„To ma być premią za powrót rodziców do pracy. Każdy rodzic dziecka w wieku 1 i 2 lat, niezależnie od tego, czy pracuje, dostanie co najmniej 500 zł. Nikt nie straci. Choć nie wszyscy zyskają tyle samo” – mówi OKO.press Michał Myck z CenEA
Rząd przyjął 9 kwietnia projekt ustawy, który wprowadza obiecane w ramach programu Aktywny Rodzic świadczenie 1500 zł dla rodziców, którzy chcą wrócić do pracy po urodzeniu dziecka.
Świadczenie potocznie – i niefortunnie – przyjęło się jako „babciowe”. Tak nazwał je lider KO Donald Tusk w trakcie kampanii wyborczej na spotkaniu z wyborcami w Częstochowie w marcu 2023 roku. Celem jest zachęcenie kobiety po urodzeniu dziecka do powrotu do aktywności zawodowej. To spełnienie wyborczej obietnicy. Nowe świadczenie ma być dostępne od października 2024 roku.
Rodzice, którzy już teraz dostają świadczenie 500 zł z programu Rodzinny Kapitał Opiekuńczy, by skorzystać z programu Aktywny Rodzic, będą musieli zrezygnować z RKO.
„Babciowe” będzie miało trzy formy, które różnią się wysokością świadczenia. To:
„”Mówi się, że kwota 1500 zł będzie premią za pracę i aktywność zawodową. Ale to będzie tak naprawdę 1000 zł. Bo każdy rodzic dziecka do 2 lat, niezależnie od tego czy pracuje, czy nie, dostanie 500 zł„ – mówi OKO.press dr hab. Michał Myck, dyrektor Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA. ”Jeżeli każdy rodzic dostanie 500 zł za Aktywnie w domu, to przy 1500 w aktywnym rodzicu tylko 1000 zł jest premią za pracę. To ważny element o którym mało się mówi„. Do tego rodzice, którzy już teraz dostają świadczenie 500 zł z programu Rodzinny Kapitał Opiekuńczy, by skorzystać z programu Aktywny Rodzic, będą musieli zrezygnować z RKO”.
Aktywny rodzic ma być odpowiedzią na niewydolny system opieki nad dziećmi do lat trzech. Polki bez wątpienia po urodzeniu dziecka potrzebują pomocy w opiece nad dzieckiem i często liczą na pomoc matek w wychowaniu – zdarza się, że bardziej niż ojców. Przede wszystkim przez ograniczony dostęp do usług opiekuńczych (z powodu braku żłobków i z powodów finansowych).
To wielki plus, że państwo w końcu wspiera aktywnych zawodowo rodziców. Być może „babciowe” polepszy sytuację rodzin z dziećmi, wynagrodzi wysiłek, który dziadkowie i babcie wkładają w opiekę nad wnukami. Pomoże upowszechnić instytucjonalną opiekę nad dziećmi i ułatwi do niej dostęp.
Ale pojawiają się też wątpliwości. Nie wiadomo czy „babciowe” i opieka nad dzieckiem to rzeczywiście klucz do powrotu kobiet na rynek pracy. Jest też obawa, czy nowy program nie wypchnie z rynku pracy dziadków i babcie. Do tego rząd nie przeprowadził konsultacji swojego projektu.
Ale po kolei.
„Rząd porządkuje świadczenia skierowane do dzieci w wieku 1-2. To wielki plus. Przede wszystkim pokazuje, że aktywnie wspiera i docenia zaangażowanie zawodowe rodziców, i rozumie ograniczenia w powrocie do aktywności. Można mieć pewne zastrzeżenia co do tego, jak zdefiniował aktywność zawodową i jak chce to egzekwować. Na przykład – w odniesieniu do osób na samozatrudnieniu – nie będzie mógł sprawdzić, czy oboje rodziców faktycznie pracuje. Zobaczy tylko, że oboje odprowadzają składki. Trzeba jednak przyznać, że trudno byłoby bez wymogu dodatkowych dokumentów i komplikacji wyegzekwować aktywność zawodową” – mówi dr hab. Myck.
Celem programu jest zachęcenie kobiet, by wracały do pracy po urodzeniu dziecka.
"Pamiętajmy jednak, że już dziś blisko połowa kobiet, które mają dzieci w wieku 1-2 lat, jest aktywna zawodowo. Zobaczymy czy proporcje zmienią się w przyszłości i jak znaczące będzie większe zaangażowanie kobiet na rynku pracy. Być może okaże się, że
na przeszkodzie w powrocie do pracy stoi coś więcej niż tylko koszt opieki nad dzieckiem.
Trzeba podkreślić, że dla rodziców, którzy już pracują, program będzie dodatkowym transferem finansowym, zapewne pomoże im w utrzymaniu zaangażowania zawodowego" – mówi ekspert.
Co ważne, na świadczenie będą mogli liczyć rodzice zarówno zatrudnieni na etacie, jak i działalności gospodarczej czy umowie zleceniu. "Staraliśmy się na to wpłynąć. To pozytywna zmiana” – mówi OKO.press Karolina Bury, wiceprezeska Fundacji Rodzić w Mieście.
Ale ma zastrzeżenia. „Jeżeli chcę wrócić do pracy na pół etatu i nie zarabiam minimalnego wynagrodzenia, to nie dostanę świadczenia? A przecież najbardziej go potrzebuję. Rządzący powinni wspierać aktywność zawodową rodziców w różnej formie, również tej elastycznej” – mówi Karolina Bury.
Świadczenie będzie przysługiwało każdemu rodzicowi bez względu na to, jakie ma dochody. Rząd stawia jednak warunki. By otrzymać świadczenie, oboje rodzice muszą podlegać ubezpieczeniom: emerytalnemu i rentowemu od podstawy, której łączna wysokość wynosi nie mniej niż 100 proc. minimalnego wynagrodzenia za pracę (od 1 stycznia minimalne wynagrodzenie wynosi 4242 zł, a od lipca wzrośnie do 4300 zł). Jednocześnie podstawa, od której opłacane są składki na ubezpieczenia każdego z rodzica, nie może być niższa niż:
Oznacza, że jeżeli kobieta po urodzeniu dziecka będzie chciała zatrudnić się na pół etatu za minimalną krajową,
to nie otrzyma babciowego.
Tymczasem matki po urodzeniu dziecka chętnie zatrudniają się na pół etatu. A to często ułatwia powrót na rynek pracy.
„Mamy wątpliwości w sprawie babciowego. Chcemy mieć możliwość ustosunkowania się do projektu. Dobrze, że premier Donald Tusk podejmuje ten temat, ale chodzi o to, żeby projekt nie był niesprawiedliwy” – mówił w TVN 24 marszałek Sejmu i lider Polski 2050 Szymon Hołownia.
„Projekt nie może być niesprawiedliwy. Jeżeli mamy wielodzietną matkę, która nie pójdzie do pracy, to ona nie dostanie babciowego, jak rozumiem z tych założeń, które dostałem” – mówił.
To prawda. „Babciowe” wspiera bardziej rodziców aktywnych zawodowo. Ale jego cel to właśnie pomoc dla nich w powrocie na rynek pracy. „Każdy z rodziców dzieci w wieku 1-2 lat będzie mógł skorzystać na programie, bo każdy dostanie finansowanie. Jednak program jest skierowany przede wszystkim do rodziców aktywnych na rynku pracy i chcących do aktywności wrócić. Rząd zauważa wyzwania, jakie stoją przed rodzicami, szczególnie najmłodszych dzieci i chce wspierać ich na tym etapie życia rodzinnego. Podkreśla też rolę zaangażowania zawodowego w dłuższej perspektywie – szczególnie zawodowej aktywności wśród kobiet” – mówi dr hab. Myck.
Pojawia się pytanie o to, w jaki sposób rodziny będą korzystały z „babciowego”. Z jednej strony program jest elastyczny i to jego zaleta. To dobrze, że rodzice będą mogli sami zadecydować o tym, w jaki sposób wykorzystają finansowe wsparcie i na co dokładnie je przeznaczą. Szczególnie pomoże to rodzicom, którzy nie mogą skorzystać teraz z pomocy członka rodziny.
Jak tłumaczyła w rozmowie z OKO.press Iga Magda, rodzice, którzy dostaną dodatkowe środki na opiekę nad dzieckiem, na pewno chętnie skorzystają z usług dobrej jakości.
Ale... jeżeli rodzice, którzy do tej pory opiekowali się dzieckiem, zdecydują się, by dzieckiem opiekował się ktoś z rodziny, pojawia się nowe zagrożenie. „Potencjalnie negatywną konsekwencją programu może być presja na babcie lub dziadków. Ich rezygnacja z pracy byłaby niekorzystnym, negatywnym skutkiem nowych rozwiązań” – mówi dr hab. Michał Myck.
Pojawia się też pytanie, czy „babciowe” nie zostanie w większości przeznaczone na żłobki prywatne. A to sprawi, że publiczne instytucje opiekuńcze przestaną się rozwijać.
Jest jeszcze jeden plus „babciowego”. Zgodnie z założeniami projektu, jeżeli rodzice zdecydują się sfinansować ze środków od państwa opiekę nad dzieckiem, którą sprawuje babcia (emerytka) na podstawie umowy uaktywniającej (to taki sam rodzaj umowy, jak rodzice dzieci zawierają z nianią), to składki od umowy będą opłacane z budżetu państwa. A to umożliwi dokonanie corocznej waloryzacji wysokości emerytury.
„Osoby, które są na emeryturze i podpiszą umowy, będą miały odprowadzane składki emerytalne. To dodatkowa korzyść, która przełoży się na wyższe świadczenie emerytalne” – mówi dr hab. Myck.
Może to pozytywnie wpłynąć na sposób zatrudniania opiekunek czy opiekunów do dzieci. „To rozwiązanie może zachęcić do podjęcia sformalizowanej opieki również osoby spoza najbliższej rodziny i uporządkowanie współpracy, która często odbywa się bez formalnych uzgodnień”.
Dla wsparcia matek w powrocie na rynek pracy i dla rozwoju dziecka ważne jest, by żłobki i przedszkola były dostępne i w dobrej jakości. By były to miejsca, w których dzieci mogą się odpowiednio rozwijać, szkolić nowe umiejętności. Tymczasem w Polsce dostępne są głównie prywatne żłobki. A ich jakość kosztuje. Nie wiadomo jednak, jak wpłynie to na cenę żłobków prywatnych. Czy skoczą w górę?
Dr hab. Myck uważa, że korzystnym elementem programu jest wsparcie powszechnego korzystania ze żłobków i formalizacja opieki. „Możliwość dofinansowania miejsc w żłobkach do 1500 zł może zachęcić samorządy lokalne do tworzenia większej liczby miejsc w żłobkach i tym samym do sformalizowania instytucjonalnej opieki nad najmłodszymi dziećmi” – mówi ekspert.
"Dzisiaj opieka żłobkowa jest bardziej powszechna w większych miejscowościach, w prawie połowie gmin nie jej ma wcale. Zarówno samorządowe, jak i prywatne instytucje mogą w reakcji na możliwość dofinansowania stworzyć nowe miejsca żłobkowe.
To szczególnie istotne w przypadku sytuacji, gdzie rodzice i bliscy mieszkają daleko od siebie. Upowszechnienie tego, że małe dzieci się wysyła do żłobka, że jest tam dobra jakość opieki, może doprowadzić do normalizacji instytucjonalnej opieki nad dziećmi. To w dłuższej perspektywie może przełożyć się na powszechniejsze podejście wśród rodziców, by oboje wracali do pracy, i jednocześnie przynieść długookresowe korzyści dzieciom".
Projekt pojawił się bez konsultacji społecznych, mimo tego, że w mediach czy w dyskusji eksperckiej od dawna się o nim mówiło. „Mam nadzieję, że na etapie prac parlamentarnych pojawi się możliwość dopracowania projektu i konsultacji” – mówi dr hab. Myck.
Kobiety
Polityka społeczna
Władza
Szymon Hołownia
Donald Tusk
Koalicja Obywatelska
Sejm X kadencji
Trzecia Droga
aktywny rodzic
babciowe
praca
Tusk Hołownia
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Komentarze