Senatorowie PiS poparli kandydaturę Mikołaja Pawlaka na Rzecznika Praw Dziecka. Głosowanie poprzedziła debata, w której Pawlak deklarował, że należy połączyć wiarę z prawem i uznać, że metoda in vitro jest niegodziwa, a "mrożone dzieci" nie są w Polsce chronione. Dumny może być jego promotor bp Dzięga, który ustawę o in vitro nazywał "zbrodniczą"
Nie cichną kontrowersje towarzyszące wyborowi Mikołaja Pawlaka na urząd Rzecznika Praw Dziecka. Absolwent prawa i prawa kanonicznego na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, tylko ostatnie dwa lata spędził na stanowisku, które spełnia ustawowy wymóg doświadczenia pracy z dziećmi lub na rzecz dzieci. Od 2016 roku Pawlak był dyrektorem departamentu spraw rodzinnych i nieletnich w Ministerstwie Sprawiedliwości, gdzie nadzorował zakłady poprawcze i schroniska dla dzieci.
Do pełnienia funkcji RPD wymagane jest jednak pięcioletnie doświadczenie. Wcześniej Pawlak prowadził własną praktykę adwokacką (2011-2016), a przez 11 lat (2005-2016) pełnił funkcję adwokata przy sądach kościelnych w sprawach o stwierdzenie nieważności małżeństwa. 12 grudnia 2018 roku w Senacie tłumaczył, że jego wieloletnia praca może "nie była medialna", "nie organizował Dnia Dziecka", ale w sądach od lat działał na rzecz dzieci.
Mimo mało przekonujących tłumaczeń i apelu młodych działaczy z całej Polski, by nie wybierać Mikołaja Pawlaka na urząd RPD, 12 grudnia senatorowie PiS poparli jego kandydaturę. A to wszystko po debacie, w której Pawlak dowodził m.in., że:
Najbardziej skandaliczna - i nieprawdziwa - wypowiedź dotyczyła jednak in vitro. Dumny może być z niego tylko promotor pracy magisterskiej, biskup Andrzej Dzięga, który ustawę o in vitro w 2015 roku nazwał "zbrodniczą".
"To, co wynika ze światopoglądu, z wykształcenia, z wiary, to jest jedno. To, co jest prawem, to drugie. Ale należy to możliwie łączyć dla dobra [...] dzieci poczętych i narodzonych, ale ma to też dotyczyć, ta godność, dzieci poczętych, a nienarodzonych, np. zamrożonych – to też są dzieci, bo są poczęte. Jakkolwiek jest to pewnie skuteczna metoda poczęcia dzieci, jakkolwiek powodująca, że wiele dzieci przyszło na świat to jednak
od strony prawno-moralnej jest to metoda niegodziwa, bo w przypadku znaczącej liczby poczęć powoduje, że poczęte istoty ludzkie, poczęte dzieci nie są wystarczająco chronione" - mówił Pawlak.
Dr Katarzyna Kozioł, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Rozrodu i Embriologii mówi OKO.press: "Ochrona zarodków jest absolutnie wystarczająca. To, co chroni przeżycie zarodków to właśnie ich mrożenie. Po rozmrożeniu te zarodki, które mają szansę na przeżycie, rozwijają się prawidłowo i mają takie same szanse na zapoczątkowanie ciąży jak nie mrożone. Metoda zapłodnienia pozaustrojowego tak samo jak zapłodnienie naturalne ma oczywiście swoje ograniczenia biologiczne. Nie z każdej komórki powstanie zarodek i nie z każdego zarodka powstanie ciąża.
W warszawskiej klinice "novum" mamy 5 698 ciąż z rozmrożonych zarodków. To najlepszy dowód na to, że kriokonserwacja nie szkodzi".
Takie poglądy Mikołaja Pawlaka, którego można by nazwać Rzecznikiem Praw Zarodka, są o tyle groźne, że może on odwoływać się do ustawy z 2000 roku o RPD, która w art. 2 ust.1 kategorycznie stanowi, że
w rozumieniu ustawy dzieckiem jest każda istota ludzka od poczęcia do osiągnięcia pełnoletności”. Ustawa pochodzi z 2000 roku – uchwalił ją rząd AWS-UW.
W Konstytucji i innych aktach prawnych takich definicji nie ma, ale ustawa może być podstawą do wprowadzenia regulacji, które zabroniłyby leczenia tych najtrudniejszych przypadków niepłodności, gdy inne metody zawodzą i odebrałaby tysiącom par szanse na dziecko.
Zwłaszcza, że Kościół katolicki z ogromnym zaangażowaniem zwalcza zapłodnienie ustrojowe używając najmocniejszych określeń. Jan Paweł II w "Evangelium vitae" stwierdzał, że "różne techniki sztucznej reprodukcji, które wydają się służyć życiu i często są stosowane z tą intencją, w rzeczywistości stwarzają możliwość nowych zamachów na życie. Są nie do przyjęcia z punktu widzenia moralnego, ponieważ oddzielają prokreację od prawdziwie ludzkiego kontekstu aktu małżeńskiego, a ponadto stosujący te techniki do dziś notują wysoki procent niepowodzeń: dotyczy to nie tyle samego momentu zapłodnienia, ile następnej fazy rozwoju embrionu wystawionego na ryzyko rychłej śmierci". Papież Franciszek, mimo łagodniejszej retoryki, także jest przeciw temu by w imię "fałszywego współczucia" (jak to nazywa) "produkować dzieci".
Dowody na spektakularną skuteczność mrożenia zarodków przynosi cały program leczenia niepłodności metodą pozaustrojową, który w 2013 roku uruchomił rząd PO-PSL. Mimo że PiS zamknął dofinansowanie w 2016 roku to z programu wciąż rodzą się dzieci z zamrożonych zarodków.
Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że do 10 września 2018 z programu skorzystało 19 617 par, a urodziło się w sumie 21,7 tys. dzieci. Jak wyliczyło OKO.press prawie połowa z nich - ok 10 tys. - to ciąże z zamrożonych zarodków.
Okazuje się bowiem, że lepsze warunki dla rozwoju zarodka i całej ciąży da się osiągnąć podczas podania rozmrożonego zarodka w naturalnym cyklu. Dr Kozioł: „Na świecie jest dziś tendencja do dzielenia procedury zapłodnienia pozaustrojowego na etapy, nazywane jest to segmentowanym zapłodnieniem pozaustrojowym. Okazuje się że niejednokrotnie lepsze warunki do zagnieżdżenia istnieją w naturalnym cyklu, a nie stymulowanym hormonalnie w celu wytworzenia wielu pęcherzyków jajnikowych i komórek jajowych. Dlatego w jednym cyklu stymuluje się hormonalnie, pobiera komórki jajowe, zapładnia je i wszystkie powstałe zarodki mrozi. A z transferem ich czyli podaniem do macicy czeka się na kolejny naturalny cykl miesiączkowy, w którym śluzówka w macicy jest optymalnie przygotowana na zagnieżdżenie rozmrożonego zarodka.
Pawlak uważa też, że właściwa ochrona zarodków jest niemożliwa, bo "nie ma odpowiednich regulacji", a niektóre samorządy same wprowadzają "różne regulacje promujące tę metodę". To również bzdura. Samorządy mogą co najwyżej decydować - tak jak Warszawa, Słupsk czy Łódź - o dofinansowaniu tej lub innej metody leczenia niepłodności, ale samą procedurę w szczegółach reguluje ustawa o leczeniu niepłodności.
Dr Kozioł: "Każdy zdolny do rozwoju zarodek, który powstanie w wyniku zapłodnienia komórki, powinien być podany do macicy albo zamrożony i przechowywany, aż do momentu podania. Lekarze mogą zapładniać maksymalnie sześć komórek jajowych, czyli tworzyć maksymalnie sześć zarodków. Podczas jednego transferu kobieta może wykorzystać jedną "świeżą" komórkę. Gdy to okazuje się nieskuteczne, można jej podać kolejny - wcześniej zamrożony. W razie niepowodzenia –kolejny, lub dwa razy po dwa zamrożone zarodki Aż do wyczerpania. (po dwóch nieudanych zbiegach dopuszcza się transfery dwóch zarodków). Jeżeli kobieta nie może wykorzystać zarodków, które pozostały zamrożone lub ma już wszystkie dzieci w domu, a nadal przechowuje zamrożone zarodki ma możliwość przekazania ich do tzw. „adopcji” prenatalnej. Oddaje je biorcom, którzy mają problem z niepłodnością. Jeśli pacjenci w ciągu 20 lat nie zgłoszą się po zarodek, to z mocy ustawy, te zarodki automatycznie przechodzą do adopcji przez inne pary biorców".
Po tej szkodliwej tyradzie o "poczętych nienarodzonych" i zapewnieniach, że "każdy sygnał nieprawidłowości dotyczący mrożenia - tak jak w przypadkach pedofilii - będzie analizowany", Pawlak przypomniał sobie o dzieciach urodzonych z in vitro. A część z nich jest już przecież dorosła.
"Niezależnie od kwestii tego poczętego dziecka, które być może gdzieś jest zamrożone, to dziecko narodzone, które chodzi do szkoły, które się kształci i które wie, że zostało w taki sposób poczęte, ma takie samo, identyczne prawo jak każde inne dziecko do tego, żeby być chronione przeze mnie jako rzecznika. I to uzyska" - mówił.
Dr Kozioł uważa, że nagonka na in vitro szkodzi wszystkim; wpędza całe rodziny w poczucie winy i jest źródłem dodatkowego stresu . "Takie ideologiczne wypowiedzi nie poparte żadną wiedzą medyczną czy biologiczną w pierwszej kolejności robią krzywdę dzieciom, które wiedzą, że są z in vitro. Znamy też pacjentów, którzy choć podchodzą do metody, to ze strachu przed stygmatyzacją utrzymują to w tajemnicy przed rodziną także przed poczętymi wskutek in vitro dziećmi. Mają poczucie winy, że robią coś niewłaściwego.
Choroba jaką jest niepłodność jest wystarczającą traumą. Instytucje państwowe i ich przedstawiciele powinni tworzyć sprzyjające warunki do jej leczenia, a nie stygmatyzować dzieci poczęte w wyniku zapłodnienia pozaustrojowego i ich rodziny " - mówi dr Kozioł.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze