0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

W programie „Newsweek Opinie” prowadzonym przez Renatę Kim wystąpił 30 stycznia 2018 poseł Robert Winnicki, prezes Ruchu Narodowego. Program można obejrzeć tutaj.

Winnicki powiedział w nim, co myśli o Janie Tomaszu Grossie – profesorze z Princeton, autorze m.in. książek „Sąsiedzi” o zbrodni w Jedwabnem oraz „Złotych żniw” o tym, jak Polacy przyczynili się do wymordowania setek tysięcy Żydów w czasie wojny. Winnicki powiedział:

„Tomasz Gross słusznie był wzywany do prokuratury, ponieważ niejako zawodowo zajmuje się on zakłamywaniem prawdy historycznej i znieważaniem Narodu Polskiego”.

Kiedy prowadząca przypomniała mu, że ustawie mają nie podlegać naukowcy, Winnicki odparł:

„Ale Gross nie jest żadnym naukowcem, ponieważ on nie reprezentuje żadnego warsztatu naukowego”.

Przypomnijmy, że minister Patryk Jaki – podobno autor zapisów, które wywołały międzynarodowy skandal – podkreślał w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” z 30 stycznia, że „nie będzie kary za Jedwabne”.

Tymczasem poseł Ruchu Narodowego potwierdził najgorsze obawy polskich historyków – oraz zagranicznych komentatorów – którzy sądzą, że według znowelizowanej ustawy o tym, co jest, a co nie jest nauką czy dziełem sztuki, będzie decydował prokurator i sąd. Pisali o tym w swoich oświadczeniach m.in. historycy z Centrum Badań nad Zagładą Żydów PAN, dyrekcja Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN oraz dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego prof. Paweł Śpiewak.

Poseł Winnicki nie wydaje nam się w OKO.press osobą szczególnie kompetentną, aby oceniać warsztat naukowy Jana Tomasza Grossa. Studiował z bardzo zmiennym szczęściem politologię na Uniwersytecie Wrocławskim, ale studiów ostatecznie nie ukończył. Nie ma więc nawet tytułu zawodowego magistra.

Przypomnijmy, że Jan Tomasz Gross jest profesorem Princeton, uniwersytetu należącego do pierwszej dziesiątki w USA i na świecie w międzynarodowych rankingach. Książki Grossa są często cytowane przez innych naukowców, czego poseł Winnicki dowiedziałby się, gdyby zajrzał np. do serwisu Google Scholar. Według biogramu Grossa na stronie Princeton obronił on doktorat na Uniwersytecie Yale w 1975 roku - znów w jednym z najbardziej prestiżowych ośrodków akademickich na świecie. Często podnoszonym w Polsce zarzutem wobec Grossa jest fakt, że obronił doktorat z socjologii, a nie z historii – chociaż zajmował się od początku badaniami historycznymi i pracował na Princeton na wydziale historii. Nie jest też jasne, dlaczego socjolog nie miałby się zajmować przeszłością, w szczególności jeśli bada zjawiska społeczne z dawnych czasów (chociażby polski antysemityzm).

W czasie dyskusji nad książkami Grossa historycy krytykowali jego podejście warsztatowe. Krytyka warsztatu to normalny i stały element recenzji pracy naukowej. Nieliczni historycy jednak odmawiali jego książkom poznawczych walorów.

Ten spór wobec słów posła Winnickiego ma drugorzędne znaczenie. W demokratycznym kraju spór o to, co jest naukowe, a co nie jest, pozostawiany jest naukowcom – i dotyczy to tak drastycznych momentów w dziejach, jak np. historia niewolnictwa w USA, ludobójstwo popełnione przez Belgów w Kongo czy wywołany przez Brytyjczyków głód, który zabił kilka milionów ludzi w Bengalu (wówczas kolonii brytyjskiej) w 1943 roku.

Poseł Winnicki chciałby, żeby to politycy i sędziowie decydowali, co jest nauką, a co – obrażaniem narodu. Dokładnie przed takim podejściem ostrzegają krytycy nowelizacji ustawy o IPN.

Przeczytaj także:

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze