0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Biegły, którego opinia zaważyła na oczyszczeniu kardiochirurga Mirosława G. z zarzutu zabójstwa pacjenta, to Ryszard J. (72 lata), znany łódzki kardiochirurg, były konsultant wojewódzki ds. kardiochirurgii i kierownik kliniki kardiochirurgii w jednym z łódzkich szpitali.

W ubiegłym roku Prokuratura Okręgowa Warszawa Praga oskarżyła go w ekspresowym tempie. Profesorowi J. postawiono jeden zarzut na podstawie artykułu 233 paragraf 4 kodeksu karnego. Zgodnie z nim biegłemu, który „przedstawia fałszywą opinię” w postępowaniu sądowym, grozi od roku do 10 lat pozbawienia wolności.

OKO.press pisało o tej sprawie jako pierwsze.

Przeczytaj także:

Teraz OKO.press ustaliło, że przed wakacjami Sąd Rejonowy dla Warszawy Woli zwrócił jednak prokuraturze akt oskarżenia prof. Ryszarda J., w celu uzupełnienia śledztwa.

Podstawą zwrotu sprawy jest art. 344 a Par. 1 i 2 kodeksu postępowania karnego, który mówi, że sąd zwraca akt oskarżenia, jeśli „akta sprawy wskazują na istotne braki tego postępowania, zwłaszcza na potrzebę poszukiwania dowodów, zaś dokonanie niezbędnych czynności przez sąd powodowałoby znaczne trudności”.

Oraz, że przekazując sprawę prokuratorowi „sąd wskazuje kierunek uzupełnienia, a w razie potrzeby także odpowiednie czynności, jakie należy przedsięwziąć".

Nie udało nam się ustalić, jakie „istotne braki” w akcie oskarżenia biegłego wytknął sąd. Bo decyzja sądu jest niejawna – dotyczy leczenia pacjentów doktora G. Rzecznik prasowy praskiej prokuratury informuje jedynie, że sąd „przekazał sprawę do tutejszej prokuratury celem uzupełnienia śledztwa poprzez uzyskanie opinii biegłego z zakresu kardiologii”, i że obecnie „postępowanie pozostaje w toku, zaś prokurator realizuje postanowienie sądu”.

Prof. Ryszard J. został oskarżony, bo według prokuratury jego korzystna dla doktora G. opinia jest fałszywa. Biegły oceniał leczenie jednego z pacjentów kardiochirurga i nie uznał, by G. popełnił błędy, skutkujące śmiercią pacjenta.

Profesor w prokuraturze odrzucił zarzuty. Podkreślił, że nie jest biegłym sądowym. To sąd prowadzący proces doktora G. zwrócił się do krajowego konsultanta w dziedzinie kardiochirurgi – prof. Mariana Zembali, by wskazał biegłego. I Zembala wskazał na niego, ze względu na jego dorobek naukowy, wiedzę i 46-letni staż pracy. Profesor J. podkreślał również, że opinię wydał, badając całą dokumentację medyczną, a nie część jak zagraniczni biegli.

Akt oskarżenia wobec prof. Ryszarda J. powstał, gdy kończył się już proces Mirosława G. o błędy medyczne i prokuratura złożyła go do tego procesu, jako dowód. Obserwatorzy procesu doktora G. uznali to za element nacisku na sąd, mający na celu zdyskredytowanie korzystnej dla niego opinii sądowej.

Sąd presji prokuratury nie uległ.

Szybki prokurator Matys

Jak pisało OKO.press, akt oskarżenia sporządził w zaledwie 21 dni śledczy Mariusz Matys, który prokuratorem jest od kilku lat. Od przejęcia władzy nad prokuraturą przez Zbigniewa Ziobrę szybko wspina się po szczeblach awansu. Pracę zaczynał w Żyrardowie. Prokuratorem rejonowym został na początku 2013 roku. W maju 2016 roku, czyli krótko po tym jak Ziobro przejął zwierzchnictwo nad prokuraturą, został delegowany do Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga i od razu został wtedy szefem I wydziału.

W 2016 zasłynął tym, że w ciągu jednego dnia ocenił, że Mariusz Kamiński nie złamał prawa podczas operacji CBA wymierzonej w Kwaśniewskich i umorzył śledztwo.

W akcie oskarżenia prokurator kilka razy wytykał profesorowi Ryszardowi J., że jego opinia nie była adekwatna do poziomu wiedzy medycznej jaką biegły powinien posiadać, jego dorobku naukowego i doświadczenia. Pisze o rażących „odstępstwach” od wiedzy medycznej.

O co chodzi z dr. G.

Sprawa kardiochirurga z warszawskiego szpitala MSWiA na ul Wołoskiej doktora Mirosława G. została wszczęta w maju 2007 roku, gdy Zbigniew Ziobro był ministrem sprawiedliwości w rządzie PiS-LPR-Samoobrona.

To była pokazówka dla obywateli, miała pokazać jak zepsuci i skorumpowani są lekarze. "Już nikt, nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie" - mówił podczas konferencji prasowej w 2007 roku o doktorze Mirosławie G. minister Zbigniew Ziobro.

Za tę wypowiedź dr Mirosław G. wytoczył Ziobrze proces cywilny, który wygrał w obu instancjach. Na mocy orzeczenia Sądu Apelacyjnego w Krakowie z grudnia 2008 były minister sprawiedliwości został zobowiązany do publicznych przeprosin oraz uiszczenia zadośćuczynienia.

I choć minęło już ponad 10 lat prokuratura Mirosławowi G. odpuścić nie zamierza. Do dziś toczą się procesy kardiochirurga, a prokuratura odwołuje się od kolejnych niekorzystnych dla siebie rozstrzygnięć sądu.

Prokuratura chce kasacji w Sądzie Najwyższym. Nie zgadza się na uniewinnienie

OKO.press ustaliło, że prokuratura złożyła kasację do Sądu Najwyższego od wyroku w sprawie, w której opinię wydawał Ryszard J.

Sąd rejonowy w tej sprawie w 2017 roku oczyścił doktora G. z zarzutów związanych ze śmiercią pacjenta, którego operował. Po zabiegu w ciele pacjenta został gazik. Lekarzowi postawiono za to początkowo zarzut zabójstwa w zamiarze ewentualnym. Później prokuratura zmieniła go na nieumyślne narażenia pacjenta na utratę życia oraz nieumyślne spowodowanie jego śmierci.

W odniesieniu do pierwszego zarzutu, sąd umorzył sprawę. Bo choć podczas operacji gazik został zaszyty w ciele pacjenta, po kilku dniach, gdy wykryto błąd, doktor przeprowadził drugą operację i go wyciągnął. Czyli uchylił niebezpieczeństwo narażenia na utratę życia.

Z drugiego zarzutu sąd lekarza uniewinnił. Orzekł, że nie ma związku pomiędzy operacją przeprowadzoną przez doktora G., a śmiercią pacjenta. Zmarł on po kilku miesiącach po zabiegu.

Pacjent po operacji był pod opieką anestezjologów, a nie doktora G. Biegli stwierdzili, że nie było związku pomiędzy zostawieniem gazika w jego ciele, a śmiercią. "Sąd orzekł, że to był błąd medyczny, do którego lekarz ma prawo. Doktor G. miał prawo nie wiedzieć o gaziku. Instrumentariuszka, która była przy operacji [i liczyła gaziki - red.] mówiła, że nic w ciele pacjenta nie zostało" – mówiła OKO.press obrończyni doktora G., mecenas Beata Czechowicz.

W tej sprawie sąd oparł się właśnie na m.in. opinii Ryszarda J. z Łodzi. OKO.press pisało o tym wyroku. Prokuratura zaskarżyła ten wyrok. Sąd odwoławczy uchylił go w części dotyczącej umorzenia jednego zarzutu i nakazał ponowny proces.

Podtrzymał jednak uniewinnienie, na co - jak ustaliło OKO.press - prokuratura złożyła kasację do Sądu Najwyższego. Sprawa czeka na wyznaczenie terminu.

Mirosław G. ma nadal ponowny proces za przyjmowanie kopert z pieniędzmi od pacjentów (za część czynów został już skazany na więzienie w zawieszeniu).

Lekarz został już jednak prawomocnie uniewinniony z zarzuty błędu medycznego dotyczącego kolejnego pacjenta. Został też oczyszczony z zarzutu mobbingu i molestowania pacjentki.

Udostępnij:

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze