0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Maciek Jazwiecki / Agencja GazetaMaciek Jazwiecki / A...

Podczas inauguracji roku akademickiego na polskich uczelniach doszło do protestów przeciwko polityce władz PiS.

View post on Twitter
  • Na Uniwersytecie Wrocławskim uczestniczący w inauguracji z udziałem premiera Mateusza Morawieckiego naukowcy przemycili na salę transparent „Morawiecki, nie zabijaj uchodźców”.
  • Na Pomorskim Uniwersytecie Medycznym w Szczecinie 4 października protest przywitał dwóch ministrów - edukacji Przemysława Czarnka i ministra zdrowia Adama Niedzielskiego. Protestowało kilkadziesiąt osób z transparentami: „Minister nienawiści narodowej”, „Czarnek – minister ciemnoty narodowej” czy „#CzarnekOut Nie dla faszyzmu w szkole”. Były też postulaty, takie jak np. „Żądamy nauki o klimacie”. Kiedy minister usłyszał „Czarnek precz”, pomachał do protestujących i wysłał im całusa.

O przebiegu protestu na Uniwersytecie Wrocławskim opowiedziała OKO.press prof. Urszula Glensk, literaturoznawczyni i krytyczka literacka, członkini jury literackiej Nagrody Środkowej Europy „Angelus”. Prof. Glensk przemyciła do ściśle strzeżonej sali transparent, a po proteście została zaproszona przez premiera na rozmowę.

Adam Leszczyński: Na inauguracji roku akademickiego na Uniwersytecie Wrocławskim z udziałem premiera Morawieckiego wystąpiła pani z transparentem: „Morawiecki, nie zabijaj uchodźców”. Jak się udało przemycić transparent przez ochronę premiera? Spotkanie było zamknięte.

Prof. Urszula Glensk: Wcześniej nie było żadnych oficjalnych informacji o wizycie pana premiera. Do ostatniej chwili utrzymywano ten fakt w dyskrecji. Spotkanie odbywało się w Oratorium Marianum. To jedna z pięknych barokowych sal naszego uniwersytetu, wygląda jak świątynia. Przed wejściem przeprowadzano kontrolę, niemal jak na lotnisku. Ochrona wyrzuciła mi wszystko z torebki.

Uznałam, że nie ma szans, aby moi koledzy weszli z transparentem, więc wyszłam z oratorium i owinęłam się nim pod bluzką. Niby zabawne, ale niestety pokazujące regres demokracji i powrót do przeszłości. Paradoks

Przechytrzyła pani ochronę.

Było jej tam mnóstwo i bardzo niewielu zaproszonych gości. Żadnych przypadkowych osób, tylko rektorzy wszystkich uczelni z Wrocławia i Opola, wybrana grupa młodzieży, prezydent Wrocławia, senatorowie i posłowie z Dolnego Śląska, przedstawiciele wyznań religijnych. Pozostało wiele pustych miejsc, a panowie w garniturach to były po prostu służby.

Władze bały się demonstracji?

Najwyraźniej. Ciekawe, że jak wszedł premier, to nikt nie podszedł, aby się z nim prywatnie przywitać, mimo że studiował historię na naszej uczelni i wiele osób osobiście go tu zna. Nie podszedł do niego ani prezydent Sutryk, ani obecni senatorowie. Premier usiadł między towarzyszącym mu ministrem i swoim wojewodą. Musieli czuć izolację. Krzesła obok premiera były puste,

W czasie trwania uroczystości niespodziewanie także dla nas zaczął się głośny protest studentów przed oratorium. To sala, w której są organy, ma znakomitą akustykę i to niesamowicie wybrzmiało w środku. Głosy rewolucji, okrzyki pod Bastylią. Szybko jednak rozległ się głuchy łomot, studentów spacyfikowano. To zrobiło w sali gigantyczne wrażenie, nagle zapadła głucha cisza. Władza zademonstrowała swoją siłę.

Paradoks, że słuchał tego syn Kornela Morawieckiego, ikony Wrocławia lat 80., opozycjonisty, który walczył z kacykami.

Ochrona zaatakowała panią, kiedy wyszła pani z transparentem?

Siedziałam w 4. rzędzie, ale nie zorientowałam się, że w pierwszym rzędzie siedział pan w garniturze z ochrony i błyskawicznie złapał transparent. To było niesamowite. W ogóle się tego nie spodziewałam, ale prof. Wojciech Browarny, który szedł za mną, także szybko zareagował i utrzymaliśmy transparent. Natychmiast pojawili się kolejni ochroniarze-giganci i wyrywaliśmy sobie materiał. Dziwię, że się nie rozerwał. Zaczęła się o niego regularna bitwa. Ci oficerowie ochrony to faceci, którzy mają po 2 metry wzrostu i mogliby mnie w ciągu sekundy obezwładnić, ale próbowali tylko wydrzeć transparent. Po chwili podszedł do nas pan rektor i poprosił, żebyśmy z nim wyszli do jego gabinetu. Oczywiści posłuchaliśmy. Ochrona odpuściła i dlatego udało mi się rozwinąć transparent. Wychodząc, krzyknęłam, patrząc premierowi w oczy: „Nie zabijaj uchodźców”.

Dlaczego pani protestowała?

Podobnie jak bardzo wielu ludzi w Polsce jestem zdruzgotana tym, co robi PiS od samego początku swoich rządów. Próbowałam jako pracownik Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej protestować już na początku, gdy po dojściu do władzy Kaczyński wprowadzał zmiany w ustawie o radiofonii i telewizji. Przeforsowano je między świętami Bożego Narodzenia i Sylwestrem 2015 r., wycinając bezpieczniki utrudniające przejęcie publicznych mediów. Niestety rady uniwersyteckie listu wtedy nie podpisały.

Ale nawet wówczas nie wyobrażałam sobie, jaka będzie skala propagandy władzy, że będzie tak bezwzględna, szczująca i niestety częściowo skuteczna. Uruchamia proces demoralizacji społecznej, powrotu do endeckiej ksenofobii, dewaluacji słów. Nasze protesty nie zmieniają marszu rządu populistów narodowych. Nasz niewielki protest w auli Uniwersytetu Wrocławskiego stał się spektakularny, dlatego, że Morawiecki — widząc, co się dzieje – aby opanować sytuację, z mównicy zapraszał nas na rozmowę po uroczystościach.

Naprawdę zaprosił was na spotkanie?

Powtórzył to dwa, czy trzy razy i później nie wypadało mu nie wywiązać się tej propozycji.

Opowie pani o tej rozmowie?

Trwała jakieś pół godziny czy 40 minut. Premier najpierw zapytał: „Z jakiego powodu państwo protestujecie – jesteście przeciwko szczepieniom?”, chociaż dobrze słyszał w oratorium powód naszego desperackiego zachowania.

Surrealistyczne!

Oczywiście powiedziałam, że nie jesteśmy przeciwko szczepieniom, ale jesteśmy przeciwko temu, co polski rząd robi dziś na granicy białoruskiej. Odwołałam się do do tego, że znałam Kornela Morawieckiego, ojca Mateusza, i powiedziałam, że gdyby widział, co się dzieje, byłby zupełnie zdruzgotany, ponieważ był to prawy i szlachetny człowiek, choć, co też podkreśliłam, został wykorzystany politycznie przez dwa ostatnie lata życia, gdy miał już ograniczony ogląd sytuacji. Premier wiedział o czym mówię, choć cały czas miał twarz pokerzysty. Jasno powiedziałam, że uważam, iż jest sam bezpośrednio odpowiedzialny za śmierć 6 osób na granicy, że był wśród nich szesnastoletni chłopiec.

Na to premier: „No to co by państwo zrobili, skoro tam już jest 3 tys. ludzi, to jest wojna hybrydowa”. Na nasze argumenty odpowiadał propagandowymi ogólnikami, które znane są z tych narracji oficjalnych. Mój kolega upominał się o przestrzeganie konwencji genewskiej. Morawiecki odpowiedział, że ci uchodźcy mają otrzymać pomoc w pierwszym kraju i tam powinien być rozpatrzony ich wniosek o ochronę prawną, czyli na Białorusi. Zapytałam: „Czyli pan uważa, że u Łukaszenki mogą mogą liczyć na jakąś pomoc?”.

Dostała pani jakąś odpowiedź?

Nie. Najbardziej przykry był dla mnie był moment, w którym Morawiecki opowiedział nam o ordo caritatis — że jest porządek miłosierdzia, i premier zaznaczył ręką na stole, że najpierw dbamy o rodzinę, o bliskich, potem o nasze otoczenie, a dopiero później ten krąg troski się rozszerza…

Czyli mamy większe obowiązki moralne wobec najbliższych — rozumiem, że taki to miało sens.

Eksploatowanie określenia łacińskiego ma przede wszystkim zamglić odpowiedź, odsunąć racjonalne argumenty. Powinnam była odpowiedzieć – ale miałam refleks dopiero na schodach — że w tej sytuacji jedynym adekwatnym ordo caritatis jest „nie zabijaj” i nie wywołuj cierpienia innych ludzi.

Próbowaliśmy się odwoływać do argumentów prawnych i emocjonalnych. Upominaliśmy się o obecność Frontexu (który zresztą niegdyś sama krytykowałam, ale w tej sytuacji może pomóc), o realizację konwencji genewskiej, określającej prawa uchodźców, o obecność dziennikarzy. Tłumaczyłam, że instytucja korespondenta wojennego to jest elementarna powinność, losy ludzi w czasie drugiej wojny światowej byłby jeszcze gorszy, gdyby nie korespondencje Ernie Pyle, które wpłynęły na politykę amerykańską i zaangażowanie się Stanów Zjednoczonych w wojnę w Europie. Podkreślałam osobistą odpowiedzialność premiera za harcujących na konferencjach ministrów i za całą tę potworną propagandę. Skwitował hasłem „TVP też mnie nie lubi”. Niektórzy potrafią sprawnie wykorzystywać techniki manipulacji.

Jak mówiłam o brutalności, jakiej dopuszczają się funkcjonariusz służb — że truchleję myśląc, jak ci biedni ludzie są traktowani i pewnie zaszczuci przez policję i straż graniczną — wtedy premier mówi, że policja zawsze musi działać ostro i „gdyby państwo widzieli, co Macron robi”.

Ciągle teraz przypominam sobie książkę polskiego Żyda Artura Schneidera "Jak ścigane zwierzę", w której bardzo dokładnie, z konkretnymi szczegółami opisał miesiące ukrywania się w lasach w czasie Holokaustu. Zresztą w 1968 roku Schneider został wyrzucony przez Gomułkę z Polski. W głowie mi się nie mieści, że do życia w lesie zmuszamy dziś uchodźców. Na nas wszystkich spada dziś odpowiedzialność za to.

Jak pani ocenia postawę środowiska akademickiego wobec PiS? Z jakimi reakcjami się pani spotyka?

Bardzo wielu ludzi do mnie pisze i wiele osób mówiło, że byłam odważna — otóż ja w ogóle nie uważam, żebym była odważna, kompletnie nie boję tego brunatniejącego towarzystwa rządzącego dziś Polsce. To w ogóle jest nieporównywalne do niebezpieczeństw, z którymi się borykała opozycja demokratyczna w PRL. Pamiętam stan wojenny bardzo dobrze i pamiętam też tę energię, tę moc, która została wyzwolona w społeczeństwie w czasie stanu wojennego. Teraz nie ma zagrożenia, ale „siła bezsilnych” rośnie.

Jestem przekonana jako humanistka, jako ktoś, kto wierzy w słowa i wierzy, że jednak słowa zmieniają rzeczywistość, że obrazy zmieniają rzeczywistość — że trzeba tym ludziom pokazywać: „nie jesteście bezkarni” i przebijać tę banię, w której się schowali.

Trzeba po prostu bezpośrednio mówić im w oczy, co się sądzi. W normalnej sytuacji nigdy w życiu nie robiłabym rabanu podczas uroczystości uniwersyteckich, bo mam respekt dla ludzi i takich miejsc. Ale teraz sytuacja jest wyjątkowa. Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za to, co się dzieje na granicy. Czuję osobistą odpowiedzialność za tę katastrofę humanitarną, która powoduje polski rząd.

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze