0:000:00

0:00

Tytuł Człowieka Wolności nadał wicepremierowi Glińskiemu tygodnik „Sieci”, wydawany przez spółkę Fratria.

Jej głównym udziałowcem jest spółka Spółdzielczy Instytut Naukowy, należąca do Grzegorza Biereckiego, jego brata - Jarosława (byłego radnego PiS w pomorskim sejmiku) i rodziny Adama Jedlińskiego (zmarłego w 2017 roku współtwórcy systemu SKOK; przyjaciela Lecha Kaczyńskiego).

Poniedziałkową galę towarzyszącą wręczeniu nagrody, senator Bierecki obserwował z pierwszego rzędu, u boku Zbigniewa Ziobry, ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. W imprezie uczestniczyli także premier Mateusz Morawiecki, prezes Jarosław Kaczyński oraz inni czołowi przedstawiciele rządu i politycy PiS.

21 stycznia 2019 roku. Gala towarzysząca przyznaniu nagrody Człowieka Wolności. W pierwszym rzędzie (pierwszy z lewej) senator Grzegorz Bierecki. Foto. screen Youtube

W czasie trwania imprezy na twitterowym koncie Sejmu objaśniano, że „Tytuł Człowieka Wolności otrzymują co roku ludzie, dla których wolność jest wartością najważniejszą, a jej obrona i szerzenie - codzienną powinnością”.

A ministerstwo kultury, cytowało na swoim profilu słowa premiera Mateusza Morawieckiego: „Kultura jest fundamentem wolności. Ten fundament laureat buduje niezwykle solidnie”.

Sam minister Gliński, odbierając wyróżnienie mówił, że właściwie politykom nie powinno się przyznawać nagród. „Polityka to ma być jednak służba i nic więcej.

Polityk nikomu nie robi łaski, że uczestniczy w wyborach, że sprawuje władzę (…) Polityk ma pracować, ma ciężko pracować na rzecz dobra publicznego, a nie kolekcjonować zaszczyty” - przekonywał.

Ale potem długo uzasadniał dlaczego jemu, jego resortowi i środowisku politycznemu nagroda za promowanie wolności jednak się należy.

Na koniec rozważał, jak politycy powinni "realizować wolność" w czasach postprawdy. „Powinniśmy pamiętać przede wszystkim, że

prawda (…) nie tylko jest najciekawsza, ale prawda jest w gruncie rzeczy najważniejsza. A może przede wszystkim powinniśmy pamiętać, że ona w ogóle jest, że prawda istnieje. I że nasze pragmatyczne, polityczne projekty wolnościowe muszą się przede wszystkim na tym najprostszym założeniu opierać” - mówił.

Człowiek Wolności wychodzi ze studia

Tytuł przyznany Glińskiemu niemal od razu stał się przedmiotem drwin. Okazało się bowiem, że minister odebrał część obiecanej wcześniej dotacji Europejskiemu Centrum Solidarności w Gdańsku, czyli placówce, która upamiętnia polską drogę do demokracji i wolności właśnie.

Resort kultury odmawiał dziennikarzom informacji i komentarza w tej sprawie.

W czwartek, 24 stycznia, gdy o odebranie dotacji zapytał Glińskiego w radiu RMF Robert Mazurek, minister przerwał rozmowę i wyszedł ze studia.

View post on Twitter

Później wyjaśniał na Twitterze, że na wywiad zgodził się "tylko pod warunkiem nieporuszania tematów w jakichkolwiek sposób związanych z tragiczną śmiercią prezydenta Pawła Adamowicza" (pisownia oryginalna).

Poseł Michał Szczerba z PO komentował wówczas: „Człowiek Wolności SKOK nie chce tłumaczyć się z politycznych cięć budżetu Europejskiego Centrum Solidarności. A tak PiS przywitał #Rok Wolności #4Czerwca. Więcej small talku, selfie i przekąsek. Mniej trudnych pytań."

A Barbara Nowacka z Inicjatywy Polskiej pisała: „Przypominam, że Gliński to człowiek wolności. Jemu wolno!"

Fundacja Kocham Podlasie

To nie pierwszy i nie jedyny raz, gdy minister i jego resort próbowali uciec od obowiązku udzielania informacji.

W dniu, w którym wicepremier odbierał nagrodę Człowieka Wolności, nasza redakcja dostała odmowną odpowiedź ministerstwa kultury na wniosek o udostępnienie sprawozdań Fundacji Grzegorza Biereckiego Kocham Podlasie za lata 2012- 17.

Senator założył ją w listopadzie 2011 roku, krótko po tym, jak został wybrany z Podlasia do parlamentu. Fundacja ma prowadzić i wspierać działania w zakresie: kultury i sztuki, oświaty i wychowania, kultury fizycznej i sportu, pomocy społecznej i dobroczynności oraz opieki nad zabytkami i rozwoju regionalnego.

Prezesem fundacji jest żona senatora - Marzena Bierecka. W zarządzie zasiadają także jego dwaj synowie: Dominik i Jakub.

Ostatnio o fundacji było głośno, gdy „Gazeta Wyborcza” ujawniła nagranie rozmowy właściciela Getin Banku, Leszka Czerneckiego z ówczesnym szefem Komisji Nadzoru Finansowego, Markiem Ch.

Czarnecki wspominał w rozmowie, że Grzegorz Bierecki chciał ulokować w jego banku ogromną kwotę („nie pamiętam – sześćdziesiąt, siedemdziesiąt milionów złotych” - mówił), ale bank jej nie przyjął, obawiając się „podejrzenia o współudział w praniu brudnych pieniędzy jak się okaże [że] on te pieniądze ma nielegalnie wyciągnięte ze SKOKów”.

Po publikacji nagrań Bierecki ogłosił, że nigdy nie był w banku Czarneckiego i nie zamierzał być jego klientem.

Dziennikarze "Gazety Wyborczej" ujawnili wówczas, że faktycznie to nie senator zabiegał o otwarcie rachunku w Getin Banku. Według ich relacji wiosną 2015 roku z Getin Bankiem skontaktowała się Krajowa SKOK.

Wystąpiła o „otwarcie rachunku technicznego/ podpisanie umowy lokat z Fundacją Grzegorza Biereckiego „Kocham Podlasie””. Bankowcy odmówili, bo dotarły do nich „informacje medialne na temat wszczęcia postępowania prokuratorskiego wobec fundacji”.

Było to nieporozumienie - media nie informowały wówczas o śledztwie dotyczącym fundacji Kocham Podlasie, lecz Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych. Na jej majątek składały się przez wiele lat wszystkie SKOKi działające w Polsce. W 2011 roku fundacja została zlikwidowana, a jej majątek przejęła założona przez braci Biereckich i Adama Jedlińskiego spółka SIN (dziś udziałowiec Fratrii). W 2015 roku, po zawiadomieniu z Komisji Nadzoru Finansowego, prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie.

Jak wynika z ustaleń "Wyborczej", od decyzji Getin Banku odwoływał się Dominik Bierecki (jako członek zarządu fundacji Kocham Podlasie). Groził bankowi wytoczeniem sprawy sądowej, za brak zgody na otwarcie lokaty i złamanie zasady równości podmiotów.

Ministerstwo odmawia informacji

OKO.press chciało sprawdzić, jakimi środkami dysponowała i czym dokładnie zajmowała się w ubiegłych latach Fundacja Grzegorza Biereckiego Kocham Podlasie. Niestety okazało się, że nie składa ona sprawozdań w sądzie rejestrowym (nie musi tego robić, jeśli nie prowadzi działalności gospodarczej).

Tak jak wszystkie fundacje, ma jednak obowiązek przesyłania sprawozdań do nadzorującego jej działalność ministerstwa. W tym przypadku jest to resort kultury.

We wniosku o udostępnienie tych sprawozdań powoływaliśmy się na ustawę o dostępie do informacji publicznej. Wcześniej wielokrotnie na jej podstawie różne resorty - w tym także resort kultury - udostępniały nam sprawozdania innych fundacji.

Tym razem ministerstwo kultury odpisało nam jednak, że „zgodnie z art. 12 ust 3 ustawy z 6 kwietnia 1984 r. o fundacjach (...) fundacja udostępnia do publicznej wiadomości sprawozdanie ze swojej działalności, które składa corocznie właściwemu ministrowi.

Tym samym w celu uzyskania powyższych dokumentów, należy zwrócić się do w/w fundacji z prośbą o ich udostępnienie.”

Z fundacją Kocham Podlasie nie sposób się jednak skontaktować. Nikt nie odbiera w niej telefonów. Nie otrzymaliśmy także żadnej odpowiedzi na maile wysłane na adres fundacji oraz do biura senatora Biereckiego i kancelarii jego syna.

Ministerstwo podtrzymuje jednak odmowę. "Stanowisko urzędu pozostaje w tej sprawie niezmienne" - napisało w odpowiedzi na nasze odwołanie.

Od decyzji odwołamy się do sądu administracyjnego.

;

Udostępnij:

Bianka Mikołajewska

Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.

Komentarze