Pod hasłem reorganizacji i tworzenia nowych sądów ministerstwo sprawiedliwości dostanie totalną kontrolę nad całym wymiarem sprawiedliwości. Reorganizacja pozwoli na weryfikację wszystkich sędziów i wielką czystkę w sądach. Dla niezależnych sędziów w „nowych” sądach może nie być już miejsca lub czeka ich zsyłka np. w Bieszczady
Plany powołania nowych sądów ujawniła we wtorek wieczorem „Rzeczpospolita”. Dziennik opisał założenia „drugiego etapu reformy sądownictwa”. Pierwszym etapem było przejęcie KRS, częściowe przejęcie Sądu Najwyższego i wymiana prezesów sądów na zaufanych sędziów.
Drugi etap ma polegać na likwidacji sądów apelacyjnych, okręgowych i rejonowych. Ich miejsce mają zająć nowe sądy regionalne (przejmą funkcje obecnych sądów okręgowych i apelacyjnych) oraz okręgowe (zamiast obecnych sądów rejonowych).
O takim scenariusz mówiło się już w ubiegłym roku. Likwidacja sądów apelacyjnych miał być ostatnim etapem przejmowania przez obecną władzę kontroli nad dotąd niezależnymi sądami.
Nowe sądy to w praktyce wielka reorganizacja, która otworzy ministrowi Ziobro furtkę do weryfikacji i wymiany sędziów w całej Polsce. Bo sędziowie najprawdopodobniej albo będą dostawali nowy przydział do sądów, albo będą na nowo powoływani na funkcję sędziego.
Nie będzie już sędziów okręgowych, czy rejonowych. Wszyscy sędziowie będą mieli taki sam status, sędziów sądu powszechnego, i rotacyjnie będą pracować w sądach okręgowych i regionalnych. Ich wynagrodzenie będzie zależało m.in. od stażu pracy.
Jak wygląda taka reorganizacja w wykonaniu obecnej władzy widać było w prokuraturze, w której zlikwidowano dwa najwyższe szczeble i powołano nowe. Pozwoliło to na weryfikację prokuratorów i niepokornych śledczych zdegradowano na najniższy szczebel do rejonu. Pozostali odeszli na emeryturę.
Tak samo może być w sądach. Co więcej, dla niezależnych sędziów może zabraknąć miejsca w „nowych sądach” i dostaną propozycję wcześniejszej emerytury. A jeśli nadal będą chcieli zostać i orzekać to możliwy jest też wariant zsyłki do odległego sądu, nawet w ramach tego samego okręgu, bo nie wykluczone, że przy reorganizacji zostaną powołane nowe okręgi sądowe. Oba scenariusze dopuszcza artykuł 180 Konstytucji.
Sędziowie mogą też sami odchodzić z zawodu, bo uznają, że nie chcą pracować w takich sądach lub odbiorą to jako zawodową degradację.
W ten sposób obecna władza za jednym zamachem - bez robienia dyscyplinarek - może pozbyć się sędziów, którzy dziś głośno bronią wolnych sądów oraz sędziów niepokornych, którzy wyroki wydają zgodnie z prawem i własnym sumieniem, a nie oczekiwaniem władzy.
To nie koniec. Resort Ziobry planuje też wprowadzić do sądów więcej tzw. czynnika ludowego. Taki czynnik w postaci ławników w 2018 roku wprowadzono do Sądu Najwyższego.
W sądach powszechnych takim czynnikiem społecznym mieliby być sędziowie pokoju. Załatwialiby sprawy o wykroczenia, drobne sprawy karne, część spraw pracowniczych i konsumenckich, które przejęliby od sędziów.
Resort proponuje, by sędziami pokoju mogły zostać osoby które ukończyły 35 lat, ale nie muszą być prawnikami. Tylko musieliby mieć doświadczenie życiowe. Odwołania od ich wyroków rozpoznawałby zawodowy sąd.
Sędzia pokoju miałby być wybierany w wyborach powszechnych w powiatach. Kandydat nie mógłby należeć do partii, co nie oznacza, że sędziami pokoju nie mogliby zostać współpracownicy PiS.
Sędziowie pokoju sądziliby obywateli, którzy protestują dziś przeciwko obecnej władzy, za co policja wytacza im seryjne procesy o wykroczenia. Dziś zawodowi sędziowie obywateli uniewinniają. Czy sędziowie pokoju też w takich wyrokach będą powoływać się na prawa człowieka, Konstytucję, prawa międzynarodowe? Czy nadal będą uniewinniać z prób blokowania marszów ONR?
Kolejnym czynnikiem społecznym w sądach mają być rady doradcze przy sądach regionalnych. Jak pisze „Rzeczpospolita”, mają one zwiększyć społeczną kontrolę nad sądami.
W skład takiej rady będą wchodzić m.in. reprezentanci lokalnej społeczności wybierani przez samorząd terytorialny, sędziowie, prokuratorzy i przedstawiciele „innych zawodów prawniczych”.
Rada będzie mogła wyrażać opinie, składać wnioski w sprawie funkcjonowania sądu w całym regionie. Chodzi m.in. o opiniowanie kandydatów na sędziów, rozpoznawanie skarg obywateli, czy żądanie wszczynania dyscyplinarek dla sędziów.
Ogłoszenie propozycji powołania nowych sądów w formie przecieku do „Rzeczpospolitej” i na dwa miesiące przed wyborami do Parlamentu Europejskiego rodzi pytanie. Po co teraz ministerstwo sprawiedliwości sygnalizuje, że chce dokończyć proces przejmowania kontroli nad wszystkimi sądami w Polsce oraz proces wymiany sędziów na „swoich” lub bardziej spolegliwych?
W hasła „reformy” trudno uwierzyć po tym, co PiS robił z wymiarem sprawiedliwości w ostatnich latach. Obecna władza przeprowadza tylko wymianę kadr.
Artykuł w „Rzeczpospolitej” może być tylko próbą wysondowania nastrojów w społeczeństwie. Trudno bowiem sobie wyobrazić, żeby w roku wyborów do europarlamentu i Sejmu rząd otwierał poważny konflikt o sądy. Obywatele pokazali bowiem, że chcą sądów niezależnych i o nie upomnieli się na ulicy. O polskie sądy upomina się też UE.
Ponadto sprawa stanu praworządności w Polsce może mieć wpływ na podział nowego budżetu UE na lata 2021-2027. Rozpoczęcie przejmowania pełnej kontroli nad sądami powszechnymi w tym momencie uderzy w pozycję negocjacyjną Polski. Więc może to być po prostu zapowiedź tego co zrobi PiS, jeśli wygra na jesieni wybory do Sejmu.
Ale może być też tak, że PiS chce z walki z „kastą sędziowską” uczynić jeden z elementów kampanii wyborczej. I znowu napuści społeczeństwo na sędziów, z których - tak jak z osób LGBT - zrobi cel nagonki i mobilizacji swoich wyborców.
Dziś to spekulacje, ale plan dokończenia przejmowania sądów jest realny, bo w resorcie sprawiedliwości mówi się o nim od wielu miesięcy. Obecna władza wielokrotnie pokazywała, że nie toleruje niezależnych sędziów.
Mianowani przez Ziobrę rzecznicy dyscyplinarni ich ścigają. Ale sędziowie się nie boją. Jak nigdy dotąd są zjednoczeni i solidarni, bronią niezależności i wydają niezależne wyroki, które niekoniecznie władzy się podobają.
Sądy są jednak potrzebne PiS. To ostatnia duża instytucja publiczna, której ta władza nie kontroluje. A sądy mają „klepać” to z czym przyjdzie do nich zależna od Zbigniewa Ziobry i jego stronników prokuratura.
Plan likwidacji sądów apelacyjnych być może byłby już zrealizowany, gdyby nie to, że ofensywa przejmowania kontroli nad wymiarem sprawiedliwości załamała się w ubiegłym roku na Sądzie Najwyższym.
O intencjach resortu Ziobry, który oficjalnie mówi o „reformach”, „sądach bliżej ludzi” świadczyć może wpis na hejterskim koncie KastaWatch na Twitterze: „To będzie początek końca KASTY. Już słychać jęk i płacz na sędziowskich górach”.
O wyczynach tego konta OKO.press pisało niedawno. Wszystko wskazuje na to, że autorzy tego konta mają informatorów w ministerstwie sprawiedliwości.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze