Tytuł Człowieka Wolności nadał wicepremierowi Glińskiemu tygodnik „Sieci”, wydawany przez spółkę Fratria.
Jej głównym udziałowcem jest spółka SIN, należąca do Grzegorza Biereckiego, jego brata – Jarosława (byłego radnego PiS w pomorskim sejmiku) i rodziny Adama Jedlińskiego (zmarłego w 2017 roku współtwórcy systemu SKOK; przyjaciela Lecha Kaczyńskiego).
Poniedziałkową galę towarzyszącą wręczeniu nagrody, senator Bierecki obserwował z pierwszego rzędu, u boku Zbigniewa Ziobry, ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. W imprezie uczestniczyli także premier Mateusz Morawiecki, prezes Jarosław Kaczyński oraz inni czołowi przedstawiciele rządu i politycy PiS.

W czasie trwania imprezy na twitterowym koncie Sejmu objaśniano, że „Tytuł Człowieka Wolności otrzymują co roku ludzie, dla których wolność jest wartością najważniejszą, a jej obrona i szerzenie – codzienną powinnością”.
A ministerstwo kultury, cytowało na swoim profilu słowa premiera Mateusza Morawieckiego: „Kultura jest fundamentem wolności. Ten fundament laureat buduje niezwykle solidnie”.
Sam minister Gliński, odbierając wyróżnienie mówił, że właściwie politykom nie powinno się przyznawać nagród. „Polityka to ma być jednak służba i nic więcej.
Polityk nikomu nie robi łaski, że uczestniczy w wyborach, że sprawuje władzę (…) Polityk ma pracować, ma ciężko pracować na rzecz dobra publicznego, a nie kolekcjonować zaszczyty” – przekonywał.
Ale potem długo uzasadniał dlaczego jemu, jego resortowi i środowisku politycznemu nagroda za promowanie wolności jednak się należy.
Na koniec rozważał, jak politycy powinni „realizować wolność” w czasach postprawdy. „Powinniśmy pamiętać przede wszystkim, że
prawda (…) nie tylko jest najciekawsza, ale prawda jest w gruncie rzeczy najważniejsza. A może przede wszystkim powinniśmy pamiętać, że ona w ogóle jest, że prawda istnieje. I że nasze pragmatyczne, polityczne projekty wolnościowe muszą się przede wszystkim na tym najprostszym założeniu opierać” – mówił.
Człowiek Wolności wychodzi ze studia
Tytuł przyznany Glińskiemu niemal od razu stał się przedmiotem drwin. Okazało się bowiem, że minister odebrał część obiecanej wcześniej dotacji Europejskiemu Centrum Solidarności w Gdańsku, czyli placówce, która upamiętnia polską drogę do demokracji i wolności właśnie.
Resort kultury odmawiał dziennikarzom informacji i komentarza w tej sprawie.
W czwartek, 24 stycznia, gdy o odebranie dotacji zapytał Glińskiego w radiu RMF Robert Mazurek, minister przerwał rozmowę i wyszedł ze studia.
🎥 wicepremier Piotr #Gliński w #RozmowaRMF przerwał wywiad i wyszedł ze studia po pytaniu o pieniądze dla #ECS @RMF24pl pic.twitter.com/Je1od1zKaC
— RozmowaRMF (@Rozmowa_RMF) January 24, 2019
Później wyjaśniał na Twitterze, że na wywiad zgodził się „tylko pod warunkiem nieporuszania tematów w jakichkolwiek sposób związanych z tragiczną śmiercią prezydenta Pawła Adamowicza” (pisownia oryginalna).
Poseł Michał Szczerba z PO komentował wówczas: „Człowiek Wolności SKOK nie chce tłumaczyć się z politycznych cięć budżetu Europejskiego Centrum Solidarności. A tak PiS przywitał #Rok Wolności #4Czerwca. Więcej small talku, selfie i przekąsek. Mniej trudnych pytań.”
A Barbara Nowacka z Inicjatywy Polskiej pisała: „Przypominam, że Gliński to człowiek wolności. Jemu wolno!”
Fundacja Kocham Podlasie
To nie pierwszy i nie jedyny raz, gdy minister i jego resort próbowali uciec od obowiązku udzielania informacji.
W dniu, w którym wicepremier odbierał nagrodę Człowieka Wolności, nasza redakcja dostała odmowną odpowiedź ministerstwa kultury na wniosek o udostępnienie sprawozdań Fundacji Grzegorza Biereckiego Kocham Podlasie za lata 2012- 17.
Senator założył ją w listopadzie 2011 roku, krótko po tym, jak został wybrany z Podlasia do parlamentu. Fundacja ma prowadzić i wspierać działania w zakresie: kultury i sztuki, oświaty i wychowania, kultury fizycznej i sportu, pomocy społecznej i dobroczynności oraz opieki nad zabytkami i rozwoju regionalnego.
Prezesem fundacji jest żona senatora – Marzena Bierecka. W zarządzie zasiadają także jego dwaj synowie: Dominik i Jakub.
Ostatnio o fundacji było głośno, gdy „Gazeta Wyborcza” ujawniła nagranie rozmowy właściciela Getin Banku, Leszka Czerneckiego z ówczesnym szefem Komisji Nadzoru Finansowego, Markiem Ch.
Czarnecki wspominał w rozmowie, że Grzegorz Bierecki chciał ulokować w jego banku ogromną kwotę („nie pamiętam – sześćdziesiąt, siedemdziesiąt milionów złotych” – mówił), ale bank jej nie przyjął, obawiając się „podejrzenia o współudział w praniu brudnych pieniędzy jak się okaże [że] on te pieniądze ma nielegalnie wyciągnięte ze SKOKów”.
Po publikacji nagrań Bierecki ogłosił, że nigdy nie był w banku Czarneckiego i nie zamierzał być jego klientem.
Dziennikarze „Gazety Wyborczej” ujawnili wówczas, że faktycznie to nie senator zabiegał o otwarcie rachunku w Getin Banku. Według ich relacji wiosną 2015 roku z Getin Bankiem skontaktowała się Krajowa SKOK.
Wystąpiła o „otwarcie rachunku technicznego/ podpisanie umowy lokat z Fundacją Grzegorza Biereckiego „Kocham Podlasie””. Bankowcy odmówili, bo dotarły do nich „informacje medialne na temat wszczęcia postępowania prokuratorskiego wobec fundacji”.
Było to nieporozumienie – media nie informowały wówczas o śledztwie dotyczącym fundacji Kocham Podlasie, lecz Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych. Na jej majątek składały się przez wiele lat wszystkie SKOKi działające w Polsce. W 2011 roku fundacja została zlikwidowana, a jej majątek przejęła założona przez braci Biereckich i Adama Jedlińskiego spółka SIN (dziś udziałowiec Fratrii). W 2015 roku, po zawiadomieniu z Komisji Nadzoru Finansowego, prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie.
Jak wynika z ustaleń „Wyborczej”, od decyzji Getin Banku odwoływał się Dominik Bierecki (jako członek zarządu fundacji Kocham Podlasie). Groził bankowi wytoczeniem sprawy sądowej, za brak zgody na otwarcie lokaty i złamanie zasady równości podmiotów.
Ministerstwo odmawia informacji
OKO.press chciało sprawdzić, jakimi środkami dysponowała i czym dokładnie zajmowała się w ubiegłych latach Fundacja Grzegorza Biereckiego Kocham Podlasie. Niestety okazało się, że nie składa ona sprawozdań w sądzie rejestrowym (nie musi tego robić, jeśli nie prowadzi działalności gospodarczej).
Tak jak wszystkie fundacje, ma jednak obowiązek przesyłania sprawozdań do nadzorującego jej działalność ministerstwa. W tym przypadku jest to resort kultury.
We wniosku o udostępnienie tych sprawozdań powoływaliśmy się na ustawę o dostępie do informacji publicznej. Wcześniej wielokrotnie na jej podstawie różne resorty – w tym także resort kultury – udostępniały nam sprawozdania innych fundacji.
Tym razem ministerstwo kultury odpisało nam jednak, że „zgodnie z art. 12 ust 3 ustawy z 6 kwietnia 1984 r. o fundacjach (…) fundacja udostępnia do publicznej wiadomości sprawozdanie ze swojej działalności, które składa corocznie właściwemu ministrowi.
Tym samym w celu uzyskania powyższych dokumentów, należy zwrócić się do w/w fundacji z prośbą o ich udostępnienie.”
Z fundacją Kocham Podlasie nie sposób się jednak skontaktować. Nikt nie odbiera w niej telefonów. Nie otrzymaliśmy także żadnej odpowiedzi na maile wysłane na adres fundacji oraz do biura senatora Biereckiego i kancelarii jego syna.
Ministerstwo podtrzymuje jednak odmowę. „Stanowisko urzędu pozostaje w tej sprawie niezmienne” – napisało w odpowiedzi na nasze odwołanie.
Od decyzji odwołamy się do sądu administracyjnego.