"Zwierzchnicy cerkwi w Rosji uważają, że mają prawo prywatyzować prawosławie i identyfikować je z imperialną rosyjskością. Gdzieś w regionach są cisi milczący biskupi i księża, którzy wszystko rozumieją, z niczym takim się nie solidaryzują, ale milczą"
W języku rosyjskim pojawił się nowy czasownik - kirilit’ - czyli wypowiadać się pobożnie, a jednocześnie nieodpowiedzialnie, łącząc w jedno religię i politykę. Czasownik pochodzi od imienia patriarchy Cyryla - po rosyjsku Kiriłła.
Unia Europejska uznała patriarchę Moskwy i Rusi Cyryla za osobę z bliskiego otoczenia Kremla i rozważa wprowadzenie wobec niego personalnych sankcji i zamrożenie aktywów. Papież Franciszek określa go jako “ministranta Putina”. Ukraińska Cerkiew Prawosławna domaga się usunięcia Cyryla ze stanowiska i potępienia idei “ruskiego mira” jako herezji.
Sam Cyryl [cywilne nazwisko Władimir Gundiajew] wzywa prawosławnych Rosjan do zjednoczenia się wokół “historycznego centrum Wszechrusi - grodu Moskwy”, bo “niełatwo wszystko się układa dla ojczyzny” i “w jedności jest siła”. Wtedy dopiero, jak mówi, Rosja “będzie niezwyciężona”, gdy “będziemy szukać natchnienia w wielkich przykładach naszych rodaków”.
Wielcy rodacy, zdaniem patriarchy Cyryla, nigdy nikogo nie napadali. “Nie chcemy z nikim wojować. Jest zadziwiające, że wielki i mocny kraj nigdy nikogo nie napadał, a tylko bronił swoich rubieży” - powiedział o Rosji w kazaniu w prawosławne święto zmarłych, które się obchodzi dziewięć dni po Wielkanocy.
Powtórzył tym samym wypowiedź rzecznika Kremla, Dmitrija Pieskowa, który na cztery dni przed rozpoczęciem wojny z Ukrainą, w lutym, powiedział, że “Rosja w całej swojej historii nigdy nikogo nie napadała” i jest “ostatnim krajem w Europie, który by chciał nawet wypowiadać słowo «wojna«”. Rzeczywiście, słowo wojna w oficjalnym dyskursie Rosji zostało zamieniono eufemistycznym “operacja specjalna”. Za wypowiedziane czy napisane słowo “wojna”, by opisać to, co Rosja robi w Ukrainie, grożą wyroki administracyjne.
Dokładnie w dwa miesiące od napaści Rosji na Ukrainę wypadła prawosławna i grekokatolicka Wielkanoc. Rosja nie zgodziła się na wielkanocne zawieszenie broni, które proponowało ONZ i na które zgodziła się Ukraina. To “dobrze demonstruje jak przywódcy tego państwa traktują chrześcijańską wiarę i jedno z najważniejszych i najbardziej radosnych świąt” - skomentował to prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
Patriarcha Cyryl w wielkanocnych życzeniach wezwał do “przejawów prawdziwej miłości do bliźnich, która leczy rany zadane przez zło i nieprawdę”. Następnego dnia poświęcił i wysłał na Donbas partię babek wielkanocnych. W cerkwiach na terenie całej Rosji zbierano datki na “wojskowe tyły na Donbasie” zamiast tradycyjnych “na potrzeby świątyni”.
Metropolita Jekaterynburski, “zachwycony czynami rosyjskich bohaterów”, oświadczył z okazji świąt, że prawosławni “czekają na zwycięstwo nad demonicznymi siłami, które próbują podzielić świętą Ruś”.
Ministerstwo Obrony Rosji z kolei pochwaliło się wielkanocnymi babkami – kuliczami, jak nazywają się po rosyjsku - z polewą w kolorach rosyjskiej państwowej flagi ułożonymi w kształcie litery Z - symbolu wojny, prowadzonej przez Rosję. Z Biełgorodu, gdzie zostały poświęcone przez księży prawosławnych, pojechały na tereny, okupowane przez rosyjskie wojsko.
Z kolei Feministyczny Ruch Antywojenny - jedna z najbardziej aktywnych grup aktywistów i aktywistek - opublikowała zdjęcia pisanek w kolorze flagi ukraińskiej z napisami “Nie dla wojny”, święconych w cerkwiach, czy kartki wielkanocne z tradycyjnym napisem XB (pierwsze litery od Христос воскрес, czyli Chrystus Zmartwychwstał), które w tym przypadku jednak się rozszyfrowywało jako “Хватит войны” (starczy wojny) albo “ch** wojnie”.
Aktywiści nagrywali też antywojenne orędzia do zwierzchnika Moskiewskiego Patriarchatu.
“Mężczyzno Cyrylu Gundiajewie! Właśnie tak. Bo ani księdzem, ani mnichem, ani chrześcijaninem nie jest mężczyzna, który w czasie Wielkiego Postu błogosławi morderstwa i gwałty" - zwróciła się do Cyryla prawosławna antywojenna aktywistka.
Na wideo opublikowanym przez Ruch Feministyczny ma zamazaną twarz, ale mówi stanowczo: - "Cerkiew Prawosławna nie jest ruska, jest Chrystusowa. Nie jest ani imperialna, ani geopolityczna, ani strategiczna, nie jest też twoja. Zatrzymaj się. Odejdź. Słyszysz jak śpiewają ptaki? Tak brzmi pokój. Twój russkij mir brzmi inaczej - brzmi jak wybuchy bomb, jak jęki umierających. Jest w nim tak dużo miejsca dla bólu, śmierci, cierpień, niezaspokojonej żądzy władzy, że wiesz dla kogo tam w ogóle nie zostało miejsca? Dla Chrystusa”.
Antywojenne głosy w kościele prawosławnym brzmią od pierwszego dnia wojny.
Ojciec Ioann Burdin odprawił ostatnią Eucharystię w swojej parafii pw. Zmartwychwstania Pańskiego - w niewielkiej wsi Karabanowo pod Kostromą - 10 kwietnia. Na nabożeństwo przyjechali ludzie nawet z innych miast - pożegnać księdza, który wystąpił przeciwko wojnie. “Chcieli uścisnąć mi rękę i podziękować. Byłem bardzo wzruszony. Mnie by się nie chciało jechać tak daleko” - opowiada ojciec Ioann, kiedy rozmawiamy przez telefon.
Odszedł sam. Cerkwi nie zamierza porzucać. “Jak to mówił poeta i pieśniarz Aleksander Galicz, »wybieram wolność bycia samym sobą«. Po prostu dokonałem wyboru" - tłumaczy. - Całe życie teraz trzeba przebudować od nowa. Moje odejście też jest częścią tego procesu”.
Wchodzę na stronę internetową parafii. Dziś są tam tylko ogłoszenia parafialne. Jeszcze niedawno na stronie można było zobaczyć rysunek z Chrystusem, do którego strzelają żołnierze. I otwarte pismo księży posługujących w parafii - o. Ioanna Burdina i o. Gieorgija Edelsteina, 90-letniego ojca izraelskiego posła i byłego ministra zdrowia Izraela Julija Edelsteina. W tej parafii od 2015 roku modlą się za duszę zabitego przy murach Kremla Borysa Niemcowa i za zdrowie sługi bożego Aleksieja, czyli Nawalnego.
25 lutego, drugiego dnia wojny z Ukrainą, o. Ioann Burdin obudził się, jak wspomina, z uczuciem, że znany mu świat gdzieś zniknął. “Straciłem wszystkie fundamenty, na których stałem. Trzymając się ich mogłem coś mówić w cerkwi, rozmawiać z ludźmi. Byłem wstrząśnięty. Obudziłem się i zobaczyłem, że to trwa” - mówi, nie wypowiadając słowa “wojna”
Napisał list przeciwko wojnie, przesłał go do o. Edelsteina. Tamten trzykrotnie skrócił tekst, dodał jedno zdanie. Ojciec Burdin zamienił jeszcze sformułowanie “my, księża” na “my, chrześcijanie” i opublikował list na stronie parafii. To było jedno z pierwszych antywojennych wystąpień w Rosji.
“Niet wojnie! Bracia i siostry! Wczesnym rankiem 24 lutego wojska rosyjskie zaatakowały Ukrainę. Trwają ostrzały Kijowa, Odessy, Charkowa, Mariupola i innych ukraińskich miast. Rosyjscy żołnierze zabijają swoich braci i siostry w Chrystusie. My, chrześcijanie, nie możemy pozostać na uboczu, gdy brat zabija brata, chrześcijanin – chrześcijanina. Nie powtarzajmy zbrodni tych, którzy z zadowoleniem przyjęli działania Hitlera 1 września 1939 roku. Nie możemy wstydliwie przymykać oczu i nazywać czerń bielą, zło dobrem, mówić, że Abel prawdopodobnie nie miał racji prowokując swojego starszego brata. Krew mieszkańców Ukrainy pozostanie na rękach nie tylko władców Federacji Rosyjskiej i żołnierzy wykonujących ten rozkaz. Ich krew jest na rękach każdego z nas, kto poparł tę wojnę lub po prostu milczał”.
To było w piątek. W niedzielę ojciec Burdin powtórzył te słowa w czasie niedzielnego kazania. Kiedy pytam go, jak wierni zareagowali na antywojenne kazanie, poprawia mnie - “nie antywojenne, tylko ewangeliczne”.
“Problem polega na tym, że zwykłe ewangeliczne słowa stają się czymś tak bardzo niezwykłym, że za nie zaczynają skazywać na grzywnę, a ludzie zaczynają je podziwiać. Nie powiedziałem nic takiego, co by już nie zostało powiedziane dwa tysiące lat temu” - uważa Burdin.
Podkreśla, że najważniejsze, co powiedział w czasie kazania, wybrzmiało pod koniec - nie można hodować w sercu nienawiści i złości, tym bardziej do ludzi, którzy stoją obok w cerkwi i myślą inaczej. “Człowiek, który nienawidzi - kontynuuje Burdin, - nie jest chrześcijaninem”.
Wierni na kazanie zareagowali prawdopodobnie telefonem na policję - funkcjonariusze zjawili się w parafii tuż po nabożeństwie niedzielnym. Ojciec Burdin został zatrzymany, sporządzono wobec niego protokół administracyjny o tzw. “dyskredytacji wojska rosyjskiego” i “nawoływaniu do utrudniania wykorzystywania wojska”. Sąd uznał, że ojciec Burdin jest winny i musi zapłacić 35 tysięcy rubli grzywny (około 2,4 tys. zł).
W parafii Zmartwychwstania Pańskiego tymczasem zaczęli zbierać podpisy o usunięcie księdza z posady proboszcza. Kiedy pytam Burdina, czy wie, kto to zainicjował, odpowiada - “a co za różnica, to są ludzie, których za często nie widziałem”. Posługiwał w tej parafii przez 7 lat.
Ojca Burdina skrytykował również miejscowy metropolita Ferapont. "Ojciec Ioann wymyślił nauczanie o niedopuszczalności rozlewu krwi - powiedział metropolita. - W chrześcijaństwie takiego nauczania nie ma. Cerkiew powinna modlić się za władcę, za wojsko. Pismo Święte mówi nam o konieczności modlitwy za cara. Dlatego stanowisko Cerkwi zawsze jest patriotyczne".
“Bardzo ciekawe” - odpowiada Burdin ze śmiechem, kiedy streszczam mu tę wypowiedź. Jego zdaniem nie ma znaczenia co mówią cerkiewni zwierzchnicy, nie są głosem Cerkwi.
“Znam inną Cerkiew - mówi 50-letni Burdin. - Znam tych, którzy siedzieli za wiarę, którzy byli rozstrzelani. Na początku zeszłego wieku Cerkiew również była zaślepiona w swoim przepychu, wspierała władzę i przeklinała Żydów i rewolucjonistów. Też różni przedstawiciele się wypowiadali. A potem przyszła rewolucja i Pan oczyścił Cerkiew krwią męczenników, którzy ponieśli śmierć za wiarę. Pośród nich byli również ci, którzy byli winni zagładzie Rosji. Wierzę, że co by się w Cerkwi nie działo, Chrystus zadba, by była chrześcijańska”.
Przyznaje, że uważa się za narzędzie w rękach Boga - nie mógł przecież wyobrazić sobie, że jego list przeciwko wojnie przeczyta nie 20 osób, które zazwyczaj odwiedzają parafialną stronę, tylko tysiące.
“Ksiądz jest jak drogowskaz, słup przy drodze. Stoi i na nim jest tabliczka z napisem “tędy do Boga” - mówi.
- No to teraz drogowskaz z Karabanowa zabrali? - pytam.
- Po co te smutki? - uśmiecha się Burdin. - Przyjdzie ktoś nowy. Gdyby to było takie proste, to można byłoby człowieka zastrzelić i koniec z Cerkwią. Wiem, że mój głos nie jest samotny.
List przeciwko wojnie przed tzw. Niedzielą Przebaczenia Win, ostatnią niedzielą przed Wielkim Postem napisali też inni księża i diakoni Prawosławnej Cerkwi w Rosji. Wezwali w nim do natychmiastowego wstrzymania ognia. W tej chwili pod pismem są 293 podpisy.
“Sąd ostateczny czeka każdego człowieka. Żadna władza na ziemi, żadni lekarze, żadna ochrona nie osłoni przed tym sądem. Dbając o zbawieniu każdego człowieka, który uważa się za dziecko Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, nie chcemy, żeby zjawił się na tym sądzie niosąc ciężar matczynych przekleństw” - napisali autorzy tego listu, nie wymieniając imienia tego “człowieka”, chociaż oczywiste jest, że adresatem listu jest Putin.
Podkreślili wartość ludzkiego życia i wyrazili ubolewanie nad tymi cierpieniami, które stały się udziałem “braci i sióstr z Ukrainy”.
“Szanujemy wolność człowieka daną przez Boga i uważamy, że naród Ukrainy powinien dokonać wyboru samodzielnie, nie pod wycelowanym w niego karabinem maszynowym, bez presji Zachodu i Wschodu” - taka opinia jest wyrażona w liście.
Autorzy listu, tak samo jak księża z Karabanowa, porównali wojnę rozpoczętą przez Rosję ze zbrodnią biblijnego Kaina wobec brata Abla. Zdaniem księży, nie ma innej drogi dla człowieka, który “ciężko zgrzeszył” oprócz “wybaczenia i wzajemnego pojednania”.
Ten list został zauważony przez Parlament Europejski. W rezolucji z 7 kwietnia czytamy, że PE “chwali odwagę 300 kapłanów Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, którzy podpisali list potępiający agresję, wyrażający smutek z powodu ciężkich doświadczeń, którym został poddany naród ukraiński, i wezwali do zatrzymania wojny.
Oficjalnie nikt z księży, którzy się podpisali pod listem, nie ucierpiał, nie został usunięty z parafii, nie podpadł biskupowi. Nieoficjalnie opowiadają, że byli wzywani na rozmowę do FSB i są teraz na celowniku służb i władz cerkiewnych.
Inicjatorem napisania listu był jeden z petersburskich księży. Rozmawiam z Katią, która jest przyjaciółką jego rodziny i moją koleżanką. Nagrywa mi wiadomość gdzieś na moskiewskiej ulicy, bo wie, że szukam historii księży sprzeciwiających się wojnie. Mówi, że ten ksiądz jest “człowiekiem fantastycznej siły, przyzwoitości i uczciwości”. Od razu po ukazaniu się listu został wezwany “na górę”, usłyszał groźby.
“Cała rodzina z nim się pożegnała, kiedy dostał telefon. Tam zmusili go do złożenia obietnicy, że w czasie trwania tzw. operacji specjalnej nie będzie wygłaszał kazań w swojej parafii" - opowiada Katia.
Była w domu u księdza i jego rodziny 23 lutego - dzień przed rozpoczęciem wojny, kiedy Rosja obchodziła radzieckie święto, Dzień Obrońcy Ojczyzny. “Natasza, jego żona, wyjęła szampana. Powiedziała: »Przecież mamy w domu obrońcę!« A on uśmiechnął się, że broni niebieskiej Ojczyzny. W domu miał torbę z rzeczami na wypadek, gdyby chcieli go zamknąć. Myślę, że do tej pory ma tę torbę spakowaną” - mówi Katia.
Później wysyła jeszcze jedną wiadomość: “Wiesz, Masza, to jak bardzo ludzie się różnią, teraz wyczuwa się od razu. Dla niektórych przykazania można czasem złamać, no bo co to takiego. Przerażające jest, że tacy ludzie są w środowisku kościelnym, przecież oczekujesz od nich czegoś innego”.
Kazań w swojej parafii nie wygłaszał przez kilka tygodni również o. Ioann Guaita, mnich Cerkwi Prawosławnej, posługujący w cerkwi Kosmy i Damiana w Moskwie. Z pochodzenia jest Włochem. Prawosławiem zainteresował się dzięki znajomości z ojcem Aleksandrem Mieniem, którego spotkał jeszcze za czasów ZSRR. Przez dłuższy czas starał się o udzielenie mu święceń prawosławnych.
Trzy lata temu, w czasie protestu przeciwko niedopuszczenia niezależnych kandydatów do wyborów w Moskwie, kiedy OMON w centrum miasta bił protestujących, otworzył drzwi cerkwi Kosmy i Damiana, by schować ludzi uciekających przed policją.
12 marca o. Guaita wygłosił kazanie, które trwało 40 sekund. “Dziś wspominamy odzyskanie głowy Jana Chrzciciela. Nie będę mówił długo. Jan Chrzciciel to święty i prorok, który zapłacił życiem za to, że mówił prawdę. Bardzo smutne, że na tyle boimy się mówić prawdę, że jesteśmy gotowi oddać wszystko, żeby tylko nie ryzykować. Amen” - powiedział smutnie o. Guaita i odszedł do ołtarza.
Proboszcz parafii odsunął go od głoszenia kazań, by chronić przed wysłaniem z Rosji jako obcokrajowca. Ale o. Guaita już powrócił - opowiada o niemieckim doświadczeniu wojny i odpowiedzialności za zbrodnie wojenne, o Tomaszu Mannie i “Józefie i jego braciach”.
Przez pierwszy tydzień wojny w samym środku cerkwi Kosmy i Damiana znajdowała się ikona Chrystusa w wieńcu cierniowym - dzieło pewnej parafianki. Ta parafia jest uważana za jedną z najbardziej liberalnych w Moskwie.
“Ci księża codziennie na różne sposoby mówią »nikt nikogo nigdy nie powinien zabijać«” - relacjonuje moja koleżanka Katia, która chodzi do tej cerkwi. - "To są niesamowici mistrzowie metafor i sensu”.
Trzy lata temu o. Guaita i jego proboszcz o. Aleksander Borysow byli również wśród księży, którzy podpisali się pod listem przeciwko tzw. moskiewskiej sprawie karnej wszczętej po protestach. Wśród tych, którzy podpisali ten list, był też ci, którzy chodzili do sądów, gdzie trwały procesy nad oskarżonymi aktywistami.
Wtedy pod listem protestacyjnym podpisało się 181 księży. Oficjalnie Cerkiew zareagowała stwierdzeniem, że “walka z władzą nigdy nie była, nie jest i nigdy nie będzie jej misją”. Kapłanów wzywano do zwierzchników i do służb specjalnych. Trzech z nich pozbawiono prawa do służenia w parafiach.
Ksenia Łuczenko, dziennikarka, autorka kanału na telegramie “Prawosławie i zombie”, uważa, że księża, którzy podpisują otwarte pisma i “mają odwagę otworzyć usta i przeciwstawić się”, to “bardzo dzielni ludzie”. Mówi, że boi się o nich.
“Człowieka, który byłby w Rosji pozbawiony praw bardziej niż ksiądz w parafii, nie ma. W Cerkwi nie obowiązują żadne prawa" - tłumaczy Łuczenko. - "Prawo kanoniczne jest bardzo specyficzne. Jest przestarzałe. Nie ma żadnych obrońców praw duchownych. Oznacza to, że jeśli kapłan ma rodzinę, dzieci, i nie ma żadnego świeckiego zawodu, jest niewolnikiem swojego biskupa. Wszyscy ci, którzy podpisują pisma, są policzeni i spisani, mogą mieć poważne nieprzyjemności - zarówno ze służeniem w Cerkwi jak i w życiu w Rosji”.
W tych otwartych pismach księża, wyjaśnia Ksenia Łuczenko, idą wbrew oficjalnemu stanowisku Cerkwi. Pytam co sądzi o wystąpieniach patriarchy Cyryla. Mówi, że nawet nie wie, jak to nazwać: “Słuchanie go już nawet nie jest straszne, jest absurdalne. Zwariował. Nie wiadomo w co on w ogóle wierzy”.
Łuczenko nie widzi żadnej różnicy pomiędzy wypowiedziami zwierzchników Cerkwi a wypowiedziami państwowych urzędników czy deputowanych Dumy Państwowej.
“Nie ma w tym żadnej prawosławnej specyfiki. Są to nastroje środowiska urzędniczego, do którego należą ci, którzy rządzą patriarchatem lub jego strukturami. Ogólny trend, który ma niewiele wspólnego z wyznaniem. Prawosławie sklejone z rosyjskim imperializmem. Z nieznanego powodu uważają, że mają prawo prywatyzować prawosławie i identyfikować je z imperialną rosyjskością. Gdzieś w regionach są cisi milczący biskupi i księża, którzy wszystko rozumieją, z niczym się nie solidaryzują, ale też milczą” - mówi Ksenia Łuczenko.
Kolega poleca mi rozmowę z prawosławnym księdzem z rosyjskiej prowincji. Urodził się w Ukrainie, obecnie przeżywa trudne czasy, bo nie popiera tzw. operacji specjalnej w imię prawosławnych wartości, jak to mawia patriarcha Cyryl, ale też nie wypowiada się głośno, bo, jak zauważa na powitanie, „znajduje się na celowniku służb” po tym, jak trzy lata temu podpisał list w „sprawie moskiewskiej”. Pytania wysyłam mu mailem. Chce pozostać anonimowy.
“Jest mi ciężko. Czuję się obcy tam, gdzie mieszkałem przez wiele lat. Ratuje i pomaga tylko modlitwa. Przez pierwsze dni [wojny] myśli miałem pomieszane tak, że ciężko było rozmawiać o tym z kimkolwiek, a potem to zrobiło się po prostu niebezpieczne. Nie widziałem wśród wiernych radości czy euforii z powodu tego, co się stało. Milczenie wielu nie oznacza dziś zgody. To jest próba znalezienia słów, myśli” - pisze w liście.
Uważa, że ksiądz i polityka to rzeczy z różnych planet, bo “zadaniem księdza jest opowiedzieć ludziom o jedynej prawidłowej postawie, czyli o Ewangelii, z którą powinno być zgodne jego sumienie i poglądy”.
Z Ewangelii bierze przykład także 32-letnia Nina Bielajewa, deputowana Rady Gminy Semiłuki w obwodzie woroneskim. Tam reprezentuje Partię Komunistyczną Rosji. Po wystąpieniu antywojennym na początku kwietnia Bielajewa musiała wyjechać Rosji - mówiła, że wróci. W maju wobec niej została wszczęta sprawa karna z nowego artykułu - o publicznym rozpowszechnianiu “fejków o wojsku rosyjskim” co zamyka Bielajewej drogę do Rosji.
Od początku wojny deputowana od komunistów nazywa rosyjskich żołnierzy “niechristi”, czyli bezbożnikami, aktywnie wypowiada się w internecie przeciwko wojnie. Na posiedzeniu Rady jej koledzy poprosili, by wytłumaczyła się ze swojego stanowiska. Bielajewa nagrała swoje wystąpienie.
“Morderstwa innych ludzi na terytorium innego państwa nie mają nic wspólnego z obroną własnego kraju. I to naprawdę nie ma nic wspólnego z nauczaniem chrześcijaństwa" - mówi na nagraniu, ciągle przerywana przez innych radnych, którzy powtarzają “nic nie rozumiemy”. - "Tak, uważam, że chrześcijanin nie może tak postępować. I tak powiedziałam, że żołnierze mają prawo nie brać udziału w tych działaniach, do których są zmuszani przez dowództwo, mają prawo iść do niewoli. (...) Chrześcijaninem nie jest ktoś, kto założył sobie krzyżyk, ale kto podąża za Chrystusem. To taki człowiek, dla którego autorytet Chrystusa jest wyższy niż autorytet prezydenta, jakiegoś głównodowodzącego, opinia Patriarchy czy kogoś jeszcze. I jeśli człowiek zasłania Chrystusa kimś innym, to nie jest chrześcijaninem”.
Tłumacząc się później ze swojego wystąpienia, przez które musiała wyjechać z Rosji, Bielajewa mówi, że “nie miałaby do siebie szacunku, nie czułaby się chrześcijanką i człowiekiem, gdyby milczała”. Partia Komunistyczna nie skomentowała jej wystąpienia.
W czasie prawosławnej liturgii zebrani trzykrotnie modlą się “o chroniony przez Boga kraj nasz, o jego władze i wojsko”. Modlą się też za patriarchę. Ludzie, z którymi rozmawiam o ich antywojennej postawie, mówią, że często nie mogą tego znieść. Starannie też dobierają cerkwie, do których chodzą - ze względu na to, co mogą usłyszeć podczas kazania.
Dmitrij, student prawosławnej uczelni w Moskwie, też ma “swoje” cerkwie. W jednej z nich grupa wiernych potajemnie zbiera się razem z księżmi i modli się o pokój. “Jeśli dowiedzą się o tym obcy, to kapłani dostaną po głowie” - mówi.
Dmitrij pochodzi z prawosławnej rodziny. Ubolewa, że to właśnie prawosławne środowisko w Rosji jest podatne na różnego rodzaju konspirologię - od teorii płaskiej ziemi do zwykłego antysemityzmu. “Okropne, że to właśnie prawosławni akceptują ideę “russkiego miru” ze wszystkimi tego konsekwencjami" - mówi. - "Patriarcha z całym swoim towarzystwem pokazali, że oni nie są już nawet wątpliwymi chrześcijanami, tylko antychrześcijanami”.
Na studiach Dmitrij pisze pracę o Dietrichu Bonhoefferze, niemieckim teologu i działaczu antynazistowskim, który zginął w obozie koncentracyjnym. Porównuje sytuację w Rosji z tym, co wie o III Rzeszy: “To jest to samo. Jest oficjalna Cerkiew, która ekstatycznie łączy się z reżimem i akceptuje wszystko, co od niego pochodzi. I jest niewielka grupa opozycjonistów, którzy mówią, że to nie jest chrześcijaństwo, lecz pogaństwo”.
Przed wieloma wierzącymi Rosjanami wojna i stanowisko, które zajmuje oficjalna Cerkiew, postawiły, jak tłumaczy Dmitrij, pytanie “Co dalej?”.
Wiera przestała chodzić do cerkwi. Mówi, że religia zamieniła się w narzędzie państwa, a Cerkiew stała się firmą do prania pieniędzy. “Piszę to i myślę – fuj, to jest obrzydliwe" - kontynuuje. - "To, że patriarcha wspiera wojnę przeciwko prawosławnym ludziom jest po prostu poza granicami przyzwoitości. Przeciwko braciom i siostrom - jak to jest możliwe? Jak on może spać w nocy? Nie rozumiem”.
Wiera uważa, że Rosjanie, którzy występują przeciw wojnie, zostali zdradzeni przez wszystkich - przez swoje władze, przez Zachód, który wprowadził sankcje wpływające na życie zwykłych ludzi, a nie na Kreml (“proszę zobaczyć, ile Zachód wydaje na ropę i gaz!” - oburza się), i przez Cerkiew.
“Pustka, samotność i brak wyjścia” - podsumowuje to, co czuje.
Aleksiej Miniajło jest moskiewskim politykiem. Kiedy zaczęła się wojna, zaproponował kilku księżom, którzy podpisali list sprzeciwu, organizację procesji antywojennej ulicami Moskwy. Odmówili. Miniajło mówi, że chodzi do cerkwi, ale jest bardzo rozczarowany.
“Ważniejszej przyczyny, by na wszystkim postawić krzyż, by zastosować to “weź swój krzyż i idź za mną”, by zachować się jako chrześcijanin, nie będzie. A ludzie mówią - mam inne obowiązki, nie wierzę, że to do czegoś doprowadzi…” - relacjonuje rozmowy z księżmi.
Zdaniem Miniajło, władza w Cerkwi jest przejęta przez tych samych ludzi, co uzurpują sobie władzę w państwie.
“Na czele Cerkwi stoją ci, którzy sprzedali Chrystusa. Nie jestem pewien, że wierzą w Boga, a jeśli wierzą to jakoś bardzo specyficznie. Nie żyją według Ewangelii" - wylicza Miniajło. - "Od oficjalnej Cerkwi niczego się nie spodziewałem. Nie wiem, czy wśród nich są nawet dwie lub trzy przyzwoite osoby. Patriarcha zorganizował sobie wygodne życie kosztem Chrystusa”.
W języku rosyjskim pojawił się nowy czasownik - kirillit’ - czyli wypowiadać się pobożnie, a jednocześnie nieodpowiedzialnie, łącząc w jedno religię i politykę. Ten czasownik oczywiście jest pochodną od imienia patriarchy Cyryla - po rosyjsku Kiriłła. Podobne znaczenie ma inny nowy czasownik - gundiet’, (od nazwiska patriarchy – Gundiajew).
Przykłady użycia opublikował prawosławny ksiądz Sergiej Czapnin: «No starczy już kirillit’!» albo «W ogóle mnie dziś zakirillił».
6 maja patriarcha w czasie kazania w Soborze Chrystusa Zbawiciela wezwał Rosjan do modlitwy, by nie dopuścić do rozpoczęcia III wojny światowej i uratować Rosję “przed wewnętrznymi i zewnętrznymi wrogami”.
“Myśleliśmy, jak wielu innych, że już nie będzie żadnej wojny… Taka była nadzieja całego rodzaju ludzkiego. Stworzyli ONZ, by zapobiec wojnie, a jednak nic nie wyszło” - powiedział patriarcha ze smutną twarzą. Nazwał obecny czas “ciężkim, niebezpiecznym i epokowym” dla Rosji.
Anna, wykładowczyni moskiewskiej prawosławnej uczelni, nazywa postawę patriarchy “śliską”, ujawniającą, że hierarcha próbuje manewrować. Przypuszcza, że to wynika z różnego stosunku do wojny wewnątrz Cerkwi. “Niestety wewnątrz wspólnoty Cerkwi znalazło się wiele osób, które wspierają wojnę w Ukrainie i uważają, że patriarcha nie jest odpowiednio radykalny” - opowiada Anna o cerkiewnej “partii wojny” i podkreśla, że Cyryl od dawna dla wielu wiernych nie jest moralnym autorytetem.
W jej prawosławnym uniwersytecie wsparcie wojny ujawnia się w ten sposób, że o wojnie się po prostu nie rozmawia. Ale rektor - prawosławny ksiądz - nie podpisał jako jeden z nielicznych listu rektorów rosyjskich uczelni, w którym wyrażano wsparcie “naszemu krajowi, naszemu wojsku, które broni naszego bezpieczeństwa, naszego prezydenta, który podjął być może najtrudniejszą w życiu decyzję”.
Wielu studentów i wykładowców, głównie duchownych, opowiada Anna, zachowuje antywojenną postawą.
“Widać, że nasz rektor rozumie sytuację. W naszej akademickiej cerkwi w kazaniach mówi się o tym, że trwa straszna bratobójcza wojna, że nie chcą nikogo na siłę przekonywać, ale chrześcijanie nie powinni być okrutni dla innych i muszą zachować w sobie człowieka i modlić się o pokój” - opowiada Anna.
Czy Cerkiew ma jakiś swój interes w wojnie z Ukrainą? Dziennikarka Ksenia Łuczenko krzywi się, kiedy słyszy to pytanie: “Interes? A jaki interes ma państwo w tej wojnie? Żeby oprócz sąsiedniego kraju zniszczyć także siebie? Tak samo jest z Cerkwią. Patriarcha stracił Ukrainę”.
Ukraińskie parafie, które znajdowały się w gestii Moskiewskiego Patriarchatu, chcą przejść do Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej. Kilkanaście parafii przestało modlić się za Cyryla. Mówi się o tym, że trzeba usunąć go z Cerkwi.
“To mocny krok" - mówi Łuczenko. - "Bo to nie parafie od niego odchodzą, tylko mówią, że to on musi odejść. W wyniku tej wojny Cyryl pewnie zostanie głową kieszonkowej Cerkwi w granicach Rosji i może Białorusi. Z patriarchy russkiego mira stanie się patriarchą malutkiej rosyjskiej Cerkwi. Jaki tu może być interes? Na złość mamie odmrożę sobie uszy?”
Dwa lata temu, w czerwcu 2020 roku, patriarcha Cyryl poświęcił sobór Zmartwychwstania Pańskiego w Kubince pod Moskwą - jest to główny sobór rosyjskiego Ministerstwa Obrony. Znajduje się na terenie parku “Patriota”. Jest otoczony Drogą Pamięci długością 1418 m - tyle dni trwała Wielka Wojna Ojczyźniana, którą nieustannie wykorzystuje rosyjska propaganda.
Na freskach zdobiących mury świątyni początkowo mieli się znaleźć Władimir Putin i Józef Stalin. Po protestach z tego pomysłu zrezygnowano. Jednak mroczne wnętrza soboru nadal budzą niepokój.
Wielu uważało, że jest to sobór religii zwycięstwa, jednak, jak mówi Ksenia Łuczenko, teraz stało się jasne, że to sobór religii wojny. W kwietniu patriarcha Cyryl odprawił tam liturgię, której towarzyszył chór Ministerstwa Obrony “Za wiarę i Ojczyznę”. Zebrani modlili się “za pokój dusz wodzów i wojskowych, którzy złożyli swoje życie w ofierze za wiarę i ojczyznę”.
“Ta świątynia jest nieprawosławna. To świątynia zwycięstwa" - tłumaczy Łuczenko - "A patriarcha stał się pogańskim kapłanem. Putin prawdopodobnie zazdrościł Stalinowi, że on miał swoje zwycięstwo nad absolutnym złem, które odkupiło krew przelaną przez bolszewików. Zachciał powtórzyć zwycięstwo, dokonać historycznej rekonstrukcji. Trzeba było wymyślić wrogów, nazwać ich “nazistami”. Ukraina w tej narracji jest surogatem faszystowskich Niemiec. A tak naprawdę quasi-faszystowski reżim teraz jest w Rosji. I dlatego odbywa się ta fantasmagoria w świątyni wojny”.
W poemacie Puszkina “Borys Godunow” jest dialog między carem i szaleńcem, tzw. jurodiwym, który zna wszystkie mroczne tajemnice cara, mającego krew na rękach. “Módl się za mnie, biedny Nikołko” - mówi car. - "Nie, nie! Nie można modlić się za cara Heroda, Bogurodzica nie pozwala!” - odpowiada mu jurodiwy.
Pytam o. Burdina z Karabanowa - czy można się modlić za cara Heroda, który rozpoczął wojnę i którego wojsko zabija i gwałci cywili. “Jeśli człowiek czuje gorycz i ból przez to, co się dzieje z Herodem, to czemu nie" - odpowiada ojciec Burdin. - "Trzeba się pomodlić za tego nieszczęśliwego człowieka, który niesie piekło w swojej własnej duszy”.
Parafia ojca Burdina teraz jest na Telegramie. Prowadzi swój kanał, odpowiada na pytania, dyskutuje. “Przyznaję, przeceniałem wagę tego, co mówiłem w świątyni, - pisze w ostatnim poście. - "Mówiłem o miłości i miłosierdziu, o drodze krzyżowej, o ofiarności. A kiedy nadszedł moment prawdy, okazało, że każdym kieruje to, co ma wewnątrz, a nie to co usłyszał w cerkwi. Ktoś poszedł i zdradził, ktoś w sądzie zeznawał przeciwko swojemu księdzu, ktoś szeptem wyraził wsparcie, ale większość milczała. I ani jeden - ani szeptem, ani na głos - nie współczuł tym, których mordują. Nie mów, że nie wiedziałeś. Sam zamknąłeś oczy i zatknąłeś uszy”.
“Ja również 5 marca odprawiłem ostatnią liturgię. Teraz mam zakaz” - odpowiedział mu jeden z komentujących, ksiądz z prowincjalnej rosyjskiej parafii.
Kiedy pytam ojca Burdina czy zamierza wyjechać z Rosji - nie odpowiada. Ale na telegramie publikuje post «Ewangeliczne uzasadnienie emigracji».
Masza Makarowa (1987) - Rosjanka, dziennikarka, współpracująca m.in. z telewizją Biełsat. Absolwentka historii na moskiewskiej Szanince i współpracowniczka zlikwidowanego stowarzyszenia Memoriał. Poza dziennikarstwem pisze o historii getta warszawskiego i o historii i współczesności Birobidżanu, gdzie spędziła trochę czasu.
Masza Makarowa (1987) - Rosjanka, dziennikarka, współpracująca m.in. z telewizją Biełsat. Absolwentka historii na moskiewskiej Szanince i współpracowniczka zlikwidowanego stowarzyszenia Memoriał. Poza dziennikarstwem pisze o historii getta warszawskiego i o historii i współczesności Birobidżanu, gdzie spędziła trochę czasu.
Komentarze