0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Zuchowicz / Agencja GazetaDawid Zuchowicz / Ag...

Wyrok w tej głośnej sprawie wydał we wtorek 29 stycznia 2019 Sąd Okręgowy w Warszawie. Sędzia Andrzej Vertun (sędzia delegowany z sądu rejonowego) oddalił pozew Ryszarda Petru i Katarzyny Lubnauer przeciwko Komendzie Stołecznej Policji oraz Komendzie Głównej Policji o ochronę dóbr osobistych.

Petru i Lubnauer jako jedyni pozwali policję za śledzenie ich podczas demonstracji w obronie sądów pod Sejmem, w lipcu 2017 roku. Policja śledziła wtedy też innych polityków opozycji, działaczy Obywateli RP i KOD. Obserwację prowadzono na manifestacji pod Sejmem. Policja śledziła Petru również w restauracji na Wiejskiej, gdzie jadł obiad i szła za nim aż na ul. Nowy Świat, do siedziby Nowoczesnej.

To, jak policja inwigilowała wtedy Petru oraz działaczy Obywateli RP, opisała Bianka Mikołajewska:

Przeczytaj także:

Petru: zbierali informacje. Policja: dbaliśmy o bezpieczeństwo

Tylko Petru i Lubnauer zdecydowali się pozwać policję. Domagali się, by sąd zobowiązał policję do zakazania utrwalania obrazu i dźwięku z ich udziałem w sytuacjach prywatnych, nie związanych z pełnieniem przez nich funkcji publicznych.

Lubnauer i Petru uważają, że policja poprzez inwigilację w czasie protestów w obronie sądów naruszyła ich dobra osobiste w postaci prawa do prywatności. Bo ich wtedy śledzono. W pozwie zarzucono, że zrobiono to nie po to, by dbać o ich bezpieczeństwo, ale by zbierać informacje o zachowaniu liderów opozycji podczas protestów w obronie sądów. Autorzy pozwu sami przyznali, że nie mają dowodów na śledzenie Lubnauer, ale założyli, że skoro innych śledzono, to obecną liderkę Nowoczesnej również.

Policja nie wypierała się śledzenia Petru. Zresztą sama potwierdziła, że obserwowała wtedy również innych działaczy opozycji, bo do sądu nadesłano stenogramy z rozmów pomiędzy policjantami. Policja broniła się w sądzie, że działała legalnie (zabezpieczała legalną demonstracje) i dla dobra Ryszarda Petru. Policja twierdzi, że podjęła działania prewencyjno-ochronne wobec osób publicznych, w związku w wypowiedziami padającymi na demonstracji. Przekonuje, że te działania miały na celu zapewnienie śledzonym osobom bezpieczeństwa na wypadek, gdyby ktoś je zaatakował. Ponadto nie naruszało to prywatności Ryszarda Petru i nie była to inwigilacja. Policja zaprzeczyła w odpowiedzi na pozew, że śledziła Katarzynę Lubnauer.

We wtorek sędzia Andrzej Vertun w pełni podzielił argumenty policji.

Kiedy Petru jest politykiem?

Sędzia uznał, że nie ma podstaw do wydania ogólnego zakazu dla policji, by w przyszłości nie nagrywała Lubnauer i Petru. Bo taki ogólny zakaz byłyby nie wykonalny. Żeby był wykonalny musiałby być dokładnie sprecyzowany. Sędzia tłumaczył, że gdyby wydał ogólny zakaz, to nie wiadomo, kto miałby oceniać, kiedy i w jakich sytuacjach Petru występuje jako osoba publiczna, polityk, a kiedy prywatnie.

W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia podkreślał też, że gdyby wydał taki zakaz, to powtórzyłby przepisy ustaw, które określają, co policji wolno, a czego nie. "Sąd nie jest od tego, by powtarzać normy prawne" – uzasadniał sędzia Vertun.

Poza tym sąd uznał, że nie ma dowodów na to, że wtedy policja ich nagrywała. Były tylko meldunki policji. "Ale to nie jest nagranie ich rozmów [polityków – red.]. W procesie nie wykazano, że ich nagrano" – podkreślał sędzia. Dlatego odmówił politykom udzielenia ochrony na przyszłość w postaci zakazu ich nagrywania, bo przyjął, że takie zagrożenie jest hipotetyczne.

Jednocześnie sąd uznał, że nie ma dowodów na to, że policja śledziła Katarzynę Lubanuer. Sąd zauważył, że są tylko trzy policyjne notatki dotyczące jej osoby. "A wobec innych osób jest kilkadziesiąt" – zaznaczał sędzia.

Po zamachu na Adamowicza nie ma bezpiecznych miejsc

Sąd działań policji nie ocenił też jako wkraczających w prywatność posła Ryszarda Petru. Uznał, że nie były to działania operacyjne, na które jest potrzebna zgoda sądu. Działania policji nie naruszyły też dóbr osobistych polityka: sąd przyjął, że obserwowano go w „sytuacji publicznej”. Bo restauracja jest miejscem powszechnie dostępnym. Zaś zebrane informacje są „neutralne” i nie wkraczają w jego prywatność.

Sąd orzekł ponadto, że Petru nie wykazał, aby policja pod pretekstem obserwacji prowadziła działania śledcze wobec niego.

Sąd uznał, że działania policji były tylko prewencyjne i zgodne z ustawą o policji. Co więcej sędzia przypomniał, że policja ma wręcz obowiązek zadbać o bezpieczeństwo obywateli, w tym polityków.

"Policja ma obowiązek chronić ich życie i zdrowie" – zaznaczał w trakcie uzasadniania wyroku sędzia Vertun. I dodał: "Więc nie jest tak, że na jego [polityka – red.] życzenie policja może odstąpić od zapewnienia mu bezpieczeństwa. To obowiązek ustawowy. Tam [w lipcu 2017 - red.] były podstawowe działania policji, nie wykroczono poza zakres ochrony bezpieczeństwa obywateli na zgromadzeniu".

Sędzia nie przyjął argumentu, że Petru wtedy pod Sejmem był w przyjaznym otoczeniu i czuł się bezpiecznie. Sąd podkreślił, że ten argument stracił znaczenie po zamachu na prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. "Policja musi podejmować działania prewencyjne, obliczone na najgorsze. W tej sprawie jej zachowanie było proporcjonalne, nie ingerowano w prywatność" – uzasadniał sąd.

Wyrok jest nie prawomocny. Ryszard Petru, który był na jego ogłoszeniu, zapowiedział apelację. Po jego twarzy widać było, że jest mocno niezadowolony. "Polska policja powinna chronić, a nie inwigilować. Wskazywałem sądowi, że posiłek w restauracji to mój czas prywatny" – komentował Petru. Podkreślił, że podczas lipcowych protestów pod Sejmem czuł się bezpiecznie. Katarzyny Lubnauer nie było we wtorek na ogłoszeniu wyroku.

;
Na zdjęciu Mariusz Jałoszewski
Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze