To kara za zniszczenie przez Muska Twittera – chichoczą internauci. Prawda jest jednak taka, że zakończony eksplozją test rakiety Starship nie będzie wielkim ciosem dla jego firmy SpaceX. Sama rakieta zaś prędzej czy później poleci w kosmos
Firma Elona Muska SpaceX musi jeszcze popracować nad budowaną przez siebie najpotężniejszą rakietą kosmiczną wszech czasów. Pierwszy lot dwuczłonowej rakiety Starship trwał niecałe 4 minuty. Zakończył się eksplozją nad Zatoką Meksykańską jeszcze przed osiągnięciem prędkości okołoorbitalnej – co miało być celem testu. Już podczas startu nie odpaliło kilka (od 4 do 6) z łącznie 33 silników pierwszego członu rakiety. Następnie nie doszło do jego planowanego oddzielenia od Starshipa, zaś kontrolerzy lotu stracili kontrolę nad całością operacji. Ostatecznie zadziałał więc system autodestrukcji, który doprowadził do zniszczenia rakiety w locie. Choć Starship ma być zdolny do transportowania astronautów, lot testowy był bezzałogowy. Nie było więc ofiar.
Szumnie zapowiadany przez Elona Muska i jego firmę lot testowy zakończył się klapą. Zarazem jednak nie da się mówić o spektakularnej klęsce projektu. I to nie, że bardzo nie chcą tego Elon Musk i jego ludzie, co zresztą samo w sobie ociera się o groteskę. Na Twitterze SpaceX eksplozja Starshipa została określona jako „rapid unscheduled dissasembly”, czyli „nagły nieplanowany demontaż”. Sam Elon Musk również nie stracił rezonu i pogratulował swoim ludziom „ekscytującego” testowego startu Starshipa. „Nauczyliśmy się wiele przed następnym testowym startem za parę miesięcy” – dorzucił.
Do gratulacji przyłączył się też szef NASA Bill Nelson. „Każde wielkie osiągnięcie w historii wymagało pewnego poziomu skalkulowanego ryzyka, ponieważ wielkie ryzyko wiąże się z wielką nagrodą” – napisał na Twitterze Nelson.
Tu zdecydowanie trzeba zaznaczyć, że NASA nie przygląda się testom Starshipa z bezpiecznego oddalenia. To właśnie rakieta firmy Elona Muska ma posłużyć amerykańskiej agencji kosmicznej do planowanej nie wcześniej niż w grudniu 2025 roku misji Artemis III. W jej ramach Amerykanie zamierzają powrócić na Księżyc. Starship z astronautami miałby wylądować w pobliżu bieguna południowego. Każde opóźnienie w pracach nad Starshipem tę perspektywę oddala.
Podczas czwartkowego testu dwuczłonowa rakieta miała wystartować z należącego do SpaceX obiektu Starbase w Teksasie (na zdjęciu u góry ludzie oglądają start z South Padre Island).
Po pierwszej fazie lotu miało nastąpić oddzielenie pierwszego członu rakiety. Starship miał następnie przelecieć nad Zatoką Meksykańską i osiągnąć wynoszącą około 28 160 km/h prędkość okołoorbitalną (nie wchodząc jednak nawet na niską orbitę okołoziemską) - i ostatecznie wylądować u wybrzeży Hawajów. Cały lot miał trwać około 90 minut. W planach tego pierwszego testu okołoorbitalnego nie przewidziano pionowego lądowania żadnego z członów rakiety. Test miał się początkowo odbyć w poniedziałek 17 kwietnia, ostatecznie jednak przesunięto go na czwartek z powodu problemów z tankowaniem paliwa do zbiorników rakiety. Tym razem tankowanie się powiodło – w przeciwieństwie do samego lotu. Po czwartkowej eksplozji do harmonogramu prac nad Starshipem trzeba dodać kolejnych kilka miesięcy.
Nadal jednak ze SpaceX Elonowi Muskowi idzie wciąż zdecydowanie lepiej niż z Twitterem. A inżynierowie SpaceX są do takich sytuacji przyzwyczajeni – dlatego też w siedzibie firmy wiwatowano nawet już po eksplozji rakiety. „Jest nieźle, mamy dane z kluczowych faz startu” – tak brzmiały pierwsze komentarze pracowników firmy Muska. Rzecz bowiem w tym, że model przyjęty przez SpaceX w pracach nad kolejnymi projektami rakiet kosmicznych przypomina nieco… metodę prób i błędów. Dane i informacje zebrane podczas nieudanych (w tym nawet zakończonych eksplozjami) testów są bowiem wykorzystywane przy kolejnych fazach udoskonalania projektu.
Dopracowywanie systemu pionowego lądowania Falcona 9 – czyli wcześniejszej, mniejszej rakiety zbudowanej przez firmę polegało po części na przeprowadzaniu serii testów, z których kilka pierwszych zakończyło się bardzo spektakularnymi eksplozjami. Dane z każdej kolejnej z tych częściowo kontrolowanych katastrof służyły dopracowywaniu systemu. Platformy startowe ze względu na możliwe – i wliczone do planu – zniszczenia zostały zaś zacumowane na oceanie.
Podobnie było też z dotychczasowymi testami Starshipa – spłonęło lub eksplodowało podczas nich już kilka prototypów. Kilka innych doświadczyło „małych pożarów”. Parę najmniej udanych trafiło zaś już na złom.
Mimo to Starship pozostaje projektem co najmniej rokującym. Cała rakieta ma 120 metrów wysokości i składa się z dwóch członów – rakiety nośnej Super Heavy Booster i samego Starshipa. Oba człony mają zdolność do pionowego lądowania, przez co mogą być użytkowane wielokrotnie. Oba też napędzane są też opracowanymi przez SpaceX silnikami Raptor spalającymi ciekły tlen i ciekły metan. Super Heavy Booster ma aż 33 silniki ułożone w pierścienie okalające rakietę, Starship zaś 6, z czego 3 przeznaczone są do działania w próżni.
Sam Starship ma ponad 50 metrów długości i bardzo dużą jak na kosmiczne standardy ładownię. Mógłby zabrać w kosmos nawet 250 ton ładunku (albo i 100-osobową załogę). Ma przy tym być relatywnie tani w użytkowaniu. Starshipa można by wielokrotnie wykorzystywać, podobnie jaki jego rakiety nośne. Poza tym paliwem ma być metan i tlen.
Choć daleko jeszcze do spełnienia opowieści Elona Muska o tym, jakoby miał być to statek kosmiczny nadający się do podróży na Marsa, to z całą pewnością wejście Starshipa do gry może rozszerzyć obecne możliwości eksploracji kosmosu. Dowodem jest decyzja NASA o wykorzystaniu go do przyszłej załogowej misji księżycowej. Starship w dającej się przewidzieć przyszłości może być też wykorzystywany do umieszczania na orbicie znacznych rozmiarów teleskopów i innych urządzeń do badania kosmosu. Może wreszcie posłużyć do transportu elementów i budowy nowych baz kosmicznych – jak choćby planowana przez NASA na orbicie Księżyca niewielka baza Gateway.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Komentarze