Ministerstwo Zdrowia poinformowało w środę 7 października o śmierci na COVID-19 aż 75 osób w wieku od 40 do 93 lat. Osiem z nich, w tym najmłodsza ofiara, nie miało chorób współistniejących. To prawie dwa razy więcej od największej dobowej liczby zgonów w kwietniu (40).
Niestety prawie wszystkie wskaźniki epidemii w środę pobiły rekordy:
- 4 000 zajętych miejsc w szpitalach;
- 281 zajętych respiratorów;
- 3 003 nowych wykrytych przypadków;
- 29 181 aktywnych przypadków (107 319 wszystkich wykrytych przypadków, 3003 zgony, 75346 ozdrowieńców);
- 1 740 nowych aktywnych przypadków;
- 44 056 testów wykonanych w ciągu doby.
Dzięki tak wysokiej liczbie testów spadł na szczęście odsetek pozytywnych wyników w dobowej liczbie testów, który wyniósł 6,81 proc (w środę ponad 10 proc). To i tak jednak daleko od bezpiecznego progu 3 proc.
Rekord epidemii: jak poważna jest sytuacja?
Jesteśmy w tej chwili – jak na wiosnę – w jednej lidze w Czechami, Słowacją i Węgrami. Wtedy, najprawdopodobniej dzięki lockdownowi, udało się wszystkim tym krajom przejść łagodnie przez pierwsze uderzenie pandemii. Tym razem to się nie uda, bo ze względu na gospodarkę, a i na skutki psychiczne, zamknięcie nas znowu w domach jest mało prawdopodobne.
Teraz jednak nie tylko mamy coraz więcej przypadków, ale więcej lub tyle samo zgonów co kraje Europy Zachodniej, bardzo dotknięte epidemią na wiosnę: Niderlandy, Belgia, Portugalia, Wielka Brytania.
Mamy ponad dwa razy więcej zgonów na 100 tys. mieszkańców niż Włochy (zapewne do czasu, bo i tam liczba przypadków zaczyna przyrastać).
A to są dane z 6 października, bez uwzględnienia 75 osób zmarłych z 7 października. Mogliśmy więc przesunąć się na tym wykresie jeszcze do przodu.
Teraz pierwszym kluczowym pytaniem jest, jak wytrzyma to służba zdrowia. Cztery tysiące łóżek to dokładnie połowa z obecnie dostępnych dla pacjentów z COVID-19. Trzeba jednak pamiętać, że nie są one równomiernie rozdystrybuowane i że nie wszystkie szpitale zdążyły się na czas przygotować do nowej „jesiennej” strategii Ministerstwa Zdrowia. Polega ona na tym, że zlikwidowano szpitale jednoimienne, zajmujące się tylko pacjentami z COVID-19. Utworzono zamiast nich system trójstopniowych – do szpitali powiatowych mają trafiać osoby z podejrzeniem COVID-19, do szpitali z oddziałami zakaźnymi – osoby z dodatnim wynikiem testu i wreszcie te z innymi ciężkimi schorzeniami do szpitali wielospecjalistycznych.
To wszystko okazało się jednak za mało. W środę resort zdrowia musiał zmienić założenia – planuje, by w każdym województwie powstały „szpitale koordynacyjne” dla chorych z SARS-CoV-2. W praktyce będą to szpitale jednoimienne, z dodatkową funkcją koordynacji pacjentów pomiędzy poszczególnymi placówkami.
Jak pisze „Gazeta Wyborcza”, w Łódzkiem, np. w szpitalu w Zgierzu, brakuje już miejsc na OIOM-ie. Jest tam pięć miejsc na chorych na COVID, a w środę potrzeba było siedmiu. Na Mazowszu zajętych jest już 700 z ponad tysiąca łóżek i 46 na 76 respiratorów.
To nie znaczy, że respiratorów zabraknie – na razie używana jest jedna trzecia z puli przeznaczonej na walkę z epidemią. Ale problemem jest również brak wykwalifikowanego personelu, który może zająć się chorymi wymagającymi respiratorów oraz to, że trzeba będzie taki sprzęt zabierać z oddziałów leczących innych chorych. Tak samo będzie zresztą ze specjalistami, np. pulmonologami.
A w dodatku kończą się zapasy remdesiviru, leku antywirusowego wspomagającego leczenie COVID-19. To problem całej Unii Europejskiej, bo remdesivir jest kupowany w ramach wspólnych unijnych przetargów.
Czy uda się szybko zdusić epidemię?
Szybko na pewno nie, bo w tej chwili mamy do czynienia z tym, co minister Łukasz Szumowski nazywał „transmisją poziomą”, nie do końca zgodnie z nomenklaturą. Nie wiemy, gdzie się zarażamy. Jak mówiła w „Wyborczej” przedstawicielka łódzkiego Sanepidu, najwięcej zakażonych ludzi przychodzi w tej chwili „z ulicy” i nie sposób jest zidentyfikować ognisko choroby. To bardzo niebezpieczna sytuacja.
Wiemy już jednak o koronawirusie co nieco – w odróżnieniu od grypy nie rozprzestrzenia się on równomiernie w populacji.
Najbardziej zarażamy się na imprezach w zamkniętych, dusznych pomieszczeniach, kiedy głośno krzyczymy, śpiewamy, tańczymy.
Dlatego teraz restrykcje powinny iść w stronę ograniczenia takich okazji (pozostaje oczywiście w mocy zasada dystansu i zasłaniania ust i nosa – ich skuteczność została potwierdzona w wielu badaniach).
I idą, choć nie zawsze z sensem. W czwartek 8 października Ministerstwo Zdrowia ogłosi nową listę powiatów żółtych i czerwonych, a w nich jeszcze większe obostrzenia niż poprzednio. Rzecznik ministerstwa Wojciech Andrusiewicz (który po raz pierwszy od wybuchu epidemii wyszedł do dziennikarzy w maseczce!) zapowiedział, że będzie ich ponad 100, w tym bardzo dużo miast. Wśród nich na 99 proc. znajdzie się Warszawa – w środę poinformowano o aż 527 nowych zakażeniach na Mazowszu.
Nowa lista wejdzie w życie w sobotę. Według nowych obostrzeń zostanie zmniejszona liczba osób, które będą mogły brać udział w uroczystościach rodzinnych w strefie żółtej do 75 osób, w zielonej do 100 osób. W czerwonej będzie to bez zmian 50 osób. W czerwonej strefie restauracje i kawiarnie będą musiały się zamykać o 22.
Kontrowersyjny jest za to nakaz obowiązujący już w czerwonych strefach , a teraz wprowadzony do żółtych – zasłaniania ust i nosa w przestrzeniach publicznych także na świeżym powietrzu. Rozporządzenie precyzuje, że nie dotyczy to „lasów, parku, zieleńca, ogrodu botanicznego, ogrodu zabytkowego albo plaży”. Mimo to jednak ryzyko zakażenia się na świeżym powietrzu, w miejscu, gdzie nie ma tłoku, jest bardzo niewielkie.
Minister zdrowia Adam Niedzielski zapowiedział również we wtorek, że od tej pory będzie obowiązywała zasada „zero tolerancji” dla osób nienoszących maseczek lub noszących je w sposób wadliwy. Od soboty osoba, która nie nosi maseczki ze względów medycznych, będzie musiała wylegitymować się zaświadczeniem od lekarza. Inaczej zapłaci mandat – 500 zł. Niedzielski porównał to do strategii burmistrza Nowego Jorku Rudy’ego Giulianiego, który przez zdecydowane działania chciał wykorzenić przestępczość w mieście. Strategia została później skrytykowana przez amerykański resort sprawiedliwości.
Niefortunne jest już porównywanie obywateli do drobnych przestępców, tym bardziej, że dużą część winy za obecną sytuację ponoszą politycy.
Jeszcze w lipcu prezydent, premier i ministrowie na przedwyborczych wiecach zarzekali się, że „nie ma się czego bać” i można iść do urn, bo „epidemia jest w odwrocie”. Przyczyniło się do wzrostu lekceważącego stosunku do koronawirusa lub wręcz negowania zagrożenia. Według badań socjolożki dr hab. Barbary Pabjan z wrocławskiej grupy ekspertów MOCOS zajmującej się koronawirusem, „w marcu ok. 90 procent osób nie zgadzało się z twierdzeniem, że »nie ma żadnego koronawirusa, że mamy do czynienia ze zwykłą grypą«, ale ten odsetek systematycznie malał, aż w sierpniu i wrześniu spadł do 65 procent”.
Płacimy za błędy w „jesiennej strategii”
Do eksplozji epidemii przyczyniła się również zapewne strategia Ministerstwa Zdrowia dotycząca testowania – rezygnacja z robienia testów osobom na kwarantannie na rzecz pacjentów z symptomami. Ogranicza to wywiad epidemiologiczny, bo nie śledzi się kontaktów tych osób. W tej chwili jednak prawdopodobnie nawet przywrócenie tej zasady niewiele by dało, bo system nie byłby w stanie wprowadzić testowania i kontroli epidemiologicznej w tak szerokim zakresie.
Wciąż nierozwiązany zostaje również problem wąskiego gardła w przychodniach. Pacjenci z symptomami od września zgłaszają się do lekarzy rodzinnych zamiast od razu do szpitala. Ci ostatni mają prawo skierować chorego na test po teleporadzie tylko w niezwykle rzadkim przypadku, kiedy chory ma jednocześnie cztery symptomy:
- duszności,
- wysoką gorączkę,
- kaszel,
- utratę węchu oraz smaku.
W innym przypadku będzie musiał zostać najpierw zbadany. Lekarze buntowali się przeciwko konieczności przyjmowania potencjalnie wysoko zaraźliwych pacjentów. Z kolei szpitale protestowały przeciwko pomysłowi, by chory z pozytywnym wynikiem testu, nawet jeśli nie wymaga hospitalizacji, był konsultowany na SOR przez specjalistę. Blokuje to specjalistów w tej i tak już trudnej sytuacji.
Minister Niedzielski po konsultacjach ze światem lekarskim zdecydował o zmianie systemu: skierowanie na test będzie mógł wystawić każdy lekarz, lekarze rodzinni nie będą musieli badać pacjenta, jeśli nie ma wszystkich czterech objawów i będą mogli sami kierować go na izolację domową. Rozporządzenie w tej sprawie nie ujrzało jednak jeszcze światła dziennego.
Idealnie 4000? Coś tu nie gra. Chyba rząd postarał się by umarło te 75 osób. Niech rząd dalej pokazuje ludziom, że można chodzić bez masek – wprost swoim zachowaniem na mównicach itp. Przecież wirusa nie ma skoro rząd, sejm i reszta chodzi bez masek…
Te liczby wyglądają jak modlitwa do EU aby ci dali więcej pieniędzy na walkę z wirusem, a tymczasem pieniądze te wykorzystają do szerzenia bezprawia+.
Przypomnę o spadku ogólnej ilości wykonanych testów – w dniu aresztowania Margot (7 sierpnia 2020) nagle spadła magicznie sumaryczna ilość wykonanych testów o 236 tysięcy. Tyle warte są te liczby a całość można sobie obejrzeć na http://koronawirusunas.pl/
Pani Joanno, to chyba były te testy ze Świętokrzyskiego – wynik nieumiejętności obsługiwania Excela. MJ
"nie wszystkie szpitale zdążyły się na czas przygotować do nowej „jesiennej” strategii Ministerstwa Zdrowia"
Co więc Murwa Kać robiło Ministerstwo Zdrowia zamiast te szpitale przygotować? Co robiły szpitale? Zbijali wszyscy bąki?
Pani Milado jak rozumiem jest pani co najmniej biologiem lub może nawet lekarzem wypisując takie coś. Rozumiem ze statystykę pani tez zna i to powiedzenie ze statystyka to taka ku… ze jak ja nie obrócić to da ci taki wynik jak chcesz. Co z tego wynika ze nagle umiera więcej ludzi? Nic. Porównanie całkowitej śmiertelność na 100tys daje zupełnie inny obraz- Polska ok 7 śmierci na 100tys, Hiszpania 69 smierci. Spora różnica?
//coronavirus.jhu.edu/data/mortality
Panie Grzegorzu, wynika z tego eskalacja epidemii, co dzisiaj mówi już otwarcie rząd. A jakie będą tego skutki, i jaka ostateczna śmiertelność, zobaczymy, jak wszystko się skończy. Pozdrawiam, MJ
Ad Ropczynski: Umrzyj tempaku. Może zobaczysz co z tego wynika. Albo poczekaj na śmierć kogoś z rodziny.
Ilość zgonów świadczy raczej o tym, że ilość chorych u nas jest z 50-100 razy wyższa niż ta wykryta.
Szumowina wraz z tym drugim oszustem dobrze wiedzieli jakie szambo wybije dzięki ich heroicznej walce o wyssanie kasy z budżetu dla kolegów , dlatego podali się do dymisji .W szpitalach nie ma miejsc dla pacjentów covidowych i nie covidowych . Za chwile będziemy mieli selekcję kto ma żyć , a kto do aniołków . Na szczęście bambustan to 99% katolików i ich celem jest pójście do domu Pana , więc już zaczynają przebierać nóżkami…
Wszystkie te obostrzenia to pic na wodę. Np w transporcie publicznym zaklejono guziki do otwierania drzwi, ale nie pomyślano, że i tak pasażer musi trzymać się jakiegoś pałąka żeby nie wywinąć orła na zakręcie lub przy hamowniu.
Na poczcie dalej działają numeratory. Co tam te przyciski, skoro użycie ich jest tylko na niektórych przystankach, a numeratorów dotykają tysiące osób dziennie. wszystko niedezynfekowane na bieżąco. Numeratory też w aptekach, a tam już chodzi większy % osób chorych.
Podchodzę z wyrozumiałością do tematu walki z wirusem, bo nikt do końca nie jest mądry. Wszyscy teoretyzują. Żyjące pokolenia ze zjawiskiem na taką skalę się nie spotkały. Niemniej statystyki wydają się być manipulowane.
OKO.press,czy Państwa zesppół śledczy zrobi badanie (lub raczej uzyska te liczby od MZ) – jaka część tych ludzi z 3003, 4000 oraz co szczególnie ważne – z 75 zmarłych – wykonało w czasie ostatnich 3 miesięcy szczepienie ochronne przeciwko grypie? Był wątek wysokiej wyszczepialności w Italii, UK itp. i powiązanie tego z ciężkością przebiegu Covida. Sugeruję, że masowe nawoływanie do szczepień na grypę może mieć wpływ. Nie tylko dzieci w szkołach, ale też należy rozważyć możliwe inne przyczyny, bo nagle wykresy zrobiły się pionowe i nie sądzę by same dzieciaki były przyczyną. Na pewno mają swój udział ale wzrost jest za szybki (o ile można tym liczbom w ogóle dać wiarę, bo ja już nie wierzę po akcji -236tys. testów jednego dnia z jednego miasta…)
Pani Joanno, szczepienia ochronne przeciwko grypie powinno się robić w październiku, bo szczyt zachorowań to styczeń-marzec, a chodzi o to, żeby mieć wtedy największy poziom przeciwciał.
Ale skoro już nie ma szczepionek, są zabierane z aptek, to oznacza, że są robione szczepienia już teraz. Czyż nie?
Jestem również mocno zainteresowana tym wątkiem, bo sama sugerowałam przyjrzenie się statystykom dla krajów o wysokiej wyszczepialności na grypę (na czele: UK, Włochy, Francja, Holandia).
I nie chodzi o przeciwciała. Tylko o to, że szczepienie na grypę wręcz może otwierać wejście dla wirusa covid-19. Jakby nie patrzeć, szczepienie chwilowo osłabia organizm.
"Tylko o to, że szczepienie na grypę wręcz może otwierać wejście dla wirusa covid-19. Jakby nie patrzeć, szczepienie chwilowo osłabia organizm."
Masz jakies badania naukowe na poparcie tej bzdurnej teorii spiskowej? Bo jesli nie to robisz z siebie idiotę.
Bardzo ciekawe zbiegi okoliczności. Pierwsza ujemna "fala" miała miejsce pomiędzy 18 czerwca, a 19 lipca. Dlaczego nazywam to zbiegiem okoliczności? Bo zbiegło się z wyborami 28 czerwca i 12 lipca. Druga ujemna "fala" rozpoczęła się 2 września, co zbiegło się oczywiście z powrotem dzieci do szkół. Chyba pora na przyspieszone wybory, bo do następnych epidemia nas przetrzebi.
Spokojnie, obywatele. Respiratory od handlarza bronią już na pewno do nas jadą.
Wy, lewacy, nie ufacie pisowi za grosz. Ale w ich informacje, statystyki i inne kłamstwa na temat tej niby pandemii wierzycie niemal bezkrytycznie a nawet ich przebijacie. Wiadomo że w politycznym celu.
Rząd w końcu podał niechętnie że na sam covid zmarło trochę ponad 300 osób, czyli w skali około 9 miesięcy to śladowa ilość. Ale dzięki koronapanice usilnie podtrzymywanej przez media m.in. takie jak wasze histeria rozwija się. A tysiące ofiar które zmarły nie z powodu covid tylko dlatego że nie doczekały się pomocy bo zajęto się tą niby pandemią nie są i nie będą w statystykach.
Czyli gdyby nie zajmowano się pandemią to ofiar byłoby mniej?
Pani redaktor, a jak przedstawia się sytuacja w Wielkiej Brytanii?
Anglicy od początku przyjęli inną strategię postępowania.
Jesienią rozwój sytuacji w Polsce nie powinien być zaskoczeniem : grypa sezonowa towarzyszy nie drugiej fali pandemii, tylko rozwojowi wirusa zgodnie z linią falista, stąd zmienne wartości zachorowań.
Ogólnie nie jest to sytuacja beznadziejna, tylko katastrofalna ponieważ komuś zależy na wprowadzenie paniki bądź histerii.
Inna informacja jest znacznie bardziej frapujaca : chodzi o liczbę zgonów na przykładzie 7 października. Rozpiętość wieku od 40 do 93 lat ( 75 zmarłych), a w tym 8 osób młodych bez chorób wspolistniejacych.
Czy w takich przypadkach jest wykonywana wybiórczo sekcja zwłok w celu uzyskania pełnej informacji o przyczynach zgonu?
Chodzi o to co napisano w dokumentach Fundacji Rockefellera – o przejęcie kontroli. Może to zabrzmi śmiesznie, ale chodzi o Orwell 1984, o nic więcej. Słabym punktem w społeczeństwie jest to, że ludzi łatwo zmanipulować oraz łatwo zastraszyć, co ułatwia to pierwsze. Ludzie zajęci są koronawirusem jako tematem zastępczym i nie widzą tego co dzieje się za kurtyną. Postępujące odbieranie praw, wolności, prywatności itp. Już wkrótce odciski palców w dowodach (i bazach europejskich i państwowych) – będzie można wrobić każdego w przestępstwo. Ludzie już teraz nie wiedzą co to jest prywatność i wolność, bo tak ich wytresowano.
I nadal nie umieramy. Kiedy media zaczną się ogarniać!
Za Ministerstwem Zdrowia:
"Pierwszego dnia po zmianie metodologii podano, że z powodu COVID-19 zmarło sześć osób, a 30 z powodu współistnienia COVID-19 z innymi schorzeniami.
W kolejnych dniach proporcja ta wynosiła (wg wzoru: z powodu COVID-19/z powodu współistnienia COVID-19 z innymi schorzeniami):
30 września – 5/25
1 października – 1/29
2 października – 1/26
3 października – 2/32
4 października – 2/24
5 października – 2/27
6 października – 2/56
7 października – 8/67"
Teraz takie pytanie czy szpitala sie oplaca wpisac umarl na covid ile pieniedzy idzie. Nastepna sprawa uzycie respiratora.
Gdy sprowadzimy wszystko do pieniedzy kiedy najwiecej szpital zarabia i jaka metode leczenia wybierze.
Trudno mi sie wypowiadac o covid nie pamietam kiedy mialem nawet katar.
Od 20 lat nie mialem nawet przyziebienia. Ost raz zachorowalem po szczepieniu. Skonczylo sie szpitalem. I od tamtej pory unikam pseudo medycyny.
Popieram, najlepiej leczyć zamawianiem i nakładaniem rąk!
Panie Mariuszu, niestety piece chlebowe są w zaniku i doskonała metoda z trzema zdrowaśkami nie jest powszechnie dostępna choćby ze względów lokalowych. Pozostała jedynie procedura rozpropagowana przez znakomitego Kaszpirowskiego. No i jeszcze niejaki Zięba lewoskrętną witaminą C może nas uratować.