0:000:00

0:00

Polska w czasie kryzysu UE mówi, że musimy zreformować Unię poważnie, a nie powtarzać, że musi być więcej Unii, a mniej samodzielnych, suwerennych krajów. Tu różnimy się od Francji i Niemiec. Pytanie, czy nasza diagnoza nie okaże się słuszna.
Fałsz. Populizm jest jedyną wewnętrzną przyczyną kryzysu UE.
"Tak czy nie", Polsat News,25 października 2016
Prawo i Sprawiedliwość rzeczywiście mówi, że chce "prawdziwej reformy Unii Europejskiej". Swoją koncepcję promuje chwytliwym, zaczerpniętym od Charlesa de Gaulle'a hasłem "Europa Ojczyzn".

Jednak za fasadą haseł i deklaracji pisowski projekt reformy UE skrywa sprzeczności i więcej pytań, niż odpowiedzi.

Po pierwsze, PiS deklaruje, że chce ograniczyć zjednoczenie kontynentu do współpracy gospodarczej, ale po chwili dodaje, że współpraca obejmować miałaby jednak również - korzystne dla Polski - solidarnościowe programy polityczne: swobodę przepływu pracowników, politykę spójności oraz wspólną politykę rolną.

Po drugie, PiS chce europejskiej armii, polityki zagranicznej i prezydenta, który - to cytat z wywiadu Jarosława Kaczyńskiego dla "Rzeczpospolitej" - "powinien mieć ściśle określone, ale jednak mocne uprawnienia, na przykład prowadzić politykę zagraniczną UE wobec tych wielkich podmiotów jak Rosja, Chiny, Stany Zjednoczone, Indie, oczywiście przy zachowaniu polityki zagranicznej poszczególnych krajów. W jego kompetencjach leżałoby też dysponowanie tą armią, która powinna mieć dwa wielkie fronty – wschodni i południowy".

Po trzecie, Jarosław Kaczyński mówi, że chciałby, aby Unia "rzeczywiście działała w oparciu o prawo, a nie na zasadzie arbitralnej, co często się zdarza". Oznacza to zapisanie wszystkiego w umowie konfederacyjnej i likwidację tworzenia oraz egzekucji prawa na poziomie Unii Europejskiej - bo arbitralność wynika z uprawnienia nowych instytucji do podejmowania wiążących decyzji.

Pytania bez odpowiedzi

Te postulaty są też częściowo wewnętrznie sprzeczne. Nie wiadomo, jak miałby być wybierany prezydent Unii Europejskiej i jak mógłby prowadzić wojny oraz dyplomację przy zachowaniu pełnej swobody działań państw członkowskich, które przecież mogłyby mieć zupełnie inne pomysły niż prezydent UE oraz stojąca za nim armia.

Przy tym zdublowaniu podstawowych funkcji państwowych już tylko organizacyjnym problemem byłoby każdorazowe uzgadnianie wszystkich stanowisk we wszystkich sprawach przez niezależne w prawie międzynarodowym, powiązane konfederacją państwa UE, czego nie koordynowałaby ani centralna instytucja ustawodawcza, ani wykonawcza. (Dziś te kompetencje podzielone są między Komisję Europejską, Parlament Europejski oraz koordynujące współpracę rządów państw członkowskich Radę Unii Europejskiej i Radę Europejską).

Kaczyński mówił, że mniejszość blokującą miałoby być 15-20 proc. ludności UE. W praktyce to prezent dla Niemiec, które mogłyby samodzielnie zablokować każdą decyzję (Niemcy stanowią ok. 18 proc. ludności UE po "brexicie').

Nie wiadomo też, jak PiS chciałoby przy takiej reformie zachować unijny budżet (w 2015 roku było to 145 mld euro) i nakłonić państwa do wpłacania do niego funduszy. Konfederacja ze zinstytucjonalizowanym budżetem, pozbawionym instytucji rozdzielającej środki to w świetle historii dyplomacji i prawa międzynarodowego pomysł zupełnie egzotyczny, a bez niego to rządy państw - wspólnie lub tylko między sobą - musiałyby uzgadniać zasady funkcjonowania wspólnego rynku oraz rozdzielanie pieniędzy na politykę rolną i politykę spójności.

To pytania i problemy, wynikające z deklaracji PiS, które powodują, że trudno uznać pomysł "rzeczywistej reformy UE" za coś więcej niż populistyczne hasło - a prawicowy populizm, obiecujący rozwiązanie współczesnych problemów przez ucieczkę przed globalizację w stronę izolacji w państwie narodowym jest obecnie największym problemem Europy i świata, który stoi zarówno za opuszczeniem Unii przez Wielką Brytanię, jak i dzisiejszymi problemami Polski.

Przeczytaj także:

Czarne barwy bliższe prawdzie

Polska jest samotną wyspą w Unii Europejskiej. Ta samotność odbije się na bezpieczeństwie wszystkich Polaków. W nazywaniu niekompetencji cnotą osiągnęliście mistrzostwo w ciągu tego roku.
Prawda. PiS swoją chaotyczną polityką odsuwa Polskę od Unii Europejskiej.
"Tak czy nie", Polsat News,25 października 2016

Wypowiedź posłanki Nowoczesnej dużo lepiej odpowiada rzeczywistości po roku polityki międzynarodowej realizowanej przez Prawo i Sprawiedliwość. Równolegle do niespójnych tez na temat reformy Unii Europejskiej PiS szeregiem działań spowodowało, że Warszawa jest w politycznej izolacji w Europie.

Najwięcej szkód rząd PiS wywołał konfliktem z Trybunałem Konstytucyjnym, przez który w Parlamencie Europejskim odbyły się już dwie debaty na temat sytuacji w Polsce, Komisja Wenecka przedstawiła dwie miażdżące dla rządu opinie w tej sprawie, a Komisja Europejska wszczęła - po raz pierwszy w historii - postępowanie w sprawie praworządności. Do 27. października Polska ma czas na wywiązanie się z zaleceń Komisji Europejskiej. Jeśli tego nie zrobi, Polskę - zgodnie z art. 7 traktatu o UE - mogą czekać nawet sankcje.

Jedynym - i to względnym - sukcesem w polityce zagranicznej było to, że państwa zachodnie nie storpedowały szczytu NATO w Warszawie. Choć i tu PiS dostało od partnerów solidny policzek - nie tylko nie uzyskali nic więcej, niż miała obiecane Platforma Obywatelska, to Barack Obama podczas konferencji prasowej z Andrzejem Dudą podniósł sprawę Trybunału.

Nieprawdziwe jest tylko stwierdzenie, że Polska jest w Europie "samotną wyspą". Samotne są dwie sprzymierzone wyspy - Polska i Węgry - które chcą wspólnie "konie kraść" w Europie. Do niedawna jeszcze na podobnym kursie znajdowała się Wielka Brytania, jednak po czerwcowym referendum ta wyspa wybiła się na nowe wyżyny suwerenności.

;

Udostępnij:

Stanisław Skarżyński

Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.

Komentarze