Od dwóch lat podległe rządowi wojewódzkie centra zarządzania kryzysowego mogą łatwo informować o zagrożeniach zmieniając lokalny sygnał tv i wysyłając wiadomości SMS. Nie korzystają z tej możliwości. Teraz minister Błaszczak ogłasza budowę systemu, który w dużej części istniał już wcześniej. Najwyraźniej sam nie wie, jakimi technologiami dysponuje
Z przebiegu wydarzeń od katastrofalnych burz 11/12 sierpnia 2017 do dziś wyłania się obraz rządzących, którzy nie znają procedur państwa, którym kierują, nie znają systemów wdrożonych przez poprzedników, a jeśli nawet je znają, to nie chcą lub nie potrafią ich rozwijać. OKO.press objaśnia rzecz po kolei.
Od 1 lipca 2015 roku informacje o zagrożeniach mogą być wyświetlane na danym terytorium na specjalnych paskach we wszystkich kanałach naziemnej telewizji cyfrowej: TVP 1, TVP 2, TVP Regionalna, TVP Info, TVP Kultura, TVP Polonia, TVP Historia, TVP Rozrywka. O szczególnie poważnych zagrożeniach można też informować przy pomocy wiadomości SMS, które trafią do wszystkich przebywających na terenie objętym zagrożeniem. To część Regionalnego Systemu Ostrzegania uruchomionego w 2015 roku.
Dlaczego podległe rządowi wojewódzkie centra zarządzania kryzysowego nie sięgają po takie sposoby informowania mieszkańców o zagrożeniach? Nie wiadomo.
Podstawowym narzędziem uruchomionego w 2015 roku Regionalnego Systemu Ostrzegania jest bezpłatna aplikacja na smartfony. Aplikacja informuje o różnych typach zagrożeń na danym terytorium, zawiera także m.in. komunikaty o utrudnieniach w ruchu drogowym. Uruchamiając aplikację wybieramy nasze województwo oraz decydujemy, czy chcemy otrzymywać powiadomienia push (wówczas ostrzeżenie wyświetli się na ekranie telefonu nawet gdy nie korzystamy akurat z aplikacji).
Na przykład, ostrzeżenia dla Mazowsza na dzień 20 sierpnia 2017 wyglądały tak:
(Na marginesie: warto zwrócić uwagę na drugie z widocznych ostrzeżeń. Już w marcu Warszawa wyczerpała roczny limit dni z przekroczoną normą smogu. Życie w tym mieście jest stałym zagrożeniem dla zdrowia. Pozdrawiamy władze stolicy)
Kłopot z ostrzeżeniami meteorologicznymi w RSO polega na tym, że czerpią one z komunikatów ogłaszanych przez IMGW. A one dotyczą całych województw, więc ich szczegółowość pozostawia sporo do życzenia.
"Aplikacja ma duży potencjał, lecz jest słabo wykorzystana przez osoby nią zarządzające (Centrum Zarządzania Kryzysowego). W aplikacji publikowane są jedynie ostrzeżenia stałe, czyli wydawane kilka razy dziennie dla terenu całego województwa" - pisze Robert Marcinowicz z Sieci Obserwatorów Burz. I dalej:
"Aplikacji brakuje wielu ważnych elementów, takich jak radar meteorologiczny, detektor wyładowań czy komunikaty push o zagrożeniach obejmujących najbliższe kilkanaście minut w danej lokalizacji".
Aplikacja wymaga zatem rozwinięcia i udoskonalenia. Jednak poważniejsze ostrzeżenia stałe, takie jak informacja o drugim stopniu zagrożenia wydawana przez IMGW, powinny być rozpowszechniane także innymi kanałami. Niestety, informacje o burzach z 11 sierpnia pojawiły się tylko w aplikacji.
"W tym sezonie było to drugie ostrzeżenie o burzach dla województwa pomorskiego z drugim stopniem zagrożenia" - pisze IMGW w komunikacie po nawałnicach z 11 sierpnia 2017.
To wystarczający powód, aby wojewódzkie centrum zarządzania kryzysowego podległe wojewodzie pomorskiemu Dariuszowi Drelichowi z PiS wykorzystało inny dostępny sposób ostrzegania: paski informacyjne na kanałach TVP.
Komunikaty o szczególnej wadze miały bowiem pojawiać się w publicznych kanałach naziemnej telewizji cyfrowej (wszystkie komunikaty RSO są też cały czas dostępne w telegazecie). Dziś strona ministerstwa o tym nie informuje, ale w pamięci googla zachowała się informacja MSWiA o istnieniu takiej możliwości w ramach systemu RSO. Ostrzeżenia miały pojawiać się na ekranach telewizorów w danym terenie. Istnieje taka techniczna możliwość - w 2o15 roku korzystano z niej kilkukrotnie.
Ten sposób informowania jest bardzo skuteczny. Ma większy zasięg i powinien być wykorzystywany stosunkowo rzadko, więc istnieje duża szansa, że mieszkańcy zagrożonych terenów nie zignorują takiego ostrzeżenia.
11 sierpnia władze powinny były w ten sposób ostrzec ludzi przed nadchodzącymi nawałnicami. Nie zrobiły tego.
"Od 1 lipca 2015 r. RSO zostało rozszerzone o kanał SMS. Korzystanie z tego kanału jest bezpłatne dla użytkownika i nie wiąże się z koniecznością aktywowania takiej usługi" - czytamy na stronach MSWiA, ministerstwa kierowanego przez Mariusza Błaszczaka. Tego samego, który w komunikacie wydanym 18 sierpnia 2017 twierdzi, że nie ma takiej możliwości.
Tą drogą przekazywane miały być wyłącznie najistotniejsze komunikaty i ostrzeżenia dotyczące najpoważniejszych zagrożeń o przewidywanych dużych skutkach i zasięgu, takich jak:
"Podpisaliśmy umowę z czterema operatorami" - mówi OKO.press Andrzej Halicki z PO, minister administracji i cyfryzacji w latach 2014-2015. "System był testowany. Podczas tych kilku miesięcy do końca kadencji ani razu nie wysłano wiadomości SMS o zagrożeniu, ale po prostu nie zdarzyła się sytuacja, która tego wymagała" (to akurat dyskusyjna teza. Nawałnice z 19 lipca 2015 roku, które nawiedziły m.in. Wrocław, należały do największych w ostatnich latach).
"Umowa była zawarta na okres dwóch lat. Do głowy mi nie przyszło, że może nie zostać przedłużona" - mówi Halicki.
A nie została. Bowiem, według Błaszczaka nie była umową, tylko listem intencyjnym i nie było po co jej przedłużać. Istotnie, porozumienie nazwane było listem intencyjnym, jednak wynikało z niego, że system RSO-SMS miał zacząć funkcjonować już od lipca 2015 roku, więc operatorzy nie widzieli technicznych przeszkód do jego wdrożenia niemal od razu.
Od tego czasu minęło ponad dwa lata i, jak się okazuje, dopiero teraz rząd ma pracować nad informowaniem o zagrożeniach przy pomocy wiadomości SMS. Kłopot w tym, że najbliższy współpracownik Błaszczaka, sekretarz stanu w MSWiA Jarosław Zieliński zapowiadał na posiedzeniu Sejmu już ponad rok temu, że rząd wprowadzi takie rozwiązanie "w oby jak najbliższym czasie". I dokładnie tak jak dzisiaj, Andrzej Halicki zwracał uwagę że taka możliwość już jest, wystarczy ją wykorzystać.
Od tamtego wystąpienia ani razu nie użyto wiadomości SMS do informowania o zagrożeniu. Dziś Zieliński twierdzi, że nowe rozwiązania pojawią się "niebawem".
Być może nieumiejętność współpracy z operatorami wynika z osobliwych przekonań Mariusza Błaszczaka. Parę dni temu stwierdził on, że kwestia działania sieci komórkowych w sytuacji braku zasilania (stacje telefonii komórkowej mają awaryjne zasilanie w postaci baterii działających kilka godzin - nie mają stałego agregatu prądotwórczego) jest trudna do rozwiązania bowiem, "obcy kapitał" nie chce współpracować.
"Sytuacja jest o tyle utrudniona, że firmy telefonii komórkowej to jest w większości kapitał obcy, a więc... No ale jest kwestia stworzenia odpowiednich wymagań odnośnie infrastruktury..." - mówił Błaszczak w Sygnałach Dnia. "Kapitał ma narodowość i widzę większe zaangażowanie firm, które są polskimi firmami w niesienie pomocy niż firm, które są przedstawicielami obcego kapitału".
To świetna wiadomość, że prawicowi politycy znają książki lewicowych ekonomistów. Szkoda, że czytają tylko spisy treści. Ha-Joon Changowi, który spopularyzował określenie "narodowość kapitału", z pewnością bowiem nie chodziło o to, by politycy widzieli w nim wszechobecnego demona i tłumaczyli nim własną indolencję.
A indolencja MSWiA i wojewodów z PiS jest zatrważająca. Z przebiegu wydarzeń od 11 sierpnia do dziś wyłania się obraz rządzących, którzy nie znają procedur państwa, którym kierują, nie znają systemów wdrożonych przez poprzedników, a jeśli nawet je znają, to nie chcą lub nie potrafią ich rozwijać.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Komentarze