0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Tomasz Stanczak / Agencja GazetaTomasz Stanczak / Ag...

Wyrok w sprawie Hanny Zdanowskiej i jej życiowego partnera Włodzimierza G. wydał w poniedziałek, 12 marca 2018 roku, Sąd Rejonowy Łodź-Śródmieście. Orzekł, że oboje poświadczyli nieprawdę w dokumentach składanych do banku w związku z ubieganiem się o kredyt.

Za karę Zdanowska ma zapłacić 20 tys. złotych grzywny, a jej partner 25 tys.

Wyrok jest nieprawomocny. Mogą się od niego odwołać zarówno skazani jak i prokuratura.

Prokurator chciał, by sąd orzekł pół roku pozbawienia wolności dla Zdanowskiej i dziewięć miesięcy dla Włodzimierza G. Gdyby sąd wymierzył prezydent Łodzi karę pozbawienia wolności, zamknęłoby jej to możliwość kandydowania na kolejną kadencję.

Przeczytaj także:

Zaliczka, której nie było

O szczegółach oskarżenia Zdanowskiej i jej partnera OKO.press pisało w ubiegłym roku. Jak ujawniliśmy, prezydent Łodzi sama ściągnęła na siebie kłopoty. Wystąpiła bowiem do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego o przyznanie uprawnień do wglądu do informacji tajnych, które wpływają do łódzkiego magistratu. Zanim ABW wyda takie uprawnienia, drobiazgowo sprawdza osobę, która się o nie ubiega. Zdanowską zaczęła sprawdzać jeszcze za rządu PO.

Gdy funkcjonariusze agencji przeanalizowali oświadczenia majątkowe Zdanowskiej, doszli do wniosku, że jej majątek rośnie szybciej niż jej dochody. Agent ABW kilka razy rozmawiał z nią, by wyjaśnić wątpliwości. Z tych spotkań powstały notatki, które potem posłużyły do oskarżenia prezydent Łodzi.

Akt oskarżenia sporządziła w 2017 roku prokuratura w Gorzowie Wielkopolskim. Oskarżyła Zdanowską, że w grudniu 2008 roku, gdy Włodzimierz G. starał się o kredyt mieszkaniowy w wysokości 200 tys. złotych, pomogła mu przedstawić w banku dokumenty poświadczające nieprawdę. Partner Zdanowskiej został oskarżony o przedstawienie dokumentów poświadczających nieprawdę. Chodziło o

  • potwierdzenie odbioru pieniędzy,
  • umowę przedwstępną sprzedaży mieszkania i
  • akt notarialny sprzedaży mieszkania.

Kredyt, który Włodzimierz G. dostał w Banku Pocztowym, był przeznaczony na zakup mieszkania w Łodzi. Kupił je od Zdanowskiej. On i Zdanowska poświadczyli w dokumentach, że Zdanowska otrzymała od Włodzimierza G. 50 tys. zł, jako zaliczkę na poczet zakupu mieszkania. Było to istotne, bo bank uznał zaliczkę za wkład własny G. Bez wkładu własnego pożyczka zostałaby udzielona na mniej korzystnych dla niego warunkach.

Problem w tym, że Zdanowska nie dostała tych 50 tys. złotych zaliczki.

Gdy pytali ją o to funkcjonariusze ABW, początkowo twierdziła, że zaliczkę otrzymała, ale potem wyznała agentowi, że jednak nie. Z wyjaśnień Włodzimierza G., złożonych w prokuraturze, wynika, że Zdanowska potrzebowała pieniędzy na wykończenie loftu, który kupiła, dlatego podjęła decyzję o sprzedaży mieszkania. Tłumaczył, że to on przygotowywał dokumenty do banku. I że na poczet zaliczki 50 tys. zł zaliczyli środki, które miał wyłożyć na remont mieszkania.

Tak samo tłumaczyła ostatecznie Zdanowska - że 50 tys. złotych było rozliczeniem nakładów na remont.

Pracownicy banku wyjaśnili jednak w prokuraturze, że gdyby 50 tys. miało być zaliczone jako wydatki na remont mieszkania, to powinno to być potwierdzone dokumentacją z oszacowania tych nakładów. A takiego dokumentu w banku nie ma.

Sędzia: świadomie poświadczyli nieprawdę

Sędzia Dariusz Spała nie uwierzył w wyjaśnienia oskarżonych.

Uznał, że Zdanowska świadomie pomagała w uzyskaniu kredytu, poświadczając nieprawdę. Nie dał też wiary wyjaśnieniom, że na poczet zaliczki zaliczono wcześniejsze remonty w mieszkaniu.

Sędzia zauważył, że całą winę w procesie chciał wziąć na siebie partner prezydent Łodzi. Wziął też pod uwagę to, że Zdanowska jest byłą posłanką, obecnie prezydentem miasta, a jej partner przedsiębiorcą. Czyli - jak uznał - można założyć, że byli świadomi swojego czynu. Ale także to, że kredyt, którego dotyczył proces, jest normalnie spłacany.

Po ogłoszeniu wyroku Zdanowska mówiła dziennikarzom: "Nie popełniłam nic złego, nie czuję się winna. Dla mnie najważniejsze jest, że mogę starować w wyborach. I to, że łodzianie będą decydować, kto będzie prezydentem miasta".

Udostępnij:

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze