0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Agata Grzybowska / Agencja GazetaAgata Grzybowska / A...

Teoretycznie uspokojenie stosunków z Izraelem nie powinno być problemem. Krajem tym rządzi nacjonalistyczna prawica oskarżana (np. przez jedną z agencji ONZ) o politykę apartheidu wobec Palestyńczyków. Izrael nie narzeka na nadmiar sojuszników na arenie międzynarodowej, więc Polska jest dla niego cenny partnerem.

Rządowi ta normalizacja jakoś jednak nie wychodzi. Możliwe, że prawica nie potrafi nawet zrozumieć, co robi nie tak. Oświadczenie rzeczniczki rządu jest dobrym przykładem - próbuje naprawić sytuację przy pomocy innej bzdury.

Morawiecki gasi pożar benzyną

Przypomnijmy kontekst. Izraelski dziennikarz Ronen Bergman, współpracujący m.in. z "New York Timesem", zapytał Morawieckiego podczas spotkania w Monachium, czy złamie ustawę o IPN, mówiąc, że polscy sąsiedzi donosili w czasie wojny na jego rodzinę. Premier uspokajał, że nic mu nie grozi. Broniąc imienia Polskiego Narodu, posłużył się argumentem, że sprawcy zbrodni (ang. perpetrators) byli też wśród Żydów. Sala przyjęła pytanie Izraelczyka oklaskami, a odpowiedź Morawieckiego - nerwową konsternacją.

View post on Twitter

Bergman: „Wasza ustawa zabrania ludziom mówić, że uczestniczyliście w Zagładzie. To dla mnie sprawa osobista. Moi rodzice urodzili się w Polsce, moja matka dostała nawet nagrodę z języka polskiego od ministerstwa edukacji. Ale stracili większość rodziny, bo polscy sąsiedzi donosili na Gestapo. Matce udało się uratować część rodziny, bo podsłuchała, że polscy sąsiedzi postanowili ich sprzedać następnego ranka. Po wojnie matka przysięgła, że nigdy w życiu nie odezwie się już po polsku, ani słowem. Jeżeli dobrze zrozumiałem, to po uchwaleniu tego prawa za to, co powiedziałem stanę się przestępcą w pana kraju. Co chcecie przez to światu powiedzieć? Po co to robicie, skoro ściągacie jeszcze więcej uwagi na straszliwe zbrodnie?”.

Morawiecki: „Jest niezmiernie ważne, aby zrozumieć, że oczywiście nie będzie to karane, nie będzie to postrzegane jako działalność przestępcza, jeśli ktoś powie, że byli polscy sprawcy. Tak jak byli żydowscy zbrodniarze, tak jak byli rosyjscy zbrodniarze, czy ukraińscy – nie tylko niemieccy”.

Słowa premiera Polski są oburzające. Jest problem z niezrozumieniem historii i brakiem wrażliwości na tragedię naszego narodu - zareagował Beniamin Netanjahu. Były ambasador Izraela w Polsce stwierdził z koli, że czuje się rozbity. "Rząd Polski niweczy wszystko, co w ciągu 25 lat ogromnym wysiłkiem wielu ludzi udało się osiągnąć w relacjach między obu narodami". Były szef izraelskiego rządu Ehud Barak stwierdził nawet, że rząd Netanyahu powinien zerwać stosunki z Warszawą.

"Wypowiedź Morawieckiego w Monachium odsłonił wstrętną twarz staro-nowego antysemityzmu i negacji Holokaustu" - napisał na Twitterze Barak. "Nacjonalistyczny i 'fejk-niusowy' rząd atakuje sądy i wolne media w swoim kraju. Z jakiegoś powodu Bibi i jego rząd nie potrafią jednoznacznie tego potępić - i zerwać wszelkie stosunki z Warszawą"

Rzad odpowiada. I znowu się gubi

"Głos Premiera Mateusza Morawieckiego w dyskusji w Monachium w najmniejszym nawet stopniu nie służył negowaniu Holokaustu ani obciążaniu Żydowskich Ofiar jakąkolwiek odpowiedzialnością za niemieckie ludobójstwo" - pisze w oświadczeniu rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska. Komunikat jest bardzo krótki, a rzeczniczce prawie udaje się napisać tych parę zdań bez większej wpadki, nawet jeśli z trochę nadmierną gorliwością używa słów "Niemcy" i "niemiecki". Aż dochodzimy do ostatniego akapitu.

"Jednocześnie oszczerstwem, z którym należy odważnie i zdecydowanie walczyć, są wszelkie próby zrównywania czy mieszania niemieckich organizatorów i sprawców zbrodni z narodami Ofiar, w szczególności narodem żydowskim, romskim i polskim, które padły ofiarą straszliwych prześladowań i mordów ze strony Niemców" - konkluduje rzeczniczka. Trochę nie wiadomo, o co w tym właściwie chodzi, zresztą tak jak w ustawie o IPN: wiemy, że Polska będzie karać, ale nie wiemy kogo i za co dokładnie.

Do tłumaczeń, które niczego nie tłumaczą, już się w tej sprawie przyzwyczailiśmy. Zestawienie wojennych losów Polaków z Żydami i Romami jest czymś nieco rzadszym, choć też jest zupełnie bez sensu.

Na czym polega manipulacja

Zarówno Żydzi, jak i Romowie byli ofiarami systematycznej eksterminacji z strony nazistów.

Żydzi byli zamykani w gettach, głodzeni, pozbawiani własności i praw, a następnie masowo mordowani - w obozach zagłady takich jak Treblinka, Bełżec i Auschwitz-Birkenau w okupowanej Polsce lub w masowych egzekucjach na terenie ZSRR od czerwca 1941 roku (jak egzekucje kijowskich Żydów w Babim Jarze czy wileńskich Żydów w Ponarach). Żydzi mieli zostać wytępieni całkowicie – dlatego 90 proc. tych, którzy znaleźli się pod niemiecką okupacją, zginęło.

Romowie byli w nieco innej sytuacji, choć już w latach 30. w Niemczech byli ofiarami nazistowskiej polityki rasowej - w listopadzie 1935 ustawy norymberskie objęły także ich. Z względu na ich "aryjskie" pochodzenie przez moment Heinrich Himmler rozważał stworzenie dla nich rezerwatów na wzór rezerwatów rdzennych Amerykanów. Ostatecznie padli ofiarą regularnej eksterminacji. Tak jak Żydzi trafiali do gett (m.in. getta warszawskiego) a następnie do obozów koncentracyjnych i obozów zagłady. Polska od 2011 roku obchodzi dzień pamięci o zagładzie Romów i Sinti. Data 2 sierpnia to dzień likwidacji romskiego obozu rodzinnego w Auschwitz II-Birkenau, w trakcie której zamordowano w komorach gazowych trzy tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci. Szacuje się, że w latach 30. i 40. wymordowano ok. połowy europejskich Romów - dokładna liczba jest o wiele trudniejsza do ustalenia niż w przypadku Żydów ze względu na specyfikę kultury romskiej.

Polacy także byli traktowani jako przedstawiciele niższej rasy, a Niemcy mordowali polskie elity i odbierali podbitemu narodowi możliwość prowadzenia edukacji. Eksploatowali także ziemie polskie gospodarczo i stosowali represje na masową skalę.

Nie planowali jednak całkowitego wyniszczenia narodu polskiego. Stawianie Polaków, Żydów i Romów w jednej wyszczególnionej kategorii jest więc manipulacją.

Od czasów tuż powojennych zwykło się uznawać, że liczba ofiar wśród polskich obywateli wyniosła 6 mln. Dziś IPN szacuje, że w latach 39-45 zginęło od 5,6, do 5,8 miliona polskich obywateli, z czego ok. 3 miliony stanowili Żydzi. Pod względem liczby ofiar II wojny światowej Polskę można porównać z niektórymi republikami radzieckimi, zwłaszcza z Ukrainą. Liczba ofiar na terytorium Białorusi była prawdopodobnie zdecydowanie wyższa niż w Polsce (ubytek ludności szacowany jest nawet na ok 25 proc, w przypadku Polski wynosi on ok 17 proc., nieco mniej jeśli uznać szacunki IPN.) W tym sensie także wyróżnienia Polaków nie ma szczególnego sensu - to niejedyny naród słowiański, który koszmarnie ucierpiał w czasie wojny.

Dlaczego rzeczniczka rządu nie potrafi napisać oświadczenia bez choćby drobnej manipulacji? Najwyraźniej politycy PiS wierzą w to, co mówią. Dopasowują swoją opowieść o historii Polski do narracji politycznej - najlepiej w taki sposób, żeby nie dać się zajść od prawej przez jeszcze większych radykałów. O ile ta strategia jeszcze jakoś działa działa na rodzimym podwórku, to na zewnątrz zawsze się kończy się katastrofą.

Bo nie wszystko jest narracją polityczną, są też tzw. fakty. Posługiwanie się historycznymi mitami ma też jeszcze jeden efekt, być może gorszy: ofiary - realni cierpiący i ginący ludzie - stają żetonami służącymi do walki o władzę.

;
Na zdjęciu Bartosz Kocejko
Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Komentarze