0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Rafal Pozorski / Agencja Wyborcza.plRafal Pozorski / Age...

Od kilku dni natężenie antyunijnych wypowiedzi polityków PiS jest tak wielkie, że głowa puchnie. Co wywiad z politykiem PiS, to nowy antyeuropejski kwiatek. Jakby ktoś wydał polecenie służbowe: „Powiedzcie coś po antyunijnemu”.

Opowieść o złej Unii zawsze była częścią oficjalnego przekazu PiS, ale w ostatnich dniach jest więcej, głośniej, ostrzej. Wzmożenie nastąpiło po głośnym wywiadzie przewodniczącej Komisji Europejskiej dla „Dziennika Gazety Prawnej” sprzed dwóch tygodni. Ursula von der Leyen powiedziała tam jasno, że nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym, którą PiS przegłosował, a prezydent podpisał, nie wystarczy, żeby wypłacić Polsce pieniądze z Funduszu Odbudowy. Bo nie spełnia warunków Komisji.

„Nowa ustawa nie gwarantuje sędziom możliwości kwestionowania statusu innego sędziego bez ryzyka, że zostaną pociągnięci do odpowiedzialności dyscyplinarnej” - stwierdziła von der Leyen. To samo mówili przedstawiciele środowisk walczących o praworządność i polska opozycja. W OKO.press też wielokrotnie pisaliśmy, że ustawa kamieni milowych nie realizuje, zwłaszcza tego właśnie warunku.

Przeczytaj także:

Pierwszą reakcją obozu władzy było zaskoczenie. „W PiS wrze” - donosił DGP. Miało być przecież inaczej - w PiS spodziewano się, że ustawa prezydencka załatwi sprawę. Wydaje się, że obóz władzy liczył, że Komisja zaakceptuje jakiekolwiek ustępstwa (likwidacja Izby Dyscyplinarnej) w ważnej przecież dla PiS sprawie (sądownictwo) i pieniądze w końcu zaczną płynąć.

Komisja postanowiła jednak potraktować ustalenia z polskim rządem dosłownie i serio, i wyegzekwować wszystko, co znalazło się na papierze. W PiS odebrano to jako dociskanie do ściany, upokarzanie oraz wykorzystywanie przez Unię pozycji siły.

To, co unijnych przywódców może zaskakiwać („napisaliśmy przecież czarno na białym, co trzeba zrobić, żeby tę kasę dostać, o co im chodzi?”), w Polsce jest zrozumiałe: PiS operuje przecież przede wszystkim rachunkiem krzywd.

Po pierwszym szoku nastąpił więc kontratak.

Polska wzięta w dwa ognie: przez Rosję i... Unię

Za Polską granicą trwa wojna, a ważny polityk PiS chce kierować (metaforyczne) armaty w kierunku Unii. Unia odpala sankcje przeciwko imperium rosyjskiemu, a polski premier w europejskiej prasie opisuje „wewnętrzny imperializm” Unii.

Były minister spraw zagranicznych z PiS twierdzi, że Komisja Europejska chce obalić polski rząd. Najważniejszy polityk obozu rządzącego w Polsce maluje wojenne zagrożenie nadchodzące... z Zachodu.

„Na horyzoncie jest wiele niebezpieczeństw” ostrzega. „Próbuje się nam zabrać wolność, suwerenność i jeszcze nas obrabować” - demaskuje niecne zamiary europejskiego wroga Kaczyński.

Z opowieści, jakie snują w mediach politycy obozu władzy, wyłania się obraz: w ciągu kilku dni Polska została wzięta w dwa ognie – przez Rosję i przez Unię Europejską. To obraz mocno nasiąknięty historycznymi analogiami: biedna, niewinna Polska niczym ta owieczka otoczona przez wilki dybiące na jej cnotę, terytorium i kiesę. I obraz fundamentalnie nieprawdziwy.

Pisowska orkiestra od kilku dni próbuje grać antyunijnego marsza. Wychodzi raczej hałas. Pytanie, jakie polityczne konsekwencje będzie miał ten utwór.

Po co PiS-owi to wszystko? W najbardziej przychylnej PiS wersji nie chodzi już o KPO, tylko o wyższą stawkę. W ten brzydki sposób partia Kaczyńskiego negocjuje swoje miejsce przy stole w coraz bardziej integrującej się Unii. Ale bliższe prawdy mogą być inne wyjaśnienia: krajowej opinii publicznej trzeba jakoś wyjaśnić porażkę i brak kasy, trzeba też mieć temat kampanii wyborczej oraz zgarnąć jak najwięcej wyborców Solidarnej Polski i Konfederacji.

Wytoczyć armaty, odpalić ogień zaporowy

Niczym puzon - donośny, wybijający się ponad innych - zabrzmiał sekretarz generalny PiS. W poniedziałek 8 sierpnia 2022 w radiowej Jedynce rano Krzysztof Sobolewski powiedział: „Jeśli byłaby próba zablokowania tych funduszy i Komisja Europejska, można powiedzieć, że próbowałaby docisnąć nas do ściany, to

nie pozostaje nam nic innego wtedy jak wyciągnąć wszystkie armaty, które są w naszym arsenale, i odpowiedzieć ogniem zaporowym”.

A zatem armaty. Politycy lubują się w wojennych nawiązaniach, a militarny język wylewa się dziś z mediów i konferencji prasowych, armatohałubice i drony bojowe weszły niemal do codziennych rozmów.

Ważny polityk PiS uznał za stosowne skorzystać z języka konfliktu zbrojnego, tyle że zaserwował jakieś aberracyjne pomieszanie z poplątaniem: swoje armaty chce bowiem kierować nie na wschód, a na zachód.

Sobolewski to jeden z najbliższych i najbardziej zaufanych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego i jego wypowiedź była tak naprawdę powtórzeniem słów Kaczyńskiego, tylko w rozdętej ornamentyce.

Pierwsze skrzypce gra bowiem w tej orkiestrze Jarosław Kaczyński. W tygodniku „Sieci”, w wywiadzie opublikowanym w poniedziałek Jarosław Kaczyński podał melodię, którą później po swojemu powtarzają członkowie jego partii.

„Unio, koniec tego dobrego!”

„Unia nie wykonuje swoich obowiązków wobec Polski, nie przestrzega żadnych reguł” - brzmi wersja wydarzeń zapodana przez prezesa PiS. Kaczyński powtarza starą śpiewkę, że celem Unii „nie była ochrona praworządności europejskiej, ale rozmontowanie praworządności w Polsce”.

Wszystko niby grzecznie i z kurtuazją. „Wykazaliśmy maksimum dobrej woli, poszliśmy na duże kompromisy”. Kaczyński czerpie nie z arsenału generałów, ale dyplomatów: mówi o umowach, uzgodnieniach, zobowiązaniach.

Unia-oszustka przy negocjacyjnym stole jednak wykiwała Brzmi to trochę jak opowieści o prawnikach-spryciarzach, którzy zawsze cię wykiwają. A ci unijni dyplomaci to chyba jacyś kiepscy, skoro zepchnęli rząd Kaczyńskiego do narożnika: „Nie mamy już gdzie się cofnąć” - narzeka prezes PiS. Unia najpierw zmusza nas do przestrzegania traktatów, a potem sama ich nie przestrzega.

Na tle niby-dyplomatycznego języka mocno wybrzmiewają buńczuczne zdania, w tym parokrotnie już słyszane z ust Kaczyńskiego: „No, koniec tego dobrego”. Oraz groźby: „Skoro w tym obszarze Komisja Europejska nie wypełnia swoich zobowiązań wobec Polski, to my nie mamy powodów wykonywać swoich zobowiązań wobec Unii Europejskiej”.

Od wykonywania jakich zobowiązań odstąpimy?

Tego prezes nie zdradza, zaznacza tylko, że nie chodzi o niepłacenie składki. Ale z innych źródeł wiemy co nieco o tym, jakie pomysły chodzą po głowach ekipy PiS.

Wspomniany Krzysztof Sobolewski ostrzegł, że Polska będzie częściej korzystać z prawa weta. „Dziennik Gazeta Prawna” relacjonuje, że obóz rządzący miałby jeszcze rozważać: pozwanie Komisji Europejskiej przed TSUE; nie zawieszenie, ale obniżenie składki członkowskiej oraz wyjście lub zawieszenie uczestnictwa w unijnym systemie handlu emisjami ETS.

Jak pisze Onet, częścią „planu Kaczyńskiego” ma być też dokończenie reformy sądownictwa. Skoro Unia jest hochsztaplerem, to PiS nie będzie już nawet udawał, że jej słucha.

Efekt ma być taki, że stosunki z UE ułożymy sobie „po nowemu”. Nie może być inaczej, skoro „nasza ojczyzna wymaga w tym momencie szczególnej troski, podlega wielu presjom, na horyzoncie jest wiele niebezpieczeństw”. Wątpliwości brak, jedno z tych niebezpieczeństw to pazerna i nielojalna Unia.

Prawda o imperialnej Europie według Morawieckiego

Za skrzypcami podąża wiolonczela, w pisowskiej orkiestrze ta rola przypadła premierowi. Niby naśladuje "kaczyńską" melodię, ale jest to autorska wariacja. Solówka.

W poniedziałek 8 sierpnia anglojęzyczna opinia publiczna mogła przeczytać tekst polskiego premiera. Artykuł Mateusza Morawieckiego ukazał się jednocześnie w dwóch miejscach - na portalu Euroactiv i w brytyjskim magazynie „The Spectator”. Miejsca publikacji nie mogą być przypadkowe.

Euroactiv definiuje swoją linię jako proeuropejską, portal ma wydania w kilku językach, m.in. po niemiecku, francusku, hiszpańsku i włosku. Z kolei „The Spectator” to jedna z dwóch brytyjskich gazet o zasięgu ogólnokrajowym, która w 2016 roku poparła Brexit (druga to „Morning Star”). Tygodnik krytykował Unię za protekcjonizm i brak demokracji. Warto też pamiętać, że w latach 1999–2005 redaktorem naczelnym „Spectatora” był Boris Johnson – później aktywnie zaangażowany w probrexitową kampanię. I to za jego premierostwa Wielka Brytania w końcu opuściła Unię.

Według Morawieckiego Europa ma poważny problem: symuluje równość wszystkich członków, a „praktyka polityczna pokazała, że głosy Niemiec i Francji liczą się bardziej niż pozostałych. W efekcie mamy do czynienia z formalną demokracją, a de facto z oligarchią, w której władza należy do najsilniejszych”.

Dosadnie mówiąc: Europie zagraża wewnętrzny imperializm. Morawiecki pisze to wprost. I to w czasie, gdy „imperializm” kojarzy się przede wszystkim z polityką Rosji.

A zatem Polska została rzucona, po raz kolejny w swojej historii, między dwa imperializmy. Warto jednak dodać, że słowa o wewnątrzeuropejskim imperializmie – choć mocne – mogą rezonować w krajach europejskiego Południa.

Morawiecki nie chce jednak ruszać na imperium z polską szabelką. „Problemem nie jest to, że zbyt wolno idziemy ścieżką do integracji i powinniśmy gwałtownie przyspieszyć. Problem polega na tym, że idziemy złą ścieżką” - pisze na zakończenie.

Dobra ścieżka to krok w tył i powrót do europejskich wartości. „Celem nie jest podkopywanie ich, ale wzmocnienie, a nie budowanie w poprzek. Europa bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje nadziei. A nadzieję można znaleźć jedynie w powrocie do wartości, nie zaś we wzmacnianiu instytucjonalnej superstruktury”. Brzmi jak głos zatroskanego Europejczyka - fałsz zaczyna się, gdy trzeba zdefiniować co kto uważa za wartości UE.

Wygląda na to, że dla większości członków UE to zupełnie co innego niż dla rządu PiS. Wartością dla PiS - wynika z innych wypowiedzi ludzi tego obozu - jest rozmontowanie Unii Europejskiej i powrót do luźnego związku państw, skupionego wyłącznie na wymianie gospodarczej, a nie wartości zapisane w art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej.

Oto jego pełen zapis:

Artykuł 2 Unia opiera się na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości. Wartości te są wspólne Państwom Członkowskim w społeczeństwie opartym na pluralizmie, niedyskryminacji, tolerancji, sprawiedliwości, solidarności oraz na równości kobiet i mężczyzn.

Krzyczą: „Ło matko! Polexit!”

Antyunijne pohukiwania PiS-u opozycja natychmiast nazwała drogą do Polexitu. „Kaczyński wyciąga nas właśnie z Unii. Konsekwentnie i z uporem maniaka. Wszyscy zwolennicy Unii muszą to wreszcie zrozumieć. Słowa PiS o armatach i ogniu zaporowym przeciw Brukseli brzmią groteskowo, ale, wierzcie mi, tu już nie ma się z czego śmiać” - napisał we wtorek na Twitterze Donald Tusk.

I natychmiast politycy obozu władzy zareagowali serią zaprzeczeń.

Na przykład sam Sobolewski (ten sam, który mówił o wyciąganiu armat i ogniu zaporowym): „My z Unii Europejskiej nigdzie się nie wybieramy”.

Piotr Wawrzyk, niegdyś kandydat PiS, na Rzecznika Praw Obywatelskich, w twitterowej wymianie z dziennikarką „Wprost” Joanną Miziołek, napisał: „Ale że Pani Redaktor bezrefleksyjnie przyjmuje narrację opozycji … I to bez podania zdania drugiej strony. Nie ma mowy o wyprowadzaniu PL z UE! Chodzi o twardą obronę interesów w UE. Tak jak robią to inne p. cz. [państwa członkowskie]”.

View post on Twitter

I niezawodny rzecznik PiS Radosław Fogiel w Polskim Radiu o Donaldzie Tusku i politykach Platformy Obywatelskiej: „Na najmniejszą wzmiankę o tym, że można być asertywnym, że można stawiać interesy własnego kraju na pierwszym miejscu, że można mieć inną pozycją w relacjach z Unią Europejską niż wierno-poddańcza, od razu krzyczą: «Ło matko! Polexit!» To jest raczej upór maniaka. Nikt już tego nie traktuje poważnie”.

Jeśli wierzyć tym zaprzeczeniom PiS chce w Unii pozostać, ale jako twardy gracz.

Według rozmówców „Gazety Wyborczej” antyunijną retoryką PiS może próbować zajść z prawej Solidarną Polskę.

PiS potrzebuje też znaleźć temat rozkręcającej się kampanii wyborczej. W pierwszych dniach objazdu po Polsce Kaczyński testował temat osób trans. Jednak nawet działacze PiS mieli tego nie podchwycić. L

Ludzie chcą rozmawiać o tym, co ich realnie boli, a nie o fantazjach Kaczyńskiego o zmianie płci kilka razy dziennie. Ceny prądu i brak węgla to jednak dla PiS-u grząski grunt. Czym innym rozgrzać emocje? Na razie wydaje się, że wybór padł na Berlin i Brukselę.

Polacy są gremialnie proeuropejscy, ale jednocześnie na Unię ponarzekać sobie lubią. Kaczyński może kalkulować, że w Polexit nikt (poza Donaldem Tuskiem) i tak nie uwierzy. Być może wręcz uda się stworzyć wrażenie, że opozycja nic nie rozumie („Ale się nabraliście! Nie chcemy żadnego Polexitu”). A skoro rząd nie radzi sobie z krajowymi kłopotami, to przynajmniej na arenie międzynarodowej będzie symulował, że daje sobie radę.

Okazało się, że w przewidywaniu działań Komisji Europejskiej dotyczących środków dla Polski rację mieli ci, którzy dokładnie i dosłownie czytali dokumenty. W przypadku działań PiS może być podobnie: antyunijne melodie mogą się okazać złudne, liczą się konkretne kroki - prawne, instytucjonalne.

Na koniec jeszcze jeden głos. Z ławki prorządowych satyryków. Marcin Wolski napisał i opublikował w „Gazecie Polskiej” fraszkę pod tytułem „Pierwsze poważne ostrzeżenie”:

Męczą kłótnie i spory o kasę, zwykła przemoc w roli oręża, oskarżenia, dialog przez prasę. Jakbyś miała wroga, nie męża.

Pouczanie na każdym kroku wciąż szykany, niedobra rada. Te pyskówki, kolejny raz w roku i z sąsiadem zwyczajna zdrada

Dawno minął miesiąc miodowy, partner nie jest już grzecznym chłopcem, Owszem, mamy swoje narowy, ale bójki są dla nas obce.

Nie każ padać nam na kolana, bo zadzierasz z całym narodem, nie przeginaj, Unio kochana, bo się związek skończy rozwodem.

;

Udostępnij:

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze