We Wrocławiu 10 lat temu zburzono buldożerami osiedle Romów przybyłych do Polski z Rumunii. ETPCz orzekł, że miasto naruszyło prawa człowieka. Rodziny dostaną po 5 tys. euro zadośćuczynienia
Maria Caldarar wyszła z domu wcześnie rano. Na prowizorycznym osiedlu we Wrocławiu, gdzie stały zbudowane przez przybyłych z Rumunii Romów baraki, mieszkała przez siedem lat razem z mężem i dwójką małych dzieci. Gdy po południu wróciła na Paprotną – jej domu już nie było. Wszystko zrównano z ziemią.
Maria straciła dokumenty, pieniądze, pamiątki i rzeczy osobiste, zabawki, ubranka dla dzieci, meble, naczynia, pościel – wszystko, czego nikt wcześniej nie chciał, ona zgromadziła i uzbierała. Najdotkliwsza była utrata leków – chorowała, bolały ją nerki.
W lipcu 2015 roku, gdy prezydentem Wrocławia był Rafał Dutkiewicz, koczowisko przy ulicy Paprotnej zniszczyły buldożery. Zrobiono to pod nieobecność mieszkańców. “Uprzątnęliśmy fragmenty prowizorycznych zabudowań i inne śmieci. Podczas prac nikt się nie pojawił i nic nie wskazywało, by ktoś tam mieszkał” – mówiła wtedy “Gazecie Wyborczej” jedna z wrocławskich urzędniczek.
Ratusz tłumaczył, że działkę trzeba było uporządkować, bo inaczej miasto dostałoby karę od Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego. Według urzędników koczowisko zagrażało bezpieczeństwu tych, którzy tam mieszkali. Groźne miały być piece bez wentylacji i “postawione rażąco sprzecznie z zasadami wiedzy technicznej” budynki.
Załamana Maria, której straż miejska nie pozwoliła wejść tam, gdzie wcześniej stał jej dom, pojechała z mężem na komisariat. Zgłosili popełnienie przestępstwa, ponieważ zostali nielegalnie eksmitowani.
Jej mąż Trajan odkrył później, że rzeczy, które miały przez miasto zostać zabezpieczone i im oddane, zostały wyrzucone na wysypisko śmieci. W śmieciach znalazł ubrania, leki i akt urodzenia jednego z synów.
“Słuchałam radia i nagle usłyszałam, że burzone jest koczowisko. To był szok, bo nikt tego się nie spodziewał. Ludzie rano wyszli do pracy, a kiedy wrócili, byli bez dachu nad głową” – wspomina Agata Ferenc, etnolożka i tłumaczka kulturowa ze Stowarzyszenia Nomada, która od lat współpracuje ze społecznością romską we Wrocławiu i innych polskich miastach.
Agata poinformowała rodziny o zburzonych domach i razem z nimi pojechała na miejsce. Wspierała ich od początku do końca.
Romowie z Paprotnej w jednej chwili stali się bezdomni. Przenieśli się na inne koczowisko nieopodal, przy ul. Kamieńskiego. Wobec społeczności z tego osiedla toczył się proces eksmisyjny wskutek pozwu złożonego przez ówczesnego prezydenta Wrocławia, Rafała Dutkiewicza.
Sprawa trafiła na czołówki gazet – o tragedii niewinnych ludzi pisały ogólnopolskie media w tym “Gazeta Wyborcza” i “Krytyka Polityczna”. Trudną sytuacją Romów, którzy mieszkali w prowizorycznych domach na obrzeżach miasta, żył cały Wrocław.
„Wszyscy tym żyliśmy. Zaangażowali się mieszkańcy, artyści, naukowcy. Organizowano zbiórki, szukano mieszkań, pomagano dzieciom w nauce. To pokazało, że społeczeństwo potrafi reagować na niesprawiedliwość” – mówi Agata Ferenc OKO.press.
Decyzja Trybunału w Strasburgu zapadła w czwartek 6 lutego 2025. Trybunał uznał, że władze miasta naruszyły prawo do życia prywatnego i rodzinnego 16 obywateli i obywatelek Rumunii pochodzenia romskiego, którzy zostali pozbawieni dachu nad głową bez zapewnienia im jakiejkolwiek alternatywy.
Trybunał przyznał poszkodowanym zadośćuczynienie od polskiego państwa w wysokości 5 tys. euro na rodzinę.
Ferenc: „5 tys. euro to symboliczna kwota, biorąc pod uwagę skalę strat. Romowie stracili cały swój dobytek. Przełomowy jest jednak sam fakt uznania ich krzywdy. To sygnał, że prawa Romów nie mogą być bezkarnie łamane”.
Maciej Mandelt z Nomady, który również od lat współpracuje ze społecznością romską i pomagał rodzinie Caldarar, tłumaczy OKO.press, że jeśli chodzi o zadośćuczynienie i wypłatę odszkodowań, to po wyroku Trybunału informacja trafia do rządu. „Pojawia się pytanie, czy wojewoda dolnośląski zwróci się do gminy o środki na ten cel” – mówi.
Mandelt: “Jeśli chodzi o rodziny, część z nich wyjechała do Anglii i Niemiec, inni wrócili do Rumunii. Z pewnością potrzebują tych pieniędzy i dobrze je spożytkują. Jedna z rodzin żyje we Wrocławiu – przeszła przez miejski program wsparcia i obecnie mieszka w mieszkaniu socjalnym. To pokazuje, że warto być cierpliwym i zaangażować się w proces, bo przynosi to realne efekty”.
Początkowo miasto było podzielone – jedni chcieli, by Romowie znaleźli sobie miejsce do życia gdzie indziej, najlepiej poza miastem, inni wskazywali, że ich sytuacja nie należy do najłatwiejszych, bo Romowie nie znali języka i nie mogli znaleźć pracy.
Dopiero później dzieci romskie zaczęły chodzić do szkoły z dziećmi polskimi, gdzie zostawały po lekcjach i kopały wspólnie w piłkę.
W następstwie eksmisji i presji aktywistów oraz mieszkańców rozpoczęły się rozmowy z miastem dotyczące sytuacji romskich migrantów i konieczności wprowadzenia systemowego wsparcia. Podjęto działania mające na celu poprawę sytuacji mieszkaniowej oraz integrację społeczną.
„Dużo się w mieście zmieniło” – mówi Maciej Mandelt. „Mówiliśmy w mediach, że trzeba zwrócić uwagę na politykę migracyjną. Dzięki różnym programom miejskim udało się włączyć rodziny romskie z Rumunii w życie społeczne Wrocławia”.
Jednym z efektów tych rozmów było wprowadzenie programu wsparcia dla Romów, obejmującego pomoc w uzupełnieniu dokumentów tożsamości, wsparcie mieszkaniowe oraz praca socjalna i działania edukacyjne dla dzieci romskich. Program miał na celu nie tylko doraźną pomoc, ale także stworzenie długofalowych mechanizmów przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu.
„Miasto poczyniło duże postępy” – zgadza się Ferenc. "Wyrok Trybunału przypomina, że prawa człowieka muszą być przestrzegane niezależnie od statusu społecznego czy narodowości. To nie tylko historia Romów z Paprotnej. To test dla naszej zdolności do budowania społeczeństwa opartego na solidarności” – podkreśla Ferenc.
Według raportu International Organisation for Migration (IOM) romscy uchodźcy i migranci w Polsce oraz innych krajach Europy często spotykają się z dyskryminacją i brakiem dostępu do podstawowych usług. Romowie, mimo że są obywatelami Unii Europejskiej, mają trudności w rejestracji pobytu, ponieważ wymaga to spełnienia warunków ekonomicznych, których nie są w stanie zrealizować.
Podobne problemy zostały opisane w wyroku w sprawie Marii i Trajana Caldarar, gdzie Trybunał zwrócił uwagę na brak proporcjonalności działań władz wobec Romów oraz ich nieobecność w procesach decyzyjnych.
Istotną rolę w procesie przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka odegrała Helsińska Fundacja Praw Człowieka, która od lat monitoruje przypadki naruszeń praw człowieka w Polsce i wspiera ofiary systemowych nadużyć. Fundacja zaangażowała się w sprawę Romów z Wrocławia, podkreślając jej znaczenie w kontekście praw mniejszości i przeciwdziałania dyskryminacji. Szczególnie zaangażowane od samego początku były pełnomocniczki skarżących w postępowaniu prof. UW dr hab. Dorota Pudzianowska z Kancelarii Dentons oraz adw. Sylwia Gregorczyk- Abram.
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Współpracuje z "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Współpracuje z "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Komentarze