Ustawa dyscyplinująca ma zmusić sędziów, by nie stosowali prawa Unii Europejskiej. Jej celem jest obsadzenie Pierwszego Prezesa SN przez prezydenta, a w konsekwencji kontrola Trybunału Stanu, któremu Pierwszy Prezes przewodniczy. "To może uniemożliwić skuteczne pociągnięcie do odpowiedzialności konstytucyjnej przed tym organem" - ostrzega SN w swojej opinii
Sąd Najwyższy opublikował kilkudziesięciostronicową opinię dotyczącą projektu ustawy dyscyplinującej sędziów i prokuratorów znanej jako druk nr 69. Jej opracowanie politycy PiS zapowiadali, odkąd sądy w całej Polsce zaczęły się stosować do wyroku TSUE z 19 listopada i wstrzymywać od opiniowania kandydatów na sędziów w procedurze z udziałem neo-KRS.
SN podkreśla, że głównym celem projektu jest "wymuszenie na sędziach niestosowania prawa Unii Europejskiej w zakresie, w jakim m.in. wynika to z wyroku TSUE z dnia 19 listopada 2019 r.".
Przypomnijmy - PiS chce, by do katalogu przewinień sędziów sądów powszechnych (czyli rejonowych, okręgowych i apelacyjnych), za które odpowiadają dyscyplinarnie, dopisać między innymi odmowę stosowania przepisu ustawy, jeżeli jego niezgodności z Konstytucją lub umową międzynarodową nie stwierdził Trybunał Konstytucyjny.
PiS pod groźbą sankcji chce zmusić sędziów, by na własną rękę lub poprzez pytania prawne do SN lub TSUE, nie oceniali zgodności z Konstytucją lub z prawem europejskim przepisów uchwalonych przez obecną władzę. A taki obowiązek, w kontekście badania umocowania neo-KRS i powoływanych przez nią sędziów, nakładał wyrok TSUE z 19 listopada.
Zasada, którą chce wprowadzić rząd PiS, kłóci się również z zasadą pierwszeństwa prawa UE nad prawem krajowym, co jest fundamentem porządku prawnego Unii.
Sąd Najwyższy zwraca uwagę, że "sprzeczność pomiędzy prawem polskim, a unijnym, jaką Projektodawca zamierza wywołać, z dużym prawdopodobieństwem prowadzić będzie do wszczęcia przez instytucje Unii Europejskiej procedury o stwierdzenie uchybienia zobowiązaniom wynikającym z traktatów,
a w dłuższej perspektywie – do konieczności opuszczenia Unii Europejskiej".
By wyjaśnić efekt nowego rozwiązania SN w opinii porównuje tę sytuację do stanu wojennego:
"Podkreślenia wymaga, że formułowane obecnie w przestrzeni publicznej przez najwyższych przedstawicieli władzy ustawodawczej i wykonawczej zarzuty dotyczące sędziów stanu wojennego, sprowadzają się do tego, że stosowali oni dekret o stanie wojennym, bez uwzględnienia jego sprzeczności z normami wyższego rzędu.
W istocie do tego samego dąży Projektodawca, proponując surowe kary dyscyplinarne za odmowę stosowania przepisów sprzecznych z prawem europejskim i stosowanie wyroków Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej".
W przepisach, które zabraniają sędziom zabierania głosu w sprawach „związanych z polityką – ogółem spraw i działań dotyczących zarządzania państwem” SN widzi z jednej strony próbę naruszenia wolności słowa gwarantowaną przez art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, ale również atak na samorząd zawodowy.
"Literalne rozumienie powyższego unormowania prowadziłoby do absurdu. Przyjąć bowiem należałoby, że sędziowie pozbawieni byliby jakiejkolwiek możliwości odniesienia się do bieżących spraw dotyczących funkcjonowania sądownictwa, np. w zakresie wyrażenia opinii w przedmiocie unormowań regulujących funkcjonowanie sądownictwa czy określających ich warunki pracy".
Nie bez znaczenia jest również marginalizacja roli samorządu zawodowego sędziów, który powinien zostać pozbawiony dotychczasowych funkcji opiniodawczych, jak i kontrolnych wobec nominowanych przez Ministra Sprawiedliwości prezesów sądów powszechnych.
Dużo krytyki SN poświęca projektowanemu zakazowi "kwestionowania istnienia stosunku służbowego sędziego lub skuteczności jego powołania".
SN przypomina, że orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka jednoznacznie uważa, że naruszenia wymogów prawa krajowego przy powołaniu danej osoby na stanowisko sędziego, stanowi naruszenie prawa skarżącego do "sądu stanowionego ustawą" (art. 6 ustęp 1 EKPC).
Tymczasem polski ustawodawca chce wprowadzić ustawową definicję sędziego jako „osoby powołana na to stanowisko przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, która złożyła ślubowanie wobec Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej”. Przepis ten przede wszystkim jest niezgodny z Konstytucją, której art. 179 przesądzą, że sędziego powołuje prezydent na wniosek KRS.
Jak argumentuje dalej SN - takie zrozumienie prowadziłoby do absurdów takich jak na przykład powołanie przez Prezydenta na stanowisko sędziego kogokolwiek, nawet osoby niespełniającej podstawowych wymogów.
Próba implementacji w systemie prawnym takiej definicji ma być oczywiście szczepionką przeciwko podważaniu umocowania neo-KRS.
SN przypomina:
"Aktualnie sposób ukształtowania Krajowej Rady Sądownictwa należy uznać za niezgodny z Konstytucją, co szerzej uzasadniano już w licznych opiniach, w tym także opiniach SN".
I przywołuje szereg argumentów za odrzucenie neo-KRS w obecnej formie, które pojawiały się i w wyroku TSUE z 19 listopada i w orzeczeniu SN z 5 grudnia.
Z kolei delikt polegający na "utrudnianiu pracy wymiaru sprawiedliwości" uznano za wysoce nieostry i niespełniający wymogu ustawowej określoności deliktu dyscyplinarnego.
SN podsumowuje następująco:
"Wprowadzone zmiany mają charakter całkowicie arbitralny i stanowią przejaw instrumentalizacji postępowania dyscyplinarnego umożliwiającej wywołanie efektu mrożącego wśród sędziów, a także usunięcie ze stanu sędziowskiego osób, których poglądy nie odpowiadają rządzącej większości".
I przewiduje nieuchronne konsekwencje wobec Polski:
"Karanie dyscyplinarne sędziów za prawidłowe stosowanie prawa UE, w tym realizację zasady pierwszeństwa prawa UE zgodnie z orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości UE, będzie oznaczało naruszenie zobowiązań Polski wynikających z członkostwa w UE i będzie godzić w podstawy członkostwa Polski w UE.
To zaś w zakresie minimalnym będzie stanowić podstawę do wszczęcia postępowania przeciwko Polsce na podstawie art. 258 TFU, ale także rodzić wspomnianą już odpowiedzialność odszkodowawczą państwa polskiego, a także dawać argumenty do kontynuowania wszczętej już procedury z art. 7 TUE".
W ostatniej części opinii SN zbija argumenty rządu PiS, jakoby przepisy były wzorowane na rozwiązaniach prawa francuskiego, hiszpańskiego i niemieckiego.
Ale SN dużo uwagi poświęca także na analizę przepisów dotyczących wyboru Pierwszego Prezesa SN, które w debacie wokół druku nr 69 zdawały się być drugoplanowe wobec przepisów dyscyplinujących sędziów.
SN odważnie interpretuje ich polityczne znaczenie:
"Ewidentnym celem projektu jest także doprowadzenie do obsadzenia urzędu Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego przez urzędującego Prezydenta Rzeczypospolitej, na wypadek, gdyby przegrał On wybory prezydenckie w 2020 r.
Obsadzenie odpowiednią osobą funkcji Pierwszego Prezesa pozwoliłby na przejęcie, przynajmniej wizerunkowej kontroli nad Sądem Najwyższym oraz, co ważniejsze, realnej kontroli nad Trybunałem Stanu. Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego jest bowiem przewodniczącym tego Trybunału z mocy prawa i ma realny wpływ na kształtowanie składów orzekających.
To z kolei może uniemożliwić skuteczne pociągnięcie do odpowiedzialności konstytucyjnej przed tym organem".
Przypomnijmy - w projekcie znajduje się szereg przepisów, które radykalnie zmniejszają liczbę sędziów SN wymaganych do przedstawienia kandydatów na Pierwszego Prezesa, a także dają prezydentowi szczególne uprawnienia takie jak arbitralne anulowanie procedury wyboru, czy powołanie osoby pełniącej obowiązki PP.
SN podkreśla, że zgodnie z art. 183 ust. 3 Konstytucji organem uprawnionym do przedstawiania kandydatów jest Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego. "Zgromadzenie jest organem kolegialnym, który podejmuje uchwały, wymagający dla swej ważności większości głosujący sędziów SN.
Za niedopuszczalne należy uznać zatem wszelkie regulacje ustawowe umożliwiające przedstawienie kandydatów, w których wyborze nie brała udziału co najmniej połowa + 1 sędziów SN, a do takiej sytuacji prowadzi obniżenie kworum do 32 członków Zgromadzenia Ogólnego.
Trudno uznać, że funkcję Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego wykonywać może niewiele ponad 25% ogólnej liczby sędziów Sądu Najwyższego, określonej w regulaminie Sądu Najwyższego.
Podkreślenia wymaga, że mandat piastuna stanowiska Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego wybranego spośród kandydatów wyłonionych przez takie gremium będzie mógł być kontestowany".
Sądownictwo
Andrzej Duda
Zbigniew Ziobro
Krajowa Rada Sądownictwa
Sąd Najwyższy
Trybunał Konstytucyjny
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej
dyscyplinarki
Izba Dyscyplinarna
Trybunał Stanu
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze