0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Mikhail Klimentyev / Sputnik / AFP)Fot. Mikhail Kliment...

Jakub Szymczak, OKO.press: „New York Times” opublikował niedawno duży materiał o rosyjskim eksporcie i imporcie z infografikami, z którego wynika, że część państw Unii zwiększyła import z Rosji i sporo na inwazji zarobiła. „Wygranymi” wojny miały być przede wszystkim Belgia i Holandia. Czy rzeczywiście te dwa kraje na wojnie zarabiają?

Iwona Wiśniewska, Ośrodek Studiów Wschodnich: Belgia i Holandia to państwa-porty. Przyjmują gaz i ropę z Rosji, która później jest dystrybuowana na kontynencie. Przypomnijmy, że ani na gaz, ani na ropę nie ma jeszcze żadnych sankcji. A dodatkowo zaraz po inwazji znacząco wzrosły ceny surowców, więc wartość tych transakcji wzrosła. Dlatego ja nie doszukiwałabym się tutaj robienia tajnych interesów na inwazji.

W zasadzie w przypadku wszystkich państw europejskich, które sprowadzają z Rosji surowce energetyczne, zwiększyła się wartości importu z Rosji w 2022 roku. Skalę tego wzrostu częściowo regulowała sama Moskwa, ograniczając eksport gazu do wybranych państw europejskich.

Jeśli chodzi o ropę naftową, gdy pojawiła się decyzja o rosyjskim embargu, które ma wejść w życie w grudniu, Europa zaczęła zwiększać import rosyjskiej ropy. A główne porty to właśnie Rotterdam, Antwerpia, Gandawa czy Hamburg.

Czy w innych danych widać, by jakieś kraje Europy na wojnie korzystały?

W Europie głównym beneficjentem są państwa, które bezpośrednio nie przyłączyły się do sankcji. Czyli Serbia i Turcja. Turcja zwiększyła eksport do Rosji dwukrotnie. To też kanał eksportu towarów z kontynentu. W mniejszym stopniu chodzi tutaj o obchodzenie sankcji, w większym — o lekceważenie bojkotów korporacyjnych. Część korporacji oficjalnie nie dostarcza swoich towarów na rynek rosyjski, ale trafiają one do Rosji za pomocą państw trzecich, takich jak na przykład Turcja. Tureckie firmy, na przykład odzieżowe, z sukcesem zajmują także miejsca wycofujących się z Rosji europejskich firm.

Jak na dziś wyglądają dochody Rosji z eksportu surowców energetycznych? W pierwszych miesiącach wojny było to kluczowe źródło dochodów Kremla.

Budżetowe dochody z ropy i gazu są obecnie o ok. połowę niższe niż w szczytowych miesiącach, czyli w marcu i kwietniu. W statystykach widać przede wszystkim załamanie produkcji i eksportu gazu. I to akurat nie jest związane z sankcjami, bo ich nie ma, ale z polityką Kremla. Rosjanie stosują szantaż gazowy wobec Europy, aby wysokie ceny energii doprowadziły do wzrostu niezadowolenia społeczeństw i wymusiły na rządach zmianę polityki wobec Rosji i ograniczenie wsparcia dla Ukrainy.

Ale ma to też poważne konsekwencje dla Rosjan.

Gazprom zmniejszył w październiku wydobycie gazu o ponad 30 proc. w stosunku do października rok wcześniej, a eksport o około 67 proc.

To dla Gazpromu poważne straty i tego gazu nie da się przekierować w innym kierunku, bo rosyjski koncern nie ma technicznych możliwości go przekierować na inne rynki. Nie posiada infrastruktury do skroplenia go i eksportu morzem. Gaz ziemny produkowany przez Gazprom jest transportowany wyłącznie rurociągami.

Nie da się tego szybko przekierować do Chin?

Gazprom robi co może, by przyspieszyć inwestycję w gazociąg syberyjski, którym płynie gaz do Chin, stara się zwiększać jego przepustowość. Natomiast maksymalne możliwości na cały 2022 rok to jakieś 20 mld m3 gazu, nie ma możliwości, by popłynęło do Chin w tym roku więcej. Maksymalna przepustowość (38 mld m3) tego rurociągu ma zostać osiągnięta dopiero w 2025 roku. Przypomnijmy, że w 2021 UE kupiła od Gazpromu 155 mld m3 surowca.

Więc nie da się tego zastąpić, Rosja na zablokowaniu eksportu do Europy traci gigantyczne pieniądze.

Dla Gazpromu obecny kryzys to tragedia w dłuższej perspektywie.

Na razie korzysta jeszcze na wysokich cenach surowca i rekompensuje sobie spadek wolumenu eksportu.

Kreml rysuje teraz najróżniejsze koncepcje, że stworzy w Turcji hub gazowy i w ten sposób będzie dostarczać gaz do Europy, że zbuduje kolejny gazociąg do Chin, że prowadzi rozmowy z Iranem. Jednak na dziś każdy z tych planów jest mało realny. Europa nie jest zainteresowana zwiększaniem importu z Rosji, Chiny też nie są zainteresowane, a i cena, jaką gotowi byliby zapłacić za surowiec, jest znacznie niższa niż w Europie, a Iran objęty sankcjami ma wiele problemów z eksportem swojego surowca. Nawet gdyby udało się przezwyciężyć te ograniczenia, na realizację każdej z tych inwestycji niezbędny jest czas i pieniądze.

Skoro więc dochody z eksportu surowców słabną, jak wygląda sytuacja rosyjskiego budżetu centralnego?

Sytuacja jest bardzo poważna. Mamy spadki dochodów z ropy i gazu, chociaż oficjalnie w sprawozdaniu z budżetu na przykład za wrzesień i październik nie było tego widać. Rząd bowiem zwiększył obciążenia podatkowe na sektor. Gazprom został pozbawiony zysku za zeszły rok, który miał zostać przeznaczony na dywidendę dla udziałowców — nałożono na koncern dodatkowy podatek od wydobycia. A mówimy tutaj o wartościach rzędu 1 proc. PKB całej Rosji. Te pieniądze rozdzielono na trzy transze, od września do listopada, by w budżecie nie było widać strat.

Także producenci paliw muszą znacznie hojniej dzielić się z państwem swoimi zyskami. W Rosji obowiązuje tzw. odwrócona akcyza. W przypadku wysokich cen ropy na światowych rynkach rosyjskie władze dopłacają koncernom, aby te dostarczały paliwo na rynek wewnętrzny. W ostatnich miesiącach wielkość tych dopłat się zmniejszyła. A to dopiero początek zmian, kolejne czekają sektor już od nowego roku.

Jak długo można tak łatać budżet?

Rosja posiada Fundusz Dobrobytu Narodowego. Teoretycznie jest na nim zgromadzone 8 bilionów rubli płynnych środków. Ale one w większości zostały zablokowane, bo były inwestowane w walutach zagranicznych, a trzymane na kontach banku centralnego, przez sankcje do większości z nich nie ma dostępu. Ale to rządowi nie przeszkadza, bo rząd potrzebuje dziś rubli. A rosyjski bank centralny ma narzędzia, by ruble kreować. Natomiast to się łączy z niebezpieczeństwem efektu proinflacyjnego.

Jeżeli w przyszłym roku rosyjski gaz dalej nie będzie płynął do Europy, jeśli przestanie płynąć ropa, to pod koniec przyszłego roku rosyjski rząd będzie musiał się mocno niepokoić.

Bo wydatki zaplanowane na przyszły rok znacznie wzrosły.

Jakie rozwiązania proponuje dziś Kreml?

Już teraz zaplanowane są kolejne podatki nałożone na sektor naftowo-gazowy. Czyli rząd sięga do własnej kieszeni, bo przecież firmy tego sektora są obsadzone przez elitę rządzącą. Kreml uderza więc po kieszeni swoich najwierniejszych ludzi.

Czy oligarchowie mogą się zbuntować?

Nie sądzę, ci, którzy mają bliskie relacje z Kremlem, w stu procentach zależni są od obecnego systemu politycznego. Zbudowali swoje kariery i majątki na bliskiej relacji z Putinem i jego rządem. Są integralną częścią tego systemu.

Jak wyglądają na dziś problemy z importem technologii do Rosji?

Niewątpliwe postępuje regres technologiczny i prymitywizacja rosyjskiej gospodarki. Najbardziej odczuwać to będzie sektor naftowo-gazowy, który rozwijał się dzięki zachodnim technologiom i wsparciu zachodnich firm. Zagospodarowanie złóż Arktyki czy budowa terminali LNG będzie w zasadzie niemożliwa. Także sektor telekomunikacyjny jest w poważnych tarapatach, o rozwoju sieci 5G w zasadzie należy zapomnieć. Rosyjskie firmy mają trudności, aby utrzymać sieci niższych generacji. Problemów doświadcza też sektor finansowy, rezygnacja z zachodnich serwerów czy oprogramowania, nie tylko jest kosztowna, ale także obniża bezpieczeństwo i sprawność systemu. Okazuje się, że nie da się nawet przeprogramować bankomatów, aby mogły obsługiwać nową wersję 100-rublówki.

Nie ma jednak problemów z dostępem do użytkowych towarów zaawansowanych technologicznie, smartphonów, komputerów, sprzętu AGD czy samochodów.

Wszystko jest kwestią pieniędzy, towary te da się bowiem wwieść przez państwa trzecie.

W efekcie także sektor zbrojeniowy ma dostęp np. do niezbędnych mu chipów. Wykorzystuje te montowane w np. pralkach czy innym sprzęcie AGD. Informowały o tym służby ukraińskie i zachodnie po zbadaniu rosyjskiego sprzętu wojskowego przejętego na Ukrainie. Do uzyskania bardziej zaawansowanych technologii potrzebnych np. w przemyśle kosmicznym, starają się natomiast wykorzystywać pośredników, różnego rodzaju podstawione firmy. Ograniczenia na eksportowanie do Rosji komponentów potrzebnych do sprzętu wojskowego zostały wprowadzone już po aneksji Krymu w 2014 roku.

Jak Rosjanie sobie z nimi radzą?

Rosyjski biznes prywatny przez 30 lat gospodarki rynkowej nauczył się obchodzić bariery administracyjne i dzięki pięciu kryzysom gospodarczym posiada bogate doświadczenia jak funkcjonować w takich warunkach. W efekcie bardzo sprawnie radzą sobie z częścią ograniczeń i udaje im się omijać zakazy czy sankcje. Przedsiębiorcy potrafią dziś sprowadzić wiele towarów, których teoretycznie na półkach rosyjskich sklepów nie powinno być. Głównym wrogiem biznesu rosyjskiego zawsze była administracja państwowa, która i w obecnej sytuacji stara się utrzymywać kontrolę nad biznesem.

W pierwszych miesiącach po inwazji przemysł celulozowo-papierniczy stanął, bo większość odczynników niezbędnych do produkcji na przykład papieru, była sprowadzona z Europy. Dziś już udało się to wszystko postawić na nogi dzięki innym źródłom.

Problemy będą jednak coraz bardziej widoczne w dłuższej perspektywie, kiedy maszyny czy obrabiarki zaczną się zużywać i potrzeba będzie je wymienić na nowe.

Spadek produkcji odnotowują obecnie przede wszystkim branże, które zostały dotknięte bezpośrednio sankcjami, głównie ograniczeniami eksportowymi, np. produkcja samochodów, przetwórstwo drewna, produkcja stali czy węgla.

Skoro przemysł działa, to znaczy, że nie ma też problemu ze skokowo rosnącym bezrobociem?

Jeśli patrzymy w oficjalne dane, to Rosja ma dziś rekordowo niski poziom bezrobocia.

A ufamy tym liczbom?

Rzeczywiście do rosyjskiej statystyki należało podchodzić z dużym dystansem jeszcze przed inwazją na Ukrainę. A od tego czasu liczby podawane przez rosyjskie urzędy statystyczne to przede wszystkim instrument w wojnie informacyjnej. Rosstat zmienia sposób prezentacji danych, zmienia częstotliwość ich publikacji. A część danych po prostu jest niedostępna. Tak jak choćby dane o eksporcie i imporcie. Wszystko, co na ten temat wiemy, pochodzi ze statystyk partnerów handlowych Rosji.

To jak w rzeczywistości jest z tym bezrobociem?

Demografia już przed wojną była jednym z głównych czynników negatywnie wpływających na wzrost gospodarczy. Obecnie mobilizacja czy masowa migracja najbardziej wykształconych i aktywnych osób powoduje, że rynek pracy jest mocno rozchwiany. W wielu branżach brakuje rąk do pracy np. budownictwie, transporcie czy IT. Część bezrobocia jest ukryta, państwowe firmy i duży biznes pod kontrolą państwa nie mają prawa zwalniać pracowników. Rekompensują sobie zmniejszając wysokość płac i czasowy wymiar pracy. De facto jednak w związku z postępującą prymitywizacją gospodarki rośnie zapotrzebowanie na pracowników fizycznych, podczas gdy tzw. białe kołnierzyki nie mogą znaleźć pracy.

A jak wygląda sytuacja z rosyjskim PKB?

Tu dzieją się cuda. W trzecim kwartale 2022 PKB Rosji oficjalnie spadło o 4,4 proc. rok do roku, ale nadal Ministerstwo Gospodarki utrzymuje prognozę, że w całym roku spadek rosyjskiego PKB będzie na poziomie 2,9 proc. A to oznaczałoby, że w trwającym obecnie czwartym kwartale rosyjskie PKB musiałoby już wzrosnąć. Podczas gdy wszystkie prognozy mówią o głębokich spadkach. Nie przeszkadza to oczywiście propagandzie, ważne, aby zadowolić głównego odbiorcę tych prognoz, to znaczy prezydenta Putin.

Jak rosyjski urząd statystyczny sobie z tym radzi?

Rosstat uaktualnia na przykład masowo dane z poprzednich lat. I robi to tak, by obecny spadek wyglądał na mniej bolesny. Pokazuje się, że produkcja w zeszłym roku była mniejsza, niż pierwotnie raportowano. Więc w liczbach wychodzi potem, że spadek produkcji jest mniejszy.

Z jakich źródeł korzystać, gdy próbujemy zrozumieć, co się z rosyjską gospodarką dzieje?

Niestety, dane makroekonomiczne zbierają w zasadzie jedynie urzędy państwowe. Trzeba je czytać uważnie, sprawdzać, co raportują same firmy i branże. W przypadku handlu zagranicznego możemy posiłkować się statystyka lustrzaną najważniejszych partnerów Rosji. Wydatki budżetowe trudno prześledzić, ale z doniesień prasowych wiemy, że wiele regionów zmuszonych jest oszczędzać, np. rezygnują lub minimalizują nakłady na obchody rosyjskiego najważniejszego święta, czyli Nowego Roku.

I w takich liczbach widzimy, że metalurgia, która została objęta sankcjami, radzi sobie słabo, spada produkcja i eksport. Popyt w Chinach jest ograniczony, więc możliwości przekierowania są niewielkie. A ze względu na problemy wewnętrzne, możliwości sprzedania produktów metalurgicznych w Rosji także są ograniczone.

Przemysł zbrojeniowy pracuje pełną parą, ale to nie wystarczy, przed wojną generował jedynie ok. 3 proc. PKB.

Widzimy też duży spadek produkcji i eksportu rosyjskiego węgla. Tutaj przecież mamy europejskie sankcje. I tam, gdzie te sankcje są nałożone, widać, że działają. Natomiast podstawą rosyjskiej gospodarki jest ropa, a tutaj wciąż sankcji na eksport nie mamy.

Rosja ma też zupełnie inną sytuację inflacyjną niż Polska. Kryzys zbija popyt, więc inflacja przestała rosnąć, choć wciąż jest niemała.

Od czerwca inflacja w Rosji jest pod kontrolą, przez większość czasu spadała, dopiero w październiku nieznacznie wzrosła. Na początku wojny presja inflacyjna była ogromna i roczna inflacja na poziomie 30 proc. wydawała się bardzo prawdopodobna, w maju nie przekroczyła jednak 20 proc. Dziś jest ona na poziomie 13 proc. Oczywiście osobista inflacja zależy od koszyka dóbr, który obywatele na co dzień konsumują. Największe koszty ponosi średnia klasa, która za towary technologiczne typu smartphone czy samochód, musi zapłacić znacznie więcej.

Trudno jednak uwierzyć Rosstatowi, gdy mówi, że spadek realnych dochodów ludności jest na poziomie 2 proc. Popyt konsumpcyjny spadł w tym czasie o 10 proc.

W Rosji powszechne było wypłacanie pracownikom części zarobków w kopercie, poza systemem podatkowym. Spadek tego typu dochodów nie jest raportowany.

Jak na to wszystko reaguje kurs rosyjskiej waluty?

Sankcje na Rosję zostały wprowadzone nierównomiernie, początkowo obejmowały przede wszystkim rosyjski import z Zachodu. W pierwszych miesiącach import załamał się o 50-60 proc., a eksport kwitł, Rosja sprzedawała ropę i gaz po bardzo wysokich cenach. Sankcje finansowe spowodowały w pierwszych tygodniach ostrą dewaluację rubla, jednak reakcja rosyjskiego banku centralnego tj. wzrost stopy bazowej do 20 proc., a także nadmiar zachodnich walut na wewnętrznym rynku spowodowało, że to rubel stał się pożądanym towarem. Jego wartość wzrosła do poziomów sprzed 10-15 lat.

Ale to wcale nie jest dla Rosji dobra wiadomość. Dla państwowego budżetu to problem. Rosja potrzebuje rubli, a dochody z eksportu w euro czy dolarach trzeba przeliczać na drogie ruble, więc do budżetu trafia mniej, niż Rosja potrzebuje, by państwo sprawnie funkcjonowało. Dlatego władze stopniowo osłabiają rosyjską walutę.

Co w takim razie czeka Rosję w najbliższych miesiącach i latach?

Nie będzie spektakularnego krachu z dnia na dzień. Rosję czeka stopniowe pogłębianie się problemów gospodarczych.

Warto z uwagą patrzeć na to, co stanie się, gdy w kolejnych miesiącach zostanie wprowadzone europejskie embargo na rosyjską ropę. Jak wpłynie to na ceny ropy na światowych rynkach. Jeśli znacznie wzrosną — może to oznaczać, że Rosja zarobi mniej więcej tyle samo przy mniejszej sprzedaży. To kluczowa niewiadoma.

Ale najpewniej rosyjska gospodarka będzie się pogrążać. W przyszłym roku też należy spodziewać się spadku PKB. Spadek o 3 proc. w przyszłym roku i o 5 proc. w tym roku może nam się wydawać stosunkowo niewielki.

Natomiast dwa lata takiego spadku w przypadku Rosji oznacza cofnięcie się o jakieś 10-15 lat.

Bo Rosja od lat, od aneksji Krymu, znajduje się w zasadzie w stagnacji, odnotowując jedynie minimalny wzrost gospodarczy. Powrót do poziomu sprzed wojny może zająć dekadę albo i więcej. Bez zmiany systemu politycznego nie będzie żadnych nowych impulsów do wzrostu, a obecny model oparty na eksporcie surowców energetycznych się właściwie wyczerpał.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze