Bliscy opozycyjnego dziennikarza twierdzą, że Protasiewicz starał się o azyl w Polsce, ale mu go odmówiono. Rekonstruujemy wydarzenia, które doprowadziły do porwania przez reżim Łukaszenki samolotu Ryanair z Protasiewiczem na pokładzie
Ryanair FR 4978, należący do polskiej spółki córki Ryanair, RYANAIR SUN, na pokładzie którego znajdowało się ponad 120 osób (według innych źródeł - 171 osób), w tym 26-letni Roman Protasiewicz, w niedzielę 23 maja 2021 został zmuszony do zawrócenia i udania się na lotnisko w Mińsku. Pretekstem był fałszywy alarm bombowy zgłoszony przez białoruskiego dyspozytora przestrzeni powietrznej. Samolot utrzymywał jednak kurs na Wilno i zawrócił dopiero wobec jednoznacznej groźby ze strony uzbrojonego białoruskiego myśliwca. W chwili podjęcia decyzji o zmianie kursu do litewskiej granicy pozostawało kilkanaście kilometrów. FR 4978 był niemal dwukrotnie bliżej lotniska w Wilnie niż tego w Mińsku.
Do Wilna samolot odleciał z Mińska po kilku godzinach bez 6 pasażerów.
Na mińskim lotnisku zostali zatrzymani Roman Protasiewcz wraz ze swoją partnerką Sofią Sapiegą, studentką prawa międzynarodowego na uniwersytecie w Wilnie.
Z powrotu na pokład dobrowolnie zrezygnowali też czterej mężczyźni, co do których informacje są wciąż niejednoznaczne. Według różnych doniesień byli obywatelami Rosji oraz agentami białoruskiego KGB, śledzącymi Protasiewicza już na lotnisku w Atenach. Do tej drugiej wersji przychyla się zresztą sam Ryanair.
Według podsumowania redakcji portalu TUT.BY, która sama stała się dopiero co ofiarą ataku władz (włącznie z zakazem funkcjonowania w białoruskim internecie), na pokładzie nie doszło do żadnego konfliktu z pasażerami. Takie informacje przekazywali początkowo litewscy politycy.
Ojciec Protasiewicza, Dzmitry Protasiewicz, do niedawna wysoko postawiony wojskowy, uważa, że białoruskie służby same by sobie z takim zadaniem nie poradziły. Ale na razie to, czy w akcji byli agenci rosyjskiej FSB czy z białoruskiego KGB, jeszcze się do końca nie wyjaśniło. Personalia mężczyzn mają być obecnie potwierdzane.
Wiele wskazuje na to, że jeden z nich był dodatkowo operatorem propagandowych mediów, bo białoruska, państwowa stacja ONT opublikowała w wieczornym wydaniu wiadomości ujęcia z pokładu uziemionego samolotu.
Ten sam materiał zawierał treść rozmowy dyspozytorów z lotniska w Mińsku z pilotami rejsu Ryanair FR 4978. Jasno wynika z niej, że to właśnie oni przekonywali załogę do zawrócenia na lotnisko w Mińsku. To oni poinformowali załogę, że na pokładzie może znajdować się bomba powołując się przy tym na maila, którego miała otrzymać obsługa lotniska. Żadnych niebezpiecznych materiałów na pokładzie samolotu nie odnaleziono.
Reżimowe media zapewniały, że decyzję o zawróceniu do Mińska podjął kapitan. Teraz wiadomo, że do lądowania w Mińsku zmusił pilotów MiG-29 białoruskich sił zbrojnych, który wykonał manewr ostrzeżenia przed użyciem rakiet powietrze-powietrze, w które uzbrojony był myśliwiec.
Do sieci trafiły już liczne świadectwa z pokładu uziemionego groźbami samolotu. Do najbardziej poruszających należą słowa samego Protasiewicza przekazane przez jednego z pasażerów. Dziennikarz miał powiedzieć: „Jestem byłym redaktorem Nexty, czeka mnie tutaj kara śmierci”.
Matka białoruskiego dziennikarza i blogera alarmowała, wcześniej, że według lekarzy jej syn może znajdować się w którymś z mińskich szpitali w stanie krytycznym. Ma poważne problemy z sercem.
Wieczorem pojawiło się natomiast nagranie opublikowane przez białoruskie MSW. Na nagraniu Protasiewicz przyznaje się do winy. Na jego twarzy widać ślady pobicia. Jego przyjaciel, Franak Wiaczorka, przekonuje, że przyznanie się do winy zostało wymuszone przemocą.
"Mam na imię Roman Protasiewicz, byłem zatrzymany wczoraj na lotnisku w Mińsku przez funkcjonariuszy MSW. Znajduję się w areszcie śledczym numer 1 w Mińsku [red. tzw. Wołodarka]. Nic mi nie dolega, w tym nie mam problemów z sercem ani żadnymi innymi organami, czuję się świetnie. Strażnicy traktują mnie maksymalnie poprawnie. Obecnie współpracuję ze śledztwem i składam zeznania przyznając się do winy organizowania masowych zamieszek w mieście Mińsk".
Treść oświadczenia może brzmieć spokojnie, ale białoruskie media podkreślają, że oświadczenie podobne jest do szeregu podobnych oświadczeń wymuszanych przemocą na więźniach politycznych. W ciągu ostatnich miesięcy w kanałach informacyjnych białoruskich służb regularnie pojawiały się dziesiątki podobnych wideo. Prawo międzynarodowe traktuje tego typu wymuszane nagrania i przyznania do winy jako materiał dowodowy w sprawach dotyczących tortur.
Na twarzy Protasiewicza widać wyraźne zmiany względem jego ostatnich zdjęć na wolności - szczególnie rzucają się w oczy pociemniałe plamy na prawej stronie twarzy dziennikarza. Oświadczenie jest prawdopodobnie czytane z kartki, Roman słowo w słowo cytuje zarzucane mu przez propagandę czyny.
W czasie pobytu w Polsce i w Wilnie dziennikarzowi towarzyszyła białoruska dziennikarka Katarzyna Jerozolimska, jego była partnerka. Według niej Protasiewicz ubiegał się w Polsce o azyl, jednak ostatecznie mu go odmówiono. Katarzyna, naczelna redaktorka oraz prowadząca w niezależnej białoruskiej telewizji internetowej Malanka, opowiada jak dokładnie wyglądał cały proces odmowy.
„Roma wyjechał do Polski jesienią 2019 roku po tym, jak zatrzymano twórcę kanału Nexta Władimira Czudziencowa. Zrozumiał, że sam jest zagrożony, wiedział, że jest śledzony. Przyjechał do Warszawy i poprosił o azyl. W tamtym czasie już pracował dla Nexty. Rozumiał, że może mieć problemy, dlatego razem ze Sciepanem Puciłą, innym redaktorem Nexty, złożyli w Warszawie dokumenty wymagane od osób ubiegających się o azyl. Sciepan status azylanta ostatecznie dostał – wiosną albo latem 2020 roku" - mówi Katarzyna.
"Roma czekał, ale decyzji nie otrzymał. Zmieniliśmy adres, ale poinformowaliśmy o tym, kogo trzeba. Tak czy inaczej, żadnej odpowiedzi nie dostaliśmy. Kiedy zdecydowaliśmy o przeprowadzce do Wilna i wnioskowaniu o azyl w Litwie, udaliśmy się do Urzędu do Spraw Cudzoziemców, by odebrać paszport Romy. Przyszliśmy zapytać, czy możemy zrezygnować z azylu w Polsce, bo zbyt długo trwa proces decyzyjny. Inspektorka odpowiedziała nam wtedy, że decyzję już dawno podjęto, kilka miesięcy wcześniej, i że była to odmowa".
"Informację o decyzji Urząd miał podobno wysłać pocztą, ale my jej nie otrzymaliśmy. Poprosiliśmy o kopię tej decyzji, ale odpowiedziano nam, że długo by tego szukać w archiwum, i że dostaniemy potwierdzenie na podany adres. Nadal nic takiego nie otrzymaliśmy".
"Oddali nam paszport Romy z przeterminowaną wizą. Mieliśmy przy tym szczęście, że była kwarantanna, bo dzięki temu mogliśmy pozostać w Polsce. W innym przypadku Romę mogli deportować do Białorusi. Ostatecznie w Litwie Roma nawet nie próbował aplikować o status azylanta” - opowiada Katarzyna w rozmowie z OKO.press.
Tę informację potwierdza w rozmowie z OKO.press Olga Salomatova z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Jerozolimska w trakcie konsultacji z HFPC dowiedziała się, że gdyby Roman miał status azylanta, łatwiej byłoby o naciski w sprawie jego uwolnienia.
W listopadzie 2020 reżim Łukaszenki formalnie zażądał od polskich władz wydanie Protasiewcza, którego Mińsk umieścił na liście poszukiwanych za terroryzm.
Jerozolimska wspomina: „W tamtym czasie [sierpniu 2020 roku] często przychodzili do warszawskiego studia Nexty ważni ludzie, tacy jak choćby premier Mateusz Morawiecki. Po sierpniu [2020] wszyscy byli zainteresowani tym, jak w Nexcie pracowaliśmy. Wszyscy deklarowali chęć pomocy i załatwienie formalności dla każdego i każdej z nas. Z tego, co wiem, to nikt oprócz Sciepana tych dokumentów ostatecznie nie dostał. Powodów odmowy azylu dla Romy nadal nie znamy”.
W pierwszych komentarzach pisano, że decyzja o przyznaniu azylu była jednak pozytywna – do tych należy choćby opinia senatora Bogdana Klicha, szefa senackiej komisji spraw zagranicznych, czy Wojciecha Konończuka, wicedyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich.
Jednak informację o braku azylu dla Protasiewicza potwierdził w rozmowie z Konkretem24 wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński. Tłumaczy, że Białorusin nie dokończył procedury azylowej.
Ma zaledwie 26 lat. Pierwsze wzmianki o nim w białoruskiej przestrzeni publicznej pochodzą jeszcze z 2011 roku, kiedy jako ówczesny laureat prezydenckiego stypendium przyłączył się do protestu licealistów sprzeciwiających się represjom po sfałszowanych wyborach w grudniu 2010 roku.
W ostatnich miesiącach był redaktorem naczelnym telegramowego kanału Belarus golovnogo mozga publikującego ironiczne komentarze o białoruskiej rzeczywistości. Wcześniej funkcję tę pełnił między innymi Ihar Losik znajdujący się w areszcie śledczym od niemal roku (333 dni).
Roman Protasiewicz uczestniczył też w pracach sztabu Swiatłany Cichanouskiej, to właśnie jej towarzyszył w wizycie w Atenach, z których powrót zakończył się dla niego tak dramatycznie.
Znalazł się na liście osób najbardziej poszukiwanych przez reżim Łukaszenki za uruchomienie i prowadzenie kanału NEXTA na platformie Telegram w czasie masowych protestów po sfałszowaniu przez Łukaszenkę wyborów prezydenckich w sierpniu 2020. Z NEXTA odszedł jesienią 2020 roku.
Wcześniej Protasiewicz pracował w Euroradio, internetowej niezależnej stacji w Białorusi. Jego ówczesny przełożony, Pawieł Swierdłow, opisuje go jako zdolnego fotografa i po prostu dobrego człowieka. Podkreśla przy tym, że Roman nie miał umiejętności, ani charyzmy organizatora protestów.
Jak trafnie podkreśla Maria Efimowa z Novaj Gazety, portal Nexta odegrał ważną rolę w trakcie protestów, ale była to rola reporterska, a nie organizacyjna. Ludzie podejmowali decyzje na podstawie informacji dostępnych na kanałach tego medium dlatego, że Nexta jest największym i najszybszym tego typu blogiem w kraju, a nie dlatego, że redaktorzy kanału sugerowali protestującym, co mają robić i gdzie mają się spotykać.
W młodości Protasiewicz wybrał ścieżkę dziennikarza – otrzymał w Czechach stypendium imienia Vaclava Havla i odbył staż w Radiu Svaboda. Tam poznał też Franaka Wiaczorkę, polityka i dziennikarza, obecnie redaktora Radia Wolna Europa, oraz Ihara Losika. Ten pierwszy alarmuje, że Roman może być właśnie torturowany w areszcie śledczym albo w siedzibie KGB.
Co ciekawe, Protasiewicz jest synem wykładowcy mińskiej Akademii Wojskowej. Z rodzicami miał się publicznie pokłócić właśnie z powodu poparcia opozycji w 2011. Ojciec dziennikarza, wykładający w katedrze przygotowania ideologicznego, przestał nauczać przyszłych białoruskich oficerów jesienią 2019 roku.
Decyzja odejścia z Akademii nie była motywowana politycznie, ojciec Romana podjął ją na długo przed początkiem kampanii wyborczej i rewolucji w 2020 roku. Mimo tego Dzmitry Protasiewicz znalazł się na liście oficerów pozbawionych wojskowych stopni dekretem Łukaszenki z początku maja 2021.
Protasiewicz podkreślał wtedy, że jego ojciec nie brał ani czynnego, ani biernego udziału w protestach. Wiele wskazuje na to, że pozbawienie starszego Protasiewicza stopni wojskowych było elementem zemsty za działalność syna. Rodzice Romana uciekli z kraju, kiedy tylko jasne stało się, że ich syn trafił na celownik reżimu.
Media i przedstawiciele władz na Zachodzie wydały mocne i jednoznaczne oświadczenia, z których najmocniejsze nazywają działania Łukaszenki aktem międzypaństwowego terroryzmu.
Za oświadczeniami poszły deklaracje o konieczności wprowadzenia czwartego pakietu sankcji, który jeszcze miesiąc temu leżał zamrożony w biurkach unijnych decydentów. Brukselski dziennikarz Tomasz Bielecki pisze jednak, że siłowe zawrócenie FR 4978 zmieniło nastawienie w w Komisji Europejskiej.
Odbywający się właśnie szczyt Rady Europejskiej (przywódcy 27 państw członkowskich) zdecydował o rozszerzeniu czarnej listy osób niepożądanych w UE o kolejnych członków kliki Łukaszenki oraz o zamrożenie przestrzeni powietrznej nad Białorusią oraz zakazanie lotów w UE białoruskim przewoźnikom lotniczym, takim jak Belavia.
Samoloty łotewskich linii AirBaltic już od poniedziałku omijają białoruską przestrzeń powietrzną.
W grę ma wchodzić nawet całkowity zakaz tranzytu między Unią i Białorusią, również tego naziemnego. Dzięki temu główne gałęzie białoruskiej gospodarki mogłyby się ostatecznie załamać. Takie rozwiązanie pozwoliłoby zamrozić dochody reżimu Łukaszenki z przemytu papierosów, który uchodzi za jedno z głównych źródeł utrzymania jego najbliższego środowiska. Decyzje mają być podjęte w dwóch najbliższych dniach.
Późnym wieczorem opublikowano ustalenia szczytu w sprawie Białorusi:
Jak podkreślał dziś (24 maja) w polskim Sejmie Pawieł Łatuszka, jeden z liderów białoruskiej opozycji, Białorusini są na te sankcje gotowi, a wręcz ich żądają. W mediach społecznościowych ironizują jak wielkie zaniepokojenie wyrazi Unia – duże, czy bardzo duże. Oczekują realnego wsparcia ze strony zachodnich państw, o czym świadczy poruszający performance białorusko-polskiej aktywistki i artystki Jany Szostak w Warszawie.
Sankcje to nie jedyne metody nacisku, o które proszą Białorusini. Inną metodą usunięcia Łukaszenki ma stać się skazanie dyktatora za zbrodnie przeciwko ludzkości. W Niemczech rozpoczął się właśnie proces, w którym jest on głównym oskarżonym. Uznanie Łukaszenki za terrorystę całkowicie odcięłoby go jakichkolwiek stosunków z przedstawicielami zachodnich władz.
Niezależny dziennikarz specjalizujący się w tematach Białorusi i Europy Wschodniej. Od 2022 pracuje w Dziale Edukacji Międzynarodowej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Od 2009 roku związany ze Stowarzyszeniem Inicjatywa Wolna Białoruś, członek Zarządu Stowarzyszenia w latach 2019-2021. Absolwent Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych UW z dyplomem zrealizowanym na kierunku Artes Liberales. Grafik i ilustrator. Z pochodzenia Białorusin.
Niezależny dziennikarz specjalizujący się w tematach Białorusi i Europy Wschodniej. Od 2022 pracuje w Dziale Edukacji Międzynarodowej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Od 2009 roku związany ze Stowarzyszeniem Inicjatywa Wolna Białoruś, członek Zarządu Stowarzyszenia w latach 2019-2021. Absolwent Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych UW z dyplomem zrealizowanym na kierunku Artes Liberales. Grafik i ilustrator. Z pochodzenia Białorusin.
Komentarze