0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Roman Bosiacki / Agencja Wyborcza.plRoman Bosiacki / Age...

27 października 2021 rzecznik rządu Piotr Müller w “Sygnałach Dnia” bronił “ustawy o obronie ojczyzny”, której założenia pokazali dzień wcześniej na specjalnej konferencji prasowej minister obrony Mariusz Błaszczak i wicepremier ds. bezpieczeństwa oraz szef PiS Jarosław Kaczyński. O tym projekcie pisaliśmy obszernie w OKO.press:

Przeczytaj także:

Armia ma być co najmniej dwukrotnie liczniejsza niż dziś — ma liczyć docelowo 250 tys. żołnierzy służby czynnej oraz co najmniej 50 tys. żołnierzy wojsk terytorialnych. Ma być także znacznie droższa. „To będzie wzrost bardzo poważny. To nie będzie 2 procent [PKB], ale znacznie więcej” - mówił na konferencji Kaczyński.

W porannej rozmowie politycznej 1 PR (nagranie tutaj, jej zapis tutaj) rzecznik rządu mówił m.in.:

“(...) my chcemy armii silnej, uzbrojonej dobrze, ale też to nie może być armia mała, ponieważ jeżeli ktoś chce pokoju, to musi mieć taką armię, która jest w stanie już prewencyjnie odstraszyć potencjalnego agresora. Wyciągajmy też wnioski z dwudziestolecia międzywojennego, wyciągajmy wnioski z innych konfliktów zbrojnych na świecie. (...) Dlatego najlepszą metodą jest odstraszanie poprzez naprawdę dużą refleksję przed tym, zanim państwo zdecyduje się na atak”.

Jak było w Dwudziestoleciu?

Politycy PiS bardzo często lubią się odwoływać do fałszywych historycznych analogii, uzasadniając swoje działania w zupełnie innej epoce i kontekście międzynarodowym. OKO.press analizowało takie wypowiedzi wiele razy (i z pewnością będzie miało do tego jeszcze wiele okazji w przyszłości).

Nawiązanie do dwudziestolecia międzywojennego przez Müllera jest ciekawe nie tylko dlatego, że jako analogia jest zupełnie chybione, ale także dlatego, że pokazuje poczucie zagrożenia polityków PiS i wizję stosunków międzynarodowych z zupełnie innej epoki.

Przypomnijmy więc ministrowi:

  • W latach 1918-1939 Rzeczpospolita była krajem nieustannie zagrożonym atakiem zbrojnym jednego (lub dwóch) sąsiadujących wielkich mocarstw - ZSRR i Niemiec. Samo państwo stoczyło zaś szereg konfliktów zbrojnych zarówno z sąsiadami, jak i z ukraińską mniejszością narodową; trwały one łącznie trzy lata (1918-1921). Powstanie wielkopolskie i powstania śląskie były konfliktem z Niemcami, z Czechosłowacją oddziały polskie walczyły o Śląsk Cieszyński, z Litwinami - o Wilno (zajęte przez polskich żołnierzy w trakcie tzw. buntu Żeligowskiego), wreszcie - obroniliśmy niepodległość i wywalczyliśmy granicę wschodnią w trakcie wojny z bolszewicką Rosją.
  • Po 1989 roku Polska nie toczyła żadnych konfliktów granicznych ani w ogóle żadnych konfliktów zbrojnych z sąsiadami.
  • W latach 1918-1939 II RP zawierała traktaty o nieagresji z Niemcami i ZSRR (które okazały się niewiele warte). Miała także sojuszników na Zachodzie (którzy nie interweniowali zbrojnie, kiedy Polska została napadnięta przez Niemcy i ZSRR w 1939 roku). Sąsiedzi otwarcie sabotowali państwo polskie: Niemcy m.in. prowadziły z nami wojnę celną, a Sowieci wspierali dywersantów działających przy wschodniej granicy.
  • Dziś Polska należy do Unii Europejskiej i (wraz z Niemcami) do NATO, które ma traktatowy obowiązek bronić każdego członka przed atakiem zbrojnym. Zagrożenia mają inny charakter, np. cyberataku.

Armia II RP: bardzo droga i bardzo duża

Nawiązanie do armii Dwudziestolecia jest ciekawe także dlatego, że II RP wydawała ogromne kwoty - jak na możliwości bardzo ubogiego kraju - na wojsko.

Porównajmy. Według uchwalonego budżetu na 2021 roku wydatki na obronność wyniosą 51,8 mld zł (z 487,6 mld zł ogólnej sumy wydatków budżetu). Na obronność Polska przeznaczy w tym roku 2,2 proc. PKB i mniej więcej 10,5 proc. budżetu. A jak było przed wojną?

„Jest trudno policzyć wydatki na obronność przed wojną jako procent PKB, ponieważ nie mamy dobrych szacunków przedwojennego PKB” - mówi OKO.press dr hab. Piotr Koryś, historyk gospodarki z Uniwersytetu Warszawskiego.

Nie ulega jednak wątpliwości, że II RP wydawała na armię bardzo dużo - proporcjonalnie znacznie więcej niż dziś.

  • Wydatki na obronność (wojsko i wydatki wojskowe w innych resortach) rzadko spadały poniżej 30 proc. budżetu państwa. W ostatnich latach przed wojną (od 1935) stanowiły jego połowę (i więcej)! Np. w budżecie na rok 1938/39 (rok budżetowy nie pokrywał się z kalendarzowym) z planowanych wydatków na poziomie 2 mld 474 tys. złotych na obronność przeznaczono 1 mld 352 mln 700 tys. (Dane za: K. Krzyżanowski, Wydatki wojskowe Polski w latach 1918-1939, Warszawa 1976).
  • Proporcjonalnie Polska wydawała nieco większą część dochodu narodowego (od 5 proc. w 1935 roku do 10 proc. w 1939) na zbrojenia niż Niemcy (4 proc. w 1935 roku). Uwaga: to nie to samo co produkt krajowy brutto, więc nie można skali tych wydatków dokładnie porównać ze skalą wydatków współczesnych (a ponadto dane historyczne są bardzo przybliżone).
  • To jeszcze nie koniec. Ogromna część inwestycji publicznych była de facto inwestycjami wojskowymi (nawet jeśli nie była tak traktowana w budżecie). Tylko w latach 1936-1939 II RP wydała na inwestycje w przemysł o głównie zbrojeniowym charakterze 3 mld złotych. To aż ⅓ wszystkich inwestycji publicznych przeprowadzonych w dwudziestoleciu międzywojennym (szacowanych w 1939 roku na 10 mld zł; za: J. Gołębiowski, COP. Dzieje industrializacji w rejonie bezpieczeństwa 1922-1939, Kraków 2000).
  • I to jeszcze nie koniec - na cele wojskowe rozpisywano pożyczki publiczne i pożyczano pieniądze za granicą. Co ciekawe, PiS zamierza rozbudować armię do niemal identycznej liczebności, którą miała przed wojną, w zupełnie innych warunkach technologicznych i politycznych. W styczniu 1939 roku wojsko polskie liczyło 256 tys. żołnierzy i oficerów (za: C. Leszczyńska, Polska 1918-2018, Historia Polski w liczbach, t. 5, Warszawa 2018).

Ta bardzo kosztowna armia II RP, jak wiemy, nie tylko państwa nie uratowała, ale też została rozbita w ciągu kilkunastu dni (do początków października broniły się tylko nieliczne ośrodki). Mocarstwowa propaganda władz stała się później przedmiotem szyderstw i gorzkich żartów. Analogia rzecznika rządu z II RP jest chybiona po raz trzeci - naprawdę inwestycje wojskowe II RP to nie przykład, którym należy się dziś inspirować, i nawet władza by tego nie chciała (gdyby tylko wiedziała, co mówi).

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze