Andrzej Rzepliński w "Kropce nad i" uznał za bezprawne wszczęcie przez prokuraturę śledztwa w sprawie przekroczenia przez niego uprawień lub niedopełnienia obowiązków. I ma rację, bo pomysł prokuratury jest nonsensem
Odrębność i niezależność władzy sądowniczej wyraża się w przepisach określających szczególny tryb pociągania sędziów do odpowiedzialności.
Jednocześnie jednak sędzia jest zwykłym człowiekiem i podlegającym prawu obywatelem, musi więc istnieć możliwość, by odpowiadał, gdy popełni wykroczenie lub przestępstwo. Bycie sędzią nie powoduje przecież, że nie może zatankować i odjechać bez zapłacenia za beznzynę.
Gdy coś takiego się zdarzy, prokuratura oczywiście może wszcząć i prowadzić śledztwo (choć nie ma prawa zatrzymać lub aresztować sędziego).
Wszczęcie postępowania w sprawie każdego przestępstwa, o które podejrzewany jest sędzia, nie jest z zasady naruszeniem immunitetu, ponieważ zanim prokuratura postawi sędziemu zarzuty musi uzyskać odpowiednią zgodę. O uchyleniu immunitetu w konkretnej sprawie w przypadku sędziów Trybunału Konstytucyjnego decyduje - większością 2/3 głosów - Zgromadzenie Ogólne Sędziów Trybunału Konstytucyjnego.
Prokuratura nie rozumie prawa
Tę możliwość wykorzystała katowicka prokuratura, uznając za zasadne wszczęcie śledztwa z art. 231 kodeksu karnego, który stanowi, że funkcjonariusz publiczny - a sędziowie są funkcjonariuszami publicznymi - "który przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3". Co ciekawe, zgodność tego przepisu z konstytucją potwierdził wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 9 czerwca 2010, Andrzej Rzepliński był sędzią sprawozdawcą w sprawie.
Problem w tym, że takie rozumowanie jest całkowicie błędne. Pomysł prokuratury, by traktować przekroczenie uprawnień przez prezesa TK tak, jakby była to kradzież paliwa przez Andrzeja Rzeplińskiego z prawnego punktu widzenia jest bzdurą.
Sprawa ewentualnego przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków jest sprawą dyscyplinarną - a instytucje władzy sądowniczej dysponują odrębnymi procedurami sądzenia takich spraw, co pozwala im zachować niezależność i odrębność, a jednocześnie rozsądzać, czy instytucje sądu działają zgodnie z prawem.
To Zgromadzenie Ogólne wszczyna postępowanie w sprawie dyscyplinarnej, która jest rozstrzygana - zgodnie z ustawą o TK - w pierwszej instancji przez skład pięciu sędziów Trybunału, a siedmiu sędziów w drugiej. Od wyroku nie przysługuje kasacja.
Prokuratura natomiast nie ma w takim postępowaniu nic do powiedzenia. Jest to zupełnie poza jej jurysdykcją.
Ziobro zapomniał jak z nim było
Sędziowie Trybunału Konstytucyjnego nie są jedyną grupą objętą szczególnymi zasadami ponoszenia odpowiedzialności w przypadku złamania prawa. Immunitet formalny obejmuje wszystkich sędziów sądów powszechnych i trybunałów, prokuratorów, parlamentarzystów, pracowników Najwyższej Izby Kontroli, Prezydenta RP i Rzecznika Praw Obywatelskich.
Zbigniew Ziobro powinien doskonale orientować się w szczególnych przepisach dotyczących odpowiedzialności osób objętych immunitetem, ponieważ w Sejmie poprzedniej kadencji prowadzono w stosunku do niego podobną procedurę jak ta, która mogłaby zostać wszczęta wobec Rzeplińskiego, gdyby Zgromadzenie Ogólne uznało to za zasadne.
Natomiast prokuratura nie brała - bo nie mogła brać, tak samo jak w sprawie Rzeplińskiego - udziału w postępowania, w wyniku którego w lipcu ubiegłego roku Sejm głosował wniosek Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej o postawienie Ziobry przed Trybunałem Stanu. Wobec nieuzyskania większości 3/5 ustawowej liczby posłów - zabrakło pięciu głosów - sprawa została umorzona.
Zbigniewowi Ziobrze zarzucano wówczas właśnie przekroczenie uprawnień - prowadzenie postępowań karnych przeciwko osobom typowanym według kryterium przekonań politycznych, nieuprawnione wydawanie poleceń ministrowi spraw wewnętrznych, komendantowi głównemu policji, szefom CBA oraz ABW.
Udostępnij:
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze