Ekspresowo, w trybie poselskim, bez konsultacji społecznych, rząd wdraża porozumienie, które podpisał z nauczycielską "S" ignorując strajkujące ZNP. Nauczyciele dostaną 9,6 proc. podwyżki, ale... rząd nie da na nie pieniędzy z budżetu. Samorządy mają też same sfinansować 1000 zł dla stażysty i 300 zł za wychowawstwo. Dla samorządów to finansowy dramat
W Sejmie trwają prace nad projektem zmian w Karcie Nauczyciela. Rząd zaczął wcielać w życie postanowienia porozumienia, które podpisał 7 kwietnia 2019, przy sprzeciwie pozostałych związków, z NSZZ "Solidarność". Projekt przewiduje m.in.:
Roczny wzrost nauczycielskich wynagrodzeń z powodu podwyżki dodatku za wychowawstwo może przekroczyć nawet miliard zł (150 zł x 12 miesięcy x 250 tys. nauczycieli...).
Projekt ustawy wpłynął do Sejmu 6 czerwca, od 12 czerwca obraduje nad nim komisja edukacji. Wpłynął jako projekt poselski choć oczywiste jest, że to projekt rządowy. Dzięki takiemu zabiegowi można było skrócić procedurę i pominąć wymagany normalnie etap konsultacji społecznych. A także uniknąć pełnego przedstawienia projektu, łącznie z oszacowaniem kosztów, jakie pociągnie.
"Nie rozumiem tego tempa. Szefowie komisji edukacji ustalili, że to będzie procedowane 26 czerwca, by dać czas samorządom i posłom na zapoznanie się z projektem. Wczoraj [12 czerwca 2019 - red.] komisję prowadził marszałek Terlecki, bo taka była decyzja prezydium Sejmu" - opowiada Krzysztof Baszczyński z ZNP, który uczestniczył w obradach komisji. Skąd ten pośpiech?
"Można domniemywać, że to dlatego, że wiele z zapisów tej ustawy jest po prostu niejasnych. Żeby nikt nie zdążył już interweniować".
Ale pewne rzeczy już wiadomo - podwyżki spadną na barki samorządów.
W porozumieniu zawartym z "Solidarnością" rząd oszacował kwotę tegorocznych podwyżek na 667 milionów złotych.
"Pieniądze na podwyżki dla nauczycieli - 9,6 proc. - będą zagwarantowane w ramach przesunięć w budżecie - uspakajała w Sejmie 13 czerwca wiceminister edukacji Marzena Machałek. Dodała, że koszt przeprowadzonych zmian wyniesie ponad miliard zł.
Dodatkowe koszty wynikną ze skrócenia awansów nauczycielskich, które poprzednio minister Zalewska wydłużyła. Oznacza to, że nauczyciele szybciej będą wchodzić na wyższy pułap płacowy.
Skąd na to pieniądze? "Jedną z podstawowych rzeczy jest zabezpieczenie środków. Temat wzrostu wynagrodzeń i przesunięć ze stycznia 2020 na wrzesień 2019 pojawił się już w lutym. Minister Dariusz Piontkowski, wtedy jeszcze poseł, mówił, że budżet będzie nowelizowany. Bo tylko tak można zdobyć środki" - tłumaczy Baszczyński.
Wiadomo, że w budżecie na 2019 zabezpieczono środki tylko na 5 proc. styczniowej podwyżki. Co z dalszymi prawie 10 proc.? Podczas negocjacji ze strajkującymi związkowcami Beata Szydło zaczęła nagle zapewniać, że "pieniądze zostaną wygospodarowane z budżetu", bez potrzeby nowelizacji. W opisie finansowania obecnej nowelizacji Karty Nauczyciela znajduje się taki zapis:
"Dodatkowy skutek finansowy podwyższenia od 1 września 2019 r. wynagrodzeń nauczycieli zatrudnionych w szkołach i placówkach prowadzonych przez jednostki samorządu terytorialnego będzie uwzględniony m. in. w zwiększonej kwocie części oświatowej subwencji ogólnej na 2019 r. Skutki finansowe na kolejne lata dla budżetu państwa zostaną ustalone w ustawach budżetowych i będą uwzględniały skutki przechodzące wzrostu wynagrodzeń nauczycieli".
"Będzie uwzględniony między innymi" sugeruje już, że zwiększona subwencja nie będzie jedynym źródłem finansowania. Ale rzecz w tym, że w 2019 roku nie będzie wcale zwiększenia subwencji oświatowej, bo to reguluje ustawa budżetowa. A "poselski" projekt wyraźnie mówi o przyszłych ustawach budżetowych.
A skoro ustawa budżetowa na 2019 rok nie będzie nowelizowana, to skąd nagle ma się w niej znaleźć 700 milionów złotych na większą subwencję, a nawet miliard na całość zmian?
"Pytałem ja, pytały samorządy, pytali posłowie: co z pieniędzmi? I była stara śpiewka, że samorządy mają nadwyżki budżetowe. A w ogóle to będą przesunięcia w budżecie" - relacjonuje Krzysztof Baszczyński.
"Koszty nowelizacji zostaną pokryte ze zwiększonej subwencji. Ta subwencja będzie wynikała z przesunięć budżetowych i będzie to przeprowadzone przez komisję finansów" - zapowiedziała w Sejmie Machałek nie podając żadnych szczegółów. Nie wiadomo, jak miałoby się to odbyć bez zmiany choćby rozporządzenia o subwencji oświatowej. "Przesunięcia w budżecie" mają odbywać się według nieznanych jeszcze zasad.
Wiceszefowa MEN przyznała, że zmiany oznaczają, że wzrosną też wydatki samorządów. "Będziemy tak uzgadniać subwencję, by uwzględnić sytuację finansową samorządów. Rzeczywiście są samorządy, które mogą sobie pozwolić na duże wydatki na oświatę, ale są i takie, które trzeba wesprzeć".
Czyli bogatsze samorządy zostaną poszkodowane bardziej niż biedniejsze. A przy okazji dostaną po kieszeni najbogatsze miasta tradycyjnie antypisowskie.
Przedszkola nie są objęte subwencją oświatową, zatem tu w uzasadnieniu możemy przeczytać wprost, że podwyżki płac pochodzić będą wyłącznie z dochodów własnych gmin. Które, jak podkreślono, "w ostatnich latach wykazują silną dynamikę wzrostową".
Nowelizacja Karty przewiduje również minimalne 300 zł za wychowawstwo. W nowelizacji ustawy pada sformułowanie "wychowawca klasy", zatem wyklucza to nauczycieli w przedszkolach. To budzi uzasadnione poczucie niesprawiedliwości.
Samorządy obciążane zostaną również sfinansowaniem nowego świadczenia z porozumienia rządu z "Solidarnością" - jednorazowym dodatkiem 1000 zł dla nauczycieli stażystów.
"Artykuł 160 Konstytucji mówi o tym, że w związku ze zwiększeniem zadań mamy dostać dodatkowe pieniądze. Ktoś może argumentować, że sfinansowanie dodatku dla stażystów mieści się w ramach naszych zadań. Ale to zostało wpisane jako nowe zadanie własne. Oczywiście znowu bez pieniędzy" - wyjaśnia Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
"W 2018 subwencję oświatową, która i tak jest niewystarczająca, dostaliśmy o 600 milionów za małą i ona się przeniosła na 2019 - dodaje Wójcik. - Kolejny raz wpuszczono nas w kanał".
Dodatkowo w ostatnich latach szybko rośnie tak zwana "luka edukacyjna". Tak samorządy nazywają różnicę między ich dochodami (subwencja i dotacje) a wydatkami na oświatę. W 2018 roku luka osiągnęła rekordowe 23 miliardy. Za sprawą "bezkosztowej reformy" byłej minister edukacji Anny Zalewskiej.
Edukacja
Protesty
Władza
Dariusz Piontkowski
Beata Szydło
Anna Zalewska
Ministerstwo Edukacji Narodowej
Związek Nauczycielstwa Polskiego
Związek Miast Polskich
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze