym decydować, a przede wszystkim zaleją nas produkty z krajów członkowskich.

Rzeczywistość była odwrotna, bardzo szybko staliśmy się dużym eksporterem produktów żywnościowych do Unii Europejskiej. Badania wskazują, że otwarcie rynku europejskiego miało największy wpływ na poprawę wyników sektora rolnego. Dużo większy niż ogromne przecież transfery w ramach dopłat. Lecz wtedy dominował strach, podsycany przez niektórych polityków. Przy okazji – warto sprawdzić których.

Natomiast tym, co pomogło przekonać rolników do UE, były kampanie odnoszące się do przekonań, a nie faktów. Pomógł autorytet Jana Pawła II, który wyraźnie podkreślił, że wejście do Unii jest dla nas historyczną szansą.

Szczęśliwie przyjęliśmy ofertę Unii Europejskiej i zostaliśmy jej członkiem. To była fundamentalna zmiana. Jej efekty są przez nas oceniane jednoznacznie pozytywnie, co widać na przykładzie rolników. Niezależnie od protestów, w tej grupie społecznej poparcie dla UE sięga 80 proc.!

A teraz znów jesteśmy w bardzo ważnym momencie, jeśli chodzi o transformację w sektorze rolnictwa.

Dlaczego? Z czego ona wynika?

Badania naukowe pokazują, że jesteśmy w bardzo poważnym punkcie funkcjonowania Ziemi jako miejsca, w którym mieszkamy. Na naszą planetę bardzo mocno oddziałujemy od momentu rewolucji przemysłowej, która doprowadziła do spektakularnej zmiany gospodarki, społeczeństwa i świata. Ale również doprowadziła do tego, że produkujemy i konsumujemy bardzo dużo, zanieczyszczamy i emitujemy dwutlenek węgla, a to zmienia klimat. Chociaż nie wszyscy chcą wierzyć, że to nasza zasługa, a fakty są inne.

Człowiek emituje ponad 36 mld ton CO2 rocznie, wulkany tylko 300 mln. Żebyśmy mogli funkcjonować nie w perspektywie naszego życia, ale w perspektywie kilku pokoleń, musimy natychmiast podjąć działania, które zmienią nasze całe wyobrażenie o postępie ekonomicznym i technologicznym.

Ta zmiana musi się zacząć od państw, które są najbardziej uprzemysłowione i najbogatsze.

Sceptycy mówią, że Unia Europejska jest niewielkim ugrupowaniem względem całego świata. Skupia jednak kraje najbogatsze, które od stuleci oddziałują na cały świat, choćby poprzez intensywną wymianę handlową.

Pora zmienić zasady

Zjawiska, z którymi się borykamy, jak upały, susze i powodzie, są efektem zmian klimatycznych. Żyjemy w warunkach kryzysu. Musimy zmienić swoje zasady gospodarowania w taki sposób, żeby emisje gazów cieplarnianych drastycznie zredukować. Z drugiej strony: żeby się do tych efektów zmian klimatu przystosować, zacząć traktować jako normę, nową rzeczywistość. Tu pojawia się problem z jej społeczną akceptacją, jak również potrzeby zmian w naszym postępowaniu.

Część rolników była oburzona tym, że rolnictwo zostało włączone w poprzedniej kadencji przez wiceszefa Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa do polityki klimatycznej. Rolnictwo kojarzy nam się z naturą, z zielenią, z roślinami. Nie zdajemy sobie sprawy, że ten sektor gospodarki, jest jednym z największych emitentów gazów cieplarnianych.

Tak, odpowiada za 10 proc. emisji gazów cieplarnianych w Unii Europejskiej. Mamy idylliczną wizję rolnika, który stoi na polu, wokół ćwierkają ptaszki, szumią lasy, ponieważ rolnictwo opiera się na współpracy człowieka z naturą. To prawda, ale też tę naturę mocno eksploatuje.

Jednym z głównych zasobów rolnika jest ziemia, która ma określoną żyzność. Obecnie mówi się o zdrowiu ziemi tj. prawidłowym utrzymaniu jej zasobności w składniki mineralne, zawartości substancji organicznej, zdolności do zatrzymywania wody, technologii upraw czy ilości stosowanych nawozów sztucznych albo środków ochrony roślin.

Gospodarowanie tą ziemią musi się radykalnie zmienić, aby utrzymać wysokie plony, a jednocześnie nie prowadzić do negatywnych wpływów na bioróżnorodność, np. ilość organizmów, które naturalnie występują w okolicy.

W tym celu trzeba chociażby ograniczyć użycie pestycydów czy zmienić sposób nawożenia. Te praktyki są nagradzane w polityce UE w postaci dodatkowych dopłat, czyli ekoschematów. Ale są one odbierane przez rolników jako nieuzasadnione ograniczenia, zamach na ich suwerenność.

Czy czekają nas kolejne strajki?

We Francji znów zaczęły się protesty rolników, podobnie jak na granicy polsko-ukraińskiej. Będziemy mieć powtórkę z początku roku?

Obawiam się, że tak. Polityka unijna musi się przedefiniować, a to budzi opór. Przez lata propagowano ideę europejskiego modelu rolnictwa, opartego na małych i średnich gospodarstwach.

Natomiast najnowsza edycja polityki unijnej, czyli tak zwanego programu finansowania, opierając się na danych z badań, zakłada, że wspierać będzie zmiany w dotychczasowych technikach upraw. Rolnicy, którzy mierzą się z tym planem dużych zmian, reagują dwojako w zależności, jaki typ gospodarstwa reprezentują.

Ci, którzy są relatywnie zasobni w ziemię i mają nowoczesne gospodarstwa, widzą w tych zmianach szansę dla siebie. Zauważają, że wspierane będzie rolnictwo regeneratywne, niskoemisyjne, które będzie miało bardzo dobre powiązanie z pozostałymi podmiotami w łańcuchu dostaw, czyli z przetwórcami, sieciami dystrybucji, aż do konsumentów.

Z drugiej strony, jest grupa rolników mniejszych, która będzie miała z tą zmianą większy problem z uwagi na mniejsze zdolności do inwestowania w zmianę. Dla nich dopłaty są relatywnie bardziej istotnym wsparciem funkcjonowania. Bruksela chce zakłócić to status quo, a do tego ostatnio nie odpowiada na ich problemy i potrzeby.

Jakie potrzeby?

Rolnicy uznali, że Bruksela nie zareagowała wystarczająco mocno na bieżące problemy i nie pomogła im w kwestiach wysokich cen energii, spadających dochodowości produkcji, problemów ze zbytem i tak dalej.

W przypadku polskich rolników pojawia się też kwestia obaw związanych z otwarciem europejskiego rynku dla Ukrainy i konkurencji tamtejszego sektora rolnego.

Poza tym dochodzą kwestie ogólnogospodarcze. Mieliśmy wysoką inflację, więc siła nabywcza dopłat bezpośrednich, które wcześniej były bardzo ważnym elementem dochodów rolniczych, spadła.

Jakiej pomocy oczekują rolnicy?

Rolnicy chcieliby przede wszystkim pomocy w tym, by mogli funkcjonować w takim kształcie, w jak funkcjonują dotychczas. Co dopiero w warunkach nowych instrumentów wspólnej polityki rolnej, które trzeba zrozumieć i się dostosować.

Mniejszych gospodarstw nie stać na duże inwestycje w technologię, np. rolnictwo precyzyjne, które jest zasobooszczędne i pozwala obniżyć koszty funkcjonowania, a sprawia, że to duże, nowoczesne gospodarstwa będą jeszcze bardziej konkurencyjne.

Czy Bruksela ograniczy produkcję?

Czy według planów Brukseli w przyszłości produkcja rolnicza będzie na terenie Unii ograniczona?

Produkcja w gospodarce zawsze związana jest z relacjami popyt-podaż. Teoretycznie, produkcja rolna w Unii Europejskiej mogłaby być zupełnie wygaszona. Jako bogate kraje moglibyśmy opierać się wyłącznie na imporcie z innych krajów.

Mimo wszystko Unia od samego początku przeznacza większość swojego budżetu na Wspólną Politykę Rolną i wsparcie rolników. Chociaż postępuje liberalizacja międzynarodowego handlu, wciąż chroni się unijny rynek.

Nie ma wdrażania żadnego planu likwidacji rolnictwa w Unii Europejskiej. Pandemia i wojna pokazały nam, że kwestią bezdyskusyjną jest kwestia bezpieczeństwa żywnościowego i wszyscy są tego świadomi.

Zmiany w sektorze rolnictwa ze strony Brukseli będą dotyczyły kierunków wsparcia. Nagradzane będą te gospodarstwa, które przyczyniają się do realizacji celów klimatycznych. Te, które będą współpracowały w ramach systemu żywnościowego, odpowiadały na potrzeby społeczne, m.in. oczekiwania konsumentów

Nie będzie bezpośredniego wsparcia dla gospodarstw o niższych dochodach, wyłącznie jako ich uzupełnienie. W przyszłości dopłaty będą przysługiwały wyłącznie gospodarstwom, które będą stosowały praktyki przyjazne środowisku i sprzyjały utrzymaniu bioróżnorodności.

Prawdopodobnie rolnicy coraz bardziej zdają sobie z tego sprawę i z perspektywy własnych problemów postrzegają to jako największe zagrożenie.

Na poziomie strategii komunikacyjnej do Zielonego Ładu nie ma powrotu, ale czy prace w Unii Europejskiej przez cały czas trwają i powstają kolejne strategie, nawet jeśli o nich nie słyszymy?

Tak, natomiast nie ma jeszcze dla nich nazwy. Powiem brutalnie: nowa strategia będzie wciąż Europejskim Zielonym Ładem – jego założenia zostaną utrzymane. Nie mamy wyjścia, jesteśmy w punkcie historii, w którym musimy zacząć brać odpowiedzialność za planetę.

Mam nadzieję, że będzie się rozwijała koncepcja biogospodarki, czyli gospodarki opartej na zasobach naturalnych, w której materiały oraz energia oparta na paliwach kopalnych zostaną zastąpione takimi, które pochodzą ze źródeł odnawialnych i z biomasy.

Rozwój biogospodarki

Biomasa jest produkowaną przede wszystkim przez rolnictwo, leśnictwo, ale też akwakulturę. Biomasę uważam za słowo-klucz w przyszłym rozwoju rolnictwa. Dla rolników będzie to ogromną szansą, by byli głównymi producentami materiałów dla całej gospodarki.

Na przykład docelowo mamy nadzieję zastąpić plastik bioplastikiem, o podobnym właściwościach, ale neutralnym dla środowiska. Obok produkcji żywności, będzie to więc element, który będzie wyznaczał kierunki zmian rolnictwa. Uczyni też z niego o wiele ważniejszy sektor dla całej gospodarki, niż jest on współcześnie.

Następną kwestią będzie ograniczenie zużycia zasobów. Stworzenie hierarchii i planów działań, jak postępować z odpadami, jak zwiększyć recykling i ponowne wykorzystywanie materiałów, jak również jak zdecydowanie zwiększyć oszczędność energii.

Ważne jest również ulepszenie koordynacji działań pomiędzy rolnikami a pozostałymi elementami łańcucha dostaw. Rolnik w przyszłości nie będzie działał na zasadzie: wyprodukuję, a potem zobaczę, gdzie da się to sprzedać. A jak nie da się tego sprzedać, to będę miał problem.

Będzie dobrze zorientowany, w którym dziale gospodarki jego działalność będzie najbardziej potrzebna. Musimy zrozumieć, że surowce rolne staną się strategiczne. Będą służyć nie tylko do produkcji żywności, energii, ale również do produkcji przemysłowej, w tym wszelkich przedmiotów codziennego użytku.

Wszystkie odcinki Radia Wieś znajdziecie pod tym linkiem.

;
Patrycja Wanat

Dziennikarka, zielarka, opiekunka zwierząt. Współpracuje między innymi z Radiem TOK FM, gdzie prowadzi Magazyn Filmowy "Do zobaczenia", pisała dla Wysokich Obcasów, Dużego Formatu i Nowej Polszczy. Związana również z Helsińską Fundacją Praw Człowieka i festiwalem WATCH DOCS Prawa Człowieka w Filmie oraz Letnią Akademią Filmową w Zwierzyńcu. Autorka materiałów z Francji dla Dzień Dobry TVN oraz relacji z Festiwalu Filmowego w Cannes dla Canal+. Autorka podcastów: "Radio Wieś," "Tak rośnie jedzenie" oraz "Czy jest między nami chemia?".

Komentarze